„Przeprowadziłam na moim mężu modny test związku z internetu. Po 20 pytaniach nie mogłam uwierzyć w to, co nam wyszło”
„Brzmiało wystarczająco śmiesznie, żeby spróbować. Przecież to tylko pytania. Tylko zabawa. Trochę śmiechu. Tak sądziłam. Ale wtedy jeszcze nie wiedziałam, że Paweł, odpowiadając na te pytania, uruchomi we mnie lawinę wątpliwości”.

- Redakcja
Nie wiem, czy to był listopad, czy po prostu taki stan ducha. Taki czas, kiedy herbata z imbirem smakuje jak ratunek, a seriale przestają zaskakiwać, bo wszystko już się widziało – albo przynajmniej zaczęło i porzuciło po trzecim odcinku. Tak wyglądała nasza codzienność: ja, Paweł i nasz kot Feler, który – nomen omen – odzwierciedlał nasze małżeństwo. Zasiedziały, przytulny, ale trochę leniwy. Jakby ktoś zamknął nas w wersji demo życia – bez większych aktualizacji od ośmiu lat.
Nie zrozumcie mnie źle – Paweł to w porządku facet. Ma swój kubek z odłamanym uchem, którego nie chce wyrzucić, bo „dobrze leży w dłoni”. Ma też swoje kapcie, swoje powiedzonka i swoją rutynę, którą zna na pamięć. Kocham go. Chyba. W każdym razie nie planuję rozwodu. Raczej trwamy w tym duecie jak para dinozaurów, które przegapiły ten wielki meteoryt.
Któregoś dnia, przeglądając internet, trafiłam na coś, co miało szansę tę naszą rutynę zarysować. Test związku: 20 pytań. Komentarze pod filmikiem jak z dramatu: „Ten test zniszczył mój związek!”, „Myślałam, że mnie kocha, a nie znał mojego koloru oczu”, „Wyszło, że nie jesteśmy kompatybilni, a mamy troje dzieci i kredyt!”. No i, oczywiście wisienka: „To było najlepsze, co mogliśmy zrobić dla naszego związku!”.
Brzmiało wystarczająco idiotycznie, żeby spróbować. Przecież to tylko pytania. Tylko zabawa. Tylko głupia apka i trochę śmiechu. Tak sądziłam. Ale wtedy jeszcze nie wiedziałam, że Paweł, odpowiadając na te pytania, uruchomi we mnie lawinę wątpliwości. I że jedno z jego wyznań sprawi, że przez chwilę przestanę oddychać.
Od razu zaczęło zgrzytać
– Paweł, masz chwilę?
– Tylko jeśli nie chodzi o wywóz śmieci albo kota, który znowu nabałaganił na łóżku – mruknął, nie odrywając wzroku od ekranu.
– To coś lepszego. Test.
– Test?
– Taki z internetu. Dla par. 20 pytań. Siedem minut prawdy albo chichotu. Możemy to potraktować jak randkę… intelektualną.
– Alicja, błagam cię, ja mam prawie czterdzieści lat, nie konto na aplikacji dla dzieci i nie libido dwudziestolatka – westchnął, ale po chwili jednak odłożył telefon. – No dobra. Ale jeśli któreś pytanie będzie o pozycję ulubioną w łóżku, to od razu mówię: „spokojna” i „z zasłoniętymi roletami”.
Usiadłam naprzeciwko z telefonem. Zaczęliśmy. Pierwsze pytanie:
– Co najbardziej we mnie lubisz?
– Hm... Lubię patrzeć jak śpisz – rzucił i zaśmiał się sam z siebie.
– Serio?
– No bo wtedy nie pytasz o testy z internetu.
Parsknęłam śmiechem, ale potem dodał cicho:
– I jak się śmiejesz. Jak naprawdę, bez filtra. Z takim tym… „chrumknięciem”.
– Nie chrumkam!
– Kochanie, chrumkasz jak dzik przy korycie, ale to najpiękniejsze chrumkanie świata.
Drugie pytanie:
– Co robię, gdy jestem zła?
– Milczysz. Patrzysz przez okno i udajesz, że nie jesteś. A potem trzaskasz lodówką. To twój sygnał alarmowy. Jakby w kuchni zaczynało się trzęsienie ziemi.
Trzecie:
– Jaki był nasz pierwszy wspólny film?
Tu się zaczęło.
– „Transformers 4”? – rzucił bez cienia wątpliwości.
– Transformers 4?! Paweł, błagam cię, to był „Zakochany bez pamięci”! Ja cię wtedy trzymałam za rękę i płakałam na scenie, gdzie ona zapominała, jak on pachnie!
– No i widzisz? Idealny film o nas – podsumował. – Ty wszystko pamiętasz, ja wszystko zapominam.
Nie wiedziałam jeszcze, czy się śmiać, czy zamówić test na pamięć dla małżonka.
Robiło się coraz trudniej
– Dobra, lecimy dalej – powiedziałam, zerkając na kolejne pytania. – Skoro przetrwaliśmy „Transformersów”, to może nic nas już nie złamie.
– Zobaczymy. Może to jak psychotesty dla par z „Pytania na śniadanie”? – Paweł ziewnął. – Dajesz.
– Czego się najbardziej boisz, jeśli chodzi o naszą przyszłość?
Na moment zapadła cisza. Paweł przestał dłubać w poduszce.
– Że obudzimy się kiedyś i nie będzie nas nic już śmieszyć.
– Hmm?
– No wiesz. Że już nie będziemy mieć tych naszych głupich żartów, tekstów z reklam sprzed dekady. Że zamienimy się w tych ludzi, co siedzą naprzeciwko siebie i zamiast rozmawiać, jedzą zupę i gapią się w ścianę.
Zamurowało mnie. To było… niepokojąco prawdziwe.
– Gdybyś miał mnie opisać komuś obcemu, co byś powiedział?
– Że jesteś jak czajnik.
– Że co, przepraszam?
– Jak czajnik. Elegancki, estetyczny i robi się w tobie wrząco, zanim ktokolwiek się zorientuje. I że jesteś niezniszczalna. Taka emaliowana dusza. Poobijana, ale ciągle działa.
Parsknęłam śmiechem, ale miałam gulę w gardle.
– I jeszcze jedno. Że jesteś najdziwniejszą osobą, jaką znam. I to mówię z miłością.
– Super, cudownie. Że czajnik i dziwadło.
– Mój czajnik. Moje dziwadło.
Zadanie trzecie:
– Co według ciebie by mnie naprawdę zraniło?
Tym razem nie zawahał się ani chwili:
– Gdyby ktoś ci powiedział, że jesteś nie dość dobra. Że nie robisz wystarczająco. Albo że jesteś przeciętna.
Zacisnęłam usta. Trafił w punkt. Jakby czytał z jakiejś starej kartki.
– I promocje – dodał po chwili. – Które okazują się nie być promocjami.
– Jesteś głupi.
Naprawdę nie wiedziałam, czy to wszystko jest nadal tylko zabawą, czy przypadkiem Paweł nie otworzył właśnie jakiejś mojej szuflady z emocjami, której nikt nigdy nie miał ruszać.
Jedno pytanie mnie zmieniło
– Ostatnie pytanie – powiedziałam, choć już trochę mnie ściskało w żołądku. Ten „test związku” zaczynał przypominać emocjonalną kolejkę górską. Niby zabawa, ale coraz straszniejsza.
Paweł przeciągnął się teatralnie, jakby nie przeczuwał, co zaraz usłyszy.
– No to wal – mruknął.
– Czy jest coś, czego mi nigdy nie powiedziałeś, bo bałeś się mojej reakcji?
To było jedno z tych pytań, które tylko na filmikach kończą się romantycznym wyznaniem miłości. W realnym życiu to bomba z opóźnionym zapłonem.
Paweł zamilkł.
– Paweł? – popatrzyłam na niego. Patrzył w sufit. Typowy jego mechanizm: „jak spojrzę w tynk, to może pytanie zniknie”.
– Tak – powiedział cicho.
Serce zaczęło mi łomotać.
– No to mów.
– Pamiętasz Fikusa?
– Fikusa Benjamina? – poczułam, jak wstaję. – Mojego fikusa?! Tego, którego miałam od studiów? Który zdechł nagle po weekendzie?
– No właśnie… – Paweł wstał i unikał mojego wzroku. – To nie Feler go zrzucił. To ja. Przez przypadek. I... i… zwaliłem to na kota. Bo się bałem, że mnie udusisz.
– Ty… Ty?! – krzyknęłam. – Ty miesiąc grałeś w teatr zbrodni?! Ja kupiłam kocią trawkę, żeby „Feler się zregenerował” po „traumie”, ja z nim o tym rozmawiałam!
– Wiem… I przepraszam. Ale to była dobra sztuka, nie? Pamiętasz, jak mówiłem: „Feler też cierpi, on go lubił”?
– Ty masz problem. Ty naprawdę masz problem!
Wzięłam poduszkę i rzuciłam w niego z siłą godną lekkoatletki. Paweł złapał ją i padł teatralnie na dywan.
– Zasłużyłem.
– Jesteś potworem.
– Ale twoim potworem. I przyniosę ci jutro nowego fikusa. Takiego z certyfikatem „bezpieczny dla mężów”.
Nie wiedziałam, czy go udusić, czy się śmiać. Zrobiłam jedno i drugie. Najpierw go pacnęłam. A potem wybuchnęłam takim śmiechem, że aż Feler uciekł pod kanapę. I nagle cały ten test… miał sens.
Sama odkryłam coś ważnego
Wieczorem Paweł poszedł spać pierwszy. Leżał na kanapie z poduszką pod głową i przykryty kocem. Ja zostałam w kuchni. Z kieliszkiem wina i telefonem. Włączyłam ten sam test. Postanowiłam odpowiedzieć na pytania… sama. Od siebie – dla siebie.
„Co najbardziej lubię w Pawle?”. Zaskoczyło mnie, jak łatwo przyszła mi odpowiedź. Lubię, że zna moje miny lepiej niż ja. Że wie, kiedy potrzebuję herbaty, a kiedy ironicznej uwagi. Że ma twarz, którą znam lepiej niż własne odbicie.
„Czego się boję, jeśli chodzi o naszą przyszłość?”. Odpowiedź bolała. Że się rozminiemy. Że staniemy się obcy. Że obudzimy się kiedyś jako dwójka ludzi, którzy pamiętają wspólny PIN do konta, ale nie wspólne powody do śmiechu. Pytanie po pytaniu, sączyłam z siebie myśli. I gdzieś między pytaniem „co by go zraniło” a „jak bym go opisała obcej osobie”, poczułam, że nie robię już tego z ciekawości. Robię to, bo chcę wiedzieć, czy ja… jeszcze jestem z nim.
Na pytanie: „co by go naprawdę zabolało?”, odpowiedziałam: „Gdybym przestała z nim żartować. Gdyby stracił tę wersję mnie, którą zna tylko on”. I wtedy mnie olśniło. Może ten test nie pokazał nam, jak bardzo się nie znamy, ale jak bardzo wciąż umiemy się zaskakiwać.
A to, że po tylu latach Paweł jest w stanie rozbroić mnie jednym zdaniem o fikusie… Może to właśnie znaczy, że my nadal mamy to coś? Zamknęłam test. Dopiłam wino. I przytuliłam się do śpiącego męża, który mamrotał przez sen coś o tym, że „Feler powinien zostać przesłuchany przez komisję”.
Wynik nie był optymistyczny
– Wiesz, że według tego testu powinnam się z tobą rozwieść? – rzuciłam niby od niechcenia, siedząc na kanapie z kubkiem kawy. Paweł podniósł wzrok znad miski płatków i zmrużył oczy.
– Wiedziałem, że to była pułapka – westchnął teatralnie. – Ale zanim złożysz papiery, pozwól mi się pożegnać z kotem. I z ekspresem do kawy. Z nim byliśmy sobie naprawdę bliscy.
– Z tobą też byliśmy. Przez chwilę. Wczoraj, pamiętasz? Fikusowa afera?
– Trauma życia – mruknął. – Do dziś słyszę, jak liście opadają mi na sumienie.
W tym momencie rozległ się dzwonek do drzwi. Spojrzałam na niego podejrzliwie.
– Jeśli to doręczyciel z pozwem, to mogłeś chociaż dać mi się uczesać.
– Spokojnie – uśmiechnął się i wstał.
Otworzył drzwi. Stał tam chłopak z kwiaciarni, trzymający coś w rękach. Coś zielonego. I liściastego.
– Przesyłka dla pani Alicji – powiedział, wręczając mi doniczkę.
Spojrzałam na nią i parsknęłam śmiechem.
– Ty to naprawdę zrobiłeś…
– Obiecałem. Nowy fikus. Z atestem. Ma na imię Fikus Junior. Albo… Fikson. Co wybierasz?
– Fikson brzmi jak na gangstera.
– No to pasuje do tej rodziny – Paweł objął mnie ramieniem. – I co, zostaniesz jeszcze trochę z tym czajnikiem, co czasem gotuje się za szybko?
– Jeśli czajnik ma w pakiecie fikusa i własne żarty, to czemu nie.
Kot Feler przyszedł, wskoczył na stół i zaczął obwąchiwać nowego mieszkańca. Patrzyliśmy, jak ociera się o liście, jakby chciał powiedzieć: „Nie jestem winny. Ale dam mu szansę”.
Usiadłam obok Pawła, przytuliłam się i pomyślałam: „Może to nie jest związek idealny. Ale przynajmniej mamy własne żarty, jednego kota i… nowego fikusa”.
Alicja, 34 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Uwielbiałam dom mojego chłopaka, ale jedne drzwi były zawsze zamknięte na klucz. Nie mogłam uwierzyć, co tam ukrywał”
- „Przyjaciółka namówiła mnie na jogę. Na zajęciach poznałam mężczyznę, przy którym wreszcie nie czuję się samotna”
- „Podejrzewałam, że mój mąż ma romans i zapragnęłam zemsty. Nie spodziewałam się, że jest sprytniejszy ode mnie”

