Reklama

Kiedy byłam małą dziewczynką, każde wakacje spędzałam u dziadków na wsi. Był to czas beztroski i zabawy od świtu do nocy. Chętnie pomagałam babci i dziadkowi w codziennych obowiązkach, a ich dom był dla mnie jak najwspanialszy pałac. Pewnego razu wydarzyło się tam coś, o czym przypominałam sobie całkiem niedawno.

To był mój azyl

Był ciepły lipcowy poranek. Miałam dzień wolny od pracy. Postanowiłam udać się na lokalny rynek w celu nabycia świeżych warzyw i owoców. Przechodząc obok kwiaciarni, poczułam znajomy zapach. Lekko ziołowy, z delikatną nutą słodyczy, nieco ostry. To była lawenda.

Zatrzymałam się i przez krótką chwilę stałam jak zaczarowana. Nagle ujrzałam przed oczami dom dziadków i rosnąca wokół niego lawendę, która w okresie kwitnienia zachwycała fantastyczną barwą i charakterystycznym aromatem. Niespodziewanie ujrzałam siebie na strychu. I wtedy jedno wspomnienie wróciło do mnie ze zdwojoną siłą. Natychmiast wstąpiłam do kwiaciarni i kupiłam dwie doniczki z lawendą.

Podczas wakacyjnego pobytu u dziadków uwielbiałam buszować po ich domu. Owszem, był duży, ale mnie, kilkuletniemu dziecku, wydawał się ogromny i przy tym bardzo tajemniczy. Babcia i dziadek przymykali oko na to moje myszkowanie. Pozwalali mi na znacznie więcej niż rodzice, więc nic dziwnego, że byli moimi bohaterami.

Wspomnienie wróciło

Najbardziej fascynował mnie strych, ale bałam się tam zajrzeć. Moja bujna wyobraźnia snuła niesamowite historie, ale któregoś dnia zdobyłam się na odwagę i pokonałam swój lęk. Po skrzypiących drewnianych schodach wchodziłam bardzo ostrożnie, z sercem walącym jak młot i z duszą na ramieniu.

Przez okna wpadało sporo dziennego światła. Okazało się, że wcale nie jest tu tak strasznie, jak myślałam. Rozejrzałam się z zaciekawieniem. Mój wzrok spoczął na średniej rozmiarów skrzyni stojącej w rogu. Miała ślicznie rzeźbione wieczko. Otwierając ją, poczułam się jak mały przestępca.

W środku znajdowały się grube pęczki suszonej lawendy oraz przewiązany wstążką pokaźny plik listów, jakiś zeszyt i zdjęcia. Już wyciągałam rękę po fotografie, kiedy usłyszałam dobiegający z kuchni głos babci. Wystraszyłam się nie na żarty, że mnie nakryje, więc szybciutko zbiegłam na dół.

Nikomu nie pisnęłam słowem o tym, co widziałam. Miałam jednak przeczucie, że to coś bardzo ważnego. Nie pochwaliłam się nawet koleżankom w szkole, bo nie wiedziałam, co się może stać, jeśli tajemnica wyjdzie na jaw.

Lata mijały

W miarę upływu czasu coraz rzadziej przyjeżdżałam w wakacje na wieś. Dorastałam i miałam inne priorytety. Ilekroć przekraczałam próg domu dziadków, zawsze miałam chęć pójść na strych i bliżej poznać zawartość tajemniczej skrzyni. Nigdy tego nie zrobiłam.

Kiedy byłam w liceum, umarł dziadek. Był to pierwszy raz, gdy zetknęłam się ze śmiercią kogoś bliskiego. Bardzo to przeżyłam. Pogrzeb całkowicie wypadłam z pamięci, bo byłam załamana.

Babcia jeszcze dwa lata mieszkała w tym domu. W końcu stwierdziła, że nie ma już siły sama się nim zajmować. Sprzedała go i przeprowadziła się do miasta. Co prawda nigdy tego głośno nie powiedziała, ale wiem, że była nieszczęśliwa z powodu tej decyzji. Dom był całym jej życiem.

Zabrała stamtąd tylko trochę swoich rzeczy, jakby chciała zostawić przeszłość za sobą. W mieście się męczyła, bo to nie była jej bajka. Odeszła w ubiegłym roku. Strasznie mi jej brakuje, dziadka też. Nie ma dnia, abym za nimi nie tęskniła.

Nie mogłam zapomnieć

Przyglądając się lawendzie kupionej w kwiaciarni, bardzo intensywnie myślałam o skrzyni ze strychu. Zastanawiałam się, co mogło się z nią stać i czy w ogóle jeszcze istnieje. Zadzwoniłam do mamy i spytałam, czy pamięta, komu babcia sprzedała dom. Mama udzieliła mi bardzo szczegółowych informacji.

– Coś się stało, że się tym interesujesz?

– Nie, skąd. Po prostu naszło mnie na wspominki.

– Ach, rozumiem – westchnęła ciężko mama. – Na wsi zawsze było super, co nie?

– Brakuje mi tego.

– Wiem, kochanie, mi również.

Postanowiłam iść za ciosem i nie zwlekać z wizytą u obecnych właścicieli domu. Byli zdziwieni na widok obcej kobiety w progu. Spokojnie wyjaśniłam, kim jestem i o co mi chodzi, wtedy zniknęło ich sceptyczne nastawienie. Byli bardzo serdecznymi ludźmi. Powiedzieli, że sporo rzeczy, jakie tutaj znaleźli, przekazali do miejscowego archiwum.

– Czy była wśród nich skrzynia ze strychu?

– Taka z ładnie zdobionym wiekiem?

– Tak, dokładnie ta.

– Owszem.

Odetchnęłam z ulgą

Była jeszcze nadzieja na to, aby dowiedzieć się, co znajdowało się w skrzyni. Moja ciekawość sięgała zenitu. Pojechałam zatem do archiwum. Dokładnie wytłumaczyłam pracownikowi, w jakiej sprawie przybywam. Ucięliśmy sobie długą, sympatyczną pogawędkę.

Kiedy po bardzo długim czasie stanęłam przed skrzynią dziadków, byłam ogromnie wzruszona i przejęta. Zeszyt okazał się babcinym pamiętnikiem, w którym opisywała swój romans z niejakim Stanisławem. Był jej pierwszą miłością. Zginął w czasie wojny.

Pisali do siebie miłosne listy, tak piękne, że nie byłam w stanie powstrzymać łez w trakcie ich lektury. Zdjęcia przedstawiały śliczną dziewczynę, moją babcię, w towarzystwie młodego, roześmianego chłopaka, bez wątpienia Andrzeja. Lawenda była symbolem ich miłości.

Co roku, w rocznicę śmierci Andrzeja, babcia suszyła jeden pęczek lawendy i umieszczała go w skrzyni. Czy dziadek znał tą historię? Tego niestety już się nie dowiem. Zabrałam skrzynię i jej zawartość ze sobą. Na rzecz archiwum przekazałam pieniężną darowiznę. Dzisiaj lawenda nie jest już dla mnie zwykłą rośliną, ale ma wyjątkowe znaczenie.

Zuzanna, 29 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama