„Przyjęłam przyjaciółkę pod swój dach, bo była bezdomna po rozwodzie. Nie mogłam uwierzyć, że tak mi się odwdzięczyła”
„Wspólne mieszkanie nie było proste. Okazało się, że mamy zupełnie inne przyzwyczajenia, które po miesiącu wspólnego mieszkania urosły do sporych problemów. – Możesz jej powiedzieć, żeby nie przesiadywała tyle w łazience? – irytował się mój mąż”.

- Listy do redakcji
Martę poznałam jeszcze na studiach i od razu przypadłyśmy sobie do gustu. Nie tylko trzymałyśmy się razem na uczelni, ale też poza nią. A po ukończeniu studiów nie straciłyśmy ze sobą kontaktu i pomimo różnych zawirowań życiowych wciąż lubiłyśmy swoje towarzystwo. Tak więc kiedy Marta poprosiła mnie o przysługę, to nie wahałam się ani chwili. Szkoda tylko, że nie wiedziałam, że ta przysługa zniszczy nie tylko moją wieloletnią przyjaźń, ale też i małżeństwo.
Myślałam, że to przyjaźń na całe życie
Doskonale pamiętam dzień, w którym poznałam Martę. Właśnie przeprowadziłam się do innego miasta i w związku z tym czekała mnie zmiana uczelni. I nie ukrywam, że czułam spory stres. Nigdy nie byłam zbyt towarzyska, a nawiązywanie nowych znajomości nie było dla mnie łatwe. Dlatego bardzo obawiałam się, że na uczelni będę odludkiem. Na szczęście moje obawy się nie spełniły. Już pierwszego dnia podeszła do mnie drobna blondynka.
– Cześć, jestem Marta – usłyszałam obok nieśmiały głosik. Odwróciłam się i ujrzałam dziewczynę, która wydawała się tak samo zagubiona jak ja.
– Anka – powiedziałam z uśmiechem. I od razu poczułam, że stojąca obok mnie dziewczyna będzie w moim życiu kimś ważnym.
Zaprzyjaźniłyśmy się. Szybko okazało się, że mamy podobne zainteresowania, pasje i poglądy. Rozumiałyśmy się niemal bez słów.
– Czasami czuję się tak, jakbyśmy były siostrami – powiedziałam kiedyś Marcie. A ona przytaknęła i powiedziała, że w końcu znalazła bratnią duszę. Miałam nadzieję, że tak właśnie będzie. Potrzebowałam przyjaciółki, a Marta wydawała się być idealną osobą do tej roli.
Przez pierwsze lata naszej znajomości wszystko było idealne. Gdyby wtedy ktoś mi powiedział, że Marta zniszczy w moim życiu wszystko, na czym mi zależy, to bym mu nie uwierzyła. A jednak tak się właśnie stało. I chociaż zawsze obiecywałyśmy sobie, że żaden mężczyzna nigdy nie stanie między nami, to kilka lat później żadna z nas już o tym nie pamiętała.
Trochę jej zazdrościłam
Po skończeniu studiów w naszej relacji nic się nie zmieniło. Nadal starałyśmy się utrzymywać regularny kontakt, a gdy tylko czas nam na to pozwalał, spotykałyśmy się na pogaduchy.
– Fajnie, że jesteś – mówiłam jej za każdym razem, gdy się widziałyśmy. Przynajmniej miałam komu się wygadać, gdy moje życie uczuciowe kilkukrotnie legło w gruzach, a ja myślałam, że już nic dobrego mnie nie spotka.
– Od tego są przyjaciółki – mówiła z uśmiechem. I jednocześnie przekonywała mnie gorąco, że i ja w końcu spotkam swoje szczęście. Byłam jej wdzięczna.
Jednak nic z tego nie wychodziło. Lata leciały, a ja wciąż byłam sama. W odróżnieniu od Marty, która poznała Pawła i cała w skowronkach stanęła z nim na ślubnym kobiercu. Nie ukrywam, że trochę jej zazdrościłam.
– Ty to masz szczęście – wzdychałam. A w myślach już wyobrażałam sobie, że mnie też spotka takie szczęście.
W końcu i ja się doczekałam
Na mojej drodze stanął Adam, który od początku wpadł mi w oko. Jednak nic nie wskazywało na to, że połączy nas coś więcej niż przyjaźń. A jednak stało się inaczej. Niecałe dwa lata po pierwszej randce powiedzieliśmy sobie sakramentalne „tak” i rozpoczęliśmy wspólne życie. Miałam nadzieje, że tak będzie do końca naszych dni.
– Adam to druga połówka przysłowiowej pomarańczy – ekscytowałam się podczas rozmowy z Martą. – W końcu spotkałam kogoś, kto myśli i czuje tak samo jak ja – mówiłam.
Jednocześnie byłam zachwycona tym, że wreszcie będziemy mogli umawiać się na podwójne małżeńskie randki.
Marta jednak wcale nie przyklaskiwała mojemu pomysłowi. Początkowo wymigiwała się od wspólnym spotkań, a z czasem zaczęła też unikać rozmów o jej małżeństwie. Aż w końcu poinformowała mnie, że się rozwodzi.
– Po prostu coś się skończyło – powiedziała, gdy zszokowana zapytałam ją o powód takiej decyzji. Do tej pory byłam przekonana, że małżeństwo Martwy jest idealne, a ona jest w nim bardzo szczęśliwa. – Czasami tak się dzieje – dodała filozoficznie, gdy próbowałam ją wypytać, co się dokładnie stało. Jednak Marta nie chciała wchodzić w szczegóły.
Koniec małżeństwa przyjaciółki miał dla niej nieprzyjemne konsekwencje. Okazało się, że mieszkanie, w którym mieszkała z Pawłem, było jego, a ona po rozwodzie musiała się z niego wyprowadzić.
– I tak oto w wieku 30 lat stałam się bezdomna – westchnęła, gdy zapytałam ją, co zamierza teraz zrobić. – Ale nie martw się, coś wymyślę – powiedziała szybko, gdy tylko zobaczyła moją minę. A mi najzwyczajniej w świecie nie mieściło się w głowie, że Marta została z niczym.
Nie mogłam jej tak zostawić
– Mam pewien pomysł – zakomunikowałam jej kilka dni później. Postanowiłam, że przyjmę przyjaciółkę pod swój dach. Marta pomagała mi tak wiele razy, że teraz nie mogłam się od niej odwrócić i pozwolić, aby tułała się po obcych ludziach.
Adam początkowo był temu przeciwny, to jakoś udało mi się jego przekonać. Zapewniłam go, że to tylko na jakiś czas.
– Ani się obrócisz, a Marty już z nami nie będzie – obiecywałam mu. Wtedy nawet nie przyszło mi do głowy, że historia potoczy się zupełnie nie tak, jakbym chciała.
Zrobiło się niezręcznie
Wspólne mieszkanie nie było proste. Okazało się, że mamy zupełnie inne przyzwyczajenia, które po miesiącu wspólnego mieszkania urosły do naprawdę dużego problemu.
– Możesz jej powiedzieć, żeby nie przesiadywała tyle w łazience? – irytował się mój mąż.
– Czy Adam naprawdę musi nastawiać ekspres do kawy o 5 rano? – żaliła się Marta.
– Czy Marta mogłaby się dokładać do rachunków? – pytał Adam.
– Czy mogłabyś powiedzieć mężowi, że przeszkadza mi jego granie na gitarze? – prosiła przyjaciółka.
I tak to trwało przez kilka tygodni. A ja miałam już tego dosyć. Marta zaczynała mnie denerwować, a z mężem kłóciłam się niemal codziennie. Nagle okazało się, że Adam ma wiele wad, których wcześniej nie zauważałam, a Marta jest bardziej irytująca, niż myślałam przez te wszystkie lata naszej znajomości.
– Chyba czas najwyższy to zakończyć – poradziła mi koleżanka z pracy. Ale ja oczywiście nie mogłam tego zrobić. Marta wciąż nie stanęła na nogi, a ja nie miałam serca, aby poprosić ją o wyprowadzkę. I do dzisiaj tego żałuję.
Sama nie wiem, kiedy nieporozumienia i niesnaski pomiędzy moją przyjaciółką a moim mężem całkiem ustały. Któregoś dnia po prostu zauważyłam, że oboje przestali mieć do siebie pretensje o wszystko. Co więcej – coraz częściej widziałam, że uśmiechają się do siebie i w końcu zaczynają rozmawiać jak dorośli ludzie.
„Wreszcie wszystko się poukładało” – myślałam szczęśliwa. Teraz wiem, że byłam głupia i naiwna. Myślałam, że dwójka najbliższych mi ludzi zakopała topór wojenny, a okazało się, że jedno i drugie wbiło mi nóż w plecy.
Tak się odwdzięczyła za pomoc
Nie wiem, jak długo żyłabym w nieświadomości, gdyby nie zupełny zbieg okoliczności. Tego dnia wyszłam wcześniej z pracy, bo nie czułam się najlepiej i byłam pewna, że łapie mnie przeziębienie. Nie poinformowałam męża o swoich planach, bo się do niego nie odzywałam. Dzień wcześniej posprzeczaliśmy się o jakąś głupotę i cały czas byłam na niego zła.
Wiedziałam, że coś jest nie w porządku, gdy tylko przekroczyłam próg mieszkania. Nie było słychać telewizora, radia ani komputera, ale zza drzwi naszej sypialni dobiegały jakieś odgłosy.
– Adam? – zapytałam, otwierając drzwi do sypialni.
Już nigdy nie zapomnę tego, co ujrzałam. Mój mąż baraszkował z moją najlepszą przyjaciółką. I co gorsza, byli tak zajęci sobą, że dopiero po chwili zauważyli, że stoję tuż obok nich.
– Anka, co ty tu robisz? – wykrzyknęła Marta.
– To nie tak, jak myślisz – niemal natychmiast powiedział mój mąż.
Ale co miałam myśleć? To, co się działo w moim małżeńskim łóżku, nie pozostawiało najmniejszego pola do domysłów. Wszystko było jasne jak słońce.
Gdy już mogłam się ruszyć, wybiegłam z sypialni ze łzami w oczach. Po chwili usłyszałam, że wychodzą z niej także Adam i Marta.
– Porozmawiajmy – powiedział Adam.
Marta nic nie mówiła.
– To tak odwdzięczasz mi się za pomoc?! – wykrzyknęłam. Nie mogłam uwierzyć w to, że dwie najbliższe mi osoby wywinęły taki numer.
– Nie chciałam – powiedziała Marta po chwili. – To się po prostu stało – dodała jak gdyby nic.
Nie mogłam na nich patrzeć. Poprosiłam, aby wynieśli się z mieszkania i nigdy więcej nie pokazywali mi się na oczy.
Adam próbował ze mną porozmawiać. Ale ja nie chciałam go słuchać. Podobnie jak i Marty, która też próbowała się wytłumaczyć. Co mieli zamiar mi powiedzieć? Dla mnie wszystko było skończone. W to jedno popołudnie straciłam nie tylko męża, ale też najbliższą przyjaciółkę. I pewnie minie sporo czasu, zanim znowu komuś zaufam.
Anna, 31 lat
Czytaj także:
- „Koleżanki z pracy jeżdżą na Chorwację, a ja w biurze klikam w tabelki. Jedyne, co mnie trzyma w tej robocie to kasa”
- „Córka przyjaciółki miała zostać moją synową. Weszła do rodziny, ale całkiem inaczej, niż myślałam”
- „Rodzona siostra nie zaprosiła mnie na swój ślub i wesele. Dowiedziałam się tylko, że muszę odpokutować cudze winy”

