„Prezent na Dzień Chłopaka od żony miał mnie ucieszyć. Jej niespodzianka złamała mi jednak serce”
„W mojej głowie pojawiło się tylko jedno słowo: dziecko. Przełknąłem makaron i popatrzyłem na nią jak idiota z uśmiechem na pół twarzy. Już widziałem siebie, jak rozklejam się w sklepie dziecięcym nad miniaturowymi skarpetkami”.

- Redakcja
Od siedmiu lat jestem mężem Karoliny i do niedawna myślałem, że szczęśliwym. Mamy zwyczajne życie – praca, dom, weekendy u teściów albo u mojej siostry. Nie mamy dzieci, ale od jakiegoś czasu coraz częściej o tym rozmawialiśmy. Albo raczej – ja rozmawiałem, Karolina się uśmiechała i mówiła, że „jeszcze przyjdzie czas”. Wierzyłem jej. Bo kocham ją jak wariat. I serio myślałem, że ona mnie też.
Dzień Chłopaka zawsze był dla nas jak taki mały rytuał. Ona potrafiła mnie zaskoczyć jak nikt – a to wspólny wypad do escape roomu, a to paczka ulubionych czekolad z karteczką „dla mojego misia”. W tym roku powiedziała mi wcześniej: – Będzie coś wyjątkowego. Coś, co zmieni wszystko.
Nie spałem pół nocy z wrażenia. Myślałem, że może… no nie wiem, może kupiła bilety na Islandię, może zamierza zmienić pracę, może – głupio mi to pisać – może jest w ciąży? Miałem sto scenariuszy w głowie, ale żaden nie był taki, jaki przyniosło życie.
Liczyłem na miły wieczór
Kiedy wróciłem z pracy, dom pachniał jak z reklamy – świeży czosnek, zioła, coś duszącego się w piekarniku. Karolina krzątała się w kuchni w swojej czerwonej sukience, tej, którą zakłada tylko na wyjątkowe okazje.
– O, jesteś! – uśmiechnęła się promiennie, wycierając ręce w ręcznik. – Za dziesięć minut będzie gotowe.
– Pachnie nieziemsko – cmoknąłem ją w policzek i odłożyłem torbę. – Aż się boję pytać, co za luksus dziś serwujesz.
– Twój ulubiony makaron z krewetkami. No i... czerwone wino. W końcu to twoje święto.
Usiedliśmy przy stole. Były świeczki. Nawet ładnie się ubrała. Wszystko miało jakiś klimat. Czułem się, jakbyśmy znów byli narzeczeństwem, jakby to był nasz pierwszy wspólny wieczór.
– Nie mogę się doczekać tej niespodzianki – rzuciłem między jednym kęsem a drugim.
Karolina spojrzała na mnie z tym swoim dziwnym uśmiechem. Zbyt spokojnym.
– To prezent... wyjątkowy. Zmieni wszystko – powiedziała.
Zamarłem. Ale nie z niepokoju. W mojej głowie pojawiło się tylko jedno słowo: dziecko. Przełknąłem makaron i popatrzyłem na nią jak idiota z uśmiechem na pół twarzy. Już widziałem siebie, jak rozklejam się w sklepie dziecięcym nad miniaturowymi skarpetkami.
– No to... nie mogę się doczekać – powiedziałem cicho.
I serio nie mogłem. Wtedy jeszcze myślałem, że to będzie najpiękniejszy wieczór mojego życia.
Byłem w szoku
Po kolacji Karolina zniknęła na chwilę w sypialni. Usłyszałem, jak szura szufladą, a potem jej kroki na panelach. Wróciła z białą kopertą przewiązaną czerwoną wstążką.
– Proszę. Twój prezent – powiedziała spokojnie, jakby wręczała bilet na koncert.
– Aha, no to... – uśmiechnąłem się i z lekkim drżeniem otworzyłem kopertę.
W środku nie było ani biletu, ani kartki z wyznaniem miłości. Było za to coś, czego nie byłem w stanie zrozumieć od razu. Słowa rozmywały mi się przed oczami. Pozew rozwodowy. Mój wzrok zatrzymał się na swoim imieniu i nazwisku. Pod spodem – Karolina, z podpisem.
– Karolina… – podniosłem na nią wzrok. – To jakiś żart?
– Nie, Paweł. Nie mogę tak dalej. To mój prezent dla nas obojga – nowe życie.
Zamarłem. Szukałem w niej żartu, gry, ironii, czegokolwiek. Ale jej oczy były puste. Nie unikała spojrzenia. Patrzyła wprost, jakby czekała na to od miesięcy.
– Ale… przecież... – nie mogłem sklecić zdania. – Karolina, przecież wszystko było okej…
– Dla ciebie. Dla mnie nie – powiedziała cicho.
Zacisnąłem kopertę w dłoni. Poczułem, że robi mi się duszno. Wszystko zaczęło się chwiać – stół, światło, ona.
– To dlatego tyle się uśmiechałaś dziś? Bo zamierzałaś mi dać rozwód jako prezent?! – głos mi się załamał.
Ona milczała. Spokojna. Jakby już była po wszystkim.
Nie byłem wystarczający
Trzymałem ten pozew w dłoniach jak rozgrzany węgiel. Czułem, jak drży mi szczęka.
– Ale dlaczego w taki dzień? Dlaczego w ogóle?! – wyrzuciłem z siebie, czując, że zaraz coś we mnie pęknie.
Karolina odsunęła talerz i skrzyżowała ręce na piersi. – Bo wreszcie mogę. Bo już nie mogę być w tym związku – powiedziała z lodowatym spokojem.
– Nie możesz? – powtórzyłem jak echo. – Przecież nawet się nie kłóciliśmy ostatnio, wszystko było normalnie!
– Właśnie. Było normalnie. Ja nie chcę już takiego „normalnie” – szepnęła.
– Jest ktoś inny? – zapytałem. Głos miałem cichszy, niż zamierzałem.
Karolina spuściła wzrok, ale nie odpowiedziała. Ta cisza była gorsza niż przyznanie się.
– Do cholery, powiedz coś! – uderzyłem dłonią w stół. Świeczka przewróciła się i zgasła. – Chociaż nie rób ze mnie idioty!
– Paweł… proszę – podniosła na mnie oczy. – To nie ma znaczenia. I tak wszystko skończone.
– Nie ma znaczenia?! – krzyknąłem. – To jest całe nasze życie, Karolina!
Wtedy zobaczyłem, że ona już jest po drugiej stronie. Jakby przekroczyła most, który ja dopiero widzę we mgle. W jej spojrzeniu nie było ani złości, ani żalu. Była tylko decyzja.
– Jutro się wyprowadzę – powiedziała cicho. – Zostawię ci czas, żebyś to wszystko poukładał.
A ja siedziałem wśród talerzy, kopert i zgaszonych świec, mając wrażenie, że wszystko, co znaliśmy, właśnie się rozpadło.
Wygadałem się kumplowi
Wyszedłem. Bez kurtki, bez planu. Przeszedłem pół miasta, zanim zadzwoniłem do Bartka.
– Wpadaj – powiedział tylko. Nie zadawał pytań.
Siedzieliśmy u niego na balkonie. Dwa piwa, paczka chipsów i ten jego pies, który ciągle pchał mi nos do kolan, jakby czuł, że nie jestem w stanie się pozbierać.
– Stary, ona mi dziś wręczyła pozew. W Dzień Chłopaka – powiedziałem w końcu.
Bartek odłożył puszkę i spojrzał na mnie bez zdziwienia.
– Paweł… ona chyba planowała to od dawna. Ty nic nie widziałeś?
– Nic – przyznałem. – Myślałem, że jest dobrze. Ostatnio nawet śmiała się więcej. Gotowała, dbała o siebie...
– No właśnie – rzucił Bartek znacząco.
– Myślisz, że... że kogoś ma?
Bartek wzruszył ramionami.
– Nie wiem. Ale coś w niej było... dziwnego. Od paru miesięcy już nie była z tobą. Przynajmniej nie myślami.
Patrzyłem na nocne światła miasta, a w środku czułem, jak wzbiera we mnie fala. Złość, wstyd, bezradność. Wszystko naraz.
– Wiesz, Bartek, najgorsze? Że ja wciąż ją kocham – powiedziałem. – I serio wierzyłem, że może dostanę dziś wiadomość, że będziemy mieli dziecko.
– A dostałeś wiadomość, że masz się od niej odczepić – westchnął Bartek. – Przykro mi, stary. Ale może to nawet lepiej, że zrobiła to teraz. Gorzej by było za dziesięć lat.
Nie odpowiedziałem. Bo jak powiedzieć, że już za nią tęsknię, chociaż jej jeszcze nie ma?
Jest ktoś inny
Wróciłem późnym wieczorem. W mieszkaniu panowała cisza, która nie przypominała tej zwyczajnej – cichej po pracy, spokojnej. Ta była ciężka, złowroga. Karolina siedziała na podłodze w sypialni, obok otwartej walizki.
Zatrzymałem się w drzwiach.
– Serio chcesz tak po prostu odejść?
Nie spojrzała na mnie. Składała swoje rzeczy jak automat.
– Nie po prostu. To nie jest „po prostu”. Ja odchodzę, Paweł.
– Ale przecież... przecież wszystko da się naprawić? – zapytałem cicho. – Dajmy sobie miesiąc. Dwa.
W końcu podniosła na mnie wzrok.
– Nie chodzi o naprawianie. Ja już nic nie czuję, rozumiesz? Wszystko się we mnie wypaliło.
Zrobiłem krok w jej stronę.
– A co ze mną? Co z tym wszystkim, co mieliśmy?
– Dla ciebie to wszystko może jeszcze coś znaczy. Dla mnie… już nie.
– Jest ktoś inny, prawda? – zapytałem jeszcze raz.
Przez chwilę milczała. Potem tylko skinęła głową.
– Od jak dawna? – wyszeptałem.
– Pół roku.
Poczułem, jak coś się we mnie łamie.
– Kto? – spytałem, choć wiedziałem, że nie chcę znać odpowiedzi.
– To nie ma znaczenia. I tak odchodzę.
Stałem w progu, patrząc, jak pakuje swoje sukienki, kremy, biżuterię, której jej nie kupiłem. I czułem się jak przegryw.
Paweł, 35 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Na grzybobraniu zrobiłam coś złego. Bałam się, co powie mąż na moją pamiątkę po tej leśnej przygodzie”
- „Mój syn się rozwiódł, a ja wciąż tęsknię za synową. Jak mam mu powiedzieć, że potrzebuję jej w swoim życiu?”
- „Przyjaciółka romansowała z moim mężem i wcale się tego nie wstydziła. Podała mi tak absurdalny powód, że ręce opadają”

