„Prezentem dla męża chciałam rozbudzić jego fantazje. Prawie spłonęłam ze wstydu, gdy otworzył go przy całej rodzinie”
„Codzienność trochę nas przygniotła – praca, rachunki, dzieci. Pomyślałam, że prezent pod choinkę może rozbudzić między nami dawną iskrę. Dałam się ponieść fantazji. Nie przemyślałam tylko jednego – że prezenty otwieramy w towarzystwie całej rodziny. A to, co przygotowałam dla męża, okazało się bardziej osobiste, niż bym chciała”.

- Redakcja
Święta to dla mnie zawsze był wyjątkowy czas – zapach pomarańczy, skrzypiący pod butami śnieg i ciepło bijące z kominka. W tym roku postanowiłam, że zrobię coś więcej. Po raz pierwszy od dawna chciałam zaskoczyć mojego męża czymś naprawdę wyjątkowym.
Świąteczne zakupy dla pary
Wpadłam na ten pomysł, gdy przypadkiem zobaczyłam w telefonie reklamy sklepu z bielizną. Skąpane w miękkim świetle zdjęcia pięknych zestawów kusiły. Może to była potrzeba poczucia się znów atrakcyjną, może tęsknota za dawną bliskością. Pomyślałam: „Dlaczego nie?” Mój mąż zawsze był dyskretny, nie mówił wiele, ale wiem, że doceniał, kiedy się dla niego starałam. Dawno nie robiłam niczego tylko dla nas dwojga.
Zaczęłam od drobnych zakupów – koronkowy komplet, jedwabna koszulka, nawet odważniejsze gadżety, których nigdy wcześniej bym nie kupiła. Czułam się jak nastolatka – lekko zawstydzona, ale też podekscytowana. Przesyłki zamawiałam do paczkomatu, odbierałam je ukradkiem, zanim ktokolwiek z domowników wrócił.
Z dnia na dzień wciągałam się coraz bardziej. Do prezentu dorzuciłam też perfumy, które kiedyś wspólnie wybieraliśmy, i butelkę drogiego wina, które piliśmy na naszej podróży poślubnej. Wszystko starannie zapakowałam w pudełko z czerwoną kokardą. Czułam dumę. Myślałam, że to będzie moment tylko dla nas – kiedy dzieci pójdą spać, a rodzice męża zajmą się deserem w kuchni.
Nie przewidziałam jednak jednego. Mój mąż, jak co roku, upierał się, by wszyscy wspólnie rozpakowywali prezenty przy choince. I że każda paczka miała być otwierana na forum rodzinnym, z pokazaniem, co się w niej kryje. Wtedy poczułam delikatne ukłucie niepokoju. Choć jeszcze nie przeczuwałam katastrofy.
„Każdy pokazuje, co dostał”
Wiedziałam, że w naszej rodzinie panuje zwyczaj otwierania prezentów wspólnie, ale miałam nadzieję, że w tym roku się to jakoś obejdzie. Że może uda się przekonać męża, by swoje paczki zachował na później. Jednak już przy wigilijnej kolacji zaczął z uśmiechem rzucać:
– W tym roku prezenty są wyjątkowe, coś czuję. Będziemy je otwierać po kolei, jak zawsze. Każdy pokazuje, co dostał, nie ma oszukiwania!
Zachichotali wszyscy – jego siostra, mama, nawet mój nastoletni syn. Poczułam, jak pocą mi się dłonie. Pudełko z moim prezentem leżało już pod choinką, niepozorne, z tą cholerną czerwoną kokardą, którą sama zawiązałam z taką dumą. Przez chwilę rozważałam, czy nie zabrać go ukradkiem do sypialni. Ale byłoby to zbyt podejrzane. A przecież nikt się nie domyśli, co jest w środku. Prawda?
Z każdą kolejną otwieraną paczką napięcie rosło. Ktoś dostał książkę, ktoś inny rękawiczki, dzieci rozpakowywały zabawki z piskiem radości. Moje kolana drżały pod stołem. W końcu mój mąż sięgnął po prezent ode mnie. Spojrzał na mnie z uśmiechem.
– Od żony, no to musi być coś specjalnego! – rzucił zadowolony.
– Może otwórz to później? – powiedziałam cicho, prawie szeptem.
– Co ty, kochanie, nie wstydź się – zaśmiał się. – Przecież to tylko rodzina.
Czułam, jak krew odpływa mi z twarzy, kiedy rozrywał papier.
Zrobiłam się czerwona jak ta bielizna
Papier szeleścił głośno, a każda sekunda wydawała się wiecznością. Modliłam się, żeby w pierwszej kolejności natrafił na flakonik perfum albo butelkę wina, cokolwiek, byle nie to. Ale nie – jego palce natrafiły na miękką tkaninę, a uśmiech na twarzy przygasł, jakby nie był pewien, co właśnie trzyma w rękach. Potem nastąpiła ta nieznośna chwila ciszy. Mąż podniósł koronkowy czerwony biustonosz, trzymając go jak coś zupełnie niezrozumiałego, i spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
– No proszę… – powiedział jego ojciec z udawanym rozbawieniem, po czym parsknął śmiechem. – Taki prezent to ja rozumiem!
Zrobiło się głupio. Teściowa chrząknęła, jakby chciała coś powiedzieć, ale się powstrzymała. Siostra męża spojrzała gdzieś w bok, udając, że nie widzi. Najgorsze były jednak oczy mojego syna – szeroko otwarte, kompletnie zaskoczone. Poczułam, jak policzki mi płoną. Chciałam się zapaść pod ziemię.
Mąż próbował ratować sytuację, udając, że nic się nie stało.
– No... widać, że żona ma poczucie humoru – powiedział z nerwowym śmiechem, szybko wkładając bieliznę z powrotem do pudełka. – Dziękuję, kochanie…
Skinęłam głową, nie odzywając się. Czułam się upokorzona. Wszyscy szybko przeszli do kolejnych prezentów, jakby chcieli zapomnieć o tym, co właśnie zobaczyli. Ale ja nie potrafiłam. Siedziałam tam, sztywna, z sercem w gardle, walcząc ze łzami.
Miało wyjść inaczej
Wieczorem, kiedy dom już ucichł, dzieci poszły spać, a goście się rozjechali, usiadłam na brzegu łóżka w naszej sypialni, gniotąc w dłoniach róg kołdry. Mąż wszedł za mną, zamykając drzwi. Milczał przez chwilę, potem usiadł naprzeciwko i spojrzał mi w oczy.
– Hej... – powiedział spokojnie. – Powiesz mi, co się stało?
Westchnęłam głęboko, wciąż nie patrząc na niego.
– Chciałam ci zrobić niespodziankę – powiedziałam cicho. – Coś tylko dla nas. Nie myślałam, że będziemy otwierać to wszystko przy wszystkich…
– Przecież co roku tak robimy – odpowiedział łagodnie. – Zawsze razem, przy choince.
– No właśnie… – odparłam, uśmiechając się krzywo. – A ja głupia miałam nadzieję, że tym razem będzie inaczej. Chciałam... nie wiem... przypomnieć sobie, że jeszcze potrafię cię zaskoczyć. Poczuć się jak dawniej.
Pokręcił głową i przysunął się bliżej.
– Wiesz, że nie musisz nic udowadniać. Dla mnie jesteś wystarczająca taka, jaka jesteś. Naprawdę. Tylko… może następnym razem warto wyraźniej zaznaczyć, że coś jest aż tak prywatne?
Przytaknęłam, choć wewnątrz wciąż buzowało mi w środku. Czułam, jakby ta cała sytuacja rozebrała mnie do naga – i nie w tym sensie, w jakim planowałam. Już nie miałam ochoty na święta. Chciałam, żeby ten wieczór się skończył.
Byłam skompromitowana
Następnego dnia atmosfera przy świątecznym śniadaniu była gęsta. Nikt nie wspominał o wczorajszym wieczorze, ale milczenie mówiło wszystko. Teściowa zachowywała się z przesadną uprzejmością, jakby bała się, że jedno słowo może wywołać kolejną katastrofę. Siostra męża szeptała coś do swojego partnera, po czym oboje cicho się zaśmiali, rzucając w moją stronę ukradkowe spojrzenia. Nawet syn był dziś wyjątkowo cichy – zamiast rozpakowywać prezenty spod choinki, kręcił łyżką w talerzu z owsianką.
Czułam się tak, jakbym wczoraj wparowała do salonu nago, a nie wręczyła mężowi prezent. Nikt nie mówił wprost, ale wszyscy myśleli to samo. Nie byłam pewna, czy bardziej wstydzę się za siebie, czy za to, że nikt nie potrafił zareagować z odrobiną empatii. Przecież to był tylko prezent – nie zamierzałam nikogo prowokować ani szokować. Chciałam tylko czegoś innego, bardziej osobistego. I tak bardzo źle to oceniłam.
Po śniadaniu schowałam się w pokoju gościnnym. Nie chciałam patrzeć nikomu w oczy. Usłyszałam rozmowę na korytarzu. Dwa głosy, wyciszone, ale wystarczająco głośne, by dotarło do mnie jedno słowo: „żenujące”. Nie wiedziałam, kto to powiedział, ale to wystarczyło, by poczuć się jeszcze mniejszą.
Wiedziałam, że ta historia będzie za mną chodzić jeszcze długo. I choć mąż próbował mnie pocieszyć, widziałam, że jemu też nie było łatwo.
Mąż dał mi prezent
Minęło kilka dni, ale we mnie wciąż coś siedziało – wstyd, który nie chciał minąć, mimo że wszyscy już próbowali zachowywać się normalnie.
Mąż kilka razy próbował wracać do tamtej rozmowy, mówił, że przesadzam, że przecież nikt nie miał złych intencji. Może rzeczywiście nie miał. Może to ja wszystko przeżywałam za bardzo. A może po prostu miałam prawo poczuć się zraniona, bo coś, co miało być tylko między nami, stało się publiczną sceną.
Prawda jest taka, że ten prezent był tylko symbolem. Za tym koronkowym kompletem kryła się moja potrzeba bycia zauważoną, docenioną. Chciałam znów być kobietą, nie tylko matką i gospodynią. Chciałam dać coś, co pokazywało, że jeszcze nam zależy – nie tylko na obowiązkach, ale i na sobie.
Następnego dnia, zanim wróciliśmy do codzienności, mąż wręczył mi małe pudełko. W środku był łańcuszek z delikatnym wisiorkiem. Nic krzykliwego. Po prostu – gest. Spojrzał na mnie i powiedział:
– Wiem, że cię zawiodłem. Przepraszam, że nie posłuchałem. Ale naprawdę cię kocham.
Uśmiechnęłam się przez łzy. Może prezent był niewłaściwy. Może święta nie wyszły tak, jak chciałam. Ale coś się między nami oczyściło. I to też było ważne.
Alicja, 36 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Zaprosiłam synową na święta, ale ona mną wzgardziła. Myślałam, że się mści, ale prawda była inna”
- „Moja synowa zgłupiała i zapomniała o tradycji. Zamiast polskiego makowca postawiła na stole szwedzkie cynamonki”
- „Te święta miały być spokojne. Zamiast tego mama wypomniała mi każdą złotówkę, którą mi kiedyś pożyczyła”

