Reklama

Siedziałam w kuchni z kubkiem herbaty, wpatrzona w okno, za którym jesienne liście tańczyły na wietrze. W takich chwilach najczęściej wracały do mnie tamte wydarzenia. I to, co wtedy zrobiłam. A właściwie – czego nie zrobiłam. Nie powiedziałam prawdy. I to był największy błąd mojego życia. Nie mijał tydzień, żebym nie myślała o swojej siostrze, o ojcu… nawet o ciotce Róży, z którą zawsze miałam na pieńku. Tęskniłam za nimi wszystkimi tak, że czasami brakowało mi tchu. A wszystko przez to, że zaufałam niewłaściwej osobie. Własnej matce. Kobiecie, która zamiast mnie wspierać, knuła za moimi plecami.

Chciałam pomóc

To miało być tylko kilka dni.

– Przyjedź, pomożesz mi z papierami po ojcu, sama sobie nie poradzę – powiedziała mama przez telefon.

Mieszkałam już wtedy w Warszawie, pracowałam w kancelarii i przyznam szczerze – nie miałam ochoty wracać do rodzinnego domu. Ale przecież to była mama.

Tylko trzy dni – powiedziałam wtedy Michałowi, mojemu narzeczonemu. – W piątek po pracy wsiadam w pociąg, w niedzielę wieczorem wracam. Obiecuję.

– Uważaj na siebie – rzucił. – Ona zawsze coś kombinuje.

Widział, jak działała moja matka. Jak potrafiła jednym zdaniem wzbudzić we mnie poczucie winy, jak wplatała jad w pozornie niewinne pytania.

– Nie przesadzaj – odparłam. – Przeszła dużo. Ojciec nie był łatwy. Może wreszcie się jakoś dogadamy.

Pociąg był opóźniony, do rodzinnego domu dotarłam po zmroku. Mama czekała na mnie przed domem, w płaszczu, z ramionami skrzyżowanymi na piersi.

– Wyglądasz na zmęczoną – powiedziała zamiast „cześć”.

Ty też dobrze wyglądasz – ucięłam. – Gdzie te papiery, które tak cię męczą?

Weszłyśmy do środka.

– Zostaw torbę w swoim pokoju. I zrób sobie herbatę. Muszę ci coś powiedzieć… zanim zadzwoni twoja siostra – rzuciła, stawiając na stole parę kopert.

– O co chodzi?

– Justyna tu była. Wczoraj. Zrobiła awanturę. Jak zwykle. Powiedziałam jej kilka słów prawdy. Jeśli zadzwoni, lepiej, żebyś znała moją wersję.

Zamarłam. Znowu to robiła.

Chciała mnie wciągnąć w gierki

– Co znaczy: „twoja wersja”? – zapytałam, choć dobrze wiedziałam, do czego to zmierza.

Mama wzruszyła ramionami.

Justyna jak zwykle urządziła teatr. Wpadła jak burza, zaczęła coś bredzić o testamencie, że ojciec coś jej obiecał. Wyzywała mnie od manipulantek. Sugerowała nawet, że go namówiłam, żeby przepisał dom tylko na mnie!

– Co?! – aż się cofnęłam.

– Tak, wszystko przepisał na mnie – odparła spokojnie. – Yo było jego życzenie. Sam to zapisał, własnoręcznie. Nawet notariusz był.

– I nic jej nie powiedziałaś?

– A po co? Żeby robiła cyrk? Będzie musiała się pogodzić z tym, że nic nie dostanie.

– A ja? – zapytałam cicho. – Co mam z tym wspólnego?

– Ty jesteś moją córką. Liczyłam, że mnie poprzesz.

Zamilkłam.

– Nie chcę być w to wciągana. To sprawa między tobą a Justyną.

– Ty zawsze stoisz po czyjejś stronie. Tylko nigdy po mojej.

– Może dlatego, że manipulujesz nami od lat. Zawsze coś kręcisz, dzielisz nas.

– Więc po co tu przyjechałaś? – jej głos stwardniał.

– Pożegnać się z ojcem. Nie z tobą.

Wyszłam na ganek, zatrzaskując drzwi za sobą. Musiałam zadzwonić do Justyny. Choćby po to, by wysłuchać jej wersji.

Coś we mnie pękło

Zadzwoniłam do Justyny jeszcze tego samego wieczoru. Odebrała po kilku sygnałach.

– No proszę, jednak żyjesz – powiedziała chłodno.

– Nie zaczynaj – westchnęłam. – Mama powiedziała, że byłaś tu wczoraj.

– Powiedziała ci też, że ojciec przepisał jej cały majątek?

– Tak. Powiedziała, że liczy na moje poparcie.

– A ty? – zapytała ostro. – Dasz jej to, czego chce?

– Nie wiem. Przyjechałam pomóc z dokumentami. I... pożegnać się z tatą po swojemu. Nie wiedziałam, że to wszystko tak wygląda.

– Wiesz, co najbardziej mnie boli? Że nawet nie zadzwoniłaś po jego śmierci. Ani razu. Ani jednego słowa. Byłam tu, załatwiałam wszystko. Sama. A ty? Cisza.

Nie wiedziałam, co powiedzieć – przyznałam cicho. – Miałam wrażenie, że... że mnie nie chcesz.

– Bo ty zawsze odcinałaś się od rodziny. Od nas. A ja... nie przestałam być twoją siostrą – zawahała się. – Jeszcze nie.

Usiadłam na ganku, z telefonem przy uchu. Poczułam, że coś ściska mi gardło.

– Przepraszam – powiedziałam w końcu.

– To nie wystarczy. Jeśli teraz znów staniesz po jej stronie... już się nie odezwę.

Nie chcę stawać po żadnej stronie. Chcę tylko znać prawdę.

– To przyjedź jutro do mnie. Pokażę ci testament i list ojca. I pogadamy.

– Dobrze – odpowiedziałam. – Przyjadę.

Rozłączyłyśmy się. Jednak w środku wiedziałam już, że mama tego tak nie zostawi.

Miałam mętlik w głowie

Rano przy śniadaniu panowała cisza. Mama kroiła chleb, a ja piłam herbatę, unikając jej spojrzenia.

– Jedz, bo wystygnie – rzuciła, jakby nic się nie stało.

– Nie zostanę długo. Pojadę do Justyny. Chce mi coś pokazać.

Uniosła brwi.

– Naprawdę zamierzasz iść do niej po instrukcje, jak masz myśleć?

– Zamierzam usłyszeć drugą stronę. I wyciągnąć własne wnioski.

– A ja myślałam, że jesteś mądrzejsza – mruknęła, odkładając nóż. – Justyna zawsze miała dar do opowiadania bajek. I do odgrywania ofiary.

– Może dlatego, że przez całe dzieciństwo słyszała, że jest tą gorszą?

Mama prychnęła.

– Wymyśliła sobie krzywdy, żeby zwrócić na siebie uwagę. Ty byłaś rozsądna, ona – histeryczna. Zawsze musiała być w centrum.

– A może po prostu potrzebowała czułości? Wsparcia? Kiedyś płakała przez trzy dni, bo nie poszłaś na jej występ w szkole.

– Nie mogłam! Pracowałam wtedy!

– Jednak na moje przedstawienie jakoś znalazłaś czas.

Zapadła cisza. Mama zabrała talerz i wyszła z kuchni.

– Wrócę późnym popołudniem – powiedziałam, zakładając płaszcz.

– Nie zdziw się, jak twoja siostrzyczka zacznie płakać – rzuciła z kąśliwym uśmiechem. – W tym była zawsze najlepsza.

Zatrzasnęłam drzwi, czując, jak narasta we mnie napięcie. Nie wiedziałam już komu wierzyć.

Zaskoczyła mnie

Siostra otworzyła drzwi bez słowa. Miała podpuchnięte oczy i niedbały koc na ramionach.

– Wejdź. Woda się właśnie gotuje.

Usiadłam w jej kuchni.

Myślałam, że nie przyjedziesz – rzuciła, nalewając wodę do kubków. – Że znów staniesz po jej stronie.

– Wiem, że na to zasłużyłam. Mimo wszystko chcę wszystko zrozumieć.

Bez słowa sięgnęła do szuflady i wyciągnęła z niej kopertę.

– To testament ojca. Spisał go pół roku przed śmiercią. Dom przepisał... po równo. Nam obu. Miał dość jej gier.

Przełknęłam ślinę, patrząc na znajomy podpis taty.

– Przecież mama mówi, że...

– Ona ma inny dokument. Podpisany tydzień przed jego śmiercią. Bez świadków. Bez notariusza.

– Myślisz, że sfałszowała?

Tydzień przed śmiercią ojciec nie wstawał już z łóżka. Ledwo mówił. A podpis na tym papierze... wygląda zbyt pewnie.

Podała mi drugi dokument. Rzeczywiście, podpis był niemal identyczny jak w starym testamencie. Zbyt identyczny.

– Będziesz z tym iść do sądu?

– Tak. Jednak jeśli nie staniesz po jej stronie, nie mam szans.

Spojrzałam na nią, jakby po raz pierwszy widziała swoją siostrę. Nie była już tą samą rozwrzeszczaną nastolatką.

– Nie wiem jeszcze, co zrobię – powiedziałam.

Odzyskałam spokój

Wróciłam do Warszawy bez pożegnania. Mama nie zadzwoniła, nie napisała. Ja też nie. Przez kilka tygodni nie miałam odwagi nawet odebrać telefonu od Justyny. Bałam się. Bałam się, że zapyta: „Złożysz zeznania?”. Bałam się, że będę musiała wybrać. Aż któregoś wieczoru sama wybrałam jej numer.

– Magda? – odezwała się cicho.

– Chciałam powiedzieć, że… jeśli będzie sprawa, stanę po twojej stronie. Nie dla ciebie. Dla ojca. Bo on nigdy by tego nie zrobił. Nie zostawiłby nas z niczym.

Po drugiej stronie zapadła cisza.

– Dziękuję – wyszeptała w końcu. – Wiesz… mimo wszystko, to nadal dużo dla mnie znaczy.

Mama nie odezwała się nigdy więcej. Później słyszałam tylko, że wyjechała do sanatorium, a potem wyjechała bez słowa. Bolało. Jednak nie tak bardzo, jak myślałam. I końcu mogłam spojrzeć w lustro i nie czuć wstydu. Bo odzyskałam coś więcej niż dom.

– Przyjedziesz na święta? – zapytała Justyna przez telefon. – Chłopcy wciąż pamiętają ciocię Magdę.

Uśmiechnęłam się.

– Przyjadę. Z makowcem. I z Michałem.

– Z narzeczonym?! No proszę. To może i w końcu ci wybaczę.

– Może i w końcu zasłużę.

Złożyłam zeznania. Sąd nie uznał dokumentu, który mama przyniosła. Sprawa była trudna. Brudna. Prawda, choć spóźniona, w końcu wyszła na jaw. I tylko jedno bolało najbardziej. Że kiedy trzeba było mówić… ja milczałam.

Magdalena, 36 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama