„Przy opłatku dowiedziałam się, co moja córka robi z nauczycielem biologii. Wcale nie brała korepetycji do matury”
„Odebrało mi mowę. Nic nie powiedziałam. Może to nic, tylko zbieg okoliczności. A może... właśnie coś więcej? Od tamtej rozmowy nie potrafię spać. Przyglądam się Lenie ukradkiem. Czyta książkę, odgarnia włosy za ucho. Spokojna i jakaś odległa”.

Nie lubię świąt. Dawniej kochałam ten czas – pieczenie pierników z Leną, długie rozmowy przy kuchennym blacie, pakowanie prezentów przy ciepłym świetle lampek. To było dawno temu. Zanim przestałyśmy rozmawiać. Zanim zamknęła się w sobie tak, że nawet jej oddech wydawał mi się obcy.
Zawsze byłam matką, która trzyma wszystko w ryzach. Kalendarz, zakupy, plan lekcji, terminy szczepień – wszystko na czas. Tylko jak kontrolować coś, co się rozłazi po cichu? Kiedyś śmiałyśmy się, że jesteśmy jak zgrany duet. Teraz Lena wraca do domu i milczy. Patrzy w okno, jakby mnie tam nie było.
– Dziwna ta twoja Lena ostatnio – szepnęła Maria, sąsiadka spod trójki, gdy zanosiłam jej opłatek z kościoła. – My z Andrzejem widzieliśmy ją w parku. Z tym waszym biologiem, Michałem.
Zamarłam.
– Co?
– Siedzieli na ławce. Blisko. Za blisko jak na nauczyciela i uczennicę, nie uważasz?
Odebrało mi mowę. Nic nie powiedziałam. Może to nic, tylko zbieg okoliczności. A może... właśnie coś więcej? Od tamtej rozmowy nie potrafię spać. Przyglądam się Lenie ukradkiem. Czyta książkę, odgarnia włosy za ucho. Spokojna. I tak odległa, że nie wiem już, czy jeszcze umiałabym ją przytulić.
Coś się w niej zmieniło
Ubieranie choinki zawsze było naszym rytuałem. Włączałyśmy kolędy, Lena rozwieszała bombki, a ja poprawiałam światełka. Śmiała się, że mam obsesję na punkcie symetrii. W tym roku… nawet nie podniosła wzroku znad telefonu.
– Pomożesz mi? – zapytałam, trzymając w dłoniach karton z ozdobami.
– Zaraz – mruknęła, nawet nie udając, że ją to interesuje.
– Lena, to nasze święta. Raz w roku. Może odłożysz ten telefon?
Westchnęła ciężko i bez słowa podeszła do drzewa. Zawiesiła kilka bombek i wróciła na kanapę. W kuchni słychać było głosy. Ciotka Kinga właśnie przyjechała, jak zwykle za wcześnie.
– Ta dzisiejsza młodzież to jakieś nieporozumienie – komentowała głośno. – Nosem w ekran, a głową w chmurach. Byle szybciej dorosnąć i zacząć się „zakochiwać”. Najlepiej w najgorszych typach.
– Kinga, daj spokój – wtrącił się mój ojciec, dziadek Leny, siedząc przy stole z herbatą. – Kiedyś dziewczyny miały wstyd. Teraz tylko patrzą, komu się podlizać.
Zamarłam w przedpokoju. Oni nie wiedzieli, że słyszymy, albo wiedzieli aż za dobrze. Lena odwróciła się powoli.
– Może trzeba się zakochać, żeby człowieka w ogóle ktoś zauważył – powiedziała cicho, ale wyraźnie.
Poczułam, jak żołądek mi się zaciska.
– Lena… o czym ty mówisz? – zaczęłam, ale ona już wychodziła z pokoju, zamykając drzwi do swojego świata. Nie odpowiedziała.
Zostałam sama przy choince, z lampkami, które mimo wszystko błyszczały.
Nawet nie zaprzeczyła
Siedzieliśmy przy stole jak co roku. Był barszcz, uszka, karp. Z zewnątrz wszystko wyglądało normalnie, ale pod powierzchnią wrzało. Lena była cicha, prawie nie jadła. Ja – napięta jak struna. Czułam, że coś wisi w powietrzu. Wystarczy jeden fałszywy ruch.
– A propos szkoły – zaczęła ciotka Kinga, sącząc kompot z suszu – to słyszałam, że u was to się teraz dzieją ciekawe rzeczy. Romanse między uczennicami a nauczycielami. Czasem człowiek nie wie, czy to liceum, czy już telenowela.
– Kinga… – ostrzegłam ją, zerkając na Lenę, ale było za późno.
– Słyszeliście? – kontynuowała ciotka, uśmiechając się sztucznie. – Podobno jedna dziewczyna zakochana po uszy w swoim biologu. Co za czasy...
– Kinga, dość – powiedziałam ostro. – To nieodpowiedni temat.
– A może chodzi o naszą Lenę? – dodał dziadek, jakby żartem, ale jego wzrok był zbyt czujny. – Ty coś wiesz, dziecko?
Zapadła cisza. Lena siedziała z opuszczoną głową. Wtedy ojciec powiedział cicho:
– Lena, powiedz, że to bzdury.
Ona nic nie powiedziała. Żadnego protestu. Tylko cichy oddech, jakby próbowała nie zemdleć.
– Czy to prawda? – zapytałam. – Jesteś z kimś związana?
Lena uniosła głowę. Policzki miała czerwone, oczy rozpalone.
– Tak, jeśli chcecie wiedzieć. Tylko nie w taki sposób, jak wam się wydaje. On jest lepszym człowiekiem niż ktokolwiek z was tutaj!
Sztućce zadźwięczały o talerze. Dziadek aż się zakrztusił.
– Co ty wygadujesz?! – krzyknął. – W moich czasach dziewczyny miały jakiś wstyd!
– Może w tamtych czasach ludzie potrafili rozmawiać – wycedziła Lena. – A nie tylko oceniać i kpić.
Zrobiło się cicho. Bardzo cicho. Jakby cały dom przestał oddychać. Czułam tylko, jak coś we mnie gaśnie. Nie umiałam już tego zatrzymać.
Zupełnie jej nie rozumiałam
Zamknęłam za sobą drzwi do jej pokoju i oparłam się o framugę. Nie podniosła wzroku znad poduszki. Siedziała na łóżku skulona, jakby ta rozmowa była najgorszą karą.
– Porozmawiamy?
Milczenie.
– Lena, ja muszę wiedzieć. Nie chodzi o oceny, nie o reputację... Chodzi o ciebie. O twoje bezpieczeństwo.
– O kontrolę nade mną – poprawiła mnie cicho. – Chodzi o to, żebym była taka, jak ty chcesz.
Zaskoczyła mnie. Nigdy wcześniej nie mówiła do mnie tak wprost. Zawsze była cicha, zamknięta. Teraz... teraz brzmiała jak ktoś, kto właśnie przestał się bać.
– Dlaczego on? – spytałam. – Przecież on mógłby być twoim ojcem.
– Bo on mnie słucha. Nie ocenia. Nie wyśmiewa. Nie mówi, że jestem dziwna, zbyt cicha, za mało otwarta. Wiesz, kiedy ostatni raz naprawdę mnie wysłuchałaś?
Poczułam, jak serce mi zamarza.
– Lena...
– Ty kochasz wyobrażenie mnie, nie mnie naprawdę. Tę grzeczną dziewczynkę, co piekła z tobą ciasteczka. A ja już nią nie jestem.
– Ale ja próbuję... staram się zrozumieć...
– Nie, mamo. Ty się boisz. Że nie masz już nade mną kontroli. Że nie jestem twoją małą Leną. Ale wiesz co? Ja też się boję. Tylko... przy nim nie muszę.
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Patrzyłam na moją córkę – obcą, piękną, pewną siebie – i czułam, że coś tracę. Nie wiedziałam, jak to odzyskać.
Po prostu zniknęła
Nie wiedziałam, co robić, więc po prostu wsiadłam do samochodu. Jechałam pod szkołę, jakby miało mi to przynieść odpowiedź. Chodziłam po pustym parkingu, patrzyłam na drzwi wejściowe, na puste okna sal. W głowie kłębiły się pytania: co przegapiłam? Czy naprawdę to się dzieje? Nie wchodziłam do środka. Nie umiałam. Widziałam ją tu setki razy – jak idzie z tornistrem, z kucykiem na boku, z zeszytem pod pachą. A teraz… dorosła, zamknięta, obca.
Zadzwoniłam do Pawła, mojego męża. Powiedziałam mu wszystko, krótko, rzeczowo. Milczał długo, a potem tylko spytał:
– Myślisz, że on... zrobił jej coś?
– Nie wiem – odpowiedziałam. – Ale ona myśli, że w nim jest coś, czego nie ma w nas.
Wróciłam do domu dopiero po zmroku. Cicho otworzyłam drzwi, wciąż licząc, że usłyszę szelest jej kroków z góry. Cisza. Weszłam po schodach. Jej drzwi były uchylone. Zobaczyłam puste łóżko, starannie złożoną pościel. Na biurku leżała kartka: „Nie szukaj mnie. Jestem bezpieczna. Muszę pooddychać”.
Usiadłam na krzesło. Wszystko w niej było tak dobrze poukładane. Ułożone kredki, książki z zakładkami. Tylko jej nie było. Nie zostawiła telefonu. Nie odpisała na wiadomości. Koleżanka odebrała po kilku godzinach. Potwierdziła: Lena jest u niej. Tyle.
Chodziłam po domu jak w transie. Przypominałam sobie nasze święta sprzed lat, jej śmiech, te rozmowy o „życiu i miłości” przy gorącym kakao. A teraz... nie umiałam nawet powiedzieć, jak pachną jej włosy. Nie zgubiłam jej jeszcze. Wiem, że ona wróci. Muszę tylko znaleźć w sobie tę matkę, która nie pyta, nie ocenia, tylko słucha. Choćby miało to zająć cały czas, jaki mi pozostał.
Dałam jej trochę swobody
Spotkałam ją po trzech dniach. Stała przed szkołą muzyczną, trzymając futerał z wiolonczelą koleżanki. Włosy miała związane niedbale, kurtkę krzywo zapiętą. Wyglądała... inaczej, ale spokojnie. Dorośle.
– Lena – powiedziałam tylko.
Odwróciła się wolno. Jej oczy nie miały w sobie już tej złości, co przy stole. Były zmęczone.
– Chciałam tylko zobaczyć, czy jesteś cała. Nie przyszłam cię zabrać siłą.
Wzruszyła ramionami.
– Przecież mówiłam, że jestem bezpieczna.
– Ale nie powiedziałaś, czy jesteś szczęśliwa.
Milczenie.
– Lena, ja... wiem, że zawiodłam, ale też próbuję. Chcę zrozumieć. Proszę cię, wróć do domu. Zróbmy to razem, krok po kroku.
Spojrzała na mnie z niedowierzaniem. A potem pokręciła głową.
– Dom? Mamo, dom to miejsce, gdzie człowiek czuje się bezpieczny. Ja ostatnio się tam tak nie czułam.
Zabolało mnie to. Głęboko.
– Ale ja cię kocham... – wyszeptałam. To nie było „kocham cię” z obowiązku. To było z dna serca. Złamanego serca.
Lena spojrzała mi w oczy i odparła:
– Za późno.
Odwróciła się i odeszła. Spokojnie, bez gniewu. Jakby już pogodziła się z tym, że nasza historia miała tylko jeden rozdział więcej, niż powinna. Zostałam na chodniku. Patrzyłam, jak oddala się między ludźmi. Nie zatrzymałam jej. Może właśnie tego potrzebowała – żeby raz, wreszcie, nikt jej nie zatrzymał.
Wierzyłam, że tak będzie
Dom był cichy. Nie ta cicha pustka jak po wyjściu do szkoły czy pracy. To była cisza pełna pytań. Przechodziłam z pokoju do pokoju, jakby miała zaraz wyskoczyć zza drzwi i powiedzieć „żartowałam”. Nie wyskakiwała.
Wieczorem zrobiłam sobie herbatę. Wzięłam kubek, ten stary, z napisem „najlepsza mama świata” – kiedyś kupiła mi go za własne kieszonkowe. Postawiłam na blacie. Chciałam sięgnąć po łyżeczkę – trąciłam kubek. Rozbił się o płytki z brzękiem. Bez słowa uklękłam i zaczęłam zbierać odłamki. Potem usiadłam przy stole. Przeglądałam zdjęcia. Mała Lena z kokardką, Lena w pierwszym dniu szkoły, Lena trzymająca mnie za rękę. Ile z tej dziewczynki jeszcze zostało?
Nagle zadzwonił telefon.
– Mamo, mogę przyjść po swoje rzeczy? Albo... może zostać na noc?
Zamarłam.
– Tak – powiedziałam, ledwo słyszalnie. – Przyjedź.
Nie wiem, co się zmieniło. Może pokłóciła się z koleżanką. Może zatęskniła. A może... może zaczęła mnie słyszeć. Wreszcie. To nie będzie łatwe. Nie będzie tak jak kiedyś. Jednak jeśli wróci – choćby na jedną noc – to znaczy, że jeszcze mamy szansę, a ją wykorzystam. Jestem jej matką i będę, nawet jeśli na razie mnie tylko testuje. Nawet jeśli wraca nie do mnie, ale do siebie. Wróciła. A ja, po raz pierwszy od dawna, spokojnie oddycham.
Ewa, 46 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Córka potrzebowała korepetycji z biologii. Zapisałem ją na prywatne lekcje, bo skusił mnie uśmiech nauczycielki”
- „Pierwsza Wigilia u rodziców mojego chłopaka miała być nowym etapem w naszym związku. Okazało się, że to początek końca”
- „Tuż przed świętami znalazłam test ciążowy córki. Nie takiego prezentu pod choinkę się spodziewałam”

