„Przed ślubem teściowa powiedziała mi coś zaskakującego. Byłam w szoku, jakie brudy ma za paznokciami mój narzeczony”
„Przyszła do mnie matka Damiana, zadziwiając mnie swoją wizytą. Owszem, nasze stosunki były w miarę poprawne. To znaczy, ja z całych sił starałam się okazywać jej szacunek, a ona udawać, że wszystko między nami jest w należytym porządku”.

- Listy do redakcji
Byłam zakochana. Tak bezkrytycznie, trochę ślepo, trochę zbyt naiwnie, jakby świat skurczył się do rozmiaru jednego mężczyzny. Damian, mój narzeczony, był przystojny, ambitny, z poczuciem humoru, które rozbrajało nawet moją matkę. A to naprawdę duży wyczyn, bo ta kobieta od zawsze była dobrze ułożona i poważna.
Wpadłam po uszy
Na co dzień pracowała jako księgowa i była bardzo konkretna nie tylko w życiu zawodowym, ale i prywatnym. Liczby, tabelki, wartości procentowe i wyliczenia od zawsze stanowią cały jej świat. Ubiera się w klasyczne garsonki, zawsze ma ułożone włosy i zrobiony delikatny makijaż. Żarty i beztroski śmiech? Nigdy u niej czegoś takiego nie słyszałam. Zwykle uśmiecha się samymi kącikami ust i robi na ludziach wrażenie zasadniczej damy, przy której nie wypada powiedzieć czegoś nieodpowiedniego.
Tymczasem z Damianem złapała świetny kontakt i szczerze śmiała się z jego żartów lub drobnych wpadek. Po prostu ją oczarował.
Nasz wymarzony ślub zbliżał się wielkimi krokami. To miała być moja wymarzona chwila. Już jako mała dziewczynka planowałam swój wielki dzień, gdy przy dźwiękach organów pójdę do ołtarza ze swoim ukochanym. A później będę najpiękniejszą panną młodą, jaką można sobie wyobrazić.
Śniłam o tym
Naiwne? Być może. Jednak dla mnie wesele było bardzo ważne. W końcu w jakiej innej chwili w życiu zwyczajna kobieta może poczuć się jak księżniczka lub gwiazda filmowa zachwycająca tłumy? No właśnie. Zawsze byłam przekonana, że ślub to wielki dzień, który warto celebrować z odpowiednim rozmachem.
Biała suknia już czekała w pokrowcu. Uszyta na zamówienie przez moją ciotkę, która prowadziła salon sukien ślubnych. Delikatnie marszczona w talii, z koronkami wszytymi na dekolcie i perfekcyjnie dopasowana do mojej figury. Po prostu cudo, które zachwyciło mnie od pierwszego spojrzenia.
Sala była zamówiona, tort wybrany, kroki do pierwszego tańca przećwiczyliśmy już chyba z tysiąc razy. Zaręczynowy pierścionek błyszczał na moim palcu, a w telefonie co chwilę wyskakiwało powiadomienie z grupy „Wesele Ilona & Damian”.
Miało być wspaniale
A potem przyszedł czwartek. Do mojej wielkiej chwili zostały tylko dwa dni. I wtedy przyszła do mnie matka Damiana, zadziwiając mnie swoją wizytą. Owszem, nasze stosunki były w miarę poprawne. To znaczy, ja z całych sił starałam się okazywać jej szacunek, a ona udawać, że wszystko między nami jest w należytym porządku i kiedyś mamy szansę nawet zostać przyjaciółkami.
– Ilona, możemy porozmawiać? – rzuciła tuż po przekroczeniu progu mojego mieszkania.
Akurat byłam wtedy zajęta w kuchni, bo lukrowałam ciastka w kształcie serc na swój wieczór panieński. Organizowała go moja siostra Agata. Tymczasem moja przyszła teściowa wpadła bez zapowiedzi. Kobieta z misją, która zawsze musi mieć rację. Ileż to nerwów napsuła mi, wtrącając się uparcie w planowanie naszego wesela.
Wszystko wiedziała lepiej i o wszystkim chciała decydować. Tymi swoimi poradami najczęściej jednak jedynie psuła mi całą radość z przygotowań. Bo zamiast skupić się na spełnianiu swoich weselnych marzeń, skupiałam się głównie na odpieraniu jej nietrafionych pomysłów.
– Jasne, proszę, usiądź – odłożyłam łyżeczkę i wytarłam ręce o fartuch. – Co się stało?
Zaskoczyła mnie
Nie usiadła. Patrzyła na mnie długo. Od razu wydało mi się to podejrzane. Nie miałam pojęcia, co takiego ważnego może chcieć ode mnie, że zawraca mi głowę tuż przed moim wieczorem panieńskim, wpadając bez zapowiedzi. Po długiej ciszy, wreszcie się odezwała:
– Nie wiem, czy powinnam ci to mówić. Ale jeśli cię nie ostrzegę, będę mieć to na sumieniu do końca życia.
Poczułam, jak wszystko we mnie zamarło.
– Co się dzieje?
– Damian… – zawahała się. – On nie powiedział ci prawdy o Kindze.
– O Kindze? – nie znałam żadnej Kingi.
– To była jego narzeczona. Dwa lata temu zerwał z nią zaręczyny, bo ona zaszła w ciążę. Nie z nim. A przynajmniej tak mówił, że to nie jego dziecko.
Zrobiło mi się słabo. Usiadłam na stołku. Serce tłukło mi się jak oszalałe.
– Myślałam, że to zamknięta sprawa. Ale tydzień temu Damian spotkał ją w galerii. I przyznał mi się, że dziecko jest jednak jego. Że zrobił test i wyszło czarno na białym, kto jest ojcem. To chłopiec. Ma na imię Adaś.
O mało nie padłam
Zamarłam, słysząc te słowa.
– Nie powiedział ci, prawda?
Damian wrócił wieczorem. Czekałam na niego jak na szpilkach. Bez histerii i niepotrzebnych krzyków, tylko z twarzą wypraną z emocji.
– Damian, musimy porozmawiać – starałam się, żeby mój głos zabrzmiał pewnie, ale słowa wydobywające się z gardła był zaledwie nieco głośniejsze od szeptu.
Zbladł. Widziałam, że wie. Że nie ma już dokąd uciec.
– Mama ci powiedziała – wyszeptał.
– Dlaczego sam mi tego nie powiedziałeś? Dlaczego pobiegłeś z tym do niej, wiedząc, że zaraz nasz ślub?
– Bo… bałem się, że odejdziesz. Kocham cię, Ilona. To było dawno temu. Myślałem, że to nie moje dziecko, bo Kinga spotykała się z kolegą z pracy. O jej skokach w bok dowiedziałem się przypadkiem od kolegi, którego siostra pracowała w recepcji w tej samej firmie, co Kinga. Ponoć na korytarzach szeptali o jej romansie, dlatego uniosłem się honorem i po prostu od niej odszedłem. Dopiero teraz…
– Dopiero teraz postanowiłeś zrobić test? Dlaczego nie zrobiłeś go od razu? Dlaczego nie upewniłeś się wtedy, czyje to dziecko?
Byłam zdruzgotana
Milczał. Widocznie nie wiedział, co ma mi powiedzieć. Ja też nie wiedziałam. W końcu jednak musiałam zrobić jakiś krok.
– I co zamierzasz? – zapytałam cicho.
– Chcę być w życiu Adasia, ale chcę też być z tobą. Wszystko pomiędzy nami się ułoży, obiecuję. Nasz wymarzony ślub będzie dokładnie taki, jak planowaliśmy. To będzie nasz wyjątkowy dzień. A potem pojedziemy w podróż poślubną na Cypr. A później postaram się uregulować prawnie kontakty z Adasiem, bo z Kingą na pewno się nie dogadam – zdaje się, że mój narzeczony już miał wszystko dokładnie zaplanowane.
Tylko dlaczego w tym planie nie uwzględnił mojego zdania? Czyżby sądził, że to jest tylko jego sprawa i jako jego przyszła żona nie mam tutaj nic do powiedzenia? Nie odpowiedziałam.
W głowie tłukły mi się myśli: „dziecko z innego związku, ukryta prawda, ślub za kilka dni”. I co ja niby mam teraz zrobić? Jak się zachować? Po prostu przejść nad tym wszystkim do porządku dziennego? Iść teraz na zaplanowany wieczór panieński i cieszyć się naszym ślubem? Zupełnie jakby nic się nie stało, a mój przyszły mąż nie przemilczał przede mną tego, że ma syna?
Zasługiwałam na szczerość
To nie była zdrada w potocznym rozumieniu tego słowa. W końcu Damian z Kingą spotykał się jeszcze wtedy, gdy mnie nie było w jego życiu. Ale i tak poczułam się zdradzona. Czułam się, jakby ktoś wyjął mi serce i rzucił pod tramwaj. Nie dlatego, że mój narzeczony miał dziecko z inną kobietą, ale dlatego, że nie miał odwagi powiedzieć mi tego sam. Pozwolił, bym szła do ołtarza, nie znając prawdy. Przecież to było kłamstwo. A czy szczerość nie jest jedną z najważniejszych wartości przysięgi małżeńskiej?
– Nie będzie ślubu, Damian – powiedziałam w końcu.
– Proszę, nie rób mi tego. Zostań. Pokochasz go jak własnego. Adaś jest naprawdę słodkim chłopcem. Zobaczysz…
– Wiesz, co jest najgorsze? Że może bym nawet potrafiła pokochać twoje dziecko. Ale nie potrafię pokochać życia, które zaczyna się od kłamstwa. Jak niby później miałabym ci zaufać? Wierzyć, że na co dzień jesteś ze mną szczery?
Wyszedł. A ja nie płakałam.
Podjęłam decyzję
W dzień ślubu poszłam na spacer sama, w białej sukience, bez welonu, bez bukietu. Włosy rozpuszczone, makijaż zrobiony dla siebie. Nie było orkiestry, ale był śpiew ptaków. Nie było gości, ale mijani przechodnie się uśmiechali, myśląc pewnie, że wyszłam na chwilę z sali weselnej, żeby odetchnąć świeżym powietrzem.
Nie było Damiana. Ale była Ilona: nowa, silniejsza ja.
Później wzięłam wolne w pracy i spakowałam walizkę. Poleciałam do Lizbony z biletem last minute i zeszytem w plecaku. Pisałam wszystko. Każdą emocję, każde słowo. Przypomniałam sobie, że kiedyś chciałam pisać książki. Że zanim był Damian, była Ilona – z marzeniami, planami i własnym głosem. I obiecałam sobie wtedy jedno: już nigdy nie pozwolę, żeby ktoś mnie przekonywał, że prawda boli bardziej niż kłamstwo.
Ilona, 28 lat
Czytaj także:
- „Mąż wolał lecieć do Dubaju niż być przy narodzinach córki. Nie spodziewał się, jaka niespodzianka czeka go po powrocie”
- „Pieniądze od teściowej na mieszkanie zniszczyły nasze małżeństwo. Naiwnie myślałam, że pomogła nam z dobrego serca”
- „Córka ma mnie za życiową niedojdę i publicznie mnie poucza. Co takiego zrobiłam, że traktuje mnie jak śmiecia?”

