Reklama

Tydzień zaczął się od bólu głowy. Noc miałem dość rozrywkową i czas na sen stanowczo za krótki, więc ledwie kontaktowałem. Do tego pod koła mojego auta rzucił się kot, wyskoczył znienacka z pojemnika na śmieci.

Robotę miałem niezłą, więc pilnowałem jej jak oka w głowie. Zawsze na czas, zawsze z uśmiechem, gotów nieść pomoc potrzebującym – cały ja. Byłem kierownikiem hali, mając pieczę nad czterdziestoosobową załogą kobiet. One składały plastikowe elementy, ja pilnowałem, by im ich nie zabrakło. Ważne, że płacili za robotę.

W ten felerny poniedziałek kiepsko znosiłem nieustające paplanie. Na ogół mi nie przeszkadzało, ale tym razem łeb mi pękał, do tego ciągle nie mogłem się doliczyć jednego pojemnika. Szef nie zabraniał rozmów, robota była na akord, jak któraś się nie wyrabiała, to jej dziękowano i szła za bramę. Zostały fachury, którym nie przeszkadzało w pracy nic, a już najmniej pytlowanie ozorem.

Już miałem wrzasnąć, by się uciszyły, gdy na halę weszła szefowa, żona szefa, znaczy się, zastępująca go akurat w tym dniu. Moje stadko zamilkło na chwilę.

– Widział ktoś moją Pusię? – spytała rozglądając się wokół.

O, kur…, tego mi tylko brakowało!

Rozjechałem ukochaną kotkę szefowej. Jeśli prawda wyjdzie na jaw, mogę się pakować. Oczywiście żadna z kobiet nie widziała kotka, więc szefowa wkrótce wyszła.

Musiałem działać, zanim odnajdzie ślady "zbrodni". Z kąta hali wyciągnąłem szufelkę ze zmiotką i raźnym krokiem skierowałem się do wyjścia. Nie było w tym nic nadzwyczajnego, bo utrzymywanie czystości też należało do moich obowiązków. Na parkingu było pusto, więc od razu wziąłem się do uprzątnięcia dowodów przestępstwa, co wymagało nie lada hartu ducha i samozaparcia. Ślady przysypałem piaskiem i tyle. Nikt by się nie domyślił, co wydarzyło się rano na tym skrawku polbruku.

– Dasz sobie radę ze wszystkim, Jacuś – mruknąłem, zacierając ręce.

– Nie jestem taka pewna – usłyszałem za plecami.

Myślałem, że to szefowa, i przez moment odebrało mi zdolność jakiejkolwiek reakcji. Przemogłem się jednak i odwróciłem głowę. Za rogiem spokojnie ćmiła sobie fajkę Marlena, jedna z młodszych pracownic, przeznaczona zresztą do odstrzału.

– Co tu robisz?! – huknąłem na nią. – Ledwo normę wyrabiasz i masz jeszcze czas na papierosa?

– Ale wyrabiam – mruknęła, wzruszając ramionami. – A fajka mi się należy jak psu buda. Pytanie, co pan tu robi?

– A co cię to obchodzi? – uciąłem. – Mam swoje obowiązki i się z nich wywiązuję. Tobie też radzę bardziej się do roboty przyłożyć, bo, o ile mi wiadomo, jesteś już na czarnej liście.

– No i o tym chciałam pogadać z panem, panie kierowniku – uśmiechnęła się przymilnie. – Ja udam, że nic nie widziałam, a pan mnie wykreśli z tej listy.

O żesz, ale trafiłem na cwaniarę. Gówniara miała nie więcej niż dwadzieścia lat i bez zażenowania zamierzała mnie szantażować.

– A czegóż to nie widziałaś? – podparłem się pod boki. – Zresztą, mało mnie obchodzą twoje historie i nie zamierzam cię faworyzować, do roboty.

– Jak pan sobie chce – wzruszyła ramionami i zgasiła niedopałek. – Jeszcze wrzucę to do kosza i lecę, panie kierowniku.

Zrobiła krok w stronę pojemników na śmieci, bacznie mi się przypatrując.

– Gdzie?! – huknąłem. – Chcesz, żeby się tam coś zapaliło? Obok siebie masz puszkę.

Miałem pomóc awansować jednej z najgorszych pracownic?!

– Dobrze, panie kierowniku – uśmiechnęła się drwiąco. – Zrobię, jak pan każe. Zobaczymy, kto na tym wyjdzie gorzej.

Wrzuciła niedopałek do puszki i bez pospiechu wróciła na halę. Cholera, może powinienem jednak zawrzeć ze smarkulą układ? Nie wiedziałem, ile widziała, ale na pewno sporo się domyślała i jeżeli zdecyduje się puścić farbę szefowej, to przepadłem. Postanowiłem, póki co, mieć oko na Marlenę i odpowiednio reagować, gdyby rzeczywiście zaczęła kombinować. Nie miałem pojęcia co prawda, jak miałbym reagować, ale pomysł wydał mi się tak błyskotliwy, że z satysfakcją go zaakceptowałem i uspokojony, wróciłem do swoich zajęć. Po jakiejś godzinie znów odwiedziła nas szefowa.

– Dziewczyny, pomóżcie. Już nie wiem, gdzie mam szukać tego kota.

Wzmogłem czujność. „Dziewczyny” tępo się uśmiechały, ale żadna nie miała pomysłu, gdzie może być Pusia.

– Trzeba by przejrzeć zapis na monitoringu – odezwała się Marlena i widząc, że ją obserwuję, uśmiechnęła się promiennie i puściła mi oczko.

– No proszę – szefowa odetchnęła z ulgą. – Znalazła się rada, i to całkiem dobra, tylko… Ktoś z was umie obsługiwać podgląd na tych kamerach?

– To proste – Marlena uprzedziła moją reakcję. – Mogę się tym zająć.

Musiałem działać, nim będzie za późno.

– Gdzie tam tobie do elektroniki – przepchnąłem się przed oblicze szefowej. – To raczej męskie klimaty, więc możesz się zając swoimi obowiązkami, a ja szybciutko przejrzę zapis.

– Ejże, panie Jacku – wtrąciła się żona szefa. – Nie wiedziałam, że z pana taki szowinista. Naprawdę uważa pan, że kobieta nie poradzi sobie z prostym urządzeniem? Ja myślę, że taka młoda dziewczyna ogarnie to doskonale. Poza tym, ktoś musi mieć dozór nad produkcją, więc proszę bardzo, by pan tu pozostał, a pani…– zawiesiła głos uśmiechając się pytająco do młodej cwaniary.

– Marlena – przedstawiła się cwaniara.

– A więc, pani Marlena pójdzie ze mną do biura i przejrzy zapis z kamer, tak?

Marlenka spłoniła się niczym licealistka i przytaknęła ochoczo skinieniem głowy.

Stanąłem obok niej i szepnąłem:

– Zgadzam się na twoje warunki.

– No nie wiem – mruknęła cicho. – Zastanów się, stawka uległa zmianie.

– Co?! – mało nie wrzasnąłem. – Czego ty jeszcze chcesz?

Tylko uśmiechnęła się słodko i wzruszyła ramionami.

– No już – wmieszała się szefowa, idąc w stronę wyjścia. – Niechże pan zostawi dziewczynę. Wróci na halę tak szybko, jak się da. Świat się nie zawali przez ten czas.

– Jeszcze momencik – odpowiedziałem i, zwracając się do Marleny, zniżyłem głos – Mów szybko, czego chcesz…

– Wiem, że jutro macie ustalać z szefem, kto zastąpi naszą brygadzistkę – wyszeptała. – Ja przekonam szefową do swojej kandydatury, a pan szefa, proste. Umowa stoi?

I ruszyła w stronę drzwi, które dopiero co zamknęły się za szefową. Nie zostawiała mi czasu na myślenie, cwaniara. Czyli, zamiast wręczenia wypowiedzenia, miałem wywindować jedną z najgorszych pracownic na stanowisko brygadzistki? Niedoczekanie twoje, mała intrygantko.

– Dobra! – krzyknąłem, kiedy wychodziła z hali. – Zgoda.

Uśmiechnęła się skromnie i zniknęła za drzwiami.

Wróciła tuż przed końcem dniówki. Uśmiechnięta i wyluzowana, jakby właśnie została prezesem spółki. Dopadłem ją, kiedy szła do szatni.

– I co? – spytałem, chwytając ją za łokieć.

– Wykasowałam kilkanaście minut nagrania – powiedziała.

– Nie było łatwo zrobić to pod okiem szefowej, ale ja dotrzymuję słowa. Teraz pora na pański ruch.

Odetchnąłem z ulgą. Nic mi już nie groziło i, rzeczywiście, powinienem się jakoś odwdzięczyć dziewczynie za uratowanie tyłka, ale coś się we mnie wzdrygało na myśl, że mam ją wychwalać przed szefem. No cóż, czasami trzeba robić rzeczy, które nie są przyjemne.

– Dobrze – kiwnąłem głową. – Jutro wysunę twoją kandydaturę.

Właśnie do mnie dotarło, że Marlena zrobiła mnie na szaro

Dotrzymałem słowa, a szef od razu przystał na moją propozycję.

– To ta rzutka dziewczyna, która w trzy minuty ogarnęła nasz monitoring? – spytał, a kiedy potwierdziłem, dodał: – Żona ją bardzo zachwalała, a ja liczę się z jej zdaniem. Poza tym, przyda nam się trochę młodej krwi w zespole, nieprawdaż?

– Oczywiście, szefie – przytaknąłem.

– No to załatwione – zatarł dłonie. – Mamy nową brygadzistkę. Aha, jeszcze jedno, panie Jacku, zanim zapomnę. Niech pan spojrzy na tę kamerę przy parkingu, co? Tydzień temu zauważyłem, że coś z nią chyba nie tak. Ktoś ją skierował w stronę ściany. To może być dzieło przypadku albo naszych sprytnych pań, które sobie zrobiły w pobliżu kącik palacza. Niech pan zerknie na to w wolnej chwili, dobrze?

– Już tydzień temu szef zauważył tę kamerę? – upewniłem się.

– Od takiego czasu parking nie ma monitoringu?

– Spokojnie, panie Jacku – uśmiechnął się pobłażliwie. – Teren mamy ogrodzony i nikt nie ukradłby nam samochodu w biały dzień, ale lepiej wiedzieć, co się tu wyprawia nocą, nieprawdaż?

Przytaknąłem z rezygnacją. Właśnie do mnie dotarło, że Marlena zrobiła mnie na szaro. Nie wykasowała żadnych nagrań, bo ich nie było. Nie miało prawa być.

Niech to szlag! I właśnie została brygadzistką, czyli problemy mogą się dopiero zacząć. Nie wiadomo, jak wysoko dziewczyna mierzy, ale obawiałem się, że obecna funkcja jej nie wystarczy. Może aspiruje do bycia pierwszą damą? No cóż, szef już ją zauważył, więc kto wie?

– A jak tam kotek żony? – spytałem stojąc już przy drzwiach.

Z doświadczenia wiedziałem, że nawiązywanie towarzyskich kontaktów przynosi określone profity.

– Miło, że pan pyta – zwierzchnik posłał mi uśmiech aprobaty. – Niepotrzebnie robiła wam tutaj raban, Pusia siedziała cały czas w domu. No, cóż wszyscy się starzejemy, przybywa nam zmarszczek i ubywa pamięci, czyż nie, panie Jacku?

Roześmiał się sztucznie, a ja równie sztucznie mu zawtórowałem i jeszcze raz pomyślałem o Marlenie. Jej jeszcze nie przybywało zmarszczek, a główkę miała, że ho, ho. Może warto z nią trzymać na wszelki wypadek? Nigdy nic nie wiadomo.

Czytaj także:
„Marzyłam o pracy w korporacji, ale kiedy pojawiła się szansa na karierę, zaszłam w ciążę. Czekała mnie trudna decyzja”
„Mąż zamiast zarabiać na rodzinę, szalał w sypialni z moją przyjaciółką. Prawdę odkryłam dzięki teściowej”
„Mąż wolał siedzieć przed telewizorem od spełniania moich zachcianek. Podeszłam go. Dziś tańczy, jak mu zagram”

Reklama
Reklama
Reklama