Reklama

Mateusz był bardzo przyziemny. Nie narzekałam na to, bo w pewnym sensie właśnie to jego twarde stąpanie po ziemi sprawiło, że był tak pozbierany, świetnie zorganizowany i praktycznie ustawiony na resztę życia. Bardzo dobrze radził sobie w swojej branży, a po szczeblach kariery piął się niezwykle szybko. Wszyscy go podziwiali, choć on był raczej nieśmiały i stronił od towarzystwa. Chyba to mnie w nim z początku urzekło. Wydawało mi się wtedy, że jest taki skromny, nie szuka poklasku, a jednocześnie naprawdę świetnie sobie radzi.

Nigdy nie był typem romantyka

Nie wiedziałam jeszcze wtedy, że taki sposób życia sprawi, że nie będzie miał czasu na takie sprawy, jak dom, uczucia czy powiększanie rodziny.

Cudowny facet ci się trafił – powtarzała moja siostra, a matka zawzięcie jej wtórowała.

Tylko tata zachowywał pewien umiarkowany optymizm. Ale jak wiadomo, on nigdy nie tryskał entuzjazmem i widział wszystko w czarnych barwach. Tak przynajmniej bywało zazwyczaj.

Przekonana, że robię dobrze, wyszłam więc za Mateusza za mąż. Nie, żeby było to złe posunięcie, bo nigdy nie wybuchła między nami żadna kłótnia, a on praktycznie w ogóle nie podnosił głosu. Tyle tylko, że moje małżeństwo, im dłużej trwało, tym bardziej przypominało transakcję biznesową.

Nauczyłam się nie narzekać

Nie było między nami tego charakterystycznego ciepła, które łączy pary nawet po latach, o jakiejkolwiek chemii nie wspominając. Żyliśmy obok siebie, praktycznie ze sobą nie rozmawialiśmy. Kiedy jednak żaliłam się na to matce, machała tylko niecierpliwie ręką.

– Dałabyś już spokój, Amelka – rzuciła rozdrażniona. – Taki fajny mąż ci się trafił, a ty jeszcze wydziwiasz! Pomyśl, inni mają gorzej i muszą jakoś żyć. Przestań wreszcie narzekać!

– Nie narzekam, tylko po prostu wydaje mi się, że to powinno trochę inaczej wyglądać – mruknęłam.

– Oj, a co ty wiesz o życiu? – prychnęła. – Daj chłopu spokój! Przynosi pieniądze do domu? Przynosi. Więc jest świetny w tym, co robi.

Nie chcąc się więcej narażać na tego typu przepychanki słowne, przestałam mówić o tym, co mnie drażni. Starałam się po prostu egzystować, nie przeszkadzając w niczym Mateuszowi, a on skwapliwie nie przeszkadzał mi.

Trochę zazdrościłam koleżankom

Mimo tego, że nikomu o tym nie mówiłam, w środku aż się gotowałam z rozgoryczenia i poczucia niesprawiedliwości. Nie potrafiłam też wyłączyć uczuć – to po prostu nie było w moim stylu. Właśnie dlatego nie potrafiłam ignorować uśmiechniętych koleżanek, opowiadających z rozrzewnieniem o swoich mężach, którzy ciągle gdzieś je zabierali, kupowali jakieś drobiazgi i pamiętali o wszelkich ich świętach – urodzinach, imieninach, Dniu Kobiet…

– Mnie to nawet Mateusz głupich kwiatów nie kupi – przyznałam się kiedyś najbliższej koleżance, Oldze. – Żeby on chociaż jakieś życzenia złożył, udowodnił, że o czymkolwiek pamięta…

Ty chyba nie jesteś szczęśliwa, co? – Olga przekrzywiła głowę, przyglądając się uważnie mojej twarzy. – Tylko mów szczerze, Amelia! Nie ma co ściemniać.

Wzruszyłam ramionami. Czy byłam szczęśliwa? Czy naprawdę wyobrażałam sobie jeszcze, że między mną a Mateuszem wydarzy się coś wielkiego. Coś, co da nam nadzieję na lepszą wspólną przyszłość. To powoli nakłaniało mnie do podjęcia jednej z najważniejszych decyzji w życiu. Skoro mieliśmy się rozstać, a potem żyć naprawdę dobrze, uważałam, że to świetny pomysł.

– Raczej nie bardzo – przyznałam w końcu. – Brakuje mi rodziny, jeśli wiesz, co mam na myśli. A z Mateuszem to żadnej rodziny się nie doczekam.

– Więc olej to – stwierdziła tak po prostu. – Spraw, by szczęście w końcu cię odnalazło i usuń wszelkie przeszkody. I to póki możesz.

Wiedziałam, że coś się wypaliło

Nie mogłam tego dłużej nie zauważać. Udawać, że jest mi dobrze, bo tak uważała matka i siostra. Skoro były takie zachwycone Mateuszem, mogłyśmy się zamienić – ja im go mogłam odstąpić. Nawet za darmo!

W końcu, choć dość długo do tego dojrzewałam, podjęłam decyzję o rozwodzie. Nie chciałam tego w żadnym wypadku ukrywać przed mężem ani doprowadzać do tego, żeby dowiedział się o wszystkim z pozwu. Miał przecież prawo być na bieżąco ze wszystkim, co dotyczyło naszego małżeństwa. Nawet jeśli to wyraźnie chyliło się ku upadkowi.

Mateusz, muszę ci powiedzieć coś ważnego – mruknęłam, kiedy udało mi się go złapać w salonie, zanim usiadł do tych swoich papierów.

– No dobrze – stwierdził, choć widziałam, że spogląda tęsknie w stronę teczek, które miał właśnie przeglądać.

– Wiesz, że to między nami nie ma sensu – zaczęłam dość koślawo. – Właściwie to… między nami od dawna nic nie ma. I wiesz, wydaje mi się, że najlepsze, co możemy zrobić, to po prostu się rozejść.

Pokiwał głową.

– Aha – potwierdził.

Chcę rozwodu, Mateusz – powiedziałam, nie będąc przekonaną, czy rzeczywiście to do niego dotarło.

– No tak, oczywiście – odparł niemal natychmiast. – Dobrze, Amelia. Dobrze.

Przyniósł mi kwiaty

Fakt, przez jakiś czas byłam zszokowana tym, jak moją propozycję przyjął Mateusz. Spodziewałam się, że będzie niezadowolony, może trochę obrażony albo zdziwiony. Zastanawiałam się, czy będzie walczył, czy raczej postanowi mi wmówić, że przecież nic się takiego nie dzieje, a ja sobie coś wymyśliłam. Kompletnie jednak nie przypuszczałam, że zgodzi się bez protestów i nawet go to nie wytrąci z równowagi. W sumie trochę mnie to zabolało, ale muszę przyznać, że dość szybko doszłam do siebie.

– To chyba dobrze, że poszło tak łatwo – stwierdziła wtedy Olga. – Możesz się od razu skupić na przygotowaniach do rozwodu.

Na szczęście z całym tą przeprawą poszło bardzo szybko. Oboje tego chcieliśmy i właściwie nie utrudnialiśmy sobie sprawy nawzajem. Nie chciałam, żeby Mateusz cierpiał czy czuł się winny. On po prostu… był stworzony do innych rzeczy. Nie nadawał się na męża ani na część większej rodziny.

Po wszystkim, kiedy oficjalnie przestaliśmy być małżeństwem, podszedł do mnie, zanim wsiadłam do samochodu.

–Nie chciałbym, żebyś miała do mnie jakiś żal – wypalił, a jego głos nagle uderzył w niepewne tony.

Mnie natomiast w ogóle to nie obchodziło. Wpatrywałam się osłupiała w bukiet czerwonych róż. Były piękne.

– Nie wierzę – wykrztusiłam. – Naprawdę nie wierzę, że to zrobiłeś.

Zamrugał, chyba nie rozumiejąc.

– Zrobiłem co? – spytał głupio.

– Nie, nic. – Trochę zbyt gwałtownym ruchem wyrwałam mu kwiaty z ręki. – Nie mam do ciebie żalu. Po prostu lepiej poukładać sobie życie na nowo.

– Lepiej – zgodził się.

Popatrzyliśmy jeszcze chwilę na siebie, a potem skinęłam mu głową i wsiadłam do auta, by pojechać do Olgi, z którą miałam opijać swoją wolność.

Chyba nie byliśmy sobie pisani

Choć minęły już trzy miesiące od naszego rozwodu, ja wciąż powracam myślami do tamtego czasu. Wciąż mam przed oczami te piękne czerwone róże, które kupił i to dopiero w ostatni dzień naszego wspólnego życia. Czy byłam aż tak kiepską żoną, że postanowił podziękować mi za ten rozwód różami? Z Olgą trochę się z tego śmiałyśmy, ale mnie te kwiaty wciąż nie dają spokoju.

Co więcej, ochłodziły się moje stosunki z resztą rodziny. Matka, gdyby tylko mogła, wyklęłaby mnie przez te „swoje fanaberie”, które nakazały mi tak irracjonalne posunięcie, siostra natomiast oficjalnie stwierdziła, że jestem głupia. Trochę mi z tego powodu przykro, ale wiem, że dobrze zrobiłam. Odkąd jestem sama, wbrew pozorom, wcale nie czuję się źle. Mogę też rozglądać się za facetami – w końcu nie jestem aż taka stara. Może znajdę jeszcze kogoś, kto da mi szczęście i komu nie będę obojętna? Pewnie nie będzie tak doskonałą partią jak Mateusz, czego nie omieszkała mi wypomnieć matka, ale może będzie miał serce we właściwym miejscu i zakocha się we mnie – takiej, jaką jestem. A czy reszta rodziny go polubi? Cóż, tym razem nie będę się tym przejmować.

Amelia, 45 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama