„Przygarnęłam teściową do domu, a ona zamieniła go w chlew. Jędza udaje, że wynoszenie śmieci jest poniżej jej godności”
„– Ja już się narobiłam w życiu, Arletko. Wychowałam Piotrka i Dagmarę, opiekowałam się chorym mężem – jej słowa zabrzmiały nad wyraz szczerze, ale nie mogłam się na to nabrać. To nie tłumaczy bałaganu w kuchni i śmieci rzucanych tuż obok kosza”.

- listy do redakcji
Nigdy nie byłam w specjalnie dobrych stosunkach z teściową, ale też wcześniej nie zwalała mi się na głowę. Może dlatego, że wraz z mężem miała swój własny świat i zainteresowania. A my wraz z Piotrem żyliśmy spokojnie przez piętnaście lat małżeństwa.
Kiedy jednak ojciec męża zmarł po długiej walce z chorobą, jego matka postanowiła sprzedać dom.
– Jest dla mnie za duży, mam sama mieszkać na stu metrach? – teściowa od początku była pewna swego.
Przyznałam jej rację. Lepiej, żeby ułożyła sobie życie w małym, przytulnym mieszkanku, które nie będzie przypominać jej o tragedii. Zaproponowałam, że poszukam wraz z nią nowego lokum.
Przyjęłam ją w swoje progi, bo była w żałobie
– Nie no, Arletka, ja nawet nie wiem, za ile ostatecznie pójdzie ten dom. Przez jakiś czas pomieszkam z wami i zorientuję się w sytuacji. Przez ten czas pozałatwiam formalności, ogarnę wycenę, agenta... – wyliczała, a ja kiwałam głową ze zrozumieniem.
Naturalnie zgodziłam się na taki układ. Spodziewałam się tego, że choć minęło pół roku od śmierci Antoniego, teściowa może być wciąż w głębokiej żałobie i depresji. Z tego powodu przegapiłam pierwsze sygnały zbliżającej się katastrofy.
– Mamo, co tu się stało? – spytałam pewnego razu, widząc kulki papieru walające się dookoła toalety.
– A, nie trafiłam – skwitowała i wyszła.
Uznałam, że po prostu się speszyła. Posprzątałam łazienkę w milczeniu i przeszłam do codziennych zajęć. Niestety, chwilę później zastałam kuchnię w takim stanie, jakby przeszedł przez nią huragan.
– Dawno nie gotowałam nic sama. Zapomniałam, jak kroi się cebulę i trochę się narozsypywało – tłumaczyła.
– Mamo, a papryki i pomidorów też nie umiesz kroić? Może cię nauczę? – spytałam, widząc znacznie więcej kawałków warzyw porozrzucanych po podłodze.
– A tam, daj starej kobiecie trochę spokoju.
Należy jej się specjalne traktowanie?
Przez kolejne dni czekały na mnie coraz to nowsze niespodzianki. Jeśli nie bałagan w kuchni, to śmieci walające się obok w połowie pustego śmietnika.
– Trzeba by to bardziej upchać. Nie da się trafić, od razu wypada. Albo częściej wynoście śmieci – jej tłumaczenia stały się coraz bardziej absurdalne.
– Skoro jest taki problem, mama może je przecież sama wynieść.
Spojrzała na mnie z obrażoną miną, jakbym podważyła majestat Matki Polki.
– Ja już się narobiłam w życiu, Arletko. Wychowałam Piotrka i Dagmarę, opiekowałam się chorym mężem – jej słowa zabrzmiały nad wyraz szczerze, ale nie mogłam się na to nabrać. Od zawsze wykazywałam podejście zadaniowe i praktyczne rozwiązywanie problemów.
– No właśnie! Mama ma tyle doświadczenia, że nie wierzę, że nie potrafi trafić do kosza. Co dzieje się tak naprawdę? Może pójdziemy do psychologa?
– Myślisz, że jestem chora na głowę?! – wykrzyczała, wymachując rękami.
– Uważam, że można poprawić twój komfort życia.
W tamtym momencie szczerze współczułam teściowej. Zachowywała się dziwnie i tłumaczyła się jak dziecko, ale musiało to mieć jakiś związek z traumą. Nie jestem przecież wyprana z uczuć.
– Poprawisz go, jeśli przestaniesz memłać jęzorem! – odpowiedziała mi wściekle.
Wycofałam się. Próbowałam poruszyć ten temat z mężem, ale uznał, że nie ma sensu naciskać. Mówił, że przecież i tak mama ma być u nas tylko kilka miesięcy, więc nie ma sensu robić sobie konfliktów. Zgodziłam się ze słowami męża.
Sprzedaż domu zaczęła się przedłużać
Mijały tygodnie i miesiące. Załatwiliśmy już kwestie spadkowe, zrzekając się swoich części na rzecz teściowej. Odświeżyliśmy delikatnie dom, pozbyliśmy się pleśni i starych mebli, załatwiliśmy rezolutną agentkę nieruchomości. Niestety, mama wciąż zbywała temat sprzedaży.
– Ja poczekam jeszcze chwilę, może rynek się zmieni...
– Nie staniesz się milionerką, sprzedając ten dom. Te kilkanaście tysięcy różnicy podarujemy ci jako prezent, może w meblach do nowego lokum.
– Chcesz mnie przekupić? Pozbyć się mnie, jak psa?! – pytała ze złością.
Załamałam ręce. Poszłam na spacer, przy okazji kupując nowe środki czystości, bo przy zwyczajach mamusi z koszmaru znikały w oczach. Ostatnio wysypała cały proszek do prania na świeżo zrobione pranie. Innym razem sprzątałam porozrzucane skarpetki, koszule i zabawki, gdy mama postanowiła przeszukać nasze mieszkanie pod kątem pamiątek po mężu.
Niestety, cała ta sytuacja odbiła się negatywnie również na naszej relacji z dzieckiem. One oceniają w końcu świat swoją miarą. Nie mogę winić o to ośmiolatka.
– Nie będę sprzątać pokoju! Babcia nie musi sprzątać! – zaczął buntować się nasz syn.
– Babcia nie będzie mieszkać z nami zawsze. Niedługo się to skończy.
– Ale ja mam jej dość! Kiedy była u nas ciocia Andzia z dziećmi, widziałem, jak celowo rozwala klocki tego małego Leonka! Ona jest jakaś dziwna! – co by nie mówić o tej sytuacji, doceniłam syna za szczerość.
Oniemiałam. Rozumiem, że robi problem nam, ale angażować w to znajomych? I to dzieci? Było mi coraz bardziej wstyd. Ciekawe, co gadają o nas za plecami. Pozostało mi mieć nadzieję, że i Piotr przejrzy na oczy.
Zrobiła syf i zwaliła to na psa!
Nasz labrador, Bobik, to rezolutny i spokojny psiak. Wie, kiedy nadchodzi pora karmienia i spaceru, a sprawę załatwiania się w domu zamknęliśmy na etapie szczenięcym. Kochana mamusia od początku pomieszkiwania u nas najbardziej zazdrosna była właśnie o psa. Jako zwykła dorosła osoba po prostu nie umiem tego pojąć.
– Traktujesz go jak dziecko, a mnie jak pasażera na gapę – wytykała mi.
„Bo jesteś pasażerem na gapę, ty jędzo” – pomyślałam. Ale oczywiście nie powiedziałam tego na głos.
– Widzisz, mamo... Różnica pomiędzy Bobikiem a tobą polega na tym, że on jest od nas całkowicie zależny.
– A ja to nie? Najpierw przyjęłaś mnie pod swój dach, a teraz się mnie wypierasz?
Co za kobieta! Przyjęłam ją, żeby jej pomóc, a nie dlatego, żeby ją niańczyć! Nie mogłam pojąć jej rozumowania.
– Jesteś dorosłą osobą, masz zdrowy kręgosłup i dwie sprawne ręce. Bobik nie zrobi sobie sam śniadania i nie wypierze ciuchów.
– Za moich czasów psy trzymało się w budzie, na łańcuchu!
– Polecam więc mamie kupić swój dom i decydować w nim o własnych zwierzętach.
Widziałam, jak z każdą sekundą czerwienieje. Wyglądała, jak jakiś potwór z filmu grozy. Zemściła się i na mnie, i na Bobiku zaledwie kilka dni później.
Pewnego wieczoru wybrałam się z mężem na romantyczną kolację, po której zaliczyliśmy też kino. Gdy cała rozanielona, z nadzieją na miłą noc, otworzyłam drzwi i zastałam prawdziwy armagedon. Porozsypywane przyprawy i mąka, rozbite jajko na podłodze, świeża pościel przeciągnięta przez cały ten syf. Oczywiście teściowa zwaliła wszystko na psa.
– Chciałam zrobić obiad i zmienić poszewki, kiedy ta bestia wparowała do pokoju i wszystko powywracała. Potem wziął w zęby pościel i bawił się nią w kuchni – opowiadała.
Mój mąż tylko westchnął i złapał za szmatę oraz odkurzacz. Nie rozumiem, jak może się temu tak ulegle przyglądać! Bobik nigdy w życiu nie zrobiłby czegoś takiego, ale Piotr woli się wycofać, niż walczyć o swoje. Ja uznałam, że trzeba coś z tym zrobić.
Chciała wciąż zatruwać nam życie
Nie byłam w stanie dłużej tego wytrzymać. Porozmawiałam z Piotrem i powiedziałam mu, że sama skończę w psychiatryku, jeśli w przeciągu dwóch miesięcy nie rozwiążemy sytuacji z jego matką.
– Ona robi to specjalnie, żeby zwrócić na siebie uwagę. Pewnie przez tę żałobę siadło jej coś na głowę... Ona wcale nie chce sprzedać tego domu – przyznał w końcu mąż.
– Ale Piotrek, ona może zwrócić na siebie uwagę jakoś inaczej. Prosząc o pomoc w sprzedaży domu. Odrabiając lekcje ze Stasiem. Rozmawiając z nami o swoim problemie. Ale jednak nie robi nic z tych rzeczy, tylko zamienia nasz dom w chlew.
– Wiem, kochanie. Może przestaniemy po niej sprzątać? Wiesz, taki bunt.
– I będziemy żyć w tym syfie z psem i dzieckiem?
Mąż pochmurniał. Zamknął się w łazience. Słyszałam, że rozmawia ze swoją siostrą, która obecnie mieszka w Czechach. Współczuję jej na samą myśl o tym, że możemy zwalić jej problem na głowę, ale w końcu jesteśmy rodziną. Musimy rozwiązać ten problem wspólnie, pomagając sobie, kiedy któreś z nas traci cierpliwość...
– Zastanowi się, może ją weźmie, ale trzeba będzie to pozałatwiać.
Teraz ja myślę o tym, czy jestem lepsza od swojej teściowej, skoro zamierzam przekazać problem Dagmarze. Nie mogę jednak dalej tak żyć.
Arleta, 39 lat
Czytaj także:
„Nigdy nie rozumiałam złośliwych dowcipów o teściowej. Do czasu aż moja wlazła z buciorami w moje życie”
„Syn zrobił ze mnie darmową nianię, a jego teściowa leżała jak pączek w maśle. Wiedziałam, że muszę się zbuntować”
„Ja harowałam, żeby dzieci miały co jeść, a mąż zabawiał się z inną. Może to błąd, że mu wybaczyłam?”