Reklama

Wiecie, to jest taki rodzaj zmęczenia, którego nie da się przespać. Budzisz się rano i już wiesz, że jesteś zmęczony. I że przez cały dzień będziesz zmęczony. A kiedy wieczorem wracasz do domu, to nawet nie możesz być zmęczony, bo... bo przecież jesteś mężem. Ojcem. Obowiązek nie zna litości.

Mam 35 lat, a czuję się jakbym miał 50. Pracuję na dwa etaty – jeden w magazynie od 5:30 do 14:00, potem szybki obiad w aucie i drugi etat jako dostawca zakupów – do 22:00, czasem później. Czasem ludzie nie odbierają, czasem trzeba stać w korku godzinę, a jak masz pecha, to jeszcze ci każą wnosić cztery piętra bez windy. W zimie – śnieg. W lecie – pot. A w domu? W domu... nie czeka na mnie nic, co bym nazwał odpoczynkiem.

Żona ciągle woła kasę

Kasia, moja żona, kiedyś była światłem w moim życiu. Potrafiła się śmiać bez powodu, obejmowała mnie z tyłu, kiedy myłem naczynia i mówiła, że jestem „jej bohaterem”. Dziś… dziś mówi, że daję za mało. Za mało pieniędzy. Za mało siebie. Za mało uwagi. Że nie jestem obecny. Że nie jesteśmy już rodziną, tylko jakimś domowym call center: ja dostarczam, ona przyjmuje reklamację.

Nie wiem, kiedy tak się stało. Może po drugim dziecku. Może po kredycie. Może po tych wszystkich nieprzespanych nocach, kiedy oboje byliśmy zbyt zmęczeni, by się przytulić. Może... po prostu się wypaliliśmy. A może to tylko ja? Może to we mnie coś pękło. Bo czasem czuję się jak bankomat, który tylko wypłaca. Bez PIN-u, bez ciepła, bez „dziękuję”.

Nie chodzi o to, że chciałbym, żeby klękała przede mną i dziękowała, że kupiłem chleb. Ale żeby raz, jeden jedyny raz, powiedziała: – Rafał, widzę, jak się starasz. I doceniam. Czasem zastanawiam się, czy to wszystko ma sens. Czy moja rodzina w ogóle wie, ile mnie to wszystko kosztuje?

Pokłóciliśmy się

– Rafał, powiedz mi, czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę, że znowu nie pojedziemy na wakacje? – Kasia rzuciła to od progu, jeszcze zanim zdjąłem buty.

Stałem w korytarzu z torbą zakupów, z mokrą plamą potu na plecach i papierową torbą, która już się rwała.

– Cześć, kochanie. Fajnie, że jesteś – odpowiedziałem sarkastycznie, ale ona mnie zignorowała.

– Bo dzieci pytają. A ja już nie mam siły tłumaczyć, że „może za rok”. Rozumiesz, Rafał? Dzieci mają wakacje, a siedzą całe lato w mieszkaniu. Wszystkie koleżanki jadą gdzieś z rodziną. Tylko my jak zawsze – bieda z nędzą!

– Kasia, błagam cię, miałem dziś szesnaście kursów i jeszcze po drodze klientka się rozryczała, bo pomyliłem adres. Nie mam siły na to. Naprawdę.

– Ale na siłownię czas masz, co? – prychnęła. – Jak trzeba być mężem i ojcem, to jesteś zmęczony. Ale jak trzeba podnieść ławeczkę, to nagle supermena zgrywasz.

– Serio teraz? Kasia, ja tyrałem przez cały dzień. Robię, co mogę! Dajesz mi do zrozumienia, że ciągle za mało! Czego ty ode mnie chcesz?!

Zamilkła tylko na chwilę. Spojrzała na mnie tak, jakby w tym momencie ważyła każdy wyraz.

– Może powinnam znaleźć sobie kogoś, kto potrafi zarobić, co?

Nie wiem, co mnie zabolało bardziej – jej słowa, czy to, że wypowiedziała je takim obojętnym tonem. Stałem jak wmurowany.

– Powtórz to – powiedziałem cicho.

– A co, nie zrozumiałeś? – odpowiedziała z zimną satysfakcją. – Może czas się rozejrzeć, skoro w tym domu już dawno wszystko wygasło.

Nie odpowiedziałem. Nie byłem w stanie. W tamtym momencie coś we mnie pękło. Coś, co trzymało mnie przy niej przez te wszystkie lata.

Siostra dolała oliwy do ognia

– A co ty tak siedzisz jak cień? – Anka spojrzała na mnie przez stół w kuchni. Mieliśmy nasze sobotnie „kawkowanie”, ale dziś kawa smakowała fatalnie.

Wzruszyłem ramionami.

– Kasia ostatnio… odleciała. Mówi rzeczy, które... cholera, nawet nie wiem, czy tylko po to, żeby mi dogryźć, czy naprawdę coś kombinuje.

– Co powiedziała?

Spojrzałem na siostrę. Miała ten sam wzrok co nasza matka, kiedy wyczuwała, że coś jest nie tak. Czuły radar na ściemę i cierpienie.

– Że może powinna znaleźć sobie kogoś, kto potrafi zarobić. Dosłownie.

Anka odłożyła łyżeczkę, jakby nagle wszystko w niej się napięło.

– Rafał… – zaczęła, ale urwała. – Nie chcę ci mieszać w głowie, ale… ona od jakiegoś czasu naprawdę dziwnie się zachowuje.

– Co masz na myśli? – spytałem natychmiast.

– No… wychodzi niby do tej swojej koleżanki, co tydzień, jak w zegarku. Zaczęła lepiej się ubierać, więcej malować. I telefon... Zawsze przy niej, jakby się bała, że ktoś go dotknie. Nawet do łazienki z nim chodzi. Ty naprawdę tego nie widzisz?

Milczałem.

Myślisz, że mnie zdradza? – zapytałem w końcu, ledwo słyszalnie.

– Nie wiem, Raf. Ale chyba czas, żebyś przestał być taki ślepy. Ona się zmienia, a ty udajesz, że to tylko faza. A co, jeśli to już nie faza? Jeśli to nowy rozdział, w którym ciebie już nie ma?

Wbiło mnie to w krzesło. Dotarło do mnie, że może wcale nie jestem paranoikiem. Może ja po prostu za długo się oszukiwałem.

Podsłuchałem rozmowę żony

To był czwartek, jeden z tych dni, gdy wróciłem wcześniej z drugiej pracy, bo klient odwołał zamówienie. W domu panowała cisza. Dzieci u mojej matki, Kasia pewnie znowu „wyszła na chwilę”. Albo do tej swojej koleżanki, jak zwykle.

Zostawiłem torbę i wszedłem do kuchni, ale coś mnie zatrzymało. Jej głos. Dochodził z sypialni. Mówiła przez telefon. Ściszonym, szybkim tonem, który znałem z czasów, kiedy rozmawiało się tak w liceum, chowając się przed nauczycielami.

Zastygłem. Słyszałem tylko strzępki zdań.

– Nie, on nic nie podejrzewa... Tak, dalej zasuwa do późna… Nie mogę już tego dłużej ukrywać, to się musi skończyć…

Zrobiło mi się niedobrze. Poczułem, jak serce zaczyna walić mi w piersi jak oszalałe. „To się musi skończyć” – co? Co się musi skończyć?! Ja? Nasze małżeństwo?

Zanim zdążyłem pomyśleć, pchnąłem drzwi.

– Z kim rozmawiasz? – zapytałem spokojnie. Zbyt spokojnie.

Kasia zbladła. Spojrzała na mnie jak dziecko przyłapane na kradzieży.

– Rafał… to nie tak, jak myślisz…

– A jak? Bo ja właśnie słyszałem, że coś się musi skończyć. Co się musi skończyć, Kasia?

– Nie mogę tak żyć! – wybuchła. – Ciągle cię nie ma! Nie rozmawiamy, nie śmiejemy się. Jesteś tylko zmęczonym cieniem człowieka, który kiedyś mnie kochał!

– I co, znalazłaś sobie kogoś, kto cię rozbawia? Kogoś, kto nie jest cieniem?!

– To nie tak! Ja tylko… To był ktoś, z kim mogłam pogadać. Kto mnie słuchał. Kto powiedział, że jestem ważna.

Stałem tam, patrząc na nią, jakby mówiła po chińsku. Poczułem, że grunt usuwa mi się spod nóg.

– Więc... zdradzasz mnie?

– Nie sypiałam z nim! – wykrzyknęła. – Ale tak, pisałam z nim. Spotkałam się parę razy. Pomaga mi. Daje mi pieniądze, kiedy brakuje.

Nie odpowiedziałem. Nie mogłem. Wyszedłem z mieszkania, czując, że nie mam już dokąd wrócić.

Żona mnie zszokowała

Zaszedłem do parku. Ten sam, w którym kiedyś pierwszy raz całowałem Kasię pod drzewem. I siedziałem tam. Godzinę, dwie, może trzy. Bez sensu. Zimny wiatr owiewał mi twarz, ale nie czułem nic. Czułem się, jakbym był obok siebie. Jakby życie toczyło się gdzieś indziej.

Wróciłem późno. Drzwi były otwarte. Kasia siedziała przy stole, oparta o łokcie. Na stole leżał jej telefon. Odblokowany. Może to był znak, może prowokacja.

– Masz. Zobacz. Wszystko. – powiedziała. – Nie chcę już tego ukrywać.

Przewijałem rozmowy. Długie, ckliwe, pełne serduszek, zwierzeń, planów i narzekań na mnie. „On już mnie nie widzi”, „Czuję się jak pokojówka z usługą nocną, ale bez tej nocy”. „Jesteś dla mnie światłem, którego mi brakowało”.

– I on ci... daje kasę? – zapytałem, głos mi się łamał.

– Pomaga. Od pół roku. Nie chciałam ci mówić, bo wiedziałam, jak zareagujesz. Ale on nie chce nic w zamian. Po prostu mówi, że rozumie, co czuję.

– I ty to kupiłaś?

– Nie... Ja po prostu nie dawałam już rady. Nie chciałam zdrady. Ale poczułam, że wreszcie ktoś mnie słyszy. Że mogę być znowu kobietą, a nie żoną z listą zakupów.

Zacisnąłem dłonie. Czułem się zdradzony, nawet jeśli jej ciało wciąż było moje. Jej serce już dawno odpłynęło.

– I co teraz?

– Nie wiem. Ale musimy w końcu przestać udawać, że wszystko gra.

Wstałem. Bez słowa. Wyszedłem z domu. Noc była zimna, ale w głowie miałem tylko jedno: że nigdy nie myślałem, iż to właśnie brak miłości będzie mnie tak bolał. Nie zdrada. Tylko to, że ktoś inny był bliżej niej niż ja.

Spotkałem sąsiada

Spotkałem go przypadkiem, jak wracałem do domu. Stał pod swoim garażem z piwem w ręku i spojrzał na mnie tak, jakby wiedział wszystko.

– No siema, Rafcio. Coś cię w domu nie trzyma?

Uśmiech miał jak zawsze lekko prześmiewczy, ale dziś zabrzmiał dziwnie życzliwie.

Nie chce mi się gadać – burknąłem.

– Wiem, że nie. Ale i tak powiem. Bo może czas, żebyś przestał być ostatnim, który nie widzi, co się dzieje.

Zamarłem. Tadeusz zrobił łyk piwa i pokiwał głową.

– Stary… ja nie chcę ci truć. Ale widziałem ją. Dwa razy. Z jakimś gościem. Nie, nie „może kolega”. Nie wierz w to. Wieczorem. Samochód stał na końcu ulicy, wiesz, tam gdzie ta ciemna zatoczka. On wysiadał pierwszy, potem ona. Przytuleni. Długo się żegnali.

Zamknąłem oczy.

Myślałem, że to jednorazowe. Może spotkanie, może kumpel. Ale drugi raz… Wtedy już nie miałem wątpliwości.

– Dzięki – rzuciłem. I ruszyłem w stronę domu.

Nie wiem, co zrobię

Siedzę teraz sam przy kuchennym stole. Dzieci śpią. Kasia w sypialni. Osobno, jak już od dawna. Niby wszystko jak zwykle – dom stoi, telewizor gra w tle, zegar tyka. Ale ja już nie jestem ten sam. I ten dom też nie jest ten sam.

Nie powiedziałem jej, że wiem. Że Tadeusz widział. Bo co by to zmieniło? Miałaby zaprzeczyć? Płakać? Błagać o wybaczenie, czy odwrócić się i odejść z lodowatą miną? Już nie wiem, która wersja byłaby gorsza.

W ciągu jednej rozmowy, jednego wieczoru, człowiek może stracić coś, co budował przez lata. Swoje złudzenia. Wiarę. Poczucie, że warto było. Dziś nie jestem gotów ją zostawić. I nie jestem gotów jej wybaczyć. Jestem tylko zmęczony. Tak cholernie zmęczony.

Wstałem i spojrzałem przez okno. Na ciemne niebo, na puste ulice. Zastanawiam się, ile jeszcze takich nocy przede mną. Ile takich poranków, gdy człowiek budzi się obok osoby, którą kochał… a która już dawno go opuściła – najpierw sercem, potem myślami.

Kiedyś myślałem, że praca mnie uratuje. Że jak haruję na dwa etaty, jak staję na rzęsach, to dom się nie rozpadnie. Że miłość przetrwa rachunki, zmęczenie i ciszę. Ale to nieprawda. Czy mam żal do Kasi? Mam. Czy sam jestem winny? Pewnie tak. Ale to nie zmienia faktu, że boli.

Rafał, 35 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama