Reklama

W dzieciństwie działka była dla mnie miejscem magicznym. Drewniany domek pachniał latem, śliwkami i kurzem, a tata budował mi szałasy z gałęzi. Dziś to już nie magia – to obowiązek. Zwłaszcza od kiedy tata zmarł. Mama mówiła wtedy: „To tylko ziemia, Magda. Nie musisz tam jeździć”. Ale ja jeździłam. Przynajmniej raz w roku – jesienią, by przygotować wszystko do zimy. To nasz rytuał. Taki trochę przymusowy.

W tym roku mój mąż, Marek zgodził się pojechać, choć z jego strony to zawsze wymagało negocjacji. Odebrałam Hanię ze szkoły, wróciłam do domu, a on już pakował bagażnik: grabie, środek na myszy, termofor. Słowo się rzekło.

– Ty to zawsze wszystko odkładasz do ostatniej chwili – rzuciłam, wsiadając do samochodu.

– Tak jak ty z ważnymi rozmowami – odburknął.

Zamarłam. Znów ten jego ton. Ostatnio coraz częściej. Tak jakby coś we mnie gasło, a w nim już dawno zgasło. Droga mijała powoli. Czułam w żołądku ucisk, choć nie wiedziałam jeszcze, że ta działka naprawdę skrywa tajemnicę.

Znalazłam coś oburzającego

Zawsze, gdy przyjeżdżamy na działkę, pierwsze, co robię, to wietrzenie domku. Mały, drewniany, z piecykiem, który trzeba nagrzewać godzinami. W środku pachniało wilgocią i kurzem. Marek zabrał się za grabienie liści, a Hania pognała do swojej ukochanej huśtawki między drzewami. Zostaliśmy sami – ja i ten przeklęty bałagan.

Zgarniałam z kanapy stare koce, gdy coś z nich wypadło. Majtki. Czerwone. Koronkowe. Nie moje. Zamarłam. Potem – rękawiczki. Cienkie, kobiece. I kubek. Różowy. Z napisem „Kocham Cię”. Nie było mowy o przypadku. Te rzeczy mówiły same za siebie.

– Marek! – zawołałam przez okno. – Chodź tu. Natychmiast.

Wszedł, otrzepując ręce z ziemi.

Co jest?

– To ma być przypadek? Serio? – trzymałam majtki w dwóch palcach, jak coś skażonego. – Chcesz mi powiedzieć, że nie wiesz, czyje to jest?

Zmarszczył czoło, podszedł. Zerknął na rzeczy i cofnął się pół kroku.

– Nie mam pojęcia, co ty wyprawiasz. Może ktoś tu był poza nami?

– Genialna odpowiedź. Kto niby? Dziadek z zaświatów? – głos mi drżał, czułam jak cała płonę.

Może sąsiadka? Albo twoja kuzynka, przecież czasem pożyczają klucze – był zbyt spokojny.

– Nie kręć. Kto tu był? Kto pił z tego kubka? – rzuciłam nim o podłogę. Pękł z cichym trzaskiem.

– Nie wiem, Magda. Przysięgam.

Patrzyłam mu w oczy. Nic nie mówiły. I to było najgorsze.

Nie wierzyłam w te kłamstwa

Nie spałam tej nocy prawie wcale. Leżałam w śpiworze, słuchając, jak Marek spokojnie oddycha kilka metrów dalej, na rozkładanej kanapie. Jakby nic się nie stało. Jakby czerwone koronki i wyznaniowy kubek były elementem standardowego wyposażenia domku.

Nad ranem wstałam, zanim reszta się obudziła. Wzięłam latarkę i zaczęłam przeszukiwać domek. Każdy kąt. Każdy zakamarek. Pod łóżkiem – pusty blister po tabletkach. W koszu na śmieci – stary paragon z jakiejś drogerii. Tusz, balsam, coś dla mężczyzn. Marek tego nie używał. W łazience czuć było lekki, słodki zapach. Nie mój.

Na stole leżały dwie szklanki, które zostawiłam wczoraj. Na meblach znalazłam jeszcze jedną, schowaną, która miała ślad szminki. Różowej.

– Mamo, co robisz? – zapytała Hania, przecierając oczy.

– Nic, skarbie. Idź jeszcze spać.

Ale Hania nie poszła. Usiadła obok mnie i zaczęła oglądać rzeczy, które wyciągałam z szafek.

Czego szukasz? – spytała cicho.

Zanim odpowiedziałam, do domku weszła moja teściowa. Weszła jak do siebie – w kaloszach i z siatką jabłek.

– Dzień dobry, mamo – powiedziałam. – Byłaś tu może? Wiesz coś o tym? – wskazałam na majtki i rękawiczki, które specjalnie zostawiłam na stole.

– Magda, nie rób scen. Co się stało?

– Może to ty tu kogoś przyprowadziłaś? Jakiegoś… znajomego?

– To raczej twoja sprawa, czy mąż cię zdradza. Ja nie jestem tu od osądzania.

Zatkało mnie. Ona naprawdę to powiedziała. Tak po prostu.

Jak możesz być tak zimna?

Teściowa spojrzała na mnie jak na rozhisteryzowaną dziewczynkę.

– Ludzie mają swoje życie, Magda. Ty też powinnaś mieć.

Słyszałam to wyraźnie

Zdecydowałam: jeśli Marek coś ukrywa, muszę to odkryć. Nie dam się zbyć półsłówkami. Wzięłam stary dyktafon Hani, ten do nauki języków. Sprawdzałam – działał. Schowałam go pod kanapą, gdzie ukryłam wcześniej kobiece rzeczy. Włączyłam nagrywanie, upewniłam się, że baterii starczy na kilka godzin. A my wróciliśmy do domu.

– Gdzie idziesz? – spytał Marek, gdy wieczorem założyłam kurtkę.

– Do sklepu, potrzebuję... herbaty. I powietrza.

– Pójdę z tobą.

– Nie trzeba. Chcę być sama.

Wróciłam do altanki na działce. Dyktafon był tam, gdzie go zostawiłam. Z duszą na ramieniu usiadłam z nim na kanapie, zasłoniłam zasłony, włożyłam słuchawki i nacisnęłam odtwarzanie.

Przez kilka minut było słychać tylko wiatr. Potem ktoś wszedł, zapalił w piecyku, potem ktoś ziewnął... i wtedy usłyszałam głos.

– Nie mogę już tak ukrywać się po kątach. Magda prawie nas nakryła – mówiła kobieta.

Teściowa. To była matka Marka.

– Spokojnie, Tereniu. Ona nic nie wie – odpowiedział mężczyzna. Nie Marek. Inny. Starszy.

– Byłam dziś blisko wpadki. Moje majtki zostały za kanapą, bo je tam rzuciłeś. Magda to znalazła.

Zamarłam. Jej majtki – teściowej. To ona zostawiła ten kubek, rękawiczki, wszystko. Zaparło mi dech. Poczułam, jak podłoga znika mi spod nóg. Wszystko się pomieszało.

To nie Marek mnie zdradzał. To jego matka miała romans. Na naszej działce. Usiadłam na podłodze i zaczęłam się śmiać. Histerycznie. Potem płakać. Nie byłam gotowa na coś takiego.

Wszystkiego się wypierała

Poszłam prosto do domu teściowej.

To byłaś ty. To twoje majtki, twoje rękawiczki, twój kubek! – krzyknęłam, wchodząc do kuchni, gdzie Teresa kroiła jabłka na szarlotkę, jakby świat się nie walił.

Podniosła wzrok. Bez cienia zaskoczenia.

– O czym ty mówisz?

Zamurowało mnie.

– Wiesz, że usłyszałam wszystko? Wszystko! – krzyczałam, ale głos mi się łamał.

– To nie moje rzeczy – powiedziała chłodno. – Pewnie sama zostawiłaś kiedyś przypadkiem. I zapomniałaś zabrać.

– Czy ty siebie słyszysz?! – cisnęłam na stół resztki kubka.

– Słuchaj, Magda, nie wszystko jest takie czarno-białe – mruknęła, jakby mówiła o pogodzie, nie o zdradzie.

– Mamo, ty jesteś żoną! Jak możesz robić to swojemu mężowi? I... i to w naszym domku?! Tu, gdzie tata sadził truskawki? Gdzie bawi się twoja wnuczka?

– Dla mojego męża jestem jak byłam martwa. Rozumiesz? Martwa w środku. A Roman... on mnie widzi.

– A ja cię nie widzę? Twoja wnuczka cię nie widzi? Ale ty wolisz się zabawiać na kanapie w mojej altance z jakimś... obcym facetem?!

Zamrugała. Po raz pierwszy widziałam w jej oczach cień emocji. Ale to nie była skrucha. Raczej żal do świata.

Nie potrafisz mnie zrozumieć, bo masz dobrego męża, dziecko. Rodzinę. Ja mam tylko wspomnienia i samotność. Nic już mnie nie czeka.

– A teraz masz jeszcze moją pogardę.

Odwróciłam się i wyszłam, trzaskając drzwiami. Serce waliło mi jak młotem. Teściowa mnie zdradziła. Nie tylko z tym całym Romanem.

Nie takich słów się spodziewałam

Znalazłam go dzień później. Teresa nie zaprzeczyła, gdy zapytałam o nazwisko. Nawet nie próbowała mnie powstrzymać. Roman mieszkał na drugim końcu miasta, w bloku z wielkiej płyty. Otworzył drzwi w szlafroku, z kubkiem kawy w ręku, jakby nie istniały żadne granice przyzwoitości.

– O co chodzi? – powiedział, jakbyśmy byli sąsiadami, którzy spotkali się w windzie.

Przedstawiłam się krótko i powiedziałam, o co chodzi.

Musimy porozmawiać – rzuciłam. – Teraz.

Wpuścił mnie bez słowa. W mieszkaniu pachniało papierosami i stęchlizną. Na stole stały dwie szklanki – jedną poznałam od razu. Taka sama jak z działki.

– Co to było? Jesienny turnus wakacyjny z moją teściową? – zaczęłam, stojąc pośrodku jego salonu jak na przesłuchaniu.

– Nie tak to sobie wyobrażałem, ale… no dobrze – usiadł ciężko. – Twoja teściowa... jest wyjątkowa.

Rozejrzałam się po mieszkaniu i zobaczyłam ślubne zdjęcie tego mężczyzny.

A twoja żona? Też jest wyjątkowa? Czy może wygodnie ją ignorować, bo starzeje się szybciej niż Teresa?

– Nie mów o rzeczach, których nie rozumiesz – powiedział, patrząc gdzieś poza mnie. – Mój związek od lat nie istnieje. Jesteśmy razem z przyzwyczajenia. A Teresa… ona jest jak tlen. Bez niej bym się udusił.

– A ona? Też się dusiła, zanim przyszła do cudzego domku i zbrukała moje wspomnienia?

Zamilkł.

– Wiem, że może to nie w porządku. Wiem, że krzywdzę ludzi. Ale w tym układzie po raz pierwszy od lat ktoś patrzy na mnie jak na człowieka, nie mebel w salonie.

Patrzyłam na niego z niedowierzaniem.

Zabawiasz się moją teściową, bo twoje małżeństwo to porażka?

– Nie bawię się. To nie gra. Ale nie mam odwagi skończyć tego, co zaczęliśmy. Ona... ona też się trzyma tego jak tratwy na oceanie.

Wyszłam bez słowa. Czułam obrzydzenie. Nie wiedziałam już, kogo bardziej nienawidzę – jego, czy teściową.

Prawda była zbyt trudna

Nie powiedziałam Markowi prawdy. Nie wiem, czy by to zniósł. Wróciłam z cieniami pod oczami, zaschniętym gardłem i uczuciem, że coś we mnie zgasło. Mąż zaparzył mi herbatę, usiadł obok i tylko zapytał:

Co się tam stało?

– Nic, jestem po prostu zmęczona – skłamałam.

Złapał mnie za dłoń, jakby chciał sprawdzić, czy wciąż jestem. Ale w środku byłam gdzie indziej.

Teściowa przez resztę tygodnia zachowywała się, jakby nic się nie wydarzyło. Podlała rośliny na działce, bawiła się z Hanią, zaprosiła nas na niedzielny rosół. Patrzyłam na nią z dystansem. Już nie jak na teściową, ale na kobietę. Samotną, pustą, desperacko łapiącą się czegokolwiek, co przypomina bliskość. Ale wybaczyć nie potrafiłam. Zabrała mi ten domek. Moje wspomnienia. Wcisnęła w nie czerwone majtki i podsłuchany wstyd.

Wieczorem siedziałam przy oknie, patrząc jak Marek czyta Hani książkę. Pomyślałam: „A co jeśli to właśnie jest najbliżej miłości, jaką człowiek może dostać?”.

Nie wiem, czy teściowa dalej będzie się spotykać z kochankiem. Nie wiem, czy kiedyś znów jej zaufam. Wiem tylko, że już nigdy nie zrobię dla niej szarlotki. I że każdy człowiek ma swoją tratwę, której się trzyma. Ale czasem tratwa tonie razem z nami.

Magdalena, 36 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama