Reklama

Prowadzę dość uporządkowane życie. Codziennie wstaję o tej samej godzinie, robię owsiankę z jabłkiem, zaparzam kawę w mojej ulubionej kawiarce francuskiej i zakładam ten sam beżowy płaszcz, który kupiłam trzy lata temu na przecenie. Nie potrzebuję wiele – lubię, gdy wszystko jest na swoim miejscu. Cisza, spokój, harmonia.

Dotrzymałam obietnicy

No, przynajmniej tak było do momentu, gdy w moim mieszkaniu znów pojawiła się Karolina, moja młodsza siostra. Chaotyczna, impulsywna, z głową pełną pomysłów i sercem, które, mam wrażenie, jest wiecznie pęknięte. Przeszła przez rozwód z Przemkiem – niby z klasą, niby na spokojnie, ale potem zaczęło się: „Ewka, czy mogę się u ciebie zatrzymać na chwilę?”, „Ewka, masz może parę groszy? Oddam, jak tylko stanę na nogi”, „Ewka, tylko do końca miesiąca, obiecuję”.

Z początku nie miałam wątpliwości. Pomagałam, bo przecież obiecałam mamie. Leżąc na szpitalnym łóżku, bladą dłonią ścisnęła moją i wyszeptała:

– Zawsze bądź przy niej. Ona sobie bez ciebie nie poradzi.

Nie powiedziała: „pomóż jej”, „wspieraj ją”, tylko: „bądź”. Jakby moje życie, moje potrzeby, moje granice miały się zawiesić, byle tylko Karolina mogła jakoś przeżyć. I przez lata tak właśnie żyłam. Dawałam jej wszystko, co mogłam: pieniądze, wsparcie, czas, przestrzeń, bo przecież to siostra.

Nie liczyła się ze mną

Ale ostatnio zaczęłam mieć tego dosyć. Może to przez tę kolejną przeprowadzkę do mnie, która trwa już trzeci miesiąc, może przez jej ciągłe „jutro się ogarnę”, które nigdy nie nadchodzi. A może po prostu zaczynam dostrzegać, że bycie siostrą nie może oznaczać bycia sponsorem. Zawsze się uśmiechałam, zawsze robiłam dobrą minę, bo tak wypada, ale coraz częściej łapię się na tym, że zaciskam szczęki, że patrzę na nią i zamiast współczucia czuję zmęczenie, żal, złość.

Któregoś dnia wróciłam do domu chwilę po osiemnastej. W tramwaju myślałam tylko o tym, że podgrzeję sobie leczo, które wczoraj zrobiłam na kilka dni, rozsiądę się na kanapie i obejrzę coś bez większego zaangażowania. Dzień w pracy był męczący – dużo tabel, mało sensu.

Otworzyłam drzwi, rzuciłam torbę na wieszak i od razu skierowałam się do kuchni. Zatrzymałam się w pół kroku. Drzwiczki od lodówki były otwarte. Na blacie stały dwa puste pojemniki, które wczoraj dokładnie oznaczyłam. Jedno dla siebie na dziś, drugie na kolejne dni.

– Gdzie jest jedzenie, które zrobiłam wczoraj? – zapytałam.

– Byłam głodna – usłyszałam z salonu. Karolina nawet się nie ruszyła z kanapy. – Spokojnie, jutro coś kupię.

Zjadła mój obiad

– Mogłaś chociaż zapytać – powiedziałam cicho. – Chciałam to dzisiaj zjeść.

– Boże, nie przesadzaj. To tylko jedzenie.

Tylko jedzenie. Tylko jedno pytanie, tylko na chwilę. Zawsze tylko coś. Patrzyłam na pusty pojemnik i czułam, jak coś we mnie sztywnieje. Wzięłam głęboki wdech i poszłam do swojego pokoju. Usiadłam na brzegu łóżka i próbowałam dojść do siebie.

To nie był pierwszy raz. Karolina od lat nie widziała granic. Kiedyś myślałam, że to przez ból po rozstaniu, przez zagubienie, przez wieczne życie „od nowa”. Teraz zaczynałam mieć wrażenie, że po prostu nie chciała dorosnąć. I nie musiała, bo zawsze byłam gdzieś obok. Czułam się nie jak siostra, bardziej jak matka albo ktoś jeszcze gorszy – opiekunka bez pensji i bez prawa do zmęczenia.

Miałam jej dość

Któregoś dnia rzuciła do mnie jakby od niechcenia:

– Myślałam, że może zrobię kurs barmański.

Podniosłam wzrok znad ekranu laptopa.

– To nowy pomysł?

– No tak. Albo wizaż. Albo jedno i drugie. Ludzie lubią takie usługi. Zresztą ostatnio poznałam fajnego chłopaka, może coś z tego będzie. On mówił, że zna ludzi w branży gastronomicznej.

– A co z pracą?

– Zwolniłam się. Nie pasowało mi środowisko. Toksyczni ludzie, zero zrozumienia.

– Zwolniłaś się?

– Ewa, daj spokój. To nie była praca marzeń. Jak mam się rozwijać, skoro duszę się w takich miejscach?

– I co teraz? – zapytałam spokojnie.

– Jakoś to będzie – powiedziała i uśmiechnęła się, jakby to było błyskotliwe. – Mam ciebie.

Wykorzystywała mnie

Te dwa słowa uderzyły mnie bardziej, niż się spodziewałam. „Mam ciebie”, powiedziane tak, jakby to było oczywiste, jakby moje istnienie miało być jej planem B, C i każdym kolejnym. Pokręciłam głową. Oparłam się o stół i długo milczałam.

Zobaczyłam w wyobraźni mamę tak wyraźnie, jakby siedziała tuż obok mnie. Czasem śniła mi się w tej samej koszuli, w której leżała przez ostatnie dni życia. Mówiła do mnie szeptem, żeby być dla Karoliny, żeby jej nie zostawić, bo Karolina to przecież nieporadne dziecko w dorosłym ciele, bo Karolina zawsze miała pod górę, bo Karolina… Ale ja też istnieję, też czuję, też mam swoje życie, choć coraz częściej czuję, że je oddałam.

Parę tygodni później wróciłam z pracy wcześniej niż zwykle. Już na klatce słyszałam muzykę. Drzwi były uchylone. W przedpokoju walały się buty, obca kurtka. W kuchni – bałagan. W salonie – Karolina z trójką znajomych. Siedzieli na podłodze, pili z plastikowych kubków. Karolina zauważyła mnie i uśmiechnęła się szeroko, jakby to była miła niespodzianka.

Zrobiła imprezę

– Nie wiedziałam, że tak wcześnie wrócisz – powiedziała, poprawiając włosy. – Ale spokojnie, zaraz kończymy.

– Mogłabyś mnie chociaż zapytać, zanim zrobisz imprezę w moim mieszkaniu?

– To też moje mieszkanie – odburknęła. Jej ton mnie zaskoczył. Był ostry, pełen pretensji.

– Nie. To moje mieszkanie, ty tu tylko mieszkasz.

– Serio? Po tylu latach tak mnie traktujesz?

Nie odpowiedziałam. Poszłam do szafy, wyjęłam jej torbę, zaczęłam wkładać rzeczy. Spodnie, bluzy, kosmetyki. Kiedy już skończyłam, postawiłam torbę przy drzwiach.

– Pomoc to nie to samo, co sponsorowanie – powiedziałam, wystawiając jej rzeczy na korytarz.

W głowie krążyły mi obrazy z dzieciństwa: mama przy stole, obierająca jabłka, Karolina marudząca przy odrabianiu lekcji i ja – zawsze ta odpowiedzialna. „Ty jesteś starsza, ty powinnaś zrozumieć”, „Ty dasz sobie radę” – mówiła zawsze mama I tak się nauczyłam – zawsze rozumieć, zawsze dawać radę. Może właśnie teraz, zamykając za Karoliną drzwi, pierwszy raz w życiu wybrałam siebie.

Ewa, 40 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama