„Teściowa miała lepkie łapy i czuła się w mojej łazience jak w drogerii. Jednym gestem ukróciłam zapędy tej kleptomanki”
„Nie powiedziałam Michałowi. Czułam, że nie zareaguje. Z jego strony mogłabym tylko liczyć na westchnięcie albo mruknięcie, bo... on nie brał takich rzeczy na poważnie. A ja po prostu wiedziałam, że jego mama lubiła „ładne rzeczy”. Miała słabość do kremów, balsamów, wszystkiego, co drogie i pachnące”.

- Redakcja
Nie mamy dzieci. Nie dlatego, że nie próbujemy, ale jakoś się nie składa. A może po prostu trochę się boję, że w tym domu nie ma warunków do wychowywania dziecka. Pracuję zdalnie, w marketingu. Całe dnie siedzę przed komputerem w naszym pokoiku na poddaszu. Czasem robię pranie między jednym mailem a drugim, czasem wyciągam mięso z zamrażarki, żeby rozmroziło się przed obiadem. Żyjemy spokojnie. Przynajmniej tak to wygląda z zewnątrz. Ja, Michał i jego mama – trzyosobowa rodzina pod jednym dachem, choć kiedyś to miał być stan przejściowy.
„Tylko na chwilę, dopóki nie uzbieramy na swoje” — przekonywał mnie Michał. Tak minęło siedem lat, a stan naszego konta ledwie drgnął, natomiast napięcie między mną a teściową wystrzeliło w kosmos. Ona nie krzyczy i niczego mi nie zabrania. Po prostu... zawsze coś skomentuje. A to, że ziemniaki przesolone, a to że firanki chyba zbyt gęste, bo ciemno jak w trumnie, a to słyszę: „szkoda, że nie masz dzieci, byłoby weselej”. I wszystkie te komentarze padają w asyście szerokiego uśmiechu, co niestety wytrąca mi broń z ręki.
W takiej codzienności człowiek musi mieć coś tylko dla siebie. Moje „coś” to perfumy. Dostałam je od Michała na rocznicę ślubu: klasyczny flakon Guerlain, drogi jak grzech. Nie używam ich codziennie, tylko wtedy, gdy chcę poczuć, że jestem kimś więcej niż tylko „tą synową”. Gdy potrzebuję przypomnieć sobie, że mogę być piękna, zmysłowa. Że wciąż jestem kobietą.
I dlatego coś mnie tknęło, kiedy zauważyłam, że poziom płynu w butelce spada. Najpierw myślałam, że sobie wmawiam. Może psiknęłam raz za dużo? Może butelka krzywo stoi? Ale potem... zaczęłam się niepokoić. Coś tu nie grało.
— Michał, wiesz może, czy ktoś ruszał moje perfumy? — zapytałam pewnego wieczoru, jakby od niechcenia, gdy kroił pomidory do kolacji.
— A kto by miał je ruszać? Przecież tylko ty ich używasz — odpowiedział, nawet nie podnosząc wzroku znad deski do krojenia.
Dla niego temat był zamknięty... ja jednak wiedziałam swoje.
Nie powiedziałam Michałowi
Codziennie rano, zanim siadłam do pracy, zaglądałam do szafki w łazience. Otwierałam drzwiczki, poprawiałam kosmetyki, po czym zamykałam, jakby nigdy nic. Ale tak naprawdę patrzyłam tylko na jedno: na flakon. Stał na tej samej półce, obok kremu na noc i toniku. Za każdym razem wydawało mi się, że jest go mniej. Ale przecież nie mogłam tego wiedzieć na pewno. Nie ufałam już swojej pamięci. Może psiknęłam dwa razy, nie raz? Może butelka była tak napełniona od początku, tylko wcześniej nie zwracałam na to uwagi?
W końcu postanowiłam przestać zgadywać. Wzięłam telefon i zrobiłam zdjęcie. Potem drugie, następnego dnia i trzeciego znowu. Po tygodniu miałam dowód — poziom perfum wyraźnie się obniżył. I to nie o milimetr. Zrobiło mi się niedobrze. Stałam przed szafką, trzymając telefon w dłoni, i nie wiedziałam, co z tym zrobić.
Nie powiedziałam Michałowi. Czułam, że nie zareaguje. Z jego strony mogłabym tylko liczyć na westchnięcie albo mruknięcie, bo... on nie brał takich rzeczy na poważnie. A ja po prostu wiedziałam, że jego mama lubiła „ładne rzeczy”. Miała słabość do kremów, balsamów, wszystkiego, co drogie i pachnące. Mówiła czasem, że „skóra po pięćdziesiątce też ma prawo do luksusu”. Ale nie przypominałam sobie, żeby kiedykolwiek kupiła sobie coś porządnego. Raczej zbierała próbki w drogeriach albo czekała, aż dostanie jakiś prezent.
Zaczęłam się zastanawiać, czy to możliwe, że wchodzi do naszej łazienki, kiedy jestem na górze, przy komputerze. Przecież drzwi zawsze są otwarte, a ja mam słuchawki na uszach i często nie schodzę przez kilka godzin. Czy ona naprawdę podkrada moje perfumy?
W głowie kłębiły mi się pytania, na które nie znajdywałam odpowiedzi. Zastygłam gdzieś między złością a niedowierzaniem, nie wiedząc, co z tym zrobić. Bo przecież... może to tylko głupia pomyłka? Może coś sobie ubzdurałam? Ale nie umiałam już odpuścić. Zdecydowałam, że któregoś dnia wrócę wcześniej z pracy, bez uprzedzenia i sama się przekonam.
Zamarłam przy ścianie
Tego dnia jak zwykle wyszłam z domu o ósmej. Zaparzyłam kawę, zostawiłam kubek na blacie, żeby wyglądało, że planuję wrócić na przerwę. Przebrałam się w kurtkę, zasunęłam suwak, zgarnęłam torbę. Drzwi zamknęły się cicho.
Ale nie poszłam daleko. Wróciłam godzinę później. Zatrzymałam się w sklepie spożywczym, żeby mieć alibi, gdyby ktoś mnie widział. Kupiłam jogurt, trochę pieczywa. Potem obeszłam dom z tyłu, od strony ogrodu, i weszłam przez drzwi balkonowe, które wcześniej zostawiłam lekko niedomknięte.
Była piętnasta. W całym domu panowała cisza, ale ta cisza miała swój ciężar. Zdjęłam buty i na palcach przeszłam przez korytarz. Usłyszałam szmer wody, a potem skrzypnięcie zawiasów. Zamarłam przy ścianie.
Z łazienki wyszła teściowa. Miała na sobie szlafrok i świeżo uczesane włosy. Minęła mnie w korytarzu, udając zaskoczenie, jakby właśnie schodziła z górnego piętra. Na jej twarzy był uśmiech, ale nie ten zwykły, życzliwy. Raczej chłodny, trochę zadziorny.
— O, wróciłaś już? — zapytała, jakby od niechcenia.
Skinęłam tylko głową i patrzyłam, jak odchodzi w stronę kuchni.
Ale wtedy to poczułam. Ten zapach. Ten sam, który czułam od siebie, kiedy używałam perfum na wyjątkowe okazje. Ten sam, który miał należeć tylko do mnie. Teraz unosił się w powietrzu za nią — delikatny, ale wyraźny.
Weszłam do łazienki. Ręcznik wisiał inny niż rano. Lustro było wytarte z pary. Otworzyłam szafkę. Flakon stał na swoim miejscu, ale przechylony — inaczej niż zwykle. Wzięłam go do ręki i spojrzałam pod światło. Nie było wątpliwości — ubyło go od wczoraj.
Zacisnęłam palce na szkle i poczułam, jak bierze mnie pusty śmiech. Stałam tam chwilę, w tej jasnej łazience, i myślałam tylko o jednym: że to nie był przypadek. To było celowe. A ona nawet nie próbowała się ukrywać.
Nie wybiegłam za nią. Nie zrobiłam awantury. Nie krzyczałam. Spojrzałam jeszcze raz na flakon, odłożyłam go delikatnie, zamknęłam szafkę i wyszłam z łazienki. Spotkałyśmy się spojrzeniami w korytarzu. Ona uśmiechała się, jakby nic się nie stało. A ja wiedziałam już, co zrobię.
Granica została ustalona
Następnego dnia, zaraz po śniadaniu, pojechałam do marketu budowlanego. Wróciłam z małą szafką zamykaną na klucz. Wniosłam ją do naszej łazienki, przetarłam półki, a potem przeniosłam wszystkie swoje rzeczy: perfumy, kremy, szczotkę do włosów, nawet jedwabną gumkę, której i tak nie używał nikt poza mną. Zamknęłam zamek i wsunęłam kluczyk do kieszeni.
Podczas obiadu zapadła niezręczna cisza. W końcu usłyszałam:
— Teraz to nawet perfum nie pożyczy — powiedziała teściowa, nie patrząc na mnie.
Odłożyłam widelec i spokojnie odpowiedziałam:
— Pożyczanie wygląda nieco inaczej. Trzeba najpierw zapytać o zgodę.
Nie padło już żadne słowo. Michał udawał, że nie słyszy. Teściowa z kolei skinęła głową i uśmiechnęła się chłodno. Mnie to wystarczyło — granica została ustalona. I nie miałam zamiaru jej już przesuwać.
Wystarczył mi spokój
W domu zrobiło się ciszej, a atmosfera zgęstniała. Michał zachowywał się tak, jakby nic się nie wydarzyło. Jadł, pracował, od czasu do czasu zapytał, czy mamy mleko. Ani razu nie wspomniał o szafce ani o tym, co powiedziałam jego matce. Wiedziałam, że słyszał. Siedział wtedy przy stole obok mnie. Po prostu wybrał milczenie — dla świętego spokoju i wygody. Nie umiał i nie chciał być pomiędzy.
Wieczorem, kiedy siedzieliśmy na kanapie, odważył się zapytać:
— Nie przesadzasz trochę z tą szafką?
Nie spojrzałam na niego. Sięgnęłam po pilot, wyłączyłam telewizor i dopiero wtedy mruknęłam:
— A ty naprawdę jesteś aż tak ślepy?
Nie odpowiedział. Po chwili wstał i poszedł do łazienki. Nie, nie potrzebowałam przeprosin — wystarczył mi spokój. I ten zapach: wyjątkowy, a teraz tylko mój.
Niczego nie oczekiwałam
Nie rozmawiałyśmy więcej o perfumach. Teściowa udawała, że wszystko wróciło do normy. Mówiła o pogodzie, o nowych ścierkach, które widziała na promocji, o tym, że Michał powinien się ostrzyc. Nie pytała już o kosmetyki i nie wchodziła do łazienki, kiedy mnie nie było.
Nie odzyskałam jej sympatii. Może nigdy jej tak naprawdę nie miałam. Michał nie próbował się tłumaczyć. Oboje wiedzieliśmy, że nie umie stanąć po żadnej stronie, więc wybrał wygodne milczenie. Trudno.
Niczego nie oczekiwałam. Po raz pierwszy od dawna czułam, że coś należy tylko do mnie. Ten zapach, zamknięty w szafce, stał się czymś więcej niż tylko perfumami. Był znakiem, że potrafię postawić granicę, nawet jeśli nikt jej nie uszanuje słowem.
Anka, 30 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Chciałem pomóc przyjacielowi i wyszedłem na tym jak Zabłocki na mydle. Teraz 200 tysięcy nie spłaci się samo”
- „Kiedy mąż zaprosił na nasz ślub swoją byłam, nie chciałam robić afery. Nie sądziłam, że zaraz po weselu będzie rozwód”
- „Koleżanka z pracy umówiła mnie na randkę. Moje nadzieje na znalezienie miłości uleciały jak zapach tanich perfum”

