„Przyjaciółka wprosiła się i zrobiła z mojego mieszkania hotel. Nie miała dla mnie czasu, bo uganiała się za facetami”
„Od wspólnej znajomej dowiedziałam się także, że Ewa nie chciała, abym do niej przyjeżdżała, bo nie znam francuskiego i pewnie musiałaby się mną opiekować, a nie ma na to czasu. No cóż, przejechałam się na tej przyjaźni. Na drugi raz będę mądrzejsza”.

- Sylwia, 30 lat
Nie widziałam się z Ewą, odkąd wyjechała z Polski, czyli jakieś cztery lata. Miałyśmy jednak ze sobą kontakt na portalu społecznościowym, wiedziałam więc, co się u niej dzieje, a i ona wiedziała, że obroniłam licencjat i przeprowadziłam się do Krakowa. Lubiłam ją kiedyś bardzo, można powiedzieć, że byłyśmy przyjaciółkami, więc kiedy zadzwoniła, że przyjeżdża, ucieszyłam się.
– Mogłabym zatrzymać się u ciebie na kilka dni? – zapytała.
Nie widziałam żadnego problemu
Wynajmuję wprawdzie tylko kawalerkę, ale przecież może się przespać na dmuchanym materacu.
– Dmuchany materac? A nie da się wykombinować nic innego? Wiesz, mam przeciążony kręgosłup… – usłyszałam od mojej koleżanki.
Rozumiałam ją, ja także miałam kłopoty z kręgosłupem, gdy pracowałam w sklepie. Cały dzień na nogach! Wieczorami umierałam z bólu. Niestety, nie udało mi się niczego innego wymyślić, poza tym, że oddam Ewie swoje łóżko. To przecież tylko kilka dni.
Zanim przyjechała, zastanawiałam się, jakie mogę dla niej wymyślić atrakcje. W Krakowie otworzyli niedawno kilka fajnych knajpek, wyszukałam też niezły koncert. Pamiętałam, jaką muzykę lubi Ewa i miałam nadzieję, że się ucieszy. Nie chciałam także, aby czuła się samotna, kiedy ja będę w pracy przez większość dnia, więc wyprosiłam u szefowej kilkudniowy urlop.
Odebrałam Ewę z lotniska.
– Jestem wykończona lotem i chętnie bym się przespała… – powiedziała mi, kiedy dotarłyśmy do domu.
Jej lot trwał niecałe trzy godziny, i prawdę mówiąc nie podejrzewałam, że będzie zmęczona. Sądziłam, że pójdziemy gdzieś na obiad, pogadamy…
To „wcześniej”, to była 2 w nocy
– Ale tobie to chyba nie przeszkadza, skoro idziesz do pracy? – dodała Ewa.
– Nie idę. Wzięłam wolne – przyznałam.
– Aha – przyjaciółka nie wydawała się zachwycona. – I co, będziesz patrzyła, jak śpię? – skrzywiła się.
– Poczytam sobie książkę w kuchni – stwierdziłam, bo co miałam zrobić.
Sądziłam, że Ewa pośpi godzinę, może dwie, ale nie do wieczora! W dodatku gdy już wstała i wzięła prysznic, zajmując łazienkę na godzinę, oświadczyła mi, że wychodzi na miasto.
– Umówiłam się ze znajomym – wyjaśniła, gdy wyraziłam zdziwienie.
– Ale postaram się wrócić wcześniej, to sobie pogadamy – dodała szybko.
Nic dziwnego, że następnego dnia Ewa spała do południa, a potem odniosła się, delikatnie mówiąc, niechętnie do mojej propozycji pójścia na koncert.
– Ja już takiej muzy nie słucham, ale jak ty chcesz, to idź, bardzo proszę, Nie chcę ci swoim przyjazdem dezorganizować życia – stwierdziła.
Już miałam jej powiedzieć, że ja też nie słucham, a bilety kupiłam dla niej, ale zrobiło mi się głupio. Poszłam więc sama na ten koncert, a Ewa balowała, znowu do późna i nie wiadomo, gdzie. Kolejnego dnia zaproponowałam:
– Może byśmy się gdzieś razem wybrały? Znam kilka fajnych miejsc.
– Spoko! – mruknęła, nie odrywając oczu od ekranu smartfona. – A gdzie?
Wymieniłam kilka nazw, ale Ewie nie za bardzo przypadły do gustu.
– To może ty coś wybierz – powiedziałam, bo przecież to, co fajne dla mnie, nie musi być fajne dla niej.
– To może… – wymieniła jeden z modniejszych lokali w mieście i niestety, także jeden z najdroższych.
Na drugi raz będę mądrzejsza
Poszłyśmy tam na kolację. Ewa najwyraźniej uznała, że ją zaprosiłam, bo nie kwapiła się z dorzuceniem się do rachunku. Całą (naprawdę niemałą) kwotę zapłaciłam sama.
– Było miło, wiesz? – usłyszałam, gdy wyszłyśmy z lokalu. – Ty pewnie jesteś zmęczona, a ja bym jeszcze gdzieś poszła… Umówiłam się z kolegą – i Ewa zostawiła mnie na środku chodnika.
Wróciłam do domu wściekła. „Jakoś wytrzymam”– obiecałam sobie w duchu. Liczyłam na to, że kiedy ja będę chciała zwiedzić Paryż, zatrzymam się u niej. W końcu należy mi się rewanż! Jakież jednak było moje rozczarowanie, gdy cztery miesiące później Ewa… odmówiła mi gościny!
– Wiesz, w tym terminie mam akurat innych gości. W ogóle, to u mnie cały czas pomieszkuje ktoś z Polski, a mieszkanko mam małe… – usłyszałam.
Od wspólnej znajomej dowiedziałam się także, że Ewa nie chciała, abym do niej przyjeżdżała, bo nie znam francuskiego i pewnie musiałaby się mną opiekować, a nie ma na to czasu. „Pracuję! No i przecież ja od niej żadnej opieki nie wymagałam, w Krakowie byłam samodzielna” – powiedziała.
No cóż, przejechałam się na tej przyjaźni. Na drugi raz będę mądrzejsza.
Czytaj także:
„Pojechałem nad morze, żeby złowić jakąś chętną panienkę i sam zostałem upolowany. Skończyłem bez portfela i telefonu”
„10 lat temu mój kochanek zginął w wypadku, który ja spowodowałam. Każdego dnia drżałam, że jego żona zapragnie zemsty”
„Dziecięca zabawa o mały włos nie skończyła się w szpitalu. Już chyba wolę, gdy syn siedzi z nosem w laptopie”