„Przyjaciółka wspierała mnie po rozwodzie. Okazało się, że były mąż też płacze w jej rękaw”
„Zacisnęłam palce na telefonie, walcząc z uczuciem zdrady. Nie o Kamila tu chodziło – to z nim się rozstałam, jego nie kochałam już dawno. Ale Ela… była moją przyjaciółką. Tą, do której dzwoniłam o drugiej w nocy, gdy Jagoda miała gorączkę. Tą, która znała wszystkie moje lęki. I to ona teraz była z moim byłym mężem”.

– Drugą ratę za kolonię musi pani wpłacić do 5 czerwca – poinformowała mnie kobieta z biura podróży. Wysyłałam Jagodę, moją córkę, na obóz żeglarski nad jezioro.
Pomyślałam z ulgą, że chociaż z alimentami mam spokój. Kamil, mój były mąż, zawsze przelewał je w terminie, bez przypominania.
Nasze małżeństwo… to był ciągły front. Kłóciliśmy się o wszystko. O to, kto nie wyniósł śmieci, o to, co powiedziałam jego matce, o to, co on nie powiedział mojemu ojcu. Kiedyś nawet pokłóciliśmy się o sposób, w jaki gotuję ryż. Każda drobnostka mogła wybuchnąć jak granat. I w tym wszystkim była ona – Jagoda. Mała, z oczami jak spodki, coraz częściej uciekająca do kogoś, kto dawał jej spokój.
Tą osobą była Ela – moja przyjaciółka od lat. Znałyśmy się od studiów. Traktowałam ją jak siostrę.
– Jagoda znowu do mnie przyszła wczoraj – powiedziała Ela, gdy byłyśmy razem na zakupach. – Powiedziała, że nie da się już u was wytrzymać.
Zamarłam przy wieszaku z letnimi sukienkami.
– Przyniosła zeszyty, książki. Uczyła się u mnie do nocy, bo w domu były krzyki. Znowu. Milena, ona ma trzynaście lat. Chcecie ją wykończyć psychicznie?
Poczułam wstyd. Znowu. Obiecywałam sobie, że nie dam się sprowokować Kamilowi. I jak zwykle – przegrałam.
Znaliśmy się od lat
Ela znała mnie i Kamila od zawsze. To ona nas ze sobą poznała. Studiowali razem ekonomię, a ja byłam wtedy na psychologii. Nie miałam zamiaru się z nim umawiać – wydawał mi się nijaki, a do tego nosił sandały do dżinsów. Ale Ela nie dawała za wygraną. Mówiła, że to świetny facet, trochę nieporadny, ale dobry. No i że się we mnie zadurzył.
W końcu uległam. Spotkanie przerodziło się w kilka, potem w miesiące. A potem był ślub. Ela została świadkową i matką chrzestną Jagody. Była przy nas zawsze – w dobre i złe chwile. A tych złych zaczęło się robić więcej, niż chciałam przyznać. Zwłaszcza po urodzeniu córki.
Kiedy się rozwodziliśmy, Ela wciąż była blisko. Pomagała mi. Przychodziła z zakupami, zabierała Jagodę do kina, gotowała nam obiad. Była moją podporą. Wspólnie mówiłyśmy: „Nie potrzebujemy facetów. Mamy siebie”. I ja w to wierzyłam. Że tak już zostanie.
– Wiesz, Milena – powiedziała kiedyś Ela przy winie – my to chyba się zestarzejemy razem. Ty z Jagodą, ja z psem i storczykami.
Śmiałyśmy się wtedy. Żartowałyśmy, że założymy wspólną agencję detektywistyczną dla kobiet po przejściach. I naprawdę wierzyłam, że nasza relacja jest nie do ruszenia. Jakby była z żelaza.
Gdybym tylko wtedy wiedziała, że ten żart o starzeniu się razem, Ela potraktuje zbyt dosłownie… Może coś bym zrobiła inaczej. Może…
Mieliśmy dobre relacje
Po rozwodzie Kamil odwiedzał Jagodę w każdą niedzielę. Zabierał ją na pizzę, do kina albo na kręgle. Początkowo unikałam spotkań z nim. Kiedy przychodził, zamykałam się w sypialni i czekałam, aż sobie pójdzie. Nie chciałam znowu wpaść w tę samą pułapkę wspomnień i żalu.
Z czasem jednak wszystko się uspokoiło. Zaczęliśmy rozmawiać przy drzwiach, potem przy herbacie. Okazało się, że rozmawia się nam… dobrze. Bez napięcia. Jakbyśmy wreszcie byli dla siebie tylko ludźmi. Znajomymi z osiedla, którzy kiedyś mieszkali razem, ale teraz tylko się mijają.
– Jagoda mówiła, że nikogo nie masz – rzucił kiedyś mimochodem, mieszając herbatę w mojej kuchni.
Zauważyłam, że robi to ostrożnie. Kiedyś celowo brzdąkał łyżeczką o szklankę, żeby mnie wkurzyć. Teraz jakby chciał mi oszczędzić hałasu.
– Nie mam – odpowiedziałam. – Ale nie dlatego, że przestałam wierzyć w miłość. Po prostu… nie czuję potrzeby.
– Mam nadzieję, że to nie przeze mnie? – uśmiechnął się z przekąsem.
– Ciebie? – zaśmiałam się. – Prędzej przez to, że Ela mi ciągle powtarza, że mam za wysokie wymagania. Ale może to ona w końcu kogoś znajdzie, a nie ja.
Kamil spojrzał wtedy na mnie inaczej. Trochę z zaciekawieniem, a trochę jakby coś sobie przypomniał.
Przyjaciółka była zaskoczona
Minęło kilka dni, kiedy Ela zadzwoniła do mnie zdenerwowana.
– Milena, co ty mu nagadałaś? – wypaliła od razu, bez przywitania.
– Komu? – zapytałam zdezorientowana.
– No Kamilowi! Zadzwonił dziś do mnie i zaprosił na kawę. Normalnie. Powiedział, że chce pogadać. O życiu. O starych czasach. Mam iść z nożem w torebce?
Parsknęłam śmiechem.
– Z nożem? No daj spokój. Po prostu zapytałam go, co u ciebie. I powiedziałam, że masz ten sam numer od zawsze. Reszta to jego inicjatywa.
– No nie wiem – mruknęła. – To dziwne.
– Dziwne byłoby, gdyby zaprosił cię na wakacje w tropiki. Kawa to tylko kawa.
Więcej o tym nie rozmawiałyśmy. Uznałam, że skoro Ela i Kamil zawsze się dogadywali, to mogą się spotkać i pogadać, tak po ludzku. Przecież nie ma w tym nic złego.
Córka się buntowała
Tymczasem Jagoda zaczęła się coraz bardziej buntować. Kłóciła się ze mną o wszystko – o godzinę powrotu, o telefon, o kolczyki w brwi, które chciała sobie zrobić „na próbę”. Kiedyś trzaskałam drzwiami z Kamilem, teraz to ona trzaskała nimi z hukiem.
– Idę do cioci Eli! Zostanę tam na noc! – krzyknęła pewnego wieczoru i wyszła, zanim zdążyłam zareagować.
Zadzwoniłam do Eli. Odebrała po trzecim sygnale.
– Co się dzieje? – spytałam, słysząc w jej głosie lekką panikę.
– Jagoda do mnie jedzie – odpowiedziała cicho. – Nie planowałam tego. Ale przecież nie mogę jej wyrzucić...
Nie miałam na to odpowiedzi. Bo wiedziałam, że Ela zawsze była tą „bezpieczną przystanią” dla mojej córki. Tylko dlaczego zaczynało mnie to tak cholernie kłuć?
Byłam ciekawa
Jagoda została u Eli na noc, a ja w tym czasie udawałam, że mnie to nie rusza. Oglądałam serial, popijałam wino i powtarzałam sobie, że to dobrze, że ma z kim pogadać. Lepiej z Elą niż z jakąś koleżanką, która pali papierosy na klatce i pisze posty o „życiu bez zasad”.
Następnego dnia córka wróciła do domu w doskonałym nastroju. Dostała szóstkę z kartkówki i ktoś zaprosił ją na urodziny. Radosna, rozgadaną, jakby wczorajszy wieczór nie istniał.
– Mamo, wiesz, że ciocia Ela chyba kogoś ma? – rzuciła nagle, wciskając sobie kanapkę do ust.
Unieruchomiłam w dłoni kubek z herbatą.
– Dlaczego tak sądzisz?
– Bo w łazience stały dwie maszynki do golenia. Jedna damska, druga męska. I nie wyglądała na nową.
Uśmiechnęłam się z niedowierzaniem. Ela? Randki? Nic mi nie mówiła. Ale postanowiłam nie drążyć przy córce. Zadzwoniłam do niej wieczorem.
– No tak, nocował u mnie kolega z pracy – przyznała. – Nic się nie działo! Po imprezie firmowej trochę wypił, nie chciałam, żeby wracał autem. Rano miał pociąg do Krakowa.
– Spokojnie – przerwałam jej, śmiejąc się. – Jagoda coś sobie ubzdurała. Po prostu w łazience zobaczyła męską maszynkę i od razu uznała, że masz kochanka.
Ela się roześmiała, ale brzmiała… dziwnie.
Znałam ten głos
Kilka dni później znów odebrałam telefon od Eli, ale tym razem to ja usłyszałam w jej głosie niepokój.
– Milena, musisz wiedzieć… Jagoda zadzwoniła do mnie z imprezy. Powiedziała, że nie czuje się bezpiecznie. Poprosiła, żebym ją odebrała.
– Jak to?! – prawie krzyknęłam. – Przecież miała zostać tam do rana! Rodzice koleżanki byli w domu!
– No właśnie nie byli. Jagoda trochę wypiła. Bała się, że się wściekniesz, więc wolała zadzwonić do mnie.
Zatkało mnie. Byłam wdzięczna, że Ela pojechała po moją córkę. A jednocześnie… zabolało mnie, że Jagoda nie zadzwoniła do mnie.
– Wszystko z nią okej? – zapytałam po chwili.
– Tak. Śpi już. I proszę cię, nie rób z tego afery. Pogadaj z nią spokojnie, jakby nic się nie stało.
Zgodziłam się. Choć serce miałam w gardle. Ela, jak zawsze, była rozsądniejsza ode mnie.
Późnym wieczorem Kamil zapukał do drzwi. Miał zabrać Jagodę na ich wspólny wypad, ale nie wiedział, że córka została u Eli.
– Może ją od niej odbierzesz? – zaproponowałam. – Zamiast wracać jutro rano.
Zgodził się. Wyszedł. A ja, czując jakiś niepokój, zadzwoniłam do Eli godzinę później.
– Już wyszli – odpowiedziała. – Ale Milena… musimy pogadać.
I wtedy, gdzieś w tle, usłyszałam męski głos:
– Kochanie, zapomniałem telefonu! Już mam! Pa, kotku!
Zamarłam. Nie musiałam pytać, kto to był.
Poznałam prawdę
Zamknęłam oczy, jakby to mogło cofnąć dźwięk, który właśnie usłyszałam. Ale słowa „Pa, kotku!” nie znikały. Rozlegały się w mojej głowie jak echo, którego nie dało się wyciszyć.
– Milena… – zaczęła Ela po drugiej stronie, ale przerwałam jej.
– To był Kamil, prawda?
Cisza. Dłuższa, niż powinna być. I właśnie ta cisza bolała najbardziej.
– Tak – przyznała w końcu. – Ale słuchaj, to się nie zaczęło, kiedy byliście razem. Przysięgam. Spotykamy się dopiero od kilku miesięcy. Wszystko zaczęło się od przypadkowych rozmów. On przyszedł kiedyś po Jagodę, napił się kawy, potem znów… No i tak jakoś wyszło.
– Jakoś wyszło… – powtórzyłam jak idiotka. – Nie przyszło wam do głowy mi powiedzieć?
– Chcieliśmy – powiedziała cicho. – Ale nie było jak. I trochę się baliśmy. Że źle to przyjmiesz.
Zacisnęłam palce na telefonie, walcząc z uczuciem zdrady. Nie o Kamila tu chodziło – to z nim się rozstałam, jego nie kochałam już dawno. Ale Ela… była moją przyjaciółką. Tą, do której dzwoniłam o drugiej w nocy, gdy Jagoda miała gorączkę. Tą, która znała wszystkie moje lęki. I to ona teraz była z moim byłym mężem.
– Nie wiem, co powiedzieć – wyszeptałam.
– Nie musisz nic mówić. Ale… Milena, to nie był plan. Po prostu się zakochaliśmy. I naprawdę mi zależy. Wiem, że to wszystko wygląda źle, ale…
Nie dokończyła. Bo ja się rozłączyłam. I wtedy po raz pierwszy od lat… popłakałam się.
Milena, 45 lat
Czytaj także:
- „Myślałem, że oświadczyny uratują nasz związek. Zamiast radości usłyszałem trzaśnięcie drzwiami”
- „To miała być tylko jedna noc z kolegą sprzed lat. Po wszystkim nie mogłam przestać o nim myśleć”
- „To miał być tylko romans. Miało być bez śniadań, bez planów, bez miłości, więc dlaczego czuje motyle w brzuchu?”

