Reklama

Z. Tomaszem jestem od dekady. Kiedyś sądziłam, że jesteśmy jedną z tych par, które przetrwają wszystko. Byliśmy przyjaciółmi, partnerami, kochankami. Zawsze mogliśmy na sobie polegać. Wspólny dom, kredyt, plany na przyszłość. Codzienność, którą kiedyś tak kochałam.

Ale od jakiegoś czasu coś zaczęło się psuć. Niby nic wielkiego – krótsze rozmowy, rzadsze pocałunki, wieczory spędzane osobno. Tłumaczyłam to zmęczeniem, stresem, rutyną. Tomasz milczał, zamykał się w sobie. Gdy pytałam, czy coś się dzieje, tylko wzruszał ramionami.

Wróciłam z delegacji dzień wcześniej

Klient w ostatniej chwili odwołał spotkanie, więc spakowałam się i ruszyłam w drogę do domu, wcześniej niż planowałam. Chciałam zrobić niespodziankę Tomaszowi, przygotować kolację, obejrzeć razem coś głupiego w telewizji. Brakowało mi go. A może po prostu tęskniłam za tym, kim kiedyś byliśmy?

Było po dziewiętnastej, gdy przekręcałam klucz w zamku. W domu panowała cisza. Zdjęłam buty i ruszyłam do kuchni – pusto. Zajrzałam do salonu – też nikogo. Ale wtedy usłyszałam głosy. Gdzieś z góry. Z naszej sypialni.

Weszłam po schodach, każdy krok był jak uderzenie serca. Drzwi były lekko uchylone. I wtedy zobaczyłam ich. Jego nagie plecy. Jej nogi. Ich ciała splecione pod naszą pościelą. Naszą.

Nie krzyknęłam. Stałam jak wmurowana. Wszystko działo się wolno, jak w jakimś absurdalnym śnie. Dopiero kiedy się odwrócili, zdołałam wydusić z siebie:

– Co to ma być?

Tomasz zbladł. Kobieta, która leżała obok niego, próbowała się zakryć kołdrą. I wtedy zamarłam drugi raz.

– Klaudia? – wyszeptałam.

Kuzynka. Moja własna kuzynka. Ta, która przyjeżdżała na wakacje, która znała mnie od dziecka. Ta, którą nazywałam rodziną.

– Sabina, to nie tak… – zaczął Tomasz.

– Wyłaź stamtąd – syknęłam, cała się trzęsąc. – Z mojego łóżka. Natychmiast!

Chciałam zrozumieć

Spotkałyśmy się trzy dni później. Sama do niej napisałam. Chciałam ją zobaczyć, spojrzeć jej w twarz, usłyszeć cokolwiek. Choć nie wiem, czego właściwie się spodziewałam. Że przeprosi? Że się popłacze? Spotkałyśmy się w kawiarni, w której kiedyś razem śmiałyśmy się z głupich randek z aplikacji.

Klaudia przyszła wystrojona, jakby szła na zakupy, nie na konfrontację z kobietą, której rozwaliła małżeństwo.

– Cześć – powiedziała cicho.

– Oszczędź mi tych grzeczności. Po prostu… powiedz mi, dlaczego? – nie owijałam w bawełnę.

Klaudia westchnęła, wzruszyła ramionami.

– Sabina… Ty i Tomasz… wy byliście martwi od dawna. Tylko ty tego nie widziałaś.

Zamrugałam.

– Czy ty naprawdę właśnie próbujesz to obrócić przeciwko mnie?

– Nie! Ale… nie rozmawialiście, nie dotykaliście się, nie było między wami nic. On był samotny.

– Samotny? A ty byłaś jego pocieszycielką? Własnej rodzinie właziłaś do łóżka?!

– Nie planowałam tego, przysięgam. To się po prostu… wydarzyło.

Zamknęłam oczy. Serce waliło mi jak oszalałe. Chciałam rzucić w nią tą cholerną filiżanką.

– A teraz co? Kochacie się? Będziecie razem? Zamieszkacie w moim domu?

– Nie wiem… – szepnęła. – Tomasz jest pogubiony. Ja też.

Wstałam. Wystarczyło. Miałam ochotę wykrzyczeć jej, że jest nikim. Ale zamiast tego powiedziałam tylko:

– Jesteście siebie warci.

I wyszłam, nie oglądając się za siebie.

To niewyobrażalne…

Zadzwoniłam do mamy następnego dnia. Głos mi się łamał już po „cześć”. Usłyszała to od razu.

– Co się stało, córeczko? – zapytała z niepokojem.

– Muszę przyjechać. Muszę ci coś powiedzieć. Tylko nie przez telefon.

Czekała już w drzwiach. W jej oczach był strach – ten sam, który pamiętałam z dzieciństwa, kiedy zachorowałam albo spadłam z roweru. Usiadłyśmy w kuchni, przy tym samym stole, przy którym przez lata dzieliłyśmy się wszystkim.

– Tomasz mnie zdradził – zaczęłam.

Mama pobladła. Otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale tylko skinęła głową, żebym mówiła dalej.

– Z Klaudią.

Zamilkła. Na dłużej. Widziałam, jak z trudem łapie powietrze. Oparła się o krzesło, jakby ją zamroczyło.

– Z… Klaudią? – powtórzyła, jakby nie dowierzała.

– W moim łóżku, mamo. Przyłapałam ich. Wróciłam dzień wcześniej z delegacji.

Zasłoniła usta dłonią. Przez chwilę siedziałyśmy w ciszy. Potem zaczęłyśmy płakać obie.

– Ale jak…? Przecież Klaudia była dla nas jak córka. Zabierałam ją na wakacje, kupowałam prezenty… Ja ją wychowywałam!

– A ona mi zniszczyła życie – odpowiedziałam cicho.

– To niewyobrażalne… Jak ona mogła?

Patrzyła na mnie, jakby szukała odpowiedzi. Ale jej nie było.

– I co teraz zrobisz, dziecko?

– Nie wiem, mamo. Naprawdę nie wiem.

Wstała i przytuliła mnie jak wtedy, gdy byłam małą dziewczynką i świat walił mi się na głowę.

Ona była obok

Spotkaliśmy się w parku, niedaleko naszego domu. Mojego domu. Bo Tomasz zdążył już się wyprowadzić – do wynajmowanego mieszkania, jak sam stwierdził: „na jakiś czas, żeby nie być ciężarem”. Hipokryta.

Przyszedł wcześniej. Siedział na ławce, ubrany jak zwykle – zbyt elegancko jak na niedzielne popołudnie. Wyprostowany, spięty. Jakby to była rozmowa kwalifikacyjna, a nie spotkanie z żoną, którą zdradził.

– Dziękuję, że przyszłaś – zaczął cicho, kiedy tylko usiadłam.

– Nie robię tego dla ciebie, Tomasz. Chcę zrozumieć. Jak? Kiedy? Dlaczego?

Zamilkł. Przełknął ślinę.

– Nie wiem, Sabina… Wiem, że to brzmi głupio, ale… to po prostu się wydarzyło. My z Klaudią… Ona była obok, kiedy mi ciebie brakowało.

– Nie brakowało ci mnie. Brakowało ci uwagi. Seksu. Emocji. Klaudia była pod ręką – to nie romantyczna historia, tylko tania wymówka.

– Byłem samotny – powtórzył.

– A ja nie?! – warknęłam. – Myślisz, że nie widziałam, jak się oddalasz? Ale walczyłam. A ty co? Zamiast rozmawiać, poszedłeś do łóżka z moją kuzynką!

Tomasz spuścił głowę.

– To był błąd.

– Nie, Tomasz. Błąd to kupić nieświeże mleko. Ty zrobiłeś coś, czego się nie wybacza.

– Kocham cię. Nadal – powiedział nagle.

Prychnęłam.

– Może powinieneś to powiedzieć Klaudii, zanim znowu wpełznie ci do łóżka.

Wstałam.

Rozwodzimy się. I nie licz, że będzie łatwo.

Nie spojrzałam na niego więcej. Nie zasługiwał.

To historia o nich, nie o mnie

Karolina przyszła z dwoma kubkami kawy i czekoladowym croissantem. Zawsze wiedziała, czego mi trzeba. Usiedliśmy na ławce nad rzeką. Wiatr plątał mi włosy, a ona patrzyła na mnie z troską, ale bez litości. I za to ją kochałam – nie była z tych, co klepią po ramieniu i mówią, że „czas leczy rany”. Karolina wolała walić prawdę między oczy.

– I co teraz? – zapytała, podając mi kubek.

– Rozwód. Cisza. Wyrwa w środku. Czuję się, jakbym była pustym pudełkiem po czymś ważnym.

– Masz prawo. Ale to nie znaczy, że jesteś nikim. To on cię zawiódł. Nie ty jego.

– Ale jakim trzeba być człowiekiem, żeby zrobić coś takiego… z własną kuzynką? – głos mi się załamał.

Karolina pokiwała głową.

– To nie o ciebie chodziło, Sabina. To o nich. O ich słabościach, kompleksach, głupocie. Ty byłaś tylko tłem. Bo miałaś być silna, przewidywalna, dobra.

– A może byłam nudna? Może naprawdę coś zawaliłam?

– Przestań – ucięła ostro. – Zawsze dawałaś z siebie wszystko. To nie ty zrobiłaś burdel z małżeństwa. Oni go zrobili. I nie potrzebujesz ich, żeby być kimś.

Zamilkłam. Patrzyłam na wodę, która płynęła spokojnie, jakby nic się nie stało. A przecież mój świat się rozsypał.

– Kiedyś się z tego podniesiesz – dodała. – Ale dziś masz prawo płakać.

I wtedy pękłam. Po raz pierwszy nie przed lustrem. Nie samotnie. A ona trzymała mnie za rękę, aż się wypłakałam do końca.

Sabina, 35 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama