„Przygotowałam paczki dla biednych dzieci na święta. Mąż od razu się zezłościł, że marnuję jego pieniądze”
„– Nie! Nie przesadzam! Mam dość chodzenia na palcach, dość wstydu, że zrobiłam coś z serca, a ty mnie za to zniszczyłeś! – mój głos się załamywał, ale mówiłam dalej. – Ty nie jesteś już tym człowiekiem, za którego wyszłam. Jesteś... zimny. Jakby pieniądze były ważniejsze niż człowiek”.

Czasem czuję, że Paweł już mnie nie widzi. Jakbyśmy byli tylko domownikami, co dzielą lodówkę, łazienkę i kredyt. Żadnych czułości, żadnych rozmów, tylko rachunki i narzekanie. A przecież byliśmy kiedyś szczęśliwi. Teraz coraz częściej czuję się w tym domu jak intruz.
Jestem nauczycielką, mam dwójkę dzieci i serce, które pęka, gdy widzę biedę u swoich uczniów. W grudniu zrobiło się zimno, niektóre maluchy przyszły w za cienkich kurtkach, bez czapek. Zbieraliśmy z koleżankami paczki świąteczne, a ja, pod wpływem rozmowy z naszą sekretarką, panią Teresą, postanowiłam zrobić kilka sama dla dzieci z pobliskiego domu dziecka. Kupiłam słodycze, skarpetki, rękawiczki, kredki. Tyle mogłam.
Czułam, że robię coś ważnego. Że może te dzieci przez chwilę poczują się kochane. Ale kiedy Paweł odkrył wydatki, wybuchł. Zarzucił mi brak odpowiedzialności. Powiedział, że „kupuję sobie dobre samopoczucie za jego pieniądze”. Zrobił mi piekło. Nie rozumie, że dobroć to nie fanaberia. To część mnie.
Mąż zrobił mi awanturę
– Asia, co to ma być? – Paweł wszedł do kuchni z telefonem w dłoni.
Zmarszczone czoło, zaciśnięta szczęka. Znałam ten wyraz twarzy. To nie wróżyło nic dobrego.
– Pięćset siedemdziesiąt złotych z konta zniknęło. W jeden dzień!
– Kupiłam rzeczy do paczek – odpowiedziałam cicho. – Dla dzieci z domu dziecka. Słodycze, rękawiczki, zabawki…
– Oszalałaś? – przerwał mi, podnosząc głos. – W grudniu? Gdy opłaty idą w górę?! Kto ci dał prawo wydawać moje pieniądze na jakieś obce bachory?!
Zamarłam. „Obce bachory”? Poczułam, jak żołądek ściska mi się z bólu.
– To tylko parę paczek. Chciałam... sprawić im trochę radości. One nie mają nikogo...
– A MY co mamy? Kredyt! Rachunki! Dzieci! Ty się lepiej zajmij własną rodziną, zamiast robić z siebie Matkę Teresę!
Poczułam, że łzy cisną mi się do oczu, ale nie pozwoliłam im spłynąć.
– Paweł, moja wypłata też wpływa na konto…
– Mówisz o tych ochłapach? Nie żartuj.
Wyszedł, trzaskając drzwiami od salonu. Dzieci zamilkły przy stole, Ola wpatrywała się we mnie szeroko otwartymi oczami. W głowie tłukło mi się tylko jedno pytanie: co się z nim stało? Kiedy moje dobro zaczęło go tak drażnić?
Miał do mnie pretensje
Czekałam dwa dni. Chciałam, żeby ochłonął. Żeby wrócił mój Paweł – ten, który jeszcze kilka lat temu mówił, że jestem „najlepszym człowiekiem, jakiego zna”. Ale on się nie zmienił. Był milczący, chłodny. Jakby odgrodził się ode mnie murem z lodu. W niedzielę wieczorem, kiedy dzieci już spały, usiadłam naprzeciwko niego przy stole.
– Paweł… możemy porozmawiać?
Westchnął teatralnie, nie podnosząc wzroku znad telefonu.
– Czego znowu?
– Chciałam zrozumieć… dlaczego tak zareagowałeś. Przecież to były tylko paczki. Kilka rzeczy dla dzieci, które nie mają nikogo.
Wzruszył ramionami.
– Bo ty żyjesz w jakimś swoim świecie. W bajce. Myślisz, że dając czekoladki, zmienisz komuś życie. A potem się dziwisz, że ludzie cię wykorzystują.
– Ale to były dzieci – szepnęłam. – One nawet nie wiedzą, kto im to daje…
– A ty potrzebujesz, żeby cię ktoś podziwiał. „O, jaka dobra pani Joanna, taka empatyczna!” – zadrwił.
Zatkało mnie. Patrzyłam na niego, jakby przemawiał głosem obcego człowieka.
– Naprawdę tak o mnie myślisz?
– Myślę, że czas dorosnąć. I przestać robić szopki.
Wstał, jakby rozmowa go zmęczyła. Zostałam przy stole sama. I pierwszy raz od dawna poczułam coś nowego. Nie smutek. Nie żal. Tylko wstyd, że tak długo nie widziałam, kim on się stał.
Miałam dość
– Znowu nie ma mleka – burknął Paweł, grzebiąc w lodówce. – Ale na głupoty to masz pieniądze.
Wzięłam głęboki wdech. Czułam, jak coś we mnie pęka.
– Kup sobie mleko sam – rzuciłam cicho, ledwie słyszalnie, ale z taką złością, że sama siebie zaskoczyłam.
– Słucham?
Odwróciłam się do niego, ze ścierką w dłoni.
– Mam dość. Dość twoich komentarzy, wyliczania każdej złotówki, wiecznego zimna. To nie jest życie. To jakiś obóz przetrwania!
– Przesadzasz – odburknął, ale unikał mojego wzroku.
– Nie! Nie przesadzam! Mam dość chodzenia na palcach, dość wstydu, że zrobiłam coś z serca, a ty mnie za to zniszczyłeś! – mój głos się załamywał, ale mówiłam dalej. – Ty nie jesteś już tym człowiekiem, za którego wyszłam. Jesteś... zimny. Jakby pieniądze były ważniejsze niż człowiek.
– Joasia, daruj sobie tę dramę – westchnął.
– Nie! Już ci nie ufam. A najgorsze, żee dzieci to widzą. Że Ola patrzy, jak ojciec traktuje matkę i myśli, że tak wygląda miłość.
Zapadła cisza. Paweł w końcu spojrzał mi w oczy.
– To co? Chcesz się rozwieść? O to chodzi?
– Nie – powiedziałam cicho. – Po prostu już tak nie chcę żyć.
Odwróciłam się i wyszłam z kuchni, zostawiając go z tą ciszą, którą zawsze tak bardzo kochał.
Nie żałowałam
Tego dnia wzięłam wolne. Powiedziałam w pracy, że źle się czuję – i to była prawda, tylko że nie fizycznie. Potrzebowałam odetchnąć. Złapałam dwie torby, które od tygodnia stały w szafie, gotowe. Rękawiczki, kredki, misie. Paczki, przez które Paweł omal mnie nie rozszarpał.
Dom dziecka był na końcu miasta. Szary budynek, obdrapana furtka, na niej zardzewiały dzwonek. Gdy go nacisnęłam, miałam ochotę uciec, ale zostałam.
– Dzień dobry – uśmiechnęła się kobieta w granatowym swetrze. – W czym mogę pomóc?
– Przywiozłam kilka paczek… na święta. Dla dzieci.
Zamilkła na moment. Potem spojrzała na mnie jakby z wdzięcznością.
– Dziękujemy. Naprawdę.
Zaprowadziła mnie do sali, w której dzieci rysowały. Dwoje z nich – chłopiec w czerwonej bluzie i dziewczynka z rozczochraną grzywką – podeszli do mnie.
– A to dla nas?
– Tak. I nie tylko dla was – uśmiechnęłam się, klękając obok nich.
Chłopiec pogładził pluszowego psa, którego wyjął z torby.
– On będzie spał ze mną. Będę mu czytał książki.
Nie umiałam odpowiedzieć. Głos mi się załamał. Łzy leciały ciurkiem, ale pierwszy raz od dawna... to nie był ból. To było wzruszenie. W drodze powrotnej usiadłam na ławce przed blokiem i czułam, że zrobiłam naprawdę dobry uczynek.
Podjęłam decyzję
Wróciłam wieczorem. W mieszkaniu było cicho. Paweł siedział przy komputerze, jakby mnie nie było. Ale tym razem to ja zaczęłam.
– Musimy porozmawiać.
– Znowu? – mruknął, nie odwracając się.
– Nie „znowu”. Ostatni raz.
Odwrócił się powoli. Spojrzał na mnie spod przymrużonych powiek.
– Chcę separacji, jeśli nic się nie zmieni – powiedziałam, jasno i spokojnie.
Zamarł.
– Żartujesz.
– Nie. Przestałeś być kimś, z kim chcę dzielić życie. Nie rozumiesz mnie, nie wspierasz, tylko kontrolujesz i krytykujesz.
Wstał powoli, jakby chciał mnie przestraszyć swoją posturą, ale nie ruszyło mnie to. Stałam wyprostowana.
– To wszystko przez te paczki?
– Nie. Przez lata obojętności, przez twój chłód. Paczki były tylko iskrą. Od dawna już nie jestem szczęśliwa. Po prostu dopiero teraz miałam odwagę to powiedzieć.
– I co? Myślisz, że sobie poradzisz? – zapytał z pogardą. – Bez pieniędzy? Beze mnie?
– Już sobie radzę. Lepiej niż kiedykolwiek. Bo po raz pierwszy nie boję się, co powiesz.
Pokręcił głową.
– Będziesz tego żałować, Asia.
– Może, ale wolę żałować decyzji niż życia, które mnie tłamsi.
Zostawiłam go w kuchni. Niech sobie to przemyśli.
Joanna, 40 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mąż twierdzi, że nie mam prawa do jego kasy. Dzieci ubieram w lumpeksie, bo moja pensja nie wystarcza na więcej”
- „W grudniu zdarzył się cud i wygrałem w totolotka. Myślałem, że to początek nowego życia, ale myliłem się”
- „Łożę pieniądze na studia córki, by została kimś i dobrze zarabiała. Mimo to cały czas wyciąga do mnie ręce po kasę”

