Reklama

Kiedyś naprawdę wierzyłem, że mam szczęśliwy związek. Taki, co to się rozwija powoli, dojrzewa, aż w końcu zamienia się w coś trwałego. Tak przynajmniej myślałem, patrząc na Agatę, gdy zasypiała obok mnie, zwinięta w kłębek, z kosmykiem włosów na czole. Plany miałem poważne – pierścionek wybrany, miejsce na zaręczyny przemyślane, słowa w głowie już dawno ułożone. Ale zanim zdążyłem je wypowiedzieć, ona... zniknęła. Po prostu zerwała kontakt. Zostawiła mnie z pytaniami, których przez lata nie miałem komu zadać.

Dzisiaj, dwadzieścia lat później, dowiedziałem się, że mam córkę. Dorosłą, dwudziestoletnią kobietę. Jagoda – tak się nazywa. Imię znałem wcześniej, bo mówił mi o niej wspólny znajomy, który przypadkiem spotkał Agatę w Warszawie i słyszał, że chce się ze mną skontaktować. Nawet wtedy nie domyśliłem się prawdy. Przez myśl mi nie przeszło, że Jagoda może być moją córką.

Agata powiedziała mi to wprost, jakby nie mówiła o niczym istotnym.

– Masz córkę. Ma wszystko, czego jej potrzeba. Zwłaszcza teraz, odkąd jestem z Adamem. On ma pieniądze, poczucie stabilizacji. Gdybyś wtedy miał choćby własne mieszkanie, może byłoby inaczej.

Teraz siedzę i rozważam, co by było gdyby. I czy cokolwiek mogę jeszcze naprawić, skoro przez dwadzieścia lat nie miałem nawet pojęcia, że jestem ojcem. Czy jestem gotów poznać córkę, która całe życie żyła beze mnie? Czy ona będzie chciała poznać mnie? Nie wiem. Ale wiem, że chcę spróbować.

Wróciła po 20 latach

To wszystko zaczęło się dwa tygodnie temu. Wróciłem późno z pracy, jak zwykle padnięty. Otworzyłem skrzynkę mailową tylko dlatego, że miałem do wysłania fakturę. I wtedy, wśród wiadomości, zobaczyłem maila od Jarka – starego kumpla jeszcze z czasów studiów. „Słuchaj, spotkałem Agatę. Chce się z tobą skontaktować. Ponoć chodzi o coś ważnego. Mogę dać jej twój numer?”.

Zatkało mnie. Agata? Po tylu latach? Najpierw pomyślałem, że to jakiś żart. Potem poczułem coś dziwnego – niepokój, ale i ciekawość. Przez chwilę patrzyłem na ekran, nie mogąc się zdecydować, czy odpisać. W końcu tylko wkleiłem numer telefonu i dopisałem: „Niech zadzwoni”.

Zadzwoniła dwa dni później. Jej głos... był inny. Jakby starszy, poważniejszy. Ale wciąż miała tę miękkość, która kiedyś mnie rozbrajała.

– Cześć, Robert – powiedziała cicho. – Mam nadzieję, że nie dzwonię w złym momencie. Musimy porozmawiać. Mam ci trochę do powiedzenia.

Spotkaliśmy się w kawiarni w centrum Warszawy. Przyszła wystrojona jak zawsze. Jakby czas jej nie ruszył, a może tylko bardzo się starała, żeby wyglądać tak, jak dawniej. Ja byłem bardziej szary. Kurtka z odgniecionym kołnierzem, torba przewieszona przez ramię. Usiadła naprzeciwko mnie i przez chwilę patrzyliśmy na siebie bez słowa. Potem wypaliła.

– Słuchaj… Masz córkę. Nazywa się Jagoda. Ma dwadzieścia lat.

Nie zrozumiałem. W pierwszej chwili naprawdę nie zrozumiałem.

– Jagoda? – powtórzyłem. – Ja mam córkę?

– Tak. Jest twoja.

Zamrugałem, jakby to miało pomóc mojemu mózgowi przyswoić nową rzeczywistość. Złapałem się za głowę.

Dlaczego nic mi nie powiedziałaś?

Agata wzruszyła ramionami. Nie wyglądała na skruszoną.

– Bo nie miałeś wtedy mieszkania. Nie miałeś stałej pracy. Byłeś... no wiesz... rozmemłany. A ja potrzebowałam kogoś, kto da mi i dziecku poczucie bezpieczeństwa. Potem poznałam Adama. On miał wszystko, czego brakowało tobie – dom, pieniądze, stanowisko. I tak jakoś poszło.

Patrzyłem na nią z niedowierzaniem. Jak mogła być tak cyniczna? W głowie kłębiły mi się słowa, ale żadne nie nadawało się, by je wypowiedzieć.

Nawet nie dałaś mi szansy – powiedziałem w końcu.

– A może nie chciałam jej dawać? – odpowiedziała spokojnie. – Tak było prościej.

Ciągle o tym myślałem

Po tym spotkaniu nie mogłem spać przez kilka nocy. W pracy zawalałem podstawowe rzeczy, a w domu chodziłem jak cień. Żona pytała, czy wszystko w porządku, ale tylko kręciłem głową i mówiłem, że jestem zmęczony. Nie miałem odwagi się przyznać, że moje życie właśnie się rozpadło i złożyło na nowo w sposób, którego nigdy bym się nie spodziewał.

Cały czas miałem przed oczami jej twarz. Jagody. Agata pokazała mi zdjęcie w telefonie. Stała na tle jakiejś galerii, uśmiechnięta, w długim płaszczu, z ciemnymi włosami związanymi w niedbały kok. I od razu coś mnie ścisnęło w środku. Nos. Oczy. Kształt brody. Jakbym patrzył na swoją młodszą wersję, tylko że w wersji kobiecej.

W końcu zadzwoniłem do Agaty.

Chcę się z nią spotkać. Z moją córką.

Zamilkła na moment, jakby się nad czymś zastanawiała. Potem westchnęła.

– Nie wiem, czy to dobry pomysł. Jagoda wie o tobie od tygodnia. To dla niej szok. Wychowywała się w poczuciu, że Adam to jej ojciec. A teraz... wszystko się rozpadło.

– Ale przecież to ja jestem jej ojcem – powiedziałem cicho.

– Biologicznie – poprawiła. – Ale tak naprawdę… Nie wiem. Ale jeśli chcesz, mogę zapytać, czy się zgodzi.

Czekałem trzy dni. Wydawało mi się, że każda godzina trwa wieczność. A potem dostałem SMS-a: „Jagoda chce się z tobą spotkać. Jutro, 17:00, kawiarnia przy Placu Zbawiciela. Agata”.

Wyszedłem z pracy wcześniej. Cały dzień miałem spocone dłonie i suchość w gardle. I ten strach... że mnie znienawidzi. Albo gorzej – że będzie jej wszystko jedno.

Widziałem w niej siebie

Już tam była, kiedy wszedłem do kawiarni. Siedziała przy oknie, z kubkiem kawy przed sobą i nosem w telefonie. Od razu ją rozpoznałem. Nie było wątpliwości – była do mnie podobna aż do bólu. Miałem wrażenie, że patrzę na własne odbicie z czasów młodości, tylko w innym ciele.

Podszedłem niepewnie, jakby nogi miały się pode mną ugiąć.

Cześć, jestem Robert – powiedziałem, stając przy stoliku.

Podniosła głowę. Patrzyła na mnie przez chwilę bez uśmiechu, jakby próbowała mnie przeskanować, odczytać coś z mojej twarzy.

– Cześć – odpowiedziała i wskazała miejsce naprzeciwko.

Usiadłem. Przez kilka długich sekund żadne z nas się nie odezwało.

Wyglądasz… inaczej, niż sobie wyobrażałam – powiedziała w końcu. – Ale nos masz identyczny.

Zaśmiałem się nerwowo, ale szybko mi przeszło. To nie był śmiech z radości, raczej z napięcia.

– Nie wiedziałem – powiedziałem, patrząc na nią poważnie. – Przysięgam. Dowiedziałem się o tobie dwa tygodnie temu.

Mama mówi, że cię znała dobrze – odparła chłodno. – I że… że wtedy nie byłeś gotowy.

– Może i nie byłem. Ale miałem prawo wiedzieć. Przynajmniej spróbować się przygotować. Zdecydowała za mnie.

Myślałam, że Adam to mój ojciec. Całe życie. Dowiedziałam się nagle, że nie. Wiesz, jak to jest?

Nie wiedziałem. Milczałem.

Jak mam do ciebie mówić? – spytała po chwili. – Tato?

– Mów mi Robert – odpowiedziałem. – Jeśli chcesz, oczywiście.

Pokiwała głową i wzięła łyk kawy. Zauważyłem, że lekko drżała jej ręka.

– Opowiedz mi coś o sobie. Nie wiem nic. A chyba powinnam wiedzieć.

Coś zaczynało nas łączyć

Opowiadałem jej o wszystkim. O studiach, które rzuciłem na trzecim roku, bo nie widziałem w nich sensu. O pracy w drukarni, która potem zamieniła się w własną firmę – niewielką, ale moją. O żonie, którą poznałem przypadkiem na przystanku autobusowym. I o synu, który urodził się pięć lat temu i który od tamtej pory jest moim całym światem.

Jagoda słuchała. Nie przerywała. Tylko czasem unosiła brew albo lekko się uśmiechała, jakby chciała, ale nie umiała jeszcze się zbliżyć.

– Masz już swoją rodzinę – powiedziała, jakby dopiero teraz to zrozumiała. – I syna. Czyli... mam brata?

– Tak – przyznałem. – Filip. Ma pięć lat. Chcesz go poznać?

Nie odpowiedziała od razu. Spojrzała przez okno, jakby musiała przetrawić nową informację.

– Tak, ale… Może kiedyś – rzuciła cicho. – To wszystko jest dla mnie dziwne. Przez dwadzieścia lat miałam jedną wersję życia. A teraz... wszystko się posypało.

– Rozumiem – powiedziałem szczerze. – I naprawdę nie chcę cię do niczego zmuszać. Po prostu... chcę być obecny w twoim życiu, jeśli pozwolisz.

Zamilkła. Patrzyła mi w oczy. Czułem, jak z każdą sekundą opada jej zbroja. Powoli, ostrożnie.

– Wiesz – odezwała się w końcu – mama sporo zawiniła. Mogła mi powiedzieć wcześniej. Tobie też. Może nie miałabym wtedy tego głupiego poczucia, że przez lata żyłam w kłamstwie.

Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Chciałem ją objąć, jakoś ją pocieszyć, ale czułem, że to za wcześnie.

Chciałbym być częścią twojego życia – powiedziałem. – Ale to ty decydujesz, jak bardzo.

Jagoda spojrzała na mnie poważnie.

– Dobrze. Ale to musi iść powoli. Nie chcę kolejnego człowieka, który pojawi się i zniknie.

– Nie zniknę – obiecałem.

Już nie pozwolę jej odejść

Zaczęliśmy się spotykać. Najpierw ostrożnie, raz w tygodniu – spacer po parku, kawa, krótki obiad. Opowiadałem jej więcej o swoim życiu. Ona o swoim mówiła rzadko, ale słuchała uważnie. Zadawała dużo pytań. Czasem z dystansem, czasem z drwiną. Ale czułem, że coraz mniej się od siebie odsuwamy.

Któregoś dnia, po naszym spotkaniu, powiedziałem jej, że chciałbym opowiedzieć o niej mojej rodzinie. Żonie. Synowi. Jagoda zamilkła, po czym spytała:

– Myślisz, że twój syn będzie mnie lubił?

Zaskoczyła mnie.

– Myślę, że tak – uśmiechnąłem się. – Jest mały, ale mądry. Czuły. Czasem zadaje więcej pytań, niż jestem w stanie odpowiedzieć.

– Chciałabym go poznać – powiedziała nagle. – Wiesz, nie mam rodzeństwa. Całe życie byłam jedynaczką. Może to by było... inne?

To może być coś pięknego – powiedziałem, i wtedy, pierwszy raz, sam wyciągnąłem rękę i dotknąłem jej dłoni. Nie cofnęła się.

– Muszę przemyśleć, jak to zrobić – dodałem. – Nie powiedziałem im jeszcze. Ani żonie, ani synowi. Ale zrobię to.

– Dobrze – odparła i po raz pierwszy się uśmiechnęła. Tak prawdziwie. – Nie musisz się spieszyć. Ale pamiętaj, że już się wydarzyło. Jestem. I nie zniknę.

Gdy się żegnaliśmy, przytuliłem ją lekko. Drgnęła, ale nie odsunęła się. Później, już w samochodzie, długo patrzyłem w przestrzeń. Po raz pierwszy od dawna miałem wrażenie, że moje życie się dopełniło.

Odkryłem wszystkie karty

Wróciłem do domu z duszą na ramieniu. Żona krzątała się w kuchni, Filip rysował coś przy stole, buzia cała umorusana flamastrami. Patrzyłem na nich i czułem, jak serce mi wali. Ale wiedziałem, że muszę to zrobić.

Muszę powiedzieć ci coś ważnego – powiedziałem do Justyny, gdy tylko Filip zasnął.

Usiedliśmy na kanapie. Mówiłem długo. O przeszłości, Agacie, o tym, co przede mną zataiła. I o Jagodzie. O tym, że mam córkę – dorosłą, mądrą, piękną. Justyna słuchała w milczeniu. Nie przerywała. Dopiero gdy skończyłem, zapytała:

Chcesz, żebyśmy ją poznali?

– Tak – przyznałem. – Ale tylko jeśli ty i Filip będziecie na to gotowi.

Patrzyła na mnie przez chwilę. Potem skinęła głową.

– Chcę ją poznać. Skoro jest częścią ciebie... to znaczy, że teraz będzie częścią nas.

Później, gdy powiedzieliśmy o wszystkim Filipowi, zapytał tylko:

– To znaczy, że mam siostrę?

– Tak – odpowiedziałem. – I możesz ją wkrótce poznać, jeśli chcesz.

Uśmiechnął się szeroko.

– Super! Będę miał z kim grać w memory!

Jagoda przyszła do nas tydzień później. Z bijącym sercem otwierałem jej drzwi. Filip patrzył na nią z zaciekawieniem, a ona – uśmiechnięta, choć lekko spięta – przykucnęła obok niego i powiedziała:

– Cześć, mały. Jestem Jagoda. Podobno gramy dziś w memory.

Wieczorem, patrząc, jak siedzą razem na dywanie, śmieją się i przekomarzają, czułem, że coś się zmieniło. Coś dobrego. Coś, co zostanie ze mną już na zawsze. Teraz wiem: moje życie jest pełne. Nie idealne, ale prawdziwe. I właśnie to daje mi siłę.

Robert, 45 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama