Reklama

Od kiedy pamiętam, w naszym domu toczyła się cicha wojna o jedno – spojrzenie ojca. Ja, starsza córka, zawsze miałam poczucie, że muszę zasłużyć, wywalczyć każdy gest uznania. Klara – moja młodsza siostra – zdawała się tego nie potrzebować. Wystarczyło, że usiadła obok niego przy stole, spojrzała tymi swoimi wielkimi, spokojnymi oczami, a ojciec miękł. Dla niej miał słowa pochwały, dla mnie – porównania. „Popatrz na Klarę, ona potrafi się skupić”, „Klara nie robi scen, weź z niej przykład”. Ile razy to słyszałam? Chyba tysiące.

Rywalizowałyśmy o wszystko. O oceny, o to, która z nas szybciej przebiegnie do końca podwórka, a nawet o to, która upiecze ciasto, które ojciec zje ze smakiem. Pamiętam, jak stałam w kuchni, cała obsypana mąką, próbując przygotować dla niego szarlotkę. Klara weszła tylko na chwilę, ukroiła kawałek i podała ojcu na talerzyku. On pogłaskał ją po głowie i powiedział: „No widzisz, Klaudia? Tak się to robi”. A ja miałam ochotę krzyczeć.

To wszystko sprawiło, że między nami zamiast siostrzanej więzi, rósł mur. Czułam się jak intruz w jego świecie, jakby ojciec dopuścił mnie do swojego serca tylko warunkowo – o ile będę lepsza od Klary. Nigdy nie byłam. Nigdy nie przestałam się o to starać.

Takich rozmów było tysiące

– Tato, dostałam piątkę z kolokwium z prawa – zaczęłam z nadzieją, że tym razem usłyszę wreszcie coś więcej niż obojętne „dobrze”.

Ojciec nawet nie odłożył gazety. Uniósł tylko brwi i westchnął.

– Klara dostała szóstkę – te trzy słowa uderzyły we mnie jak policzek. – Zresztą, Klaudio, mogłabyś wziąć z niej przykład. Jest spokojniejsza, nie szarpie się tak ze wszystkim.

Poczułam, jak krew uderza mi do głowy.

– Spokojniejsza? – powtórzyłam przez zaciśnięte zęby. – To znaczy jaka? Że siedzi cicho i nic nie mówi?

Nie podnoś głosu – zganił mnie chłodno. – Nie każdy musi się rzucać na afisze.

W drzwiach stanęła Klara. Oczywiście. Idealny moment.

– Co się dzieje? – zapytała łagodnie, jakby z góry wiedziała, że to ja jestem winna awantury.

– Dzieje się to, że ojciec znów cię stawia za wzór – syknęłam. – Jakbyś była jakimś świętym obrazkiem.

Klara zmieszała się, ale po chwili jej twarz przybrała tę znajomą maskę pobłażliwości.

– Klaudia, nie przesadzaj. Ja nigdy o to nie prosiłam. To ty ciągle się ze mną porównujesz.

– Bo ty nie musisz! – wybuchnęłam. – Tobie wszystko przychodzi samo, a ja muszę zdzierać sobie gardło, żeby ktoś w ogóle zauważył, że istnieję.

Ojciec spojrzał na mnie tak, jakby moje słowa były czymś nieprzyzwoitym. Jakby okazywanie emocji było wstydem.

– Uspokój się. Ciągle tylko robisz sceny – wrócił do gazety, jakby zamknął tę rozmowę.

Stałam tam z poczuciem, że przegrywam walkę, której nigdy nie powinnam była zaczynać. Nienawidziłam ojca za jego chłód, ale jeszcze bardziej nienawidziłam siebie – za to, że znów dałam się wciągnąć w tę grę.

Czułam się wiecznie oceniana

Spotkałyśmy się u matki, w jej ciasnej kuchni pachnącej rosołem. Mama siedziała przy stole, cicho obierając ziemniaki. Ja weszłam z impetem, Klara już tam była – oczywiście, jak zwykle wcześniej.

– O, Klaudia – rzuciła chłodno. – Nie spóźniłaś się aż tak bardzo, jak zwykle.

– Nie zaczynaj – mruknęłam, zdejmując płaszcz. – Nie przyszłam tu, żeby słuchać twoich złośliwości.

– Złośliwości? – Klara uniosła brwi. – Ja tylko stwierdzam fakt.

Matka zerknęła na nas z rezygnacją, jakby wiedziała, że zaraz znowu pójdziemy na noże.

– Dajcie spokój, dziewczyny – szepnęła bez przekonania.

– No powiedz sama, mamo – zwróciłam się do niej. – Czy ojciec nie zawsze stawiał Klarę przede mną? Czy nie słyszałaś, jak powtarzał, że mam brać z niej przykład?

– Klaudia… – mama odłożyła nóż. – Twój ojciec… on po prostu taki jest.

– Nie – przerwała mi Klara. – To ty zawsze chciałaś być lepsza. W szkole, w domu, nawet tu, przy stole. A ja nigdy o to nie rywalizowałam. To ty sobie to wymyśliłaś.

Prychnęłam.

– Jasne. Taka święta, niewinna. A to, że zawsze trafiałaś na jego pochwały, to co? Przypadek?

– Może po prostu nie musiałam się tak spinać jak ty – odpowiedziała, a jej spokój tylko dolał oliwy do ognia.

– Nie masz pojęcia, jak to jest czuć się gorszą we własnym domu! – krzyknęłam. – Nienawidzę tego uczucia i… nienawidzę, że to ciągle we mnie żyje.

Matka spuściła głowę. Była jak cień, który nigdy nie miał odwagi stanąć między nami. W tamtej chwili miałam wrażenie, że albo wybuchnę, albo się rozpadnę. Nie wiedziałam, czy bardziej nienawidzę siostry – czy siebie samej za to, że nie potrafię odpuścić.

Nie mogłam w to uwierzyć

Telefon zadzwonił późnym wieczorem. Głos matki był drżący, jakby ktoś ją dusił.

– Klaudia… tata… już go nie ma. Odszedł. Umarł.

Świat zamarł. Czułam, jakby ktoś odciął mi tlen. A potem przyszła pustka. Nie łzy, nie krzyk – tylko dziwne odrętwienie.

Pogrzeb był zimny, deszczowy, niebo zwisało nad nami jak ciężka kotara. Stałam przy trumnie, patrzyłam na ojca, na tę twarz, która tyle razy była dla mnie obojętna. Obok stała Klara – ramiona miała skulone, ale w oczach nie miała ani jednej łzy.

Trudno w to uwierzyć, prawda? – szepnęła, jakby mówiła bardziej do siebie niż do mnie.

– Trudno… – odpowiedziałam mechanicznie.

Przez chwilę trwałyśmy w ciszy. Potem coś się przełamało.

– Wiesz… – zaczęłam, nie odrywając wzroku od zimnej trumny. – Całe życie myślałam, że kocha cię bardziej.

Klara spojrzała na mnie zaskoczona.

Myślisz, że ja tego nie czułam? – Jej głos drżał. – Ciągle miałam wrażenie, że ciebie podziwia, a ja jestem tylko… ta spokojniejsza.

– To nieprawda! – syknęłam, ale słowa ugrzęzły mi w gardle. – Nienawidziłam cię tylko dlatego, że wydawało mi się, że jesteś dla niego ważniejsza.

– A ja nienawidziłam siebie za to, że nigdy nie potrafiłam tego zmienić – wyszeptała.

Stałyśmy tak obok siebie jak dwie przegrane kobiety, które dopiero teraz odkrywają, że niepotrzebnie walczyły przeciwko sobie, zamiast uczestniczyć w tej samej wojnie.

Zrozumiałam coś ważnego

Po pogrzebie wróciłyśmy do domu matki. Goście rozeszli się, a w kuchni zostałyśmy same – ja i Klara. Na stole stygły niedopite herbaty, zapach ciasta mieszał się z wonią świec.

Siedziałyśmy naprzeciwko siebie, milcząc. W końcu odezwała się Klara:

– Wiesz… nigdy nie czułam się wyjątkowa. Wręcz przeciwnie. Ojciec wymagał ode mnie spokoju, posłuszeństwa. Czasem miałam wrażenie, że jakbym podniosła głos, to przestałby mnie zauważać.

Parsknęłam gorzko.

– Ty nawet nie musiałaś nic robić. On i tak stawiał cię na piedestale. A ja… ja musiałam się szarpać o każde jego spojrzenie.

Klara pokręciła głową.

– Myślisz, że ja nie chciałam usłyszeć, że jest ze mnie dumny? Nigdy tego nie powiedział. Ani do mnie, ani do ciebie.

Zamilkłam. Te słowa uderzyły mnie mocniej, niż chciałam przyznać.

Całe życie myślałam, że walczę z tobą – wyszeptałam. – A może tak naprawdę walczyłyśmy z nim.

– A raczej o niego – poprawiła mnie Klara. – I obie przegrałyśmy.

Spojrzałam na nią uważniej. Jej oczy były czerwone, ale wreszcie nie odgrywała roli tej spokojniejszej. Była krucha, tak samo jak ja.

– Wiesz… – powiedziałam po chwili – wiadomo, że ojca już nie odzyskamy, ale… może mogłybyśmy odzyskać siebie?

Nie odpowiedziała od razu. Długo mieszała herbatę, jakby szukała odwagi na dnie kubka. W końcu skinęła głową.

– Możemy spróbować. Tylko nie wiem, czy potrafimy.

Postanowiłam jednak spróbować

Spotkałyśmy się kilka dni później u mnie. Na stole postawiłam dwie lampki wina – nie wiedziałam, czy to dobry pomysł, ale cisza między nami była zbyt ciężka, żeby ją znosić na trzeźwo.

– Dziwnie tu być – powiedziała Klara, rozglądając się po moim mieszkaniu. – Zawsze wydawało mi się, że do ciebie nie pasuję.

– Bo nie pasowałaś – odparłam zbyt ostro. Potem westchnęłam. – Wiesz, ja całe życie chciałam, żebyś była moją rywalką. Łatwiej mi było myśleć, że przegrywam z tobą, niż że przegrywam z ojcem.

Klara skinęła głową.

– A ja udawałam, że cię nie słyszę. Gdybym się odezwała, to musiałabym przyznać, że też cierpię.

Milczałyśmy chwilę. Potem wzięłam łyk wina i powiedziałam:

– I co teraz? Mamy udawać, że wszystko jest w porządku? Że od jutra będziemy najlepszymi siostrami?

– Nie wiem – odpowiedziała szczerze. – Ale wiem, że jeśli teraz się rozejdziemy, to już nigdy do siebie nie wrócimy.

Poczułam, jak gardło mi się ściska.

– Boję się, że nie umiem ci zaufać – wyszeptałam. – Że każde twoje słowo będę słyszeć jak wyrzut.

– A ja boję się, że znów będziesz mnie nienawidzić za byle co – odparła cicho. – Ale… może lepiej bać się razem, niż osobno?

Spojrzałyśmy na siebie i pierwszy raz od lat zobaczyłam w niej nie rywalkę, a dziewczynkę, z którą kiedyś dzieliłam pokój i sekrety.

Zobaczyłam w niej rodzinę

Ojciec leży teraz na cmentarzu, w ziemi, która zamknęła wszystkie nasze pytania, pretensje i niewypowiedziane słowa. Nigdy już nie usłyszę od niego, że jest ze mnie dumny. Nigdy nie przytuli mnie tak, jak tego pragnęłam jako dziecko. To boli, ale chyba wreszcie zaczynam rozumieć, że walczyłam o coś, czego on nie potrafił dać ani mnie, ani Klarze.

Zostałyśmy więc tylko my dwie. Dwie siostry, które całe życie żyły w cieniu jego milczenia, a teraz – po raz pierwszy – spojrzały na siebie naprawdę. Nie mam złudzeń. Nie naprawimy w kilka dni tego, co psuło się przez trzy dekady. Wciąż czuję w sobie gorycz i żal, a każde spotkanie z Klarą budzi we mnie lęk, że wrócimy do dawnych schematów. Ale jednocześnie wiem, że jeśli teraz się poddamy, stracimy siebie na zawsze.

Śmierć ojca była końcem, ale też początkiem. Może jeszcze nie pojednania, ale próby. Pierwszego, niepewnego kroku w stronę czegoś, co mogłoby być siostrzaną więzią.

Nie wiem, dokąd nas to zaprowadzi. Może rozstaniemy się znowu, może za rok będziemy obcymi kobietami, które mijają się na ulicy bez słowa. Ale chcę wierzyć, że jest też inna możliwość. Że któregoś dnia spojrzę na Klarę i pomyślę nie „rywalka”, ale „moja siostra”. Może wtedy poczuję, że mimo wszystko coś wygrałam.

Klaudia, 32 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama