Reklama

Nazywam się Paweł, mam 38 lat. Od ośmiu lat jestem mężem Magdy. Mieszkamy na przedmieściach – w domu z garażem, białym płotkiem i tujami, które miały być kiedyś naszym wspólnym projektem. Dziś nawet ich nie przycinamy. Magda czyta wieczorami książki w ciszy. Ja udaję, że pracuję przy komputerze, czasem coś kliknę w tabelce, by wyglądało wiarygodnie. Ale najczęściej... piszę z Justyną.

Poznałem ją na konferencji w Poznaniu. Miała pewność siebie, której nie potrafiłem zignorować. Jej głos wciągnął mnie od pierwszych słów. Od tamtego dnia zaczęliśmy pisać. Początkowo było niewinnie – wiadomości o pracy, dowcipy o branży. Potem o tym, że śpi samotnie. Aż w końcu: „Spotkajmy się. Może jeszcze dzisiaj?”.

Nie tłumaczę sobie zdrady. Raczej ją rozciągam na godziny i dni, kiedy Magda obok była ciałem, ale nie obecnością. Kiedy przy stole rozmawialiśmy o rachunkach, a nie o nas.

Zapłaciłeś za śmieci? – pytała beznamiętnie.

– Tak – odpowiadałem, patrząc na telefon. A tam: „Obejmę cię dzisiaj tak, że zapomnisz o wszystkim”.

Z Justyną czuję się znów jak facet, a nie jak cień samego siebie. Nie chcę analizować, co się stało z moim małżeństwem. Po prostu... chcę znów oddychać.

Wieczorem telefon zawibrował. „Dzisiaj?”. Nie myślałem długo. „Tak” – odpisałem. I ruszyłem. Nie wiedząc jeszcze, że dziś przekroczę granicę, której nie da się już cofnąć.

To był ryzykowny pomysł

– Tylko nie wracaj za późno – powiedziała Magda, nie odrywając wzroku od ekranu.

Spotkanie służbowe, no wiesz. Nie wiem, jak się przeciągnie – rzuciłem, chwytając kluczyki.

– Jasne – przekręciła stronę książki. Nawet nie zapytała z kim to spotkanie. Chyba już dawno przestało ją to obchodzić.

Justyna czekała w barze w centrum. Była w ciemnoniebieskiej sukience, z kieliszkiem wina i uśmiechem, który palił jak ogień. Gdy mnie zobaczyła, podniosła brwi, przechyliła głowę i wyszeptała:

Długo kazałeś na siebie czekać.

– Warto było – odparłem i usiadłem obok. Nasze kolana się dotknęły. Wystarczyło.

Rozmowa płynęła sama. Śmialiśmy się, flirtowaliśmy jak para nastolatków. Potem spacer. Jej palce splatały się z moimi, jakby to było najnaturalniejsze na świecie. Na rogu ulicy zatrzymała się i spojrzała mi w oczy. Zrobiło mi się gorąco.

– Paweł… Gdzie możemy pójść?

Chwila zawahania. I decyzja.

Do mnie.

– Do ciebie? – Jej głos był cichy, zdziwiony, ale bez strachu. – Jesteś pewien?

– Tak. Pragnę cię. Teraz.

– No to przestańmy myśleć.

Weszliśmy do mojego domu. Do domu, który powinien być bezpieczny. Dla mnie i dla Magdy.

Zdjąłem jej płaszcz. Całowaliśmy się przy ścianie, po omacku. Czułem każdą cząstkę jej ciała, każdy szept. Na górze – cisza. Na dole – grzech. Wiedziałem, że Magda śpi jak kamień. Nic nie jest w stanie jej obudzić w nocy. Nie myślałem o tym, co będzie jutro. Tylko o tym, jak bardzo potrzebuję poczuć, że jeszcze żyję.

Czułem się jak złodziej

Obudził mnie chłód. I pustka. Po prawej stronie łóżka nie było Justyny. Przeciągnąłem ręką po pościeli – zimna. Zerwałem się, serce waliło jak szalone. Wszystko mi się przypomniało.

„Gdzie ona jest?” – przemknęło mi przez głowę. „Wyszła? Sama? Przez drzwi? Co jeśli... co jeśli ją zobaczyła?”. Nasłuchiwałem. Na górze cisza. Z kuchni dochodził dźwięk – cichy stuk filiżanki o spodek. Kroki. Jeden głos. Magda?

Schodziłem powoli jak złodziej we własnym domu. Każdy stopień trzeszczał jakby głośniej niż zwykle. Magda stała przy ekspresie. W szlafroku, z lekko związanymi włosami. Uśmiechnęła się blado.

– Hej. Nie spałam dobrze. Coś mnie obudziło w nocy. Zasypiałam kilka razy.

– Ja... może chodziłem po wodę – bąknąłem. Gardło miałem suche jak papier.

– Aha – odparła. Patrzyła mi prosto w oczy. – Długo siedziałeś przy komputerze?

– Trochę. Strasznie się zasiedziałem.

– Było cię słychać. Jakieś... szmery. Nie wiem – jej głos był miękki, ale słowa wbijały się we mnie jak igły.

To pewnie wiatr. Drzwi na taras nie domknąłem – próbowałem się uśmiechnąć, ale czułem, jak drga mi mięsień w policzku.

Usiadłem przy stole. Wziąłem łyk kawy i ledwo ją przełknąłem. Justyna pewnie wyszła wcześniej. Nie zostawiła śladu. Może. Chyba. Ale ja już czułem, że ten dom pachnie obco. Pachnie nią. Jej perfumami. Jej włosami na poduszce. Czułem to, nawet jeśli Magda nie wiedziała. A może już wiedziała? I grała?

Wtedy właśnie dotarło do mnie: nie jestem już facetem, który się wymyka. Jestem facetem, który ukrywa. Który czeka, aż to wszystko się rozpadnie.

Kusiło mnie do powtórki

Minęły dwa dni. Z pozoru wszystko wróciło do normy – Magda gotowała zupę, ja siedziałem przy laptopie, dzieci nie mieliśmy, więc nikt nie zadawał pytań. Nikt nie szukał hałasów, które nie pasowały do nocnego scenariusza. Ale we mnie... we mnie działo się wszystko.

Telefon zawibrował. Wiadomość od Justyny. „Wciąż pamiętam każdy dotyk. Ty też?”. Zamarłem. Jakby ktoś wepchnął mi nóż w brzuch i jeszcze nim zakręcił. Serce zaczęło bić szybciej, a dłoń spociła się tak, że ledwo mogłem utrzymać telefon. Nie odpisałem. Przez godzinę.

Patrzyłem na ekran. Na Magdę, krzątającą się w kuchni. Na zegar, który nieubłaganie przesuwał wskazówki w stronę kolejnego wieczoru. I na siebie – odbitego w ciemnym lustrze okna. Zobaczyłem tam człowieka, który przestał wiedzieć, czego chce. Wreszcie wstałem. Poszedłem do łazienki. Zamknąłem się. Otworzyłem wiadomość i napisałem: „Pamiętam. I nie żałuję. Chcę więcej”. Kliknąłem „wyślij”.

Potem siedziałem w milczeniu, słuchając wody kapiącej z kranu. Czułem, że zrobiłem coś, czego już nie powinienem był robić. Ale to było silniejsze ode mnie. Poczułem się jak ktoś uzależniony, kto wraca do używki. Tyle że była nią kobieta. Ciepła, kusząca, zakazana. I obok niej… moja własna żona, której od miesięcy nie całowałem.

Wyszedłem z łazienki. Magda spojrzała na mnie przez ramię.

Wszystko w porządku?

– Tak. Po prostu… głowa mnie boli – skłamałem.

– Chcesz tabletkę?

– Nie. Przejdzie mi.

Nie wiedziała, że boli mnie coś więcej niż głowa. Że boli mnie coś, czego nie da się uleczyć tabletką.

Czułem, że tracę kontrolę

Zaczęło się od drobiazgu. Leżała na podłodze w łazience. Cienka, jasnoróżowa gumka do włosów. Na pierwszy rzut oka – nic wielkiego. Ale Magda nie nosiła takich.

Skąd to się wzięło? – zapytała, podnosząc ją palcami jak coś obcego, niepasującego do naszego świata.

– Nie mam pojęcia. Może twoja siostra zgubiła ostatnio? – rzuciłem, nie patrząc jej w oczy. W głowie rozbrzmiało mi echo tamtej nocy. Justyna w pośpiechu wiążąca włosy nad umywalką. Cicho się śmiała, gdy mówiła: „Jeszcze nigdy nie byłam taka... skryta”.

Moja siostra? – Magda powtórzyła powoli, jakby testowała to słowo. – Aha.

Nie dopytywała. Ale jej spojrzenie utkwiło we mnie jeszcze długo po tym, jak wyszła z łazienki. Czułem, jak jej podejrzenia rosną, pączkują w ciszy, między łykiem herbaty a przeglądaniem rachunków.

Tymczasem Justyna chciała się spotkać. Tym razem – w hotelu. „Tak będzie wygodniej” – napisała. Wiedziałem. I się zgodziłem.

Spotkaliśmy się na parkingu pod galerią. Wsiadła do auta i bez słowa pocałowała mnie w szyję. Było szybko, zachłannie, z niedosytem. Hotel. Pokój. Zasłony zaciągnięte, świat zgaszony. Czułem się jak wycięty z życia i wstawiony w inny film. Ale potem – pustka. Wróciłem do domu późnym wieczorem. Magda siedziała na kanapie. Na stole leżał kubek z zimną herbatą.

Gdzie byłeś?

– Spotkanie się przedłużyło.

Spotkanie? – powtórzyła. Nie dodała nic więcej.

Cisza była dłuższa niż zwykle. Nieprzyjemna. I miałem wrażenie, że to już nie tylko moje kłamstwo. To była nasza wspólna gra. Ona udawała, że nie wie. Ja – że nadal jestem tym samym człowiekiem. Ale czułem, że wszystko wymyka mi się z rąk. Że jeszcze chwila, a runie całe to, co próbowałem ukryć.

Wiedziała o wszystkim

W hotelu pachniało kawą i środkiem do dezynfekcji. Justyna siedziała przy małym stoliku z kieliszkiem wina. Zanim usiadłem, już zaczęła:

– Wiesz, że zaczynam się czuć jak... kochanka? – powiedziała to tak, jakby sama siebie próbowała zrozumieć. – Nie kobieta. Nie partnerka. Po prostu ktoś, kto istnieje tylko wtedy, kiedy masz chwilę i ochotę.

Zamilkłem. Oparłem się o stół, spojrzałem na nią. Miała zmęczone oczy.

Jesteś żonaty – dodała. – Wiem. Od dawna wiedziałam. Ale udawałam, że to nic nie znaczy. Że to kwestia czasu.

– To nie jest takie proste.

A co było najtrudniejsze, Paweł? Zdecydować, w którym hotelu się spotkamy? Czy może... powiedzieć mi, że tamta noc, pierwsza, wydarzyła się w twoim domu? Kiedy twoja żona była na górze?

Zamarłem.

– Skąd wiesz?

– Skąd? Domyśliłam się. Chciałam, żeby to nie była prawda. Ale im dłużej o tym myślę, tym bardziej mnie to obrzydza.

– Magda spała. Nie słyszała nic – próbowałem się bronić, ale czułem, jak to brzmi. Nędznie.

Justyna spojrzała na mnie z pogardą.

– Ty jesteś dziwny – szepnęła. – Naprawdę. Kochaliśmy się w twoim domu, gdy twoja żona była kilka metrów nad nami. A ty uważasz, że to „nie takie proste”? Paweł... Ty nie jesteś wart nawet poczucia winy. Jesteś... żałosny.

Wstała, zostawiła kieliszek i wyszła. Zostawiła mnie w tym samym hotelu, gdzie jeszcze chwilę wcześniej czułem się jak ktoś, kto znów żyje. A teraz? Czułem się martwy.

Sam się do tego doprowadziłem

Magda wyjechała trzy dni temu. Zostawiła jedynie jedno zdanie: „Muszę pomyśleć. Nie dzwoń”. Nie wzięła walizki, szczoteczki, nawet kubka po herbacie. Jakby wyszła tylko na chwilę. Ale dom bez niej był jak wydmuszka – pełen mebli, ale pusty.

Siedzę w salonie, patrząc na pustą szklankę. Nie mam odwagi spojrzeć w lustro. Na telefonie cisza. Justyna zablokowała mnie wszędzie. Zniknęła z mojego życia tak samo gwałtownie, jak się pojawiła.

Przeglądam stare zdjęcia w galerii – Magda uśmiechnięta, na Mazurach. Ja, obejmujący ją od tyłu. Nasze pierwsze wakacje w nowym domu. Pocałunek w kuchni. Pies, którego już nie ma. I my – tacy inni. Tacy naiwni.

Zdrada nie wydarzyła się nagle. To nie był jeden dotyk, jeden szept. To była decyzja, której pozwalałem się dziać dzień po dniu. Odsuwałem się od Magdy, aż przestałem widzieć w niej człowieka. Zamiast tego widziałem milczenie, rutynę. I szukałem czegoś... nie wiem czego.

Teraz nie mam ani Magdy, ani Justyny. Mam tylko świadomość, że sam siebie pozbawiłem tego, co kiedyś było całym moim światem. Słyszę tylko ciszę. Ciężką, duszną. Jakby dom przestał oddychać. Patrzę na drzwi. I nie wiem, czy chcę, żeby ktokolwiek przez nie jeszcze kiedykolwiek wszedł. Bo może... na to nie zasługuję.

Paweł, 38 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama