Reklama

Przez większość życia wierzyłam, że moja mama była bohaterką. Tak mi się przedstawiała: kobieta niezłomna, zraniona przez los, która wszystko poświęciła dla mnie. Słuchałam opowieści o jej trudnym dzieciństwie, toksycznych związkach, pracy ponad siły. Łykałam te historie jak witaminy – regularnie, bez zastanowienia. Przez lata dawałam się przekonać, że jest ofiarą świata, ludzi, mężczyzn i... mnie. Bo „wszystko robiła dla mojego dobra”. Dopiero gdy stałam się dorosła i przypadkiem podsłuchałam rozmowę, którą prowadziła przez telefon, zrozumiałam, że cała ta legenda trzymała się na kłamstwach. I nie była ofiarą. Była manipulatorką.

Pewnego dnia ojciec zniknął

– Pamiętasz, jak cię zabrałam nad morze, kiedy miałaś pięć lat? – mama często zaczynała takimi wspomnieniami, a ja kiwałam głową. – Byłyśmy wtedy same, ale było nam dobrze, prawda? Tylko ty i ja. Nie potrzebowałyśmy nikogo.

Pamiętałam. A przynajmniej tak mi się wydawało. Zdjęcie z tamtego wyjazdu stało na półce w salonie, w białej ramce z muszelkami. Ja w żółtym wiaderku, mama w dżinsowej kurtce, uśmiechnięta. Morze w tle. Zdjęcie mówiło: miałyśmy siebie, było pięknie.

– Tatuś nas zostawił. Wiesz, jaki był. Nie radził sobie. Uciekał od odpowiedzialności – powtarzała mi od zawsze.

I ja w to wierzyłam. Bo przecież tata zniknął z naszego życia nagle. Raz był, a potem – nie odbierał telefonów, nie przyjeżdżał, nie przysyłał prezentów. Mama mówiła, że się wyprowadził do innego miasta i ma nową rodzinę. Że ją zdradził, mnie porzucił, a potem próbował się wybielić.

– Ale ja mu nie pozwoliłam. Nie po tym, co nam zrobił.

Nie kwestionowałam jej słów. Nie miałam powodu. Mama była dla mnie całym światem – silna, kochająca, czuła i skrzywdzona. W dzień chodziła do pracy, a wieczorem czytała mi bajki. Mówiła, że jestem jej największym skarbem, że tylko ja trzymam ją przy życiu. Tylko że z wiekiem zaczęłam zauważać rysy na tej idealnej ramce. Zaczęły się pytania. Dlaczego nie mogę zobaczyć taty? Dlaczego każda rozmowa z nim kończyła się krzykiem? I czemu mama mówiła jedno, a potem... coś zupełnie innego?

Dużo niewygodnych pytań

– A co jeśli tata nie chciał nas zostawić? – zapytałam kiedyś nieśmiało, mając może dwanaście lat.

Mama właśnie wyciągała pranie z pralki. Zamarła. Powoli odwróciła się w moją stronę z ręcznikiem w dłoni.

– Co ty powiedziałaś?

– No… może to nie było tak, jak mówisz. Może… chciał się z nami widywać? Może to nie była tylko jego wina?

Wiedziałam, że źle zrobiłam. Czułam to całym ciałem. Mama patrzyła na mnie tak, jakby właśnie ktoś jej napluł w twarz.

– Czy ty właśnie stajesz po jego stronie?! – wrzasnęła. – Po stronie faceta, który zostawił swoją córkę i nigdy nie zapytał, czy ma co jeść?!

– Ale... przecież dzwonił. Kiedyś go słyszałam. I krzyczałaś na niego...

– Bo to było po latach milczenia! Bo miał czelność się odezwać! I nie mów mi, że go słyszałaś, bo co ty możesz pamiętać! Miałam cię wtedy na rękach i płakałaś za nim każdej nocy!

To nie była prawda. Nie pamiętałam, żebym płakała. Nie pamiętałam, żeby mnie nosiła. Ale zamilkłam. Bo z mamą się nie dyskutowało. Bo jej wersja była zawsze tą prawdziwszą. Tylko że coś wtedy pękło. Pękło we mnie. Zaczęłam zauważać, jak często jej opowieści zmieniają się w zależności od nastroju. Jak raz tata był potworem, a innym razem – nieudacznikiem, którego „niestety musiała zostawić”. Coraz częściej miałam wrażenie, że mama mówiła nie to, co było prawdą, ale to, co w danym momencie było jej wygodne.

Ukryte wiadomości

Miałam piętnaście lat, kiedy pierwszy raz przeczytałam coś, co nie było przeznaczone dla moich oczu. Zrobiłam to przypadkiem – przysięgam. Szukałam szalika w szufladzie komody w przedpokoju, kiedy natknęłam się na kartkę zadrukowaną jednostronnie. List. Nie miał podpisu. Ale rozpoznałam charakter pisma – tata. I nie był to żaden wybuch nienawiści, żadna próba wybielania się. To był spokojny, pełen bólu i bezradności tekst ojca, który nie wiedział, jak dotrzeć do swojej córki. Do mnie.

Piszę, bo nie mam już siły być potworem w twoich oczach. Chciałbym tylko, żebyś wiedziała, że nigdy cię nie zostawiłem. Że walczyłem. Że są rzeczy, których nie mogę naprawić, ale nadal cię kocham. I czekam.

Nie zdążyłam przeczytać więcej. Usłyszałam kroki mamy i wcisnęłam kartkę z powrotem pod stertę szalików. Od tamtego momentu nie mogłam już spać spokojnie. Ktoś tu ewidentnie kłamał – tylko nie wiedziałam kto. Mama? Tata? A może oboje? Zaczęłam szukać więcej takich śladów. W starych zeszytach, kopertach, schowkach. Przez kilka tygodni czułam się jak szpieg. I wtedy znalazłam stary telefon mamy. Przestała go używać, ale zapomniała go wyczyścić.

W galerii zdjęć była cała seria screenów. Wiadomości. Wiadomości od mojego taty. Pisał do niej przez lata. Pytał o mnie. Prosił o kontakt. Przesyłał życzenia na moje urodziny. I każda z jego wiadomości kończyła się podobnie: „Nie chcę się kłócić. Chcę tylko ją zobaczyć”. Wtedy pierwszy raz poczułam wściekłość.

Na własną rękę

Wyszukałam go w sieci. To było proste – miał dość nietypowe nazwisko. Znalazłam jego profil na portalu społecznościowym, a potem – firmową stronę. Prowadził warsztat samochodowy na obrzeżach miasta. Na zdjęciu stał przed budynkiem z uśmiechem na twarzy, obok chłopaka w moim wieku. Mój brat. Albo przynajmniej – jego syn. Zamarłam. Nie dlatego, że miał nowe życie. Ale dlatego, że... wydawał się szczęśliwy. Normalny. Nie przypominał potwora z opowieści mamy.

Zbierałam się kilka dni, zanim napisałam. Krótką wiadomość.

Cześć. Jestem. I chciałabym z tobą porozmawiać. Tylko bez mamy.

Wysłałam ją, serce waliło mi jak młot. Odpowiedź przyszła jeszcze tego samego wieczoru.

Nie wierzę. Jeśli to naprawdę ty, to płaczę ze szczęścia. Spotkajmy się. Gdziekolwiek chcesz. I kiedy tylko będziesz gotowa.

Nie powiedziałam mamie. Powiedziałam, że mam dodatkowe zajęcia. Że spotykam się z koleżanką. Nawet się nie zająknęła – pokiwała głową, nie odrywając wzroku od ekranu. Spotkałam się z nim w kawiarni przy dworcu. Przyszedł wcześniej. Siedział nerwowo przy stoliku, ubrany w czystą koszulę, jakby nie chciał niczego zepsuć. Gdy mnie zobaczył, wstał. Miał łzy w oczach.

– Wyrosłaś... – wyszeptał. – Jesteś taka piękna.

Usiadłam. Przez chwilę milczeliśmy. I dopiero wtedy zrozumiałam, że całe życie tęskniłam za tą chwilą, chociaż sama nie byłam tego świadoma.

– Powiesz mi wszystko? – spytałam.

– Jeśli tylko pozwolisz.

I zaczęliśmy od nowa.

Wreszcie poznałam prawdę

Po tamtym spotkaniu wróciłam do domu w milczeniu. Mama czekała na mnie w kuchni, obierając jabłko. Spojrzała na mnie przelotnie, jakby nic się nie stało.

Dobrze się bawiłaś z koleżanką?

– Tak – odparłam sucho. – Ale nie z koleżanką.

Zawahała się. Przestała kroić. Po raz pierwszy od dawna zobaczyłam w jej oczach niepewność. Może nawet strach.

– Z kim, w takim razie?

– Z tatą.

Cisza. Upuściła nóż, ale się nie schyliła. Patrzyła na mnie, jakby właśnie dostała w twarz. Ale ja się nie cofnęłam.

– Znalazłam wiadomości. W twoim starym telefonie. Wiem, że chciał mnie widywać. Że pisał przez lata. Wiem też, że nigdy go nie zdradziłaś. To on cię zostawił? Może. Ale ty nie pozwoliłaś mu wrócić.

Mama usiadła na stołku. Przez chwilę tylko oddychała głośno.

– Nie rozumiesz... Ja cię chroniłam.

– Przed czym? Przed ojcem? Przed prawdą?

– Przed zawodem. Przed kolejnym rozczarowaniem. On był słaby. I nie chciałam, żebyś to zobaczyła. Żebyś cierpiała jak ja.

– Ale właśnie przez to cierpiałam. Przez ciebie.

To był pierwszy raz, kiedy jej spojrzenie nie było pełne pewności. Nie była już tą silną kobietą, która wszystko wie najlepiej. Teraz siedziała naprzeciwko mnie – mała, zmęczona, bezbronna. I przez moment nawet mi jej żal było. Ale tylko przez moment.

Prawda to nie bajka

Z mamą długo potem nie rozmawiałyśmy. Była chłodna, zraniona – jakby to ja ją zdradziła. Przestała komentować moje późne powroty, nie pytała, gdzie idę, z kim się spotykam. Może sądziła, że to bunt, który mi przejdzie. Może nie umiała pogodzić się z tym, że już jej nie wierzę. A ja… ja uczyłam się żyć z nową prawdą. Tą niepodkolorowaną. Tą, w której mój tata był człowiekiem z błędami, a mama – kobietą, która kłamała, by czuć, że kontroluje rzeczywistość.

Spotykałam się z tatą coraz częściej. Poznałam jego nową rodzinę, jego codzienność, jego sposób bycia. I chociaż nie był idealny, nie był potworem. Był moim ojcem. I tylko tyle – a może aż tyle – chciałam od niego dostać. Mama w końcu odezwała się po trzech miesiącach ciszy. Wysłała krótką wiadomość: „Zrobiłam wiele źle. Ale cię kochałam. Kocham.”

Nie odpisałam od razu. Nie umiałam. Bo w mojej głowie nadal była ta kobieta, która trzymała mnie przy sobie za pomocą winy, żalu i wyrzutów sumienia. Kobieta, która przez lata opowiadała kocopoły, bo to było wygodniejsze niż stanięcie w prawdzie. Ale któregoś dnia odpisałam.

Ja też cię kocham. Ale teraz chcę decydować sama, co jest dla mnie dobre.

Nie wiem, czy mama to zrozumiała. Ale wiem, że po raz pierwszy w życiu nie bałam się powiedzieć tego głośno. Kiedy zrzuci się cudze kłamstwa z ramion, robi się dziwnie lekko.

Alicja, 18 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama