„Przez pomyłkę zadzwoniła do mnie obca staruszka. Dzięki niej moje życie nabrało kolorów dojrzałej brzoskwini”
„Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Milczałem. Ona również. Po chwili pożegnała się, spokojnie, łagodnie. I rozłączyła się. Zostałem z głupim uczuciem w środku, że coś ważnego właśnie się wydarzyło. To było uczucie, że ktoś mnie potrzebował”.

- Redakcja
Mieszkam sam w mieszkaniu po babci – takim starym, z wyślizganym parkietem i zapachem lawendy w szafach, który nie chce się wywietrzyć nawet po latach. Nie mam żony, dzieci, psa ani nawet kota. Zresztą nie wiem, czy byłbym w stanie z kimkolwiek dzielić przestrzeń. Za bardzo przyzwyczaiłem się do ciszy.
Żyłem w spokoju
Kiedyś miałem dziewczynę, paczkę znajomych, sobotnie wieczory pełne śmiechu. Ale potem wszystko się posypało. Najpierw rozstanie z Martą, potem wypadek ojca, a potem już nie szukałem ludzi. Praca z domu wydawała się wtedy idealnym rozwiązaniem. Nie trzeba nic tłumaczyć, udawać, że się jest fajnym.
Wieczorami zdarza mi się wpatrywać w sufit i myśleć, że jestem jak zgaszona żarówka – niby jeszcze działa, ale już nie świeci. Nie szukam już miłości, nawet przyjaźni nie szukam. Próbowałem kilka razy – jakieś aplikacje, randki, ale wszystko kończyło się źle. Albo z mojej winy, albo z braku cierpliwości drugiej strony.
Teraz najczęściej odzywa się do mnie kurier, czasem mama zadzwoni. Ale rozmowy z nią to raczej obowiązek niż przyjemność. Aż któregoś dnia nagle zadzwonił telefon. Zdziwiłem się, bo nie spodziewałem się żadnego kontaktu. Zerknąłem na ekran: obcy numer. W normalnych okolicznościach nie odebrałbym. Ale miałem gorszy dzień, a czasem nawet rozmowa z telemarketerem to lepsze niż kolejna godzina ciszy.
– Halo? – rzuciłem bez entuzjazmu.
– Jerzy? To ty? – rozległ się w słuchawce kobiecy, drżący głos.
Zamilkłem.
– Jerzy…? – zapytała jeszcze raz, trochę ciszej.
Nie znałem jej
Z jakiegoś powodu nie miałem serca jej poprawić. Ten głos mnie złapał za serce.
– Tak… to ja – powiedziałem i natychmiast poczułem, że zrobiłem coś głupiego.
– Cieszę się. Tyle razy dzwoniłam, ale nikt nie odbierał. Myślałam, że już o mnie zapomniałeś.
– Nie zapomniałem – odpowiedziałem po chwili.
– Pogoda dziś taka kiepska… Pamiętasz, jak się śmiałeś z moich placków, że twardsze od podeszwy?
Uśmiechnąłem się. Nie znałem tej historii, ale z jakiegoś powodu… poczułem się, jakbym ją pamiętał.
– Jasne, pamiętam – powiedziałem. – Ale były dobre.
– Tylko ty tak mówiłeś. Inni kręcili nosem.
– Ale dobrze znów było z tobą porozmawiać.
Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Milczałem. Ona również. Po chwili pożegnała się, spokojnie, łagodnie. I rozłączyła się. Zostałem z głupim uczuciem w środku, że coś ważnego właśnie się wydarzyło. To było uczucie, że ktoś mnie potrzebował. Nawet jeśli przez pomyłkę.
Stworzyłem iluzję
Następnego dnia złapałem się na tym, że co chwila zerkałem na telefon. Głupie, przecież to była pomyłka. A jednak gryzła mnie ciekawość. Kim była ta kobieta? Przed południem, zanim zdążyłem się rozmyślić, wybrałem ten sam numer, który dzień wcześniej pojawił się na ekranie. Zadzwoniłem.
– Halo? – odezwała się zaskoczona.
– Dzień dobry – powiedziałem cicho. – To znowu ja.
Przez sekundę nie odpowiedziała.
– Jerzy?
Zawahałem się. I znów skłamałem.
– Tak.
– Dziś piekłam sernik – powiedziała po chwili. – Twój ulubiony. Na kruchym spodzie, z rodzynkami.
– Naprawdę? – uśmiechnąłem się. – Pamiętam… był najlepszy na świecie.
Po tej rozmowie wszystko się zmieniło. Zaczęliśmy rozmawiać regularnie, raz na trzy dni, potem co drugi dzień. A potem już codziennie. Czasem to ona dzwoniła, czasem ja.
Nie mówiłem zbyt wiele o sobie. Wymyśliłem kilka bezpiecznych półprawd – że mieszkam sam, że lubię ciszę, że czytam dużo książek. Ale większość czasu to ona mówiła. Opowiadała o swojej młodości, o czasach, kiedy nie było tylu hałasów, o tym, jak mąż zabierał ją na rowerze na lody, jak dzieci biegały po podwórku z patykami udającymi miecze.
Polubiłem ją
Wieczorami czekałem, aż zadzwoni, albo sam dzwoniłem, byle tylko usłyszeć jej głos. Aż któregoś dnia zadała pytanie:
– A ty co dziś robiłeś?
Nikt mnie o to nie pytał od… nie pamiętam kiedy.
– Pracowałem trochę przy komputerze. Potem poszedłem na spacer.
– Spacer? Sam?
– Tak.
– Dobrze, że jesteś. Nawet jeśli tylko przez telefon.
Po tych słowach odłożyłem telefon i przez dłuższą chwilę siedziałem bez ruchu. Czy ją oszukuję? A może… ratuję?
Tego wieczoru długo nie mogłem zasnąć. W mojej głowie mieszały się obrazy: ja, ona, jakaś ławka, sernik z rodzynkami i głos, który jako jedyny od dawna sprawiał, że czułem się potrzebny.
Minął ponad miesiąc. Jej głos znałem już na pamięć – potrafiłbym go rozpoznać nawet wśród tysiąca innych. Czasem zamykałem oczy i wyobrażałem sobie, że siedzimy naprzeciwko siebie, że widzę, jak trzyma filiżankę z herbatą, jak poprawia szalik.
Wyznałem jej prawdę
Zaczynałem się łapać na tym, że mówię o niej „moja pani” w myślach i że czekam na rozmowy z nią bardziej niż na jakiekolwiek inne rzeczy w życiu. A przecież wszystko to było zbudowane na kłamstwie. Któregoś wieczoru wziąłem głęboki oddech, zanim zadzwoniłem.
– Halo?
– Dzień dobry… – powiedziałem. – Muszę pani coś powiedzieć.
Cisza. Tylko jej oddech. Słuchała.
– Nie jestem Jerzym – wyszeptałem. – Przepraszam, to był przypadek. Odebrałem pierwszy raz, bo pomyślałem, że to ktoś z pracy. A potem… nie potrafiłem się rozłączyć.
Po drugiej stronie przez moment było zupełnie cicho. A potem:
– Wiem.
– Wiedziała pani?
– Podejrzewałam. Jerzy miał inną manierę mówienia i był bardziej narwany. Ty jesteś spokojniejszy.
– Dlaczego nic pani nie powiedziała?
– Bo ten głos dawał mi spokój. I to było prawdziwe. Nieważne, jak masz na imię.
Wiedziała o wszystkim
Poczułem, że coś mnie dławi w gardle. Jakby ktoś wsadził tam kamień i nie pozwalał oddychać.
– Nie chciałem cię zranić – powiedziałem.
– I nie zraniłeś. Uratowałeś mnie.
Znowu cisza, ale tym razem była miękka i ciepła.
– To jak mam się teraz do ciebie zwracać? – zapytała po chwili.
– Tomek. Mam na imię Tomek.
– Tomek. Dobrze, pasuje ci.
Nie powiedziała więcej. Ale jej ton był ten sam, którym kiedyś mówiła do Jerzego. Tylko teraz wiedziała, kim naprawdę jestem. I nadal chciała rozmawiać.
Spotkaliśmy się tydzień później. Umówiliśmy się w parku, na ławce przy fontannie. Przyszła pierwsza – rozpoznałem ją od razu. Starsza kobieta w szarym płaszczu.
– Wyobrażałam cię sobie inaczej – powiedziała, gdy usiadłem obok.
– Ja też siebie wyobrażałem panią inaczej – uśmiechnąłem się.
– To nie jest ważne. Ważne, że jesteś.
Siedzieliśmy w ciszy. Ludzie przechodzili obok, dzieci biegały, fontanna pluła wodą. A ja czułem, że pierwszy raz od dawna naprawdę jestem.
Była mi bliska
Z czasem nasze rytuały stały się codziennością. O stałej porze dzwoniłem, pytałem, czy zjadła obiad, czy znowu podlewała fikusa, mimo że podlewać go miała raz na tydzień. Śmiała się. Mówiła, że dobrze jej robię na nerwy. Spotykaliśmy się też częściej. Spacerowaliśmy między blokami, piliśmy herbatę. Gdy któregoś dnia powiedziałem:
– Dziś zadzwoniła do mnie siostra. Powiedziała, że się o mnie martwiła…
– Widzisz? – odpowiedziała. – Świat nie zapomina. Tylko czasem czeka, aż wrócisz.
– A jeśli nie wrócę?
– To ja przyjdę po ciebie – odparła bez namysłu.
Zacząłem rozmawiać z ludźmi. Czasem wychodziłem bez celu, tylko po to, żeby czuć, że jestem wśród żywych. To dzięki niej. Nie wiedziała, ale stała się moją latarnią. Nie potrzebowałem nic więcej.
Tomasz, 36 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Pojechałam na wieś pomóc dziadkowi przy żniwach. Nie wiedziałam, że zbiorę coś więcej niż zboże”
- „Teściowa zagrzała u nas miejsce na amen. Żeby się jej pozbyć, podstępem podsunęłam ją sąsiadowi”
- „Zgodziłam się pomóc teściowi w przeprowadzce. To, co odkryłam w jednej z walizek, zniszczyło naszą rodzinę”

