„Prezent od męża na Dzień Kobiet doprowadził mnie do łez. Od razu wiedziałam, że muszę szykować papiery rozwodowe”
„Patrzę na niego z niedowierzaniem. To miał być miły gest? Dla kogo? Przecież to nie nowy zapach perfum, który można uznać za nietrafiony, tylko jasny komunikat. – Dziękuję – mówię w końcu z wymuszonym uśmiechem. – Naprawdę… cudowny prezent”.

- Redakcja
Kamil i ja jesteśmy razem osiem lat. Bez dzieci, bez większych dramatów, ale też bez większych uniesień. Kiedyś nie mogliśmy się sobą nacieszyć, teraz jesteśmy jak dwa dobrze naoliwione tryby – działamy razem, ale nie ma w tym już ekscytacji. Kamil ostatnio częściej bywa nieobecny, wraca później z pracy, rzadziej mnie przytula. Nie robię z tego tragedii. Wierzę, że to tylko przejściowe.
Dlatego kiedy w Dzień Kobiet wręcza mi prezent, otwieram go z ekscytacją. Chwilę później mam ochotę cisnąć nim w ścianę. To był karnet na siłownię. Patrzę na męża i uśmiecham się sztywno, ale w środku wszystko we mnie krzyczy. Co on miał na myśli?
Myślałam, że to żart
– Siłownia? – Patrzę na kartonik w dłoni, jakby był skażony. – Ale… dlaczego akurat to?
Kamil uśmiecha się lekko, jakby nie wyczuwał, że napięcie w pokoju właśnie wzrosło o sto procent.
– Pomyślałem, że może chciałabyś spróbować. Ostatnio mówiłaś, że czujesz się zmęczona, a ruch przecież pomaga. No i twoje koleżanki tam chodzą…
– Czyli według ciebie wyglądam na zmęczoną? Albo… nieatrakcyjną? – Czuję, jak moje policzki płoną, a ręce ściskają karnet mocniej, jakby mogły go zgnieść samą siłą woli.
– Co? Nie, absolutnie nie! – Kamil podchodzi do mnie, ale robię krok w tył. – To miał być po prostu miły gest na Dzień Kobiet…
Patrzę na niego z niedowierzaniem. Miły gest? Dla kogo? Przecież to nie nowy zapach perfum, który można uznać za nietrafiony, tylko jasny komunikat: „idź się zmień”.
– Dziękuję – mówię w końcu i z wymuszonym uśmiechem kładę karnet na stole. – Naprawdę… cudowny prezent.
Przez resztę wieczoru nie mam ochoty się odzywać. Kamil chyba zauważa, że coś jest nie tak, ale nie naciska. Po kolacji idzie do łazienki, a ja wbijam wzrok w jego telefon, który leży na blacie. Normalnie nie przyszłoby mi do głowy go sprawdzać, ale nagle przypominam sobie, że ostatnio częściej się uśmiecha do ekranu niż do mnie.
Sięgam po urządzenie i wstrzymuję oddech. Na ekranie powiadomienie: Kasia: „Już się nie mogę doczekać!”. Serce zaczyna mi walić.
Zaczęłam coś podejrzewać
Serce bije mi tak mocno, że aż słyszę jego dudnienie w uszach. Kasia. Kim jest Kasia? Z pracy? Koleżanka, z którą „tylko rozmawia”? A może coś więcej?
Odkładam telefon na miejsce, zanim Kamil wraca z łazienki. Udaję, że wszystko jest w porządku, ale w środku już się gotuję.
Następnego dnia spotykam się z Anetą. Zamawiamy kawę, a ja jeszcze zanim dostaniemy nasze zamówienie, wyrzucam z siebie wszystko – o karnecie, o Kasi i o tym głupim uśmieszku, który Kamil wysyłał do ekranu telefonu.
– Serio? Dał ci karnet na siłownię? – Aneta patrzy na mnie z niedowierzaniem. – To podejrzane… Może zobaczył kogoś młodszego i teraz chce, żebyś wyglądała jak ona?
Kręcę głową, ale ta myśl już we mnie kiełkuje.
– Nie przesadzaj… Chociaż… ostatnio dziwnie się zachowuje – przyznaję niechętnie.
– A ma nową koleżankę w pracy?
Zaciskam palce na filiżance.
– Właściwie… tak. Kasia. Często do niego pisze.
Aneta unosi brwi i pochyla się nad stołem.
– I co, myślisz, że to nic? Że on cię tak po prostu zachęca do siłowni dla zdrowia? Marlena, błagam, przejrzyj na oczy. To klasyk. Facet zaczyna się interesować figurą żony, bo już patrzy na jakąś inną.
Z każdą kolejną sekundą czuję, jak wzbiera we mnie gniew. Próbuję to sobie racjonalizować – może naprawdę nie miał złych intencji? Może po prostu chciał zrobić coś dobrego?
Ale wtedy przypominam sobie ten karnet i wiadomość od Kasi. Nie, coś jest nie tak. Muszę się dowiedzieć prawdy.
Postanowiłam zapytać wprost
Postanawiam nie czekać. Nie będę jak te kobiety, które latami udają, że nic się nie dzieje, aż pewnego dnia odkrywają, że ich mężowie prowadzą podwójne życie.
Wieczorem przygotowuję kolację, ale ręce mi drżą, gdy kroję warzywa. Kamil wchodzi do kuchni i całuje mnie w czoło, jak gdyby nigdy nic.
Siadamy do stołu. Niby normalnie, ale między nami wisi coś ciężkiego. Zanim zdążę się rozmyślić, rzucam:
– Powiedz mi prawdę. Masz kogoś?
Kamil unosi wzrok znad talerza. Przez chwilę patrzy na mnie, jakby nie rozumiał pytania.
– Co? Skąd ci to przyszło do głowy?
– Nie udawaj! Ta siłownia, twój dystans, ta twoja Kasia… – wyrzucam jednym tchem.
Kamil odkłada widelec.
– Poczekaj, a co ma do tego Kasia?
– Widziałam wiadomość od niej. „Już się nie mogę doczekać”. Na co? Na ciebie?
– Marlena, na Boga… – wzdycha i przeciera twarz dłońmi. – To jest koleżanka z pracy. Pomagam jej z projektem, mieliśmy spotkanie w biurze, ot co.
– I dlatego nagle przejmujesz się moim wyglądem?
Kamil patrzy na mnie z niedowierzaniem.
– Naprawdę myślisz, że dałem ci karnet, bo uważam, że jesteś nieatrakcyjna?
Cisza. Sama nie wiem, co myśleć. Wtedy jego telefon znów wibruje na blacie. Kasia: „To jak, widzimy się jutro po pracy?”. Patrzę na niego i już wiem. Nie kupuję jego tłumaczeń. Nie tym razem.
Już mu nie wierzyłam
Nie odzywam się. Po prostu patrzę na Kamila, czekając, co powie. Ale on tylko bierze telefon, szybko czyta, blokuje ekran i wzdycha.
– Nie patrz tak na mnie, Marlena… – mówi cicho. – Naprawdę nic się nie dzieje.
– To czemu zachowujesz się jak winny?
Nie odpowiada od razu. Wstaje od stołu, jakby chciał uciec od tej rozmowy.
– Wiesz co? Rób sobie z tego, co chcesz – rzuca w końcu. – Nie zamierzam się tłumaczyć z każdej wiadomości, każdego ruchu.
Parskam śmiechem. Nerwowym, ale śmiechem.
– Oczywiście. Jak klasyczny facet przyłapany na gorącym uczynku. Wina? Nie, to twoja paranoja, kobieto.
– Bo to jest paranoja! – podnosi głos. – Myślisz, że zdradzam cię z pierwszą lepszą, bo dałem ci karnet na siłownię? Naprawdę?!
Serce mi wali, ale nie zamierzam się wycofać.
– A może po prostu nie chcesz przyznać, że coś między nami się zmieniło? Że już nie jestem dla ciebie atrakcyjna? Nie podobam ci się?
Kamil kręci głową.
– To wszystko jest w twojej głowie… – mówi, ale jego ton jest zmęczony. Jakby nie miał siły mnie przekonywać.
To boli mnie bardziej niż cokolwiek innego. Nie płaczę. Nie krzyczę. Po prostu wstaję od stołu i idę do sypialni. Pakuję torbę, wrzucam do niej kilka rzeczy, dokumenty, telefon. Kamil pojawia się w drzwiach.
– Co ty robisz?
– Jadę do Anety.
– Marlena, nie przesadzaj…
Mijam go bez słowa. Kiedy zatrzaskuję za sobą drzwi, mam wrażenie, że zamykam je nie tylko za tym mieszkaniem. Ale i za całym naszym małżeństwem.
U Anety pijemy wino. Dużo wina. Ona mnie wspiera, mówi, że mam rację, że nie można pozwalać facetowi na takie rzeczy, że jak tylko poczuje, że mu wolno, to pójdzie na całość.
– A co, jeśli ja się pomyliłam? – pytam w końcu, gdy butelka jest już prawie pusta.
Aneta przewraca oczami.
– Nie gadaj bzdur. Widziałaś te wiadomości. Wiesz, jak się zachowywał. A nawet jeśli nie zdradził cię teraz, to tylko kwestia czasu.
Chcę w to wierzyć. Naprawdę chcę. Ale z tyłu głowy coś mnie gryzie.
A jednak się pomyliłam
Kilka dni później, kiedy wychodzę z kawiarni, przypadkiem wpada na mnie dziewczyna. Podnoszę wzrok i zamieram. Kasia. Ona mnie nie zna, ale ja znam ją.
– Przepraszam! – mówi z uśmiechem i zbiera swoją torebkę, która spadła na ziemię.
Wszystko we mnie krzyczy, żebym przeszła obok, ale nie potrafię.
– Jesteś Kasia, prawda? – wyrzucam z siebie, zanim zdążę się zastanowić.
Patrzy na mnie zdziwiona.
– Tak… A my się znamy?
Serce wali mi jak młotem.
– Jestem… żoną Kamila.
Jej twarz nagle poważnieje.
– O Boże… – mruga, jakby próbowała sobie coś przypomnieć. – Kamil… Czekaj, to ty jesteś Marlena?
Potwierdzam skinieniem głowy. Kasia wygląda na autentycznie zakłopotaną.
– Nie wiem, co ci powiedział, ale… my naprawdę nic… – rumieni się i nerwowo poprawia torebkę na ramieniu. – On mi tylko pomagał z projektem, tyle. Mam narzeczonego.
Narzeczonego. Czuję, jak coś we mnie pęka.
– Więc te wasze wiadomości…
– O Jezu, my tak wszyscy piszemy do siebie w biurze! – Kasia macha ręką. – Wiesz, „nie mogę się doczekać” – bo mieliśmy spotkanie, „do zobaczenia” – bo kończyliśmy dzień. Nie myślałam, że…
Nie słyszę reszty. Oszalałam. Oskarżyłam Kamila bez powodu. O zdradę, o kłamstwa, o wszystko. A on był niewinny. Patrzę na Kasię, ale już jej nie widzę. Tylko jeden obraz pojawia mi się przed oczami.
To wszystko moja wina
Wracam do pustego mieszkania. Jest ciche. Zbyt ciche. Przez osiem lat Kamil zawsze tu był. Nawet gdy się mijaliśmy, nawet gdy coś między nami gasło – był.
Teraz zostały po nim tylko rzeczy, których nie zabrał. Jego ulubiony kubek, książki na półce, niedopita butelka wody przy łóżku. I list. Siadam przy stole, biorę go do ręki. Czytam raz po raz: „Nie mogę być z kimś, kto mi nie ufa”. To nie jest długi list. Nie błaga, nie oskarża. Po prostu stwierdza fakt.
Obracam w palcach niewykorzystany karnet na siłownię. To miał być prezent. Mogłam tam po prostu pójść. Przecież to tylko prezent. Może niezbyt trafiony, może nieprzemyślany, ale nie ukryta wiadomość o tym, że nie jestem już wystarczająca. Zaczynam się śmiać. Ale to śmiech pusty, gorzki, jak wino, które piłam z Anetą.
Zniszczyłam coś, co było dobre. Może nie idealne, może nie ekscytujące, ale dobre. Bo pozwoliłam, by domysły i lęki stały się ważniejsze od tego, co miałam.
Wstaję i podchodzę do lustra. Patrzę na siebie uważnie. Niby jestem tą samą kobietą, którą byłam, zanim otworzyłam ten cholerny karnet. Może powinnam była najpierw spytać, zamiast oskarżać. Może powinnam była walczyć o nas, zamiast uciekać. Ale teraz jest już za późno. A może nie?
Marlena, 34 lata
Czytaj także:
„Na Dzień Kobiet wysłałem ukochaną do SPA, a ona tam odwdzięczała się komuś innemu. Jeden telefon otworzył mi oczy”
„Zamiast kwiatów mąż kupił mi na Dzień Kobiet krem przeciwzmarszczkowy. Zemsta była lepsza niż najdroższy prezent”
„Na Dzień Kobiet chciałam pierścionek, więc dostałam ten po byłej. To tak jak resztki z pańskiego stołu”