„Przepisałam mieszkanie synowi z miłości. On szybko odwzajemnił się, wyrzucając mnie na bruk jak śmiecia”
„– Ty... ty chcesz mnie wyrzucić? – spytałam. Nie odpowiedział. Stał tam tylko, jakby czekał, aż się poddam. Z trudem wstałam. Wszystko wirowało. Tak wygląda wdzięczność? Odetchnęłam głęboko. I wtedy dotarło do mnie – straciłam wszystko”.

- Redakcja
Nigdy nie sądziłam, że moje życie tak się potoczy. Że mając sześćdziesiąt lat, z własnej woli podpiszę wyrok na samą siebie. A jednak – zrobiłam to. Z miłości, z naiwności, z matczynego oddania. Przekazałam mieszkanie synowi i myślałam, że w ten sposób dam mu pewność, stabilizację, fundament pod przyszłość. Głupia ja.
Pamiętam, jak go pierwszy raz wzięłam na ręce. Czułam wtedy, że świat się przede mną otwiera. Miałam dwadzieścia pięć lat, mieszkanie w starej kamienicy i serce pełne nadziei. Michał był moim cudem. Bez ojca, ale przecież „po co facet, jak mam mojego synka?” – powtarzałam wtedy sąsiadkom.
Teraz... teraz siedzę przy oknie i wpatruję się w to podwórko, gdzie bawił się w piaskownicy. Gdzie tłukł kolana i wbijał patyki w błoto. Wciąż widzę jego małe buciki na wycieraczce, chociaż dawno już ich tam nie ma. Michał wprowadził się do mnie z Karoliną, swoją narzeczoną, dwa lata temu. Miałam nadzieję, że będziemy rodziną. Ale to, co miało być nowym początkiem, okazało się powolnym końcem wszystkiego, co kochałam. Czasem siedzę po nocach i myślę, gdzie popełniłam błąd. Może za bardzo ufałam. Może za bardzo go kochałam. Ale przecież to mój syn.
Mieliśmy małe konflikty
– Znowu podsmażyłaś ziemniaki na tym śmierdzącym oleju? – Karolina skrzywiła się i odsunęła talerz.
– To olej rzepakowy, świeży. Zdrowy – odparłam spokojnie, choć serce zabiło mi szybciej.
– Dla ciebie może zdrowy, ale my takiego nie używamy – prychnęła, wstając od stołu. – Michał, zamówmy sushi. Nie mam ochoty na babcine smęty.
Michał siedział cicho. Spojrzał na mnie niepewnie, potem na swoją partnerkę.
– Mamo... Może Karolina ma rację. Nie musisz codziennie gotować. Chcemy trochę... inaczej żyć. Wiesz, bardziej po swojemu.
– Po swojemu? – powtórzyłam, patrząc na niego z niedowierzaniem.
Wzięłam ściereczkę i zaczęłam nerwowo przecierać blat. Czułam, jak łzy cisną mi się do oczu, ale nie chciałam, żeby to zobaczyli. Karolina już zniknęła w salonie, wystukując coś na telefonie. Michał został. Milczał przez chwilę.
– Może dałabyś nam trochę więcej przestrzeni, co? – zapytał w końcu, unikając mojego spojrzenia. – To już nie jest jak dawniej, mamo. Jesteśmy dorośli.
– A ja jestem kim? Zbędnym meblem?
Nie odpowiedział. Wyszedł do niej. Zostałam sama przy pustym stole. Zimne ziemniaki na talerzu parzyły mnie w oczy bardziej niż świeżo usmażone.
Byłam pewna swojej decyzji
– Irenko, nie rób tego – Danuta, moja przyjaciółka, spojrzała na mnie z troską, gdy podałam jej herbatę. – To mieszkanie to twoje jedyne zabezpieczenie. Synowi można ufać, ale papier to papier.
– Przesadzasz, Danusiu – uśmiechnęłam się blado. – Michał mnie kocha. Chce tylko uporządkować sprawy, mówił, że łatwiej będzie mu ogarnąć formalności i remont, jeśli będzie właścicielem. To przecież i tak będzie jego kiedyś.
– No właśnie – westchnęła sąsiadka. – Kiedyś. Nie dzisiaj.
Nie odpowiedziałam. Przez chwilę siedziałyśmy w ciszy, aż Danuta w końcu wyszła, a ja zostałam z głową pełną wątpliwości.
Wieczorem Michał wrócił wcześniej. Bez Karoliny.
– Mamo, mam chwilę. Porozmawiamy?
Usiadł naprzeciwko mnie przy stole. Wyjął z teczki dokumenty.
– To tylko formalność. Podpiszemy darowiznę, wszystko zostaje, jak było. Tylko w papierach się zmieni. Przecież ci ufałem całe życie.
Zatrzymałam wzrok na jego oczach. Takie same jak wtedy, gdy był mały i prosił o loda.
– To tylko papier, prawda?
– Dokładnie. Nic się nie zmienia. Nadal tu mieszkasz, mamo.
Podpisałam. Ręka mi zadrżała, ale uśmiechnął się do mnie. Nie wiedziałam, że właśnie wtedy oddałam wszystko.
Byłam w szoku
Minęły trzy miesiące, kiedy syn nagle poprosił mnie o rozmowę.
– Mamo, musimy porozmawiać – Michał stał w drzwiach mojego pokoju. Karolina siedziała w salonie z założonymi rękami, zacięta jak sędzia.
– Co się stało?
– Chodzi o mieszkanie – zaczął, a moje serce znów przyspieszyło.
– Co z nim?
– Ustaliliśmy z Karoliną, że lepiej będzie, jeśli... jeśli się wyprowadzisz.
Zamarłam. Przez chwilę nie wiedziałam, czy dobrze słyszę.
– Co?
– To nic osobistego – wtrąciła Karolina chłodno. – Po prostu potrzebujemy prywatności. Michał pracuje zdalnie, ja też. Mamy nowe plany. To nie jest miejsce na trzy osoby.
– To przecież mój dom! – głos mi zadrżał. – Mój!
– Już nie – Karolina wstała. – Ty to oddałaś Michałowi. Masz akt darowizny. Wszystko legalnie.
Michał spuścił wzrok.
– Nie chcę się z tobą kłócić. To najlepsze dla wszystkich. Pomogę ci znaleźć coś niedużego. Może kawalerkę na obrzeżach?
– Ty... ty chcesz mnie wyrzucić? – spytałam.
Nie odpowiedział. Stał tam tylko, jakby czekał, aż się poddam. Z trudem wstałam. Wszystko wirowało. Tak wygląda wdzięczność? Nie powiedziałam ani słowa. Wyszłam do kuchni, oparłam się o blat. Odetchnęłam głęboko. I wtedy dotarło do mnie – straciłam wszystko.
Czułam się upokorzona
Drzwi Danuty otworzyły się niemal natychmiast. Stała w progu w fartuchu, jakby przeczuwała, że przyjdę.
– Irenka?! Co się stało?
Nie umiałam odpowiedzieć. Pokręciłam tylko głową i rozpłakałam się jak dziecko. Wpuściła mnie bez słowa, objęła ramieniem, posadziła w kuchni.
– Wiedziałam, że tak się skończy... – powiedziała cicho, nalewając herbatę. – Ale nie chciałaś słuchać.
– To mój syn, Danusiu. Mój własny syn... – jęknęłam, zaciskając dłonie na kubku.
Byłam jak ktoś, kto wrócił z wojny. Poraniona, zdezorientowana. Patrzyłam w sufit, szukając odpowiedzi, ale wszystkie pytania paliły mnie w środku. Zamknęłam oczy i przypomniałam sobie dzień, w którym podpisałam akt darowizny. Michał podsunął mi długopis. Uśmiechał się wtedy tak łagodnie.
– Mamo, przecież nic się nie zmienia.
Danuta usiadła obok.
– Co teraz?
– Nie wiem. Muszę znaleźć coś... Ale jak? Za co? Przecież emerytury nie starczy nawet na kaucję...
– Zostaniesz u mnie, ile trzeba. Nie jesteś sama – powiedziała stanowczo.
Ale ja czułam się samotna jak nigdy. Porzucona. Zdradzona. Głupia. Matka, która zapomniała, że miłość nie zawsze wraca.
Nie rozumiałam syna
Zebrałam się w sobie po tygodniu. Poszłam do swojego – czy raczej już nie swojego – mieszkania. Michał otworzył drzwi zaskoczony.
– Mamo? Po co przyszłaś?
– Chcę porozmawiać. Ostatni raz – powiedziałam cicho, ale stanowczo.
Wpuścił mnie do środka. Karolina nie wyszła z sypialni. W salonie pachniało nowością – świeżo pomalowane ściany, inne meble. Jakby chcieli jak najszybciej wymazać moją obecność.
– Dlaczego mi to zrobiłeś? – zapytałam, patrząc mu prosto w oczy.
– Mamo, muszę żyć swoim życiem. Ty nie rozumiesz... To było dla nas trudne. Ciągle byłaś obecna. Nie mieliśmy prywatności. To nie chodzi o nienawiść.
– To chodzi o wygodę. Wyrzuciłeś mnie z własnego domu. I jeszcze mówisz to takim tonem, jakbyś oddawał mi przysługę!
– Nie dramatyzuj – westchnął. – Masz gdzie mieszkać. Danuta ci pomaga. A ja... mam inne priorytety teraz. Rodzina, przyszłość...
– A ja? Co ze mną?
– Nie wiem. Musisz sobie jakoś poradzić.
Serce mi pękło. Przez sekundę miałam nadzieję, że się zawaha, że powie: „Wróć.” Ale on tylko patrzył chłodno. Obcy chłopak w ciele mojego syna. Odwróciłam się i wyszłam. Nie obejrzałam się za siebie. Bałam się, że jeśli to zrobię – rozpadnę się na kawałki.
Mieszkam u przyjaciółki
Minęły dwa miesiące. Wciąż mieszkam u Danuty. Mała kanapa w jej salonie stała się moim azylem. Każdego ranka budzę się i przez chwilę zapominam, że nie jestem u siebie. Potem przychodzi rzeczywistość.
Nie poszłam do prawnika. Nie mam siły. I nie chcę ciągać się po sądach z własnym dzieckiem. To by mnie dobiło bardziej niż to, co już się stało. Ludzie mówią, że powinnam walczyć. Ale jak się walczy, gdy nie ma się już nic? Wieczorami siedzę z Danutą przy herbacie. Rozmawiamy o pogodzie, o starych filmach, o tym, jak kiedyś było lepiej. Czasem milczymy. To też jest dobre.
Żałuję, że zapomniałam o sobie. Oddałam wszystko w imię miłości. Ale zapomniałam, że miłość bez granic może człowieka zniszczyć. Nie wiem, co będzie dalej. Może znajdę jakiś mały pokój. Może Danuta mnie nie wyrzuci. Może życie jeszcze się do mnie uśmiechnie.
Irena, 61 lat
Czytaj także:
- „Bogata emerytka z Warszawy była dla mnie jak wygrany los na loterii. Niestety, szybko przejrzała moje zamiary”
- „Mój mąż dba o mnie jak o królewnę, a ja tylko leżę i pachnę. Nie będę chodziła do pracy za jakieś marne grosze”
- „Myślałam, że mąż naprawia altankę. Odgłosy, które dochodziły ze środka, brzmiały jednak inaczej niż remont”

