Reklama

Nazywam się Alicja i mam trzydzieści cztery lata. Od dziesięciu lat jestem żoną Michała. Kiedyś myślałam, że właśnie z nim spędzę całe życie – spokojne, poukładane, pełne wspólnych planów. Na początku tak było. Michał wracał z pracy z bukietem tulipanów, potrafił spontanicznie zaproponować weekend za miastem. Z biegiem lat te gesty zniknęły, zastąpiły je długie nadgodziny i coraz częstsze słowa: „Muszę zostać w pracy”.

Na szczęście miałam Kasię. Najlepszą przyjaciółkę, a właściwie – drugą siostrę. Była przy mnie w każdej chwili: na moim ślubie, gdy płakałam po pierwszym poronieniu, i kiedy wreszcie urodziłam zdrową córeczkę. Znała każdy zakamarek mojego życia. Wiedziałam, że mogę jej ufać jak nikomu innemu.

Pamiętam wieczór sprzed kilku miesięcy. Siedziałyśmy u mnie w salonie z kieliszkiem wina. Kasia odsunęła włosy z twarzy i spojrzała na mnie niby od niechcenia.

– A jak tam Michał? – zapytała. – Nadal tak późno wraca?

– No tak, praca go wykańcza – westchnęłam. – Ale wiesz, staram się to rozumieć.

– Pewnie… tylko wiesz, jak to bywa – dodała z lekkim uśmiechem. – Faceci czasem potrzebują… oddechu.

Zabolało mnie to. Upiłam łyk wina i udawałam, że nie zrozumiałam aluzji. Później długo leżałam w łóżku, wpatrując się w sufit. Czy przesadzam? Czy naprawdę powinnam coś podejrzewać? A może to tylko moja paranoja, podszyta zmęczeniem i samotnością?

Zawsze wierzyłam, że moje małżeństwo jest bezpieczną przystanią. Ale wtedy po raz pierwszy poczułam, że coś niebezpiecznie się chwieje.

Na pewno to słyszałam

Tamten niepokój we mnie został. Nie chciałam mu się poddać, ale z każdym dniem czułam, że coś się wymyka spod kontroli. Michał coraz częściej znikał. Wracał późno, czasem nawet po północy, tłumacząc się spotkaniami służbowymi. Telefon miał zawsze przy sobie, nawet w łazience. Kiedyś zostawiał go na stole, nie przywiązywał do niego żadnej wagi.

Pewnego wieczoru, gdy odłożył płaszcz i poszedł pod prysznic, zobaczyłam ekran, który rozbłysnął na chwilę. Wiadomość od „K.”. Serce zabiło mi tak mocno, że aż mnie zatkało. Chciałam odczytać, ale Michał wyszedł z łazienki szybciej, niż się spodziewałam.

Czemu tak patrzysz? – spytał, wycierając włosy ręcznikiem.

– A… nic. – Uśmiechnęłam się sztucznie. – Zamyśliłam się.

Kilka dni później podsłuchałam, jak rozmawia przez telefon w kuchni. Jego głos złagodniał, stał się miękki, niemal czuły.

Wiesz, że za tobą tęsknię… – usłyszałam szeptem.

Poczułam, jak uginają się pode mną nogi. Weszłam gwałtownie do kuchni.

Z kim rozmawiasz?

Michał aż podskoczył.

– Z nikim ważnym. Sprawy w pracy.

Sprawy w pracy? – powtórzyłam lodowatym tonem. – Tak właśnie mówisz kolegom z biura, że tęsknisz?

Zbladł.

– Alicja, nie rób scen, proszę. Pewnie się przesłyszałaś. Jestem zmęczony.

– Zmęczony? – syknęłam. – Ja też jestem zmęczona. Ale jakoś nie biegam po kątach i nie szepczę przez telefon, że za kimś tęsknię!

Nie odpowiedział. Odwrócił się i wyszedł do sypialni, zostawiając mnie z bijącym sercem i tysiącem myśli.

Tej nocy prawie nie spałam. Każde jego westchnięcie, każdy ruch budził we mnie podejrzenia. Czy on mnie zdradza? A jeśli tak, to z kim?

To było gorsze niż sama zdrada

Od tamtej kłótni nie mogłam znaleźć spokoju. Każdy jego ruch, każdy gest zdawał się potwierdzać moje podejrzenia. Zaczął spędzać więcej czasu „na siłowni”, a przecież nigdy nie przepadał za sportem. Telefon miał zawsze wyciszony, ekran odwrócony do blatu.

Pewnego popołudnia, kiedy wrócił później niż zwykle, zostawił torbę w przedpokoju i poszedł pod prysznic. Drżały mi ręce, gdy otwierałam zamek kieszeni. Telefon w środku… hasło, które znałam od lat. Wpisałam. Zadziałało.

Przewinęłam kilka ostatnich wiadomości. „Nie mogę teraz, ona jest w domu”. „Jutro, tęsknię”. „Było cudownie”. Serce waliło mi jak młot. Wtedy zobaczyłam nazwę kontaktu. „Kasia” z serduszkiem obok.

Świat zawirował mi przed oczami. Kasia. Ta Kasia? Sprawdzałam numer telefonu. Moja przyjaciółka. Moja siostra z wyboru. Kobieta, której ufałam bezgranicznie.

Kiedy Michał wyszedł z łazienki, stałam już z telefonem w dłoni.

– To prawda? – zapytałam cicho, tak, że aż mnie samą zdziwił własny głos.

Spojrzał na mnie, zamarł.

– Alicja… – zaczął, ale nie dokończył.

– To Kasia, tak? – głos mi się załamał. – Moja najlepsza przyjaciółka?

Nie zaprzeczył. Nie musiał. Jego milczenie było gorsze niż tysiąc słów.

Oparłam się o ścianę, bo nogi odmówiły mi posłuszeństwa. W głowie dudniło tylko jedno zdanie: Kasia. To ona. Jak mogła? Jak mogła spoglądać mi w oczy, słuchać moich zwierzeń o „delegacjach” Michała, a potem… wracać do niego? Czułam się, jakby ktoś wyrwał mi serce i zgniótł w dłoniach.

Tej nocy nie powiedziałam już nic. Michał położył się obok mnie, a ja wpatrywałam się w sufit, powtarzając w myślach jedno słowo: zdrada.

Tłumaczyła się absurdalnie

Nie mogłam dłużej udawać, że nic się nie stało. Umówiłam się z Kasią w naszej ulubionej kawiarni, tej samej, w której tyle razy zwierzałam jej się z najskrytszych sekretów. Siedziała już przy stoliku, pewna siebie jak zawsze. Uśmiechnęła się, gdy mnie zobaczyła.

– Cześć, Ala. To coś poważnego? Brzmiałaś przez telefon jak… – zaczęła, ale urwała, kiedy zobaczyła moje spojrzenie.

– Jak mogłaś? – wyszeptałam, a moje dłonie aż drżały, gdy ściskałam filiżankę z kawą. – Jak mogłaś to zrobić mnie? Nam?

Kasia odchrząknęła, przez chwilę wyglądała na zaskoczoną. Ale szybko odzyskała równowagę.

– Słuchaj, wiem, jak to wygląda. Ale to nie jest takie proste.

– Nie jest proste?! – głos mi się załamał. – Zdradziłaś mnie z moim własnym mężem!

Rozejrzała się krótko. Spojrzała na mnie niemal z pobłażaniem.

– Alicja, to… dla twojego dobra.

Zamrugałam z niedowierzaniem.

– Co ty bredzisz?!

– Michał… on potrzebował odskoczni. Wiesz, pracy ma pełno, napięcie… To wszystko mogło się skończyć gorzej. Mogłabyś go stracić – mówiła spokojnie, jakby tłumaczyła mi jakąś chłodną kalkulację. – Dzięki mnie on został przy tobie. Ja wzięłam na siebie tę część, której tobie nie chciał dać.

– Ty… ty jesteś nienormalna – wysyczałam, czując, że brakuje mi powietrza. – Zdradzasz mnie i mówisz, że robisz to dla mnie?!

– Naprawdę tak myślę – odpowiedziała bez cienia wstydu. – W waszym małżeństwie wszystko, co dobre, zostało nietknięte. Bo ja… zajęłam się resztą.

Patrzyłam na nią, czując mieszaninę obrzydzenia i oszołomienia. Jej spokój był gorszy niż wszystkie kłamstwa Michała. W tej chwili poczułam, że straciłam nie tylko męża, ale i przyjaciółkę.

Naprawdę w to wierzył

Nie mogłam wymazać z głowy słów Kasi. Wracały do mnie jak echo, zatruwając każdą chwilę. „Dzięki mnie on został przy tobie. Ja wzięłam na siebie resztę”. Brzmiało to jak chore usprawiedliwienie, a jednak coś we mnie drżało – jakby część mnie chciała uwierzyć, że może miała rację.

Wieczorem usiedliśmy z Michałem w kuchni. Patrzył na mnie jak winny chłopiec, a nie dorosły mężczyzna, który zniszczył nasze życie.

– Alicja, posłuchaj… – zaczął cicho. – To nie było tak, że przestałem cię kochać. Kocham cię tak samo jak zawsze.

– Tak samo? – przerwałam mu lodowatym tonem. – Kochasz mnie, a jednocześnie sypiasz z moją najlepszą przyjaciółką?

To… to był błąd – spuścił wzrok. – Potrzebowałem… nie wiem… oddechu, zmiany. Ale to niczego nie zmienia między nami.

