„Przyjaciel nie przyszedł na swój wieczór kawalerski. Byłem w szoku, gdy usłyszałem, czemu zlekceważył imprezę życia”
„W lokalu panował gwar, który w normalnych warunkach byłby dla mnie powodem do satysfakcji. Goście w dobrych humorach, kelnerzy krążyli z tacami, a ja wszystko miałem pod kontrolą. Wszystko, oprócz jednej, kluczowej rzeczy. Nie było Darka”.

- Redakcja
Przez całe życie byłem tym odpowiedzialnym, który pilnuje terminów, planuje atrakcje i rozwiązuje cudze kryzysy. Darek, mój najlepszy przyjaciel, był moim przeciwieństwem – niefrasobliwy, z głową w chmurach. Może dlatego tak dobrze się dogadywaliśmy. Ja trzymałem go przy ziemi, on uczył mnie odrobinę luzu.
Wszystko zorganizowałem
Kiedy Darek oświadczył się Klaudii, od razu było jasne, kto zorganizuje jego wieczór kawalerski. Wynająłem lokal, ogarnąłem catering, zebrałem paczkę znajomych. Nawet zamówiłem tancerkę, chociaż szczerze wątpiłem, czy Darek będzie miał ochotę na takie show. Wszyscy mówili, że świetnie sobie poradziłem.
Tylko Darek od kilku tygodni zachowywał się jak ktoś, kto nosi w sobie jakiś cichy bunt. Gdy mówiliśmy o ślubie, zbywał temat. Był obecny, ale jakby nie do końca. Pewnego wieczoru rzucił:
– A jakbym tak spakował się i po prostu wyjechał?
Zaśmiałem się wtedy, bo przecież każdy facet ma takie myśli przed ślubem. Stres, wiadomo. Bardzo chciałem wierzyć, że wszystko będzie dobrze, że wystarczy zapiąć wszystko na ostatni guzik, a życie samo się ułoży. Potrzebowałem tej iluzji porządku.
Stresował się
W lokalu panował gwar, który w normalnych warunkach byłby dla mnie powodem do satysfakcji. Goście w dobrych humorach, kelnerzy krążyli z tacami pełnymi kolorowych drinków, a ja wszystko miałem pod kontrolą. Wszystko, oprócz jednej, kluczowej rzeczy. Nie było Darka.
Na początku wziąłem to za jego zwyczajową niepunktualność. Tak miał. Potrafił się spóźnić godzinę, nie tracąc przy tym grama uroku. Ale minęła godzina, potem druga, a w mojej głowie coraz głośniej dzwonił niepokój, którego nie potrafiłem już zagłuszyć.
– Może szykuje jakieś wejście smoka? – rzucił Marek, podnosząc kufel. – Albo wiecie… ostatnia szansa na ucieczkę, ha?
Wszyscy się zaśmiali, a ja udawałem, że też mnie to bawi. W rzeczywistości czułem, jak serce ściska mi się z każdą minutą coraz mocniej. Sięgnąłem po telefon. Najpierw wysłałem wiadomość. Po kilku minutach zadzwoniłem. Włączyła się poczta głosowa. Spróbowałem jeszcze raz, i znowu to samo.
Nie przyszedł
Podszedł do mnie kelner, młody chłopak, którego twarz wyrażała czystą zawodową grzeczność.
– Przepraszam, czy pan młody się zjawi? Bo jeśli nie, to może zrezygnujemy z tej specjalnej deski przystawek…?
Spojrzałem na niego, jakbym pierwszy raz widział człowieka. Chciałem powiedzieć, że oczywiście się zjawi, że zaraz tu będzie, że przecież to jego wieczór, jego święto. Ale słowa ugrzęzły mi w gardle. Kiwnąłem tylko głową, choć nie wiem, czy on to odebrał jako zgodę czy odmowę.
Telefon znów poszedł w ruch. Poczta głosowa. Pomyślałem, że może rozładował mu się telefon, może zgubił go w taksówce, może coś się stało. Ale wewnętrznie wiedziałem, że to nie przypadek.
Przypomniałem sobie jego spojrzenie sprzed tygodnia, gdy Klaudia snuła opowieść o tym, jak perfekcyjnie zaplanowała każdy szczegół wesela. Darek wtedy nie skomentował, tylko siedział, bawiąc się jakimś papierkiem. Wtedy uznałem, że to normalne. W końcu każdy się denerwuje.
Coś było nie tak
Rano obudził mnie telefon. Jeszcze półprzytomny zerknąłem na ekran. Klaudia. Przez ułamek sekundy przyszło mi do głowy, że może dzwoni, bo Darek w końcu się znalazł. Odebrałem.
– Bartek, Darek uciekł – powiedziała bez żadnych wstępów.
Jej głos był suchy, metaliczny, bez grama emocji. Ale to właśnie ten chłód przebił mnie bardziej niż gdyby krzyczała.
– Jak to uciekł? – wyszeptałem, próbując wstać z łóżka, ale nogi miałem ciężkie jak z ołowiu.
– Wysłał mi wiadomość – Klaudia zignorowała moje pytanie. – Napisał, że nie wróci. Że jest już za granicą, z jakąś Alicją.
Słowa zawisły w powietrzu, a ja miałem wrażenie, że to nie może być prawda. Alicja? Przecież Alicja to była dziewczyna, która pojawiała się na imprezach i znikała bez śladu. Wolny duch, który nigdy nie pasował do poukładanego świata Darka.
– Klaudia, słuchaj, może… to jakiś żart? – usiłowałem znaleźć w tym jakąś logikę. – On przecież by ci tak po prostu nie…
– Bartek – przerwała mi stanowczo. – Jeśli chcesz wiedzieć dlaczego, zapytaj go. O ile ci odpisze.
Nic nie rozumiałem
Jej ton był beznamiętny, bez wybuchów rozpaczy, ale czułem w tym cisnącą się pod skórą wściekłość. Tęsknotę za porządkiem, który ktoś brutalnie zniszczył. Klaudia nie była kobietą, która przyjmowała do wiadomości, że ktoś mógłby złamać ustalone zasady. A Darek właśnie złamał je wszystkie.
Siedziałem na brzegu łóżka z telefonem w dłoni, patrząc w ścianę, jakbym właśnie usłyszał wyrok. Nagle cały ten wieczór kawalerski, te miesiące planowania, te rozmowy o najlepszym cateringu, to wszystko wydało mi się żałośnie nieistotne.
Darek uciekł, a ja poczułem, jakby zawaliła mi się nie tylko jego przyszłość, ale i moja własna. Bo może wcale nie chodziło o Alicję? Może to nie była tylko historia o zdradzie? Może Darek po prostu nie chciał być tym, kim wszyscy mu kazali?
A ja? Ile razy w życiu podejmowałem decyzje, które w rzeczywistości były decyzjami innych? Ilu rzeczy nie zrobiłem, bo nie wypadało? Bo trzeba było być odpowiedzialnym?
Chciałem poznać prawdę
Zadzwonił Tomek, jeden z chłopaków z kawalerskiego. Nie czekał na powitanie.
– Słyszałem, co się odwaliło. Może lepiej, że uciekł teraz, a nie po ślubie. Przynajmniej Klaudia nie musi się potem tłumaczyć z rozwodu.
Chciałem mu powiedzieć, że to nie jest takie proste, bo nie chodzi tylko o to, że Darek uciekł od odpowiedzialności. Ale nie powiedziałem nic. Może Tomek miał rację, może Darek wreszcie zrobił coś odważnego. Tyle że odwaga z bliska nie wygląda jak scena z filmu, nie jest heroiczna i pełna fanfar. Często jest brzydka, chaotyczna i rani wszystkich wokół.
Wieczorem telefon zawibrował. Wiadomość od Darka. Krótkie zdanie: „Przepraszam. Wiem, że cię zawiodłem, ale nie chcę całe życie udawać kogoś, kim nie jestem. Musiałem uciec”.
Patrzyłem na ekran i nie wiedziałem, co z tym zrobić. Przed oczami miałem Klaudię, jej rodziców, jego matkę, wszystkich tych ludzi, którzy „wiedzieli lepiej”, jak to życie ma wyglądać. A ja? Czy moja rola jako przyjaciela polegała teraz na oskarżaniu go o zdradę, czy może na zrozumieniu?
Podziwiałem go
Chciałem odpisać, ale słowa nie przychodziły. W końcu cicho powiedziałem do telefonu:
– Nie wiem, czy ci wybaczę. Ale rozumiem.
Może to właśnie była prawdziwa przyjaźń – nie dawanie aprobaty, tylko pozwalała komuś odejść, gdy nie da się już inaczej oddychać.
Zawsze wierzyłem, że odpowiedzialność to siła. Teraz nie byłem tego taki pewien. Może Darek miał rację, wybierając własną drogę, choćby brutalną i niewygodną. Może to nie bunt, tylko konieczność.
Nie wiedziałem, czy bardziej go podziwiam, czy zazdroszczę. Ale wiedziałem jedno – po tym, co się stało, nic już nie wróci do poprzedniego stanu.
Bartosz, 34 lata
Czytaj także:
- „Zamiast pić soczek z palemką, musiałem pomóc teściowi w pracy w polu. Od tego czasu doceniam wygody miejskiego życia”
- „Żyję razem z mężem tylko dla dobra naszych dzieci. Nikt nawet nie podejrzewa, że już dawno ułożyłam sobie drugie życie”
- „Harowałem, by zarobić na egzotyczne zachcianki żony i córki. Na szczęście chociaż kochanka nie jest ze mną dla kasy”

