„Przyjaciółka mściła się na mnie latami. Zniszczyła moją pracę, bo nie mogła zapomnieć o dawnej zdradzie”
„Kiedyś wierzyłam w przyjaźń, dziś wiem, że potrafi boleć mocniej niż zdrada. Ewelinę znałam od lat – razem tworzyłyśmy, śmiałyśmy się, marzyłyśmy. A potem pojawił się Tomek. Obie go kochałyśmy, ale nawet gdy odszedł z naszego życia, rany zostały. Ewelina nigdy się z tym nie pogodziła”.

- Redakcja
Jestem projektantką graficzną, z pasją i lekką nadwrażliwością. Lubię ludzi. Lubiłam. Może za bardzo. Może za szybko. Ewelinę znałam od lat. Poznałyśmy się jeszcze na studiach. Ona – błyskotliwa, pewna siebie, z ciętym językiem. Ja – wieczna optymistka z sercem na dłoni. To było coś więcej niż koleżeństwo z uczelni. Przez pewien czas byłyśmy niemal nierozłączne. Aż pojawił się Tomek. Nie wiedziałam, że była z nim wtedy Ewelina. Serio. On sam też nic nie powiedział. A ja się zakochałam. Tak bez opamiętania. Zresztą… szybko się to rozsypało. Może i dobrze. Ale rysa została. W Ewelinie. I w naszej przyjaźni.
Z czasem znów zaczęłyśmy się odzywać. Drobne wiadomości, współpraca tu i tam. I wtedy pojawił się pomysł wystawy. Naszej wspólnej. Współczesne kobiece narracje, sztuka zaangażowana, projekt, który miał szansę przebić się do szerszej publiki. Myślałam, że zamykamy przeszłość. Że zaczynamy od nowa. Pewnie już się domyślacie – myliłam się.
– Ale nie uważasz, że Ewelina jakoś… inaczej się teraz do ciebie odnosi? – zapytała Marta, znajoma z pracy, poprawiając koc na kolanach i wlepiając we mnie spojrzenie, które znałam aż za dobrze. To spojrzenie mówiło: „coś mi śmierdzi”.
– Nie wiem… może jesteśmy po prostu różne? – wzruszyłam ramionami. – Przecież znam ją od lat. Może ma po prostu dużo na głowie.
– Nie chodzi mi o to, że jest zajęta. Ale… no nie wiem. Na tym ostatnim zebraniu tak jakoś ci przerwała, pamiętasz? Jak mówiłaś o koncepcji plakatu. A potem zmieniła temat. Dziwnie to wyszło.
– Marta… Ona taka po prostu jest. Zawsze była konkretna – uśmiechnęłam się słabo. – A poza tym to jej pomysł z tym hasłem, które potem wybraliśmy. Trzeba umieć się dzielić przestrzenią twórczą.
– Jasne. Tylko mam wrażenie, że ona ci tej przestrzeni nie zostawia. I coraz więcej osób w zespole to zauważa. Nawet Piotrek powiedział, że jak was nie znał wcześniej, to myślał, że Ewelina jest twoją szefową.
To zabolało. Ale udawałam, że nie. Znowu.
– Daj spokój, to tylko projekt. Liczy się efekt końcowy.
Marta patrzyła na mnie chwilę bez słowa. A potem powiedziała cicho:
– Tylko żebyś się nie obudziła w środku burzy, Basia. Bo jak dla mnie, to już zaczęło kropić.
Coś mi nie gra coraz bardziej
Nie wiem, co mnie podkusiło, żeby oddać jej tę część projektu. Może to była naiwność, może próba okazania zaufania. Albo po prostu chciałam jej udowodnić, że potrafię współpracować, że nie mam żalu. Bo przecież nie miałam, prawda?
Zbliżał się termin oddania materiałów do katalogu wystawy. Każdy z nas miał przygotować kilka plansz — fragmenty naszej wspólnej opowieści. Gdy weszłam do biura, czułam już napięcie, którego wcześniej nie było. Ewelina siedziała przy komputerze i poprawiała coś z takim skupieniem, jakby od tego zależało jej życie. Marta krzątała się przy drukarce, milcząca. Tylko Piotrek, jedyny mężczyzna w zespole, rzucił mi uśmiech, ale nawet on wyglądał, jakby chciał się zsunąć z krzesła i zniknąć.
– Możemy pogadać? – zapytałam, podchodząc do Eweliny.
– Jasne – powiedziała, nie odwracając się. – Ale najpierw powiedz mi jedno: czemu twoje grafiki nie były gotowe na wczoraj?
Zrobiło mi się gorąco.
– Jak to? Przecież ustaliłyśmy, że termin to dziś rano. I wysłałam je w nocy.
– W nocy – Ewelina odwróciła się nagle i spojrzała na mnie tak, jak patrzy się na kogoś, komu nie da się już zaufać. – Basia, to jest poważny projekt. Nie można robić wszystkiego na ostatnią chwilę.
– Pracowałam nad tym cały tydzień. Chciałam dopracować. A poza tym, wiesz dobrze, że przesunęłyśmy termin z twojej inicjatywy, bo sama byłaś w plecy.
– Nie próbuj mnie obwiniać – przerwała mi. – Kiedy jedna osoba nie dowozi, cała grupa płaci cenę.
Stałam tam, trzymając teczkę z plakatami, które jeszcze rano wydawały mi się piękne. Teraz wyglądały jak coś, czego należało się wstydzić. Nie odpowiedziałam. Wyszłam na korytarz i usiadłam na zimnych schodach. Przez kilka minut nie myślałam o niczym. Dopiero później wróciły wspomnienia. Te momenty, kiedy Ewelina zaczynała rzucać ironiczne uwagi przy innych. Kiedy zmieniała ustalenia, niby nieświadomie, ale zawsze na swoją korzyść. Kiedy Marta próbowała mi coś powiedzieć, ale zbywałam ją, tłumacząc, że to tylko stres.
Zaczęłam się zastanawiać, ile z tego było moją winą. Może naprawdę nie ogarniałam? Może przez tę historię z Tomkiem coś się we mnie wypaliło i teraz wszystko się sypało? A może ona po prostu to planowała.
Dostaje kolejny cios
Nie pamiętam, kiedy dokładnie Marta zaczęła mówić bardziej wprost. Wcześniej owijała wszystko w miękkie słowa. Ale tego dnia, kiedy usiadłyśmy w kawiarni naprzeciwko siebie, miała minę, jakby zbierała się do tej rozmowy od tygodni.
– Basia, nie wiem, jak ci to powiedzieć… – zaczęła, mieszając kawę. – Po ostatnim spotkaniu, jak zostałaś trochę później, Ewelina rozmawiała z Piotrkiem. I z Moniką, z PR-u.
Zamarłam. Przypomniałam sobie, że wtedy zostałam, żeby poprawić pliki. Oni rzeczywiście jeszcze chwilę siedzieli w sali obok.
– I?
– Mówiła, że nie jesteś wystarczająco zaangażowana. Że projekt traci przez ciebie spójność. Że trudno z tobą współpracować.
– Co?
– Sama byłam w szoku. Miałam ochotę się wtrącić, ale... nie wiedziałam, jak zareagujesz. Bałam się, że pomyślisz, że coś między wami się znowu psuje.
Zaczęło mi się kręcić w głowie. Przez chwilę miałam wrażenie, że nie słyszę już nic poza szumem ekspresu i cichą muzyką z głośników. Pamiętałam te słowa. Nie moje, tylko jej. „Traci spójność”. Tak samo opisała kiedyś moje życie osobiste po tej sprawie z Tomkiem. Jakby wszystko we mnie było jakimś szkicem, który nie do końca się udał.
– Basia – Marta położyła dłoń na mojej ręce. – Musisz z nią pogadać. Musisz wiedzieć, na czym stoisz.
Tego samego wieczoru zadzwoniłam do Eweliny. Odebrała dopiero po kilku sygnałach.
– Słuchaj – zaczęłam – możemy się spotkać? Muszę coś zrozumieć.
– A o co chodzi?
– Podobno mówiłaś o mnie przy innych. Że jestem niezaangażowana. Że ciągnę projekt w dół.
Chwila ciszy. A potem jej spokojny, niemal znużony głos:
– Basia, chyba trochę wyolbrzymiasz. Ludzie rozmawiają. Przecież to nie są żadne oskarżenia.
– Czyli nie zaprzeczasz.
– Nie wszystko trzeba mówić tak dosłownie. Pracujemy razem, ale nie jesteśmy już bliskimi przyjaciółkami. Tak bywa.
– Ale ja naprawdę się staram.
– Wiem. Tylko czasem to nie wystarcza.
Rozłączyła się. Siedziałam na kanapie w ciszy, z telefonem w dłoni. Wróciło do mnie wszystko. Jak przez mgłę. Pierwszy raz, kiedy Tomek pocałował mnie na tamtej imprezie. Ten moment, kiedy spojrzałam na Ewelinę, a ona już wtedy wiedziała. Wtedy nie chciałam tego widzieć. Teraz nie mogłam tego już ignorować.
Wszyscy zaczęli się wycofywać
Ostatnie tygodnie były jednym długim przeciąganiem struny. Próbowałam udawać, że wszystko to tylko stres. Że ludzie bywają zmęczeni, sfrustrowani, że nie zawsze chcą źle. Ale kiedy zaczęli wycofywać się partnerzy, wiedziałam już, że to nie przypadek.
Najpierw zrezygnowała fundacja, która miała pokryć część kosztów produkcji. Potem zniknął sponsor technologiczny – podobno coś nie zagrało w komunikacji. A potem przyszła wiadomość od kuratorki, że „na tym etapie potrzebują spójnego przekazu”, że „trzeba zdecydować, kto reprezentuje projekt medialnie”.
Nie musiałam długo czekać, żeby się dowiedzieć, kogo wybrali. Marta zaczęła się odsuwać. Coraz rzadziej odpowiadała na wiadomości. Gdy ją w końcu złapałam przy windzie, nie patrzyła mi w oczy.
– Nie chcę się wtrącać – powiedziała cicho. – Ale może lepiej, jeśli dasz sobie z tym spokój. Dla własnego dobra.
Poszłam wtedy do Eweliny. Nie umawiałyśmy się, po prostu weszłam do jej pracowni. Stała przy stole, układając nowe plansze. Spokojna. Opanowana. Jakby wszystko szło zgodnie z planem.
– To był odwet? – zapytałam. Bez emocji. Po prostu chciałam wiedzieć.
Podniosła wzrok. Patrzyła na mnie chwilę, potem wzruszyła ramionami.
– Po prostu uznałam, że czas na wyrównanie.
Nie odpowiedziałam. Nie było czego. Wyszłam. Ulica była pusta, a powietrze zimne, ciężkie. W głowie miałam tylko jedno zdanie: To nie była przyjaźń. To było czekanie.
Czytałam wiadomośc wielokrotnie
Poznałam Tomka na wernisażu. Przyszedł ze znajomym fotograficznym kolektywem, a ja byłam tam ze swoimi planszami, zupełnie nowicjuszka wśród ludzi, którzy mówili o sztuce jak o matematyce. Podszedł do mnie, zapytał, czy to mój projekt. Miał ciepły głos i uśmiech, który nie był wymuszony. Pamiętam, że wtedy myślałam tylko: W końcu ktoś, kto nie gra nikogo.
Zaczęliśmy pisać do siebie wieczorami, potem się spotykać. Nie było fajerwerków, było cicho i dobrze. A ja nie zapytałam. Nie zapytałam, czy z kimś jest. Może powinnam. Może coś przeczuwałam. Ale on nie zostawiał miejsca na wątpliwości. Zachowywał się tak, jakby nic poza mną nie istniało.
Gdy dowiedziałam się, że wcześniej był z Eweliną, serce mi zamarło. To nie był przypadkowy flirt. Oni byli razem. I choć on zarzekał się, że to już było zakończone, że nic jej nie obiecywał, nie potrafiłam tego przyjąć bez pytań. Odsunęłam się. Od niego, od niej, od wszystkiego. Myślałam, że tak będzie bezpieczniej. Że czas wyleczy to, co rozdarło się wtedy między nami.
A potem przyszła wiadomość od niej. Pierwsza po dwóch latach milczenia. „Nie wszystko trzeba mówić od razu. Ale niczego nie zapomniałam”. Czytałam ją wielokrotnie. To była zapowiedź. A ja i tak poszłam z nią w nowy projekt, z pełną wiarą, że da się odbudować coś, co nigdy nie miało solidnych fundamentów.
Nie mogę tak dłużej
Spotkałam się z Martą dwa dni po naszej ostatniej rozmowie. Sama do mnie napisała, że chce pogadać. Zdziwiło mnie to – myślałam, że już postawiła na mnie krzyżyk. Przyszła na spotkanie spóźniona, z jakimś napięciem w twarzy, które próbowała przykryć uśmiechem.
– Basia… powiedz mi, co się właściwie wydarzyło – zaczęła. – Bo teraz to wszystko wygląda, jakbyś celowo sabotowała projekt. A ja już nie wiem, co jest prawdą.
Nie odpowiedziałam od razu. Przez chwilę patrzyłam na jej twarz, na której wciąż było coś znajomego. Może to, że kiedyś naprawdę była po mojej stronie.
– Marta, nie zrobiłam nic złego. Chciałam tylko współpracować. Ale Ewelina… ona to wszystko zaplanowała. Długo. Po cichu. I zrobiła to tak, że teraz wszyscy myślą, że to ja zawiodłam.
– Mówisz, że zrobiła to z zemsty?
– Tak. Za coś, co wydarzyło się lata temu. Za Tomka. Choć wtedy nie wiedziałam, że byli razem. I chyba nadal nie chcę wiedzieć wszystkiego. Ale ona… nigdy nie zapomniała.
Marta pokiwała głową, jakby układała sobie coś w głowie.
– Myślisz, że to już nie do odratowania?
– Myślę, że to nigdy nie było do uratowania.
Zapanowało milczenie. Długo nie mówiłyśmy nic. W końcu to ja przerwałam:
– Rezygnuję. Z projektu, z zespołu. Nie chcę już walczyć o coś, co od początku było nierówne.
– I co teraz? – zapytała Marta.
– Kasuję jej numer. Twój też, wybacz. Nie dlatego, że mam żal. Po prostu muszę odzyskać przestrzeń, którą oddałam ludziom, którzy tego nie docenili.
Wyszłam stamtąd bez planu, bez strategii. Po raz pierwszy od dawna nie miałam w głowie żadnego „co dalej”. Była tylko cisza. I w tej ciszy poczułam coś, co przypominało ulgę.
Basia, 31 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Moje dzieci są przyzwyczajone, że sponsoruję im życie. Przestanę być bankomatem, bo moje źródełko wyschło”
- „Chrzciny wnuka mają wyglądać jak wesele. Synowa chce pokazówkę dla rodziny, więc może od razu zróbmy poprawiny?”
- „Jako 16-latek oddałem własnego syna dziadkom. Po 20 latach spotkałem go w pracy i nie przyznałem się, kim jestem”

