„Przyjaciółka wdała się w romans z kłamcą i oszustem. Długi czas wodził ją za nos, a później zostawił jak zepsutą rzecz”
„Minęły kolejne tygodnie, a jej zaufanie do niego nie słabło – przeciwnie. Im bardziej się oddalał, tym bardziej ona się starała. Kupowała jego ulubione przekąski, planowała weekendy, nawet rezygnowała z własnych spraw, gdy tylko pojawił się niespodziewanie”.

Przez długie miesiące patrzyłam, jak moja najbliższa przyjaciółka dosłownie rozpływa się przy każdym jego spojrzeniu. Była zakochana po uszy, tak zauroczona, że nie dostrzegała żadnych czerwonych flag. Z pozoru to była piękna historia – dwójka ludzi, którzy spotkali się przypadkiem i od razu poczuli „to coś”. Ale jako osoba stojąca z boku, widziałam, że coś w tym wszystkim nie grało. On zawsze mówił zbyt gładko, zbyt słodko, a jednocześnie był nieuchwytny. Ciągle zajęty, ciągle zmęczony, ciągle pełen wymówek. I tak, krok po kroku, zatruwał jej życie. A ona, niestety, pozwalała mu na to.
Nowa twarz w jej życiu
Poznała go przez wspólnego znajomego na grillu, który odbywał się latem u nas na działce. Pamiętam, że przyszła tego dnia w długiej, lnianej sukience i była podekscytowana, że w końcu wyrwała się z miasta. A on pojawił się nagle – niby przypadkiem, bo „kolega kolegi go przyciągnął”. Od razu rzucił jej jeden z tych uśmiechów, który miał chyba hipnotyzować. I rzeczywiście – działało. Zaczęli rozmawiać i reszta świata przestała istnieć. Nikt inny się nie liczył.
– Widziałaś jego oczy? – zapytała mnie jeszcze tego samego wieczoru, kiedy wracałyśmy do domu. – Jakby znał mnie od lat. A rozmawialiśmy może godzinę.
Wzruszyłam ramionami. Nie znałam go, nie chciałam oceniać, ale coś w jego spojrzeniu wydawało mi się... obliczone. Jakby wszystko, co robił, było częścią jakiegoś planu. Ale ona widziała w nim tylko romantyka. Tajemniczego, dojrzałego faceta, który nie był nachalny, ale potrafił słuchać. Wkrótce zaczęli się spotykać. Wieczorne spacery, wspólne kolacje, śniadania w kawiarni. Ona była coraz bardziej w niego zapatrzona, a ja coraz bardziej zaniepokojona.
– Tylko wiesz – rzuciła kiedyś między słowami – on ma dość napięty grafik. Dużo pracuje. Czasem znika na dwa-trzy dni. Ale mówi, że to dla nas. Że musi się dorobić, żebyśmy mogli myśleć o czymś więcej.
Brzmiało ładnie. Ale widziałam już wcześniej takie historie. I zwykle nie kończyły się dobrze.
Ona tego nie widziała
Z czasem zaczęłam zauważać, że on pojawia się i znika jak duch. Jednego dnia zabierał ją na weekend do Zakopanego, drugiego nie odpisywał przez dwa dni, bo „telefon się rozładował”. Kiedy zapytałam ją, czy to jej nie niepokoi, tylko się uśmiechnęła.
– Ty po prostu nie rozumiesz, jak wygląda życie faceta z jego branży – powiedziała z przekonaniem. – Oni pracują pod presją. Mają terminy, klientów, spotkania. Czasem nie mogą nawet odpisać. Ale on zawsze wraca.
Nie wiedziałam, czy bardziej mnie martwiło jego dziwne zachowanie, czy to, jak łatwo ona wszystko tłumaczyła. Zaczęła się oddalać. Coraz rzadziej miałyśmy nasze babskie wieczory. Gdy dzwoniłam, często była zajęta albo nie odbierała w ogóle. Kiedy już się spotykałyśmy, mówiła o nim i tylko o nim. Ale już nie z tą samą lekkością, co wcześniej.
– Ostatnio był trochę inny – przyznała w końcu, wpatrując się w herbatę. – Nerwowy. Powiedział, że ktoś go próbuje wrobić w jakąś aferę. Że nie mogę nikomu mówić, gdzie on mieszka, co robi. Bo są ludzie, którzy mu zazdroszczą i chcą go zniszczyć.
Poczułam ciarki na plecach. Zabrzmiało jak klasyczna manipulacja. Ale ona widziała w tym troskę. Że ją chroni. Że mu zależy.
– Mówi, że jestem jego bezpiecznym miejscem – szepnęła z uśmiechem.
A ja po raz pierwszy pomyślałam, że on może nie tylko ją okłamywać. Może coś naprawdę przed nią ukrywa.
Lawina kłamstw
Minęły kolejne tygodnie, a jej zaufanie do niego nie słabło – przeciwnie. Im bardziej się oddalał, tym bardziej ona się starała. Kupowała jego ulubione przekąski, planowała weekendy, nawet rezygnowała z własnych spraw, gdy tylko pojawił się niespodziewanie. Ale on coraz częściej odwoływał spotkania. Czasem dzwonił, czasem nawet nie. Zawsze miał gotowe usprawiedliwienie.
– Klient mnie zatrzymał w biurze, przepraszam, skarbie.
– Ktoś mnie śledził, musiałem się ukryć.
– Moja mama źle się czuje, jestem u niej.
Wszystko brzmiało jak z telenoweli, ale ona we wszystko wierzyła. Raz nawet przyjechała do mnie zapłakana, bo powiedział, że nie może jej na razie przedstawić rodzinie. Że to skomplikowane. Owinęła się kocem i siedziała w milczeniu przez godzinę.
– Może to po prostu nie ten moment – wymamrotała w końcu. – On potrzebuje czasu.
Zaczęłam sama go sprawdzać. Znalazłam jego profil w mediach społecznościowych. Był tam innym człowiekiem – otoczony luksusem, na zdjęciach z kobietą, której nie znałyśmy. Jego status? „W związku”. Pokazałam jej to.
– To stara znajoma – odpowiedziała z kamienną twarzą. – Wiem, że ją kiedyś kochał, ale mówił, że to już przeszłość. Nie możemy oceniać ludzi po zdjęciach.
Zrozumiałam, że nic do niej nie dotrze. Uwierzyła mu bezwarunkowo. A on wykorzystywał to bez skrupułów.
Telefon powiedział wszystko
Nie wiem, co mnie bardziej bolało – to, że ją okłamywał, czy to, że ona tak kurczowo trzymała się jego słów, jakby od nich zależało jej życie. Pewnego dnia jednak wszystko zaczęło się sypać. Zadzwoniła do mnie z głosem roztrzęsionym jak nigdy.
– Muszę ci coś pokazać – powiedziała.
Przyjechała do mnie z walizką. Z trudem utrzymała łzy. Podała mi swój telefon. W środku były wiadomości, które odkryła przypadkiem. Nie z jedną, ale z kilkoma kobietami. Flirt, deklaracje, spotkania. Każda z nich miała coś wyjątkowego. Każdej mówił to samo. Niektóre rozmowy sięgały miesięcy wstecz. Były też zdjęcia – selfie robione w tych samych miejscach, w których wcześniej był z moją przyjaciółką.
– To ja jestem tą naiwną – wyszeptała. – On... On miał inne przez cały czas.
Nie powiedziałam nic. Nie musiałam. Widziałam, jak coś w niej się osuwa. Jakby ktoś wyjął z niej powietrze. Mimo wszystko zadzwoniła do niego. Odebrał. Kłamał dalej.
– To nie tak, jak myślisz. One mi się narzucały. Wiesz, że kocham tylko ciebie – mówił gładko. – One się do mnie przyklejały, a ja nie umiałem powiedzieć „nie”.
Rozłączyła się bez słowa. Siedziałyśmy w ciszy do późnej nocy. Z oczu nie schodziła jej złość, ale też dziwne poczucie winy. Jakby to ona coś zrobiła źle. Jakby to wszystko było jej porażką.
Koniec z zaufaniem
Kiedy spotkała się z nim po raz ostatni, myślała, że chce zamknąć wszystko z godnością. Włożyła prostą, czarną sukienkę, związała włosy i pojechała do jego mieszkania, które znała aż za dobrze. Mówiła, że chciała tylko jedno – spojrzeć mu w oczy i zapytać: „Dlaczego?”. Otworzył jej w dresach, z miną, jakby nie wiedział, o co chodzi. W środku leżała pizza, grał telewizor, a na sofie leżała damska bluza.
– Ty nawet się nie wysiliłeś – powiedziała spokojnie, chociaż ręce jej się trzęsły.
– O czym ty mówisz znowu? – rzucił zirytowany. – Przyszłaś robić aferę?
– Przyszłam tylko zadać jedno pytanie. Dlaczego mnie okłamywałeś? Dlaczego udawałeś?
Zaczął się śmiać. Zimno, bez cienia skruchy.
– Bo mogłem. Bo ci się chciało wierzyć. Bo jesteś za dobra i za łatwowierna. Kobiety takie jak ty łapią się na każde słowo.
Stała tam przez chwilę, jakby jej mózg nie nadążał za sercem. Wyszła bez słowa. Nie płakała. Jeszcze nie. Wróciła do mnie i tylko powiedziała:
– Już wiem, kim on naprawdę był. I wiem, kim ja już nigdy nie chcę być.
Zaczęła terapię. Przestała idealizować. Po miesiącach odbudowy wróciła do siebie, choć nie była już tą samą osobą. Nauczyła się patrzeć szerzej, ufać sobie, nie słowom. Ale blizny zostały.
Nie było happy endu
Dziś, kiedy na nią patrzę, widzę kobietę silniejszą niż kiedykolwiek wcześniej. Nie dlatego, że przeszła przez piekło, ale dlatego, że wyszła z niego sama. Bez niego. Bez złudzeń. Bez potrzeby, by cokolwiek naprawiać. On zniknął z jej życia tak samo, jak do niego wszedł – nagle, bez słowa, jakby cała ta historia nie miała znaczenia. Nie próbował nawet przeprosić. Może nie czuł, że musi. A może wiedział, że tym razem ona już się nie złamie.
Nie wracała do przeszłości w rozmowach. Nie analizowała już każdego jego słowa. Przestała sprawdzać media społecznościowe, blokowała wiadomości od wspólnych znajomych, którzy próbowali coś „wyjaśniać”. Zrozumiała, że nie warto wyjaśniać z kimś, kto całe życie opiera na kłamstwie. To była jej decyzja – zamknąć ten rozdział raz na zawsze.
Pewnego dnia powiedziała mi:
– Wiesz, nie boję się już być sama. Bałam się być z kimś, kto mnie niszczy, a ja nie potrafię tego zauważyć.
To zdanie zapadło mi w pamięć. Bo właśnie w nim była cała ona – odmieniona, ostrożniejsza, ale nie złamana. Miłość nie zawsze przychodzi w czystej postaci. Czasem zakłada maskę, uwodzi słowami, obiecuje niebo, by później zostawić człowieka na ziemi – samego, zmęczonego i pustego. Ale czasem z takiego upadku można się podnieść. I to wyżej niż kiedykolwiek wcześniej.
Natalia, 31 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Powiedziałam mężowi, że wyjeżdżam sama na weekend i zagroził mi rozwodem. Jako żona powinnam być do niego przywiązana”
- „Modliłam się, żeby mąż znalazł sobie kochankę. Kiedy zgrzeszył z chętną blondynką, wcale nie poczułam ulgi”
- „Zawsze myślałam, że rozwód to koniec świata. Przypadek sprawił, że na nowo otworzyłam się na miłość”

