„Gdy ja spałem na kanapie, żonę za ścianą pocieszał mój najlepszy kumpel. Nie wiedziałem, że robi mi braterską przysługę”
„Siedziałem w domu, ale jakby mnie nie było. Nie zdradzałem Kasi, ale nie wiem, czy to w ogóle miało jeszcze znaczenie. Może zdradza się też przez obojętność, przez nieobecność. Sam już nie byłem tego pewny. No i w tym wszystkim tkwił też Paweł, mój najbliższy przyjaciel. Kumpel z tych, co są od wszystkiego”.

- Redakcja
Nigdy za bardzo nie narzekałem, bo i nie było na co. Swoje życie mogłem pewnie uznać za pozornie udane. Byłem żonaty, miałem dwoje dzieci, dom z ogrodem i kredyt na kolejne dwanaście lat. Problem w tym, że to wszystko wyglądało tak pięknie tylko z wierzchu.
Z Kasią byliśmy razem od studiów. Ona bardziej otwarta, ja raczej wycofany. Taki układ działał przez długi czas. Dopasowywaliśmy się. A potem jakoś zaczęliśmy się mijać. Bez kłótni, bez trzaskania drzwiami i urządzania scen. Po prostu było coraz więcej milczenia, a coraz mniej wszystkiego, co wcześniej składało się na bycie razem.
Nie potrafię wskazać momentu, w którym zaczęło się między nami psuć. To raczej były drobiazgi, które z czasem się nawarstwiały. Nie interesowałem się tym za bardzo. Trwałem w tym wszystkim z przyzwyczajenia. W kółko tylko praca, dzieci, wieczne zmęczenie. Kiedyś mówiłem sobie, że to minie, że to tylko taki etap. Ale on nie mijał, tylko trwał i trwał — jakby w nieskończoność.
Siedziałem w domu, ale jakby mnie nie było. Nie zdradzałem Kasi, ale nie wiem, czy to w ogóle miało jeszcze znaczenie. Może zdradza się też przez obojętność, przez nieobecność. Sam już nie byłem tego pewny. No i w tym wszystkim tkwił też Paweł, mój najbliższy przyjaciel. Kumpel z tych, co są od wszystkiego. Od rozmów, od przysług, od wspólnych wyjazdów. Przez lata był częścią naszego życia, znał nas lepiej niż ktokolwiek. I właśnie dlatego to, co się wydarzyło później, uderzyło mnie najmocniej.
Nie byłem gotowy na to, co usłyszałem. Choć po czasie przyznaję, że nie mam pojęcia, czy w ogóle można być gotowym na coś takiego.
Czułem, że coś się zbliża
To był zwykły wieczór. Dzieci już spały, ja siedziałem w salonie. Włączyłem telewizor, ale niczego nie oglądałem. Zmieniałem kanały bez większego celu — po prostu żeby coś grało w tle. Z kuchni dobiegał odgłos zmywarki. Kasia długo krzątała się tam sama. Nie zaproponowałem pomocy. Nawet nie pomyślałem, żeby to zrobić.
Przyszła do salonu nagle. Bez słowa, bez jakiegokolwiek spojrzenia rzuconego w moją stronę. Przysiadła na bocznym oparciu fotela, tak jakby za chwilę miała znów wstać i wyjść. Przez chwilę nic nie mówiła. Mimo to czułem, że coś się zbliża. Coś, na co nie mam wpływu.
— Bartek — powiedziała w końcu cicho, prawie szeptem. — Muszę ci coś powiedzieć.
Nie spojrzałem na nią od razu. Skupiłem się na dźwięku dobiegającym z telewizora, jakby miał mi w czymś pomóc.
— To było dawno — zaczęła, wyłamując sobie palce. — Wtedy, kiedy spałeś na kanapie, pamiętasz? Miałeś ten swój okres milczenia. Nie odzywałeś się do mnie przez tydzień. Może dłużej.
Skinąłem głową. Pamiętałem, ale nie odezwałem się. Czekałem, aż dokończy.
— Pocałowałam Pawła — wyrzuciła z siebie.
Nie ruszyłem się. Nie zapytałem „co?”. Nie zrobiłem żadnej sceny. Po prostu patrzyłem w ekran i czekałem, aż dotrze do mnie to, co właśnie usłyszałem. Ale to jakoś wciąż nie docierało.
— To był tylko jeden raz — zapewniła prędko. — Nic więcej się nie wydarzyło. Tylko… pocałunek.
W głowie miałem pustkę. Nie znalazło się tam miejsca na nic więcej — nawet na gniew czy rozpacz. Wstałem. Bardzo powoli, trochę jakbym się bał, że mięśnie odmówią mi posłuszeństwa i runę na podłogę. Poszedłem do kuchni, nalałem sobie wody, chociaż wcale nie chciało mi się pić. Potrzebowałem po prostu czegoś, co pozwoli mi poczuć się normalnie.
Usłyszałem za sobą jej kroki, ale się nie odwróciłem.
— Dlaczego teraz? — zapytałem.
Stała za mną, pewnie obejmując się ramionami dla dodania sobie otuchy.
— Bo nie mogę już tego dłużej dźwigać —przyznała. — Nie chcę dalej udawać. Nie chcę siebie w takim małżeństwie. I ciebie też w nim nie chcę, jeśli dalej ma być tak jak było.
Odwróciłem się i spojrzałem na nią pierwszy raz tego wieczoru. Nie wyglądała jak kobieta, która przyszła się wytłumaczyć. Bardziej jak ktoś, kto postanowił powiedzieć prawdę, bez względu na to, co się stanie. I to było w tym najgorsze — że nie wyglądała, jakby żałowała. Chciałem coś powiedzieć, ale nie potrafiłem znaleźć słów. Wiedziałem tylko jedno — to, że to był Paweł, bolało najbardziej. Bo gdyby to był ktoś przypadkowy, pewnie, byłbym wściekły. Ale to był mój przyjaciel. Facet, który znał moje słabości, który znał Kasię z tej samej strony co ja. Który znał nasze małżeństwo od środka. I mimo to...
Usiadłem z powrotem w salonie. Telewizor dalej był włączony, ale nie słyszałem już dźwięku. Kasia wróciła do sypialni. Nie zamknęła drzwi. Nie powiedziała nawet „dobranoc”.
Siedziałem tak długo, czując dziwny spokój. Jak człowiek, który patrzy na swój dom po pożarze i jeszcze nie rozumie, co dokładnie stracił. Wiedziałem jednak, że nie będzie już powrotu do tego, co było wcześniej. Nawet gdybym chciał. Nawet gdyby ona chciała. Coś się we mnie zepsuło.
Patrzyłem mu prosto w oczy
Długo się do tego zbierałem. W głowie układałem sobie rozmowę z nim dziesiątki razy. Raz miała być spokojna. Innym razem chciałem wrzeszczeć, powiedzieć mu wszystko, co o nim myślę. Ale kiedy w końcu do niego pojechałem, nie miałem już w sobie złości. Pozostała jedynie potrzeba spojrzenia mu w twarz. Drzwi otworzył jak zawsze lekko zaskoczony, ale uśmiechnięty. Nie wiedział, co wiem. Jeszcze nie.
— Bartek, co jest? — zapytał lekko. — Wpadłeś na piwo?
— Wpadłem pogadać — odpowiedziałem. Głos miałem spokojny, ale suchy. Taki, jakiego używa się w pracy, kiedy trzeba załatwić jakąś sprawę.
Wszedłem do środka. Usiadłem przy stole, dokładnie tam, gdzie zawsze siadałem, kiedy przychodziłem z sześciopakiem i jakimiś chipsami. Ile razy siedzieliśmy tu razem? Ile razy mówiłem mu rzeczy, których nie powiedziałem nikomu innemu?
Usiadł naprzeciwko. Widział, że coś jest nie tak. Ale jeszcze udawał, że nie wie.
— Wiesz, co Kasia mi powiedziała? — zapytałem.
Początkowo udawał zaskoczonego. Wzruszył ramionami, jakby nic nie podejrzewał.
— Nie mam pojęcia, stary — stwierdził.
Patrzyłem mu prosto w oczy.
— Pocałunek — rzuciłem. — Wtedy, gdy spałem na kanapie. Ty i ona. Pamiętasz?
Spuścił wzrok. Zaczął nerwowo obracać kapsel od piwa, którego nawet nie otworzył. Nie odpowiedział od razu. Dopiero po wielu nerwowych oddechach mruknął:
— Zanim ją pocałowałem, ty już dawno byłeś gdzie indziej.
Siedziałem dalej, nieruchomo. Te słowa brzmiały jak oskarżenie, nie jak przeprosiny. Wcale się nie tłumaczył, tylko próbował mnie oceniać. Jakby chciał przerzucić na mnie część winy.
— Czyli miałeś swoje powody — powiedziałem cicho.
— Nie szukam usprawiedliwienia — odparł, ale mówił to bez przekonania. — To się stało. I to był błąd. Ale między wami już wtedy nic nie było. Nie rozmawialiście, nie patrzyliście na siebie. Ona była samotna.
Milczałem, słuchałem, ale nie przyjmowałem tego do wiadomości. Nie on był od rozstrzygania takich rzeczy. Był kimś, komu zaufałem bardziej niż komukolwiek innemu. I właśnie dlatego nie umiałem teraz się na niego wydrzeć. Nie umiałem nawet się porządnie wkurzyć. Byłem tylko zawiedziony i zmęczony tym wszystkim.
Wstałem. On wstał razem ze mną, jakby chciał jeszcze coś powiedzieć, ale nie powiedział. Nie podaliśmy sobie ręki. To był nasz ostatni raz przy tym stole.
Wyszedłem bez słowa. Zostawiłem za sobą człowieka, którego znałem prawie całe dorosłe życie. W drodze powrotnej do domu nie słuchałem radia. Siedziałem w ciszy, z otwartymi oknami. W głowie huczały mi jego słowa: „Ty już dawno byłeś gdzie indziej”. Może i byłem. Ale on i tak nie miał prawa wejść w to miejsce, które po mnie zostało.
Nie chciałem uciekać
Wróciłem późno. Kasia siedziała w kuchni przy zgaszonym świetle — tylko jedna lampka paliła się nad stołem. Widać było, że czekała. Nie zapytała, gdzie byłem. Może się domyślała. Usiadłem naprzeciwko. Przez chwilę nic nie mówiliśmy. Znałem już tę ciszę. Przez lata nauczyliśmy się w niej trwać. Ale tym razem nie chciałem w niej zostawać.
— Rozmawiałem z nim — oznajmiłem.
Kasia spojrzała na mnie krótko, bez zdziwienia. Jakby wiedziała, że tak będzie.
— Wiem, że nie jesteś tą samą osobą, co wtedy — dodałem. — Ja też nie jestem tamtym facetem. Ale jeśli mamy to dalej ciągnąć, musimy przestać udawać, że nic się nie stało.
Pokiwała głową. Odetchnęła głęboko, jakby od dawna dusiła to w sobie.
— Myślisz, że jesteśmy jeszcze do uratowania? — spytała niepewnie.
Pytanie padło cicho, ale nie było w nim histerii. Tylko zmęczenie. I jakaś resztka nadziei.
— Nie wiem — odpowiedziałem szczerze. — Ale po raz pierwszy od dawna chcę spróbować.
Nie dotknęliśmy się. Nie padły żadne wielkie słowa. A jednak zostaliśmy przy stole jeszcze długo. I pierwszy raz od lat nie chciałem uciekać.
Paweł nie był ważny
Zaczęliśmy od drobiazgów. Najpierw wspólny spacer z psem, potem obiad przy jednym stole, bez ekranów. Wieczorna herbata, ale już nie w osobnych pokojach. Próbowaliśmy być obecni. Razem. Nawet jeśli czasami bywało niezręcznie.
Zdecydowaliśmy się pójść na terapię. To Kasia zapisała nas na pierwszą wizytę. Siedzieliśmy obok siebie, patrząc w różne strony. Z czasem jednak nauczyliśmy się siebie słuchać, mówić i nie atakować. Wspominać o rzeczach, które wcześniej chowaliśmy w sobie: że było nam źle, że baliśmy się siebie, że tęskniliśmy, choć mieszkaliśmy pod jednym dachem.
Nie wróciliśmy do tego, co było. I nie próbowaliśmy. To nie był w ogóle nasz cel. Zaczęliśmy budować coś nowego. Wolniej, ostrożniej, ale z większą świadomością. Pojawiły się momenty śmiechu, a razem z nimi płacz. Czasem jedno następowało po drugim.
Paweł nie był ważny. Przestałem go widywać, przestałem go wspominać. Nie chciałem go już mieć w swoim życiu. Bez rozmowy, Ta przyjaźń po prostu się skończyła. Może dlatego momentami bywałem taki samotny. Mimo to widziałem też w tym coś lepszego. Coś, co oznaczało nowy początek.
Wybaczyłem sobie
Dziś jesteśmy inni. Bardziej szczerzy. Czasem aż do bólu. Są dni, kiedy znowu nie potrafimy się porozumieć. Kiedy każde słowo trafia nie tam, gdzie trzeba. Teraz już jednak nie uciekamy. Nie chowamy się w pracy, przy dzieciach, w zmęczeniu. Uczymy się mówić, co nas boli, zanim zaczniemy ranić drugą stronę. Nie szukamy już w ogóle dawnej normalności. Powoli otwieramy nowy rozdział — taki budowany na prawdzie.
Z Pawłem nigdy więcej nie rozmawiałem. Nie czułem takiej potrzeby. Nie chcę niczego wyjaśniać ani niczego zamykać. Ta znajomość umarła. I nie ma czego żałować. Nie wybaczyłem mu. I nie sądzę, żebym kiedykolwiek tego chciał. Dobrze jednak, że wybaczyłem sobie. Za to, że przez lata byłem gdzieś indziej. Za to, że zrezygnowałem, zanim to wszystko się rozpadło.
Bartek, 43 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Zobacz także:
- „Nienawidziłam siostry za to, co zrobiła mojej rodzinie. Jednak to ona podała mi dłoń, gdy potrzebowałam pomocy”
- „Sądziłem, że przez moje słabości na zawsze będę sam. Na mojej drodze stanął ktoś, kto pokochał mnie takim, jaki jestem”
- „Córka wolała powiedzieć, że jest sierotą, niż przyznać, że pochodzi ze wsi. Wyparła się nas w zamian za 3 tysiące euro”