– Niczego nie zmienia? – wstałam gwałtownie. – Michał, wszystko się zmieniło!

Podszedł, jakby chciał mnie objąć, ale odsunęłam się.

– Proszę cię, daj nam szansę – mówił rozpaczliwie. – Wciąż jesteśmy rodziną.

Wbiłam w niego spojrzenie, a w głowie kłębiły się sprzeczne uczucia. Gniew, ból, nienawiść… i gdzieś w tle ta zdradziecka myśl: a jeśli on naprawdę mnie kocha?

Tej nocy leżałam obok niego, czując jego obecność jak ciężar na piersi. Nie wiedziałam, czy bardziej nienawidzę jego, Kasię, czy siebie samą – za to, że w ogóle rozważam jego słowa. Czy jestem tak słaba, że dam się przekonać?

Była przekonana o swojej racji

Nie mogłam żyć w tym zawieszeniu. Wiedziałam, że muszę raz jeszcze spojrzeć Kasi w oczy i usłyszeć odpowiedzi. Zadzwoniłam do niej i poprosiłam o spotkanie. Zgodziła się od razu, jakby czekała na mój telefon.

Spotkałyśmy się w parku. Było chłodno, ale usiadłyśmy na ławce naprzeciw siebie. Milczałam chwilę, aż w końcu wyrzuciłam z siebie słowa:

– Jak mogłaś? Co myślałaś, kiedy całowałaś mojego męża? Czy naprawdę wierzysz, że to było dla mojego dobra?

Kasia westchnęła i spojrzała mi prosto w oczy.

– Alicja, ja nie mam wyrzutów sumienia. Naprawdę nie. Znasz mnie – nie robiłabym nic, co mogłoby cię skrzywdzić. Uważam, że gdyby nie ja, Michał odszedłby do innej kobiety. A tak… został. Ty nadal masz rodzinę.

– Rodzinę?! – wybuchnęłam. – Zdradzone małżeństwo i przyjaźń w gruzach – to nazywasz rodziną?

– Posłuchaj – mówiła spokojnie, bez cienia wahania. – Mężczyźni czasem potrzebują czegoś innego. Ty dajesz mu stabilizację, dom, córkę. Ja dawałam mu to, czego nie chciał ci zabierać. To układ, który… działał.

Zatkało mnie. Patrzyłam na nią, a w środku czułam, że świat odwrócił się do góry nogami. Ona naprawdę w to wierzyła. Nie brzmiała jak winna kobieta – tylko jak ktoś przekonany o własnej misji.

– Kasia… – wyszeptałam, bo nagle głos mi się załamał. – Ty nie rozumiesz, że właśnie zniszczyłaś wszystko?

– Nie, Alicja – pokręciła głową. – To ty możesz to uratować. Wystarczy, że spojrzysz na to inaczej.

Wróciłam do domu oszołomiona. Zrozumiałam, że to nie była zwykła zdrada. To była chora, wypaczona lojalność, która splamiła całe moje życie.

Nie umiałam o tym zapomnieć

Dni mijały, a ja nie umiałam podjąć decyzji. Z każdą godziną czułam się coraz bardziej rozdarta. Kasia powtarzała w mojej głowie swoje słowa o „ratowaniu mojego małżeństwa”, Michał zapewniał, że mnie kocha, a ja czułam, że już nigdy nikomu nie zaufam.

Pewnego wieczoru siedzieliśmy z Michałem w salonie. Telewizor brzęczał w tle, ale żadne z nas nie zwracało uwagi. Cisza była gęsta, niemal dławiąca.

Musimy podjąć jakąś decyzję – odezwałam się w końcu.

– Wiem – odpowiedział beznamiętnie. – Ale… nie wiem, od czego zacząć.

Spojrzałam na niego, a miałam wrażenie, że patrzę na obcego człowieka.

– Ja też nie wiem – przyznałam. – Może już nie ma czego zaczynać.

Nie protestował. Skinął tylko głową, jakby i tak spodziewał się tych słów.

Kiedy poszłam do sypialni, ogarnęła mnie dziwna pustka. Nie płakałam, nie krzyczałam. Byłam jak wydrążona w środku. Zastanawiałam się, co gorsze – że straciłam męża, czy że straciłam przyjaciółkę. A może to, że zaczęłam wątpić w samą siebie.

Czy naprawdę to wszystko było dla mojego dobra? To pytanie wracało do mnie nieustannie. Ale odpowiedzi nie znajdowałam. Na pewno o to nie prosiłam.

Stałam na granicy: mogłam próbować walczyć o małżeństwo albo odejść i zacząć od nowa. Wiedziałam jedno – cokolwiek wybiorę, już nigdy nie będę tą samą Alicją, która naiwnie wierzyła w wieczne zaufanie i lojalność. Raz złamane serce nigdy nie składa się tak samo.

Alicja, 34 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama