Reklama

Siedziałam w biurze, patrzyłam na zegarek. Było po dziewiętnastej, a ja wciąż wpatrywałam się w tabelki, które Anna kazała zrobić na jutro. Wszyscy już dawno poszli, nawet Paweł się zwinął, tylko ja jeszcze zostałam. Anna? Pewnie właśnie kończyła pilates, może była już w drodze na masaż albo kolację z przyjaciółkami. Miała swoje życie. A ja? Moje życie to było to biurko, kawa i komputer. Siedziałam, klepałam te raporty, a w głowie dudniło mi pytanie: czy naprawdę po to studiowałam, po to się starałam, żeby teraz siedzieć tu, w tym pustym biurze, podczas gdy ona odpoczywa?

Byłam zmęczona. Nie pamiętałam, kiedy ostatnio zrobiłam coś dla siebie, coś, co sprawiłoby mi radość. Moje dni zlewały się w jedną szarą masę obowiązków, a każdy wieczór kończył się tym samym – zmęczeniem i myślami, że może nie dam już dłużej rady. Zastanawiałam się, czy naprawdę na tym polega dorosłość. Czy to moje życie... czy może jej?

Nie podobało mi się to

Było już grubo po dwudziestej, a ja nadal siedziałam w biurze, próbując dokończyć projekt, który Anna zrzuciła na mnie w ostatniej chwili. Oczy piekły mnie od wpatrywania się w ekran, a w głowie kłębiły się myśli – jak długo jeszcze dam radę tak ciągnąć? W końcu złapałam telefon i wykręciłam numer Anny. Odebrała po kilku sygnałach, a w tle słyszałam muzykę i stłumione rozmowy.

– Halo? Kasia, co się stało? – zapytała, jakby się dziwiła, że ktoś śmie jej przeszkadzać o tej porze.

– Anna, potrzebuję twojego potwierdzenia odnośnie zmian w projekcie. Deadline jest rano, a nie mam pewności, czy mam to wysyłać w takiej formie.

– Kasiu, teraz nie mogę. Jestem na pilatesie – odpowiedziała, a w jej głosie pobrzmiewała zniecierpliwiona nuta.

– Pilatesie? Anna, ja tu siedzę od rana, po godzinach, a ty... – urwałam, bo czułam, że coś we mnie pęka.

– Kasiu, to są twoje obowiązki. Wiesz, że projekt musi być skończony. Jak nie dasz rady, to może trzeba pomyśleć o kimś innym. – Jej słowa uderzyły mnie jak zimny prysznic.

– Naprawdę? – wysyczałam. – To tak wygląda twoje wsparcie dla zespołu? Ty kończysz pilates, a my siedzimy po nocy, żebyś rano miała co przedstawić klientowi?

Zapadła cisza.

– Kasia, chyba przesadzasz. Wszyscy mają swoje życie. Ja nie muszę się tłumaczyć. – Jej ton był lodowaty, a we mnie coś się złamało.

Rozłączyłam się bez słowa. Patrzyłam w ekran, ale litery się rozmazywały. Poczułam, jak łzy cisną mi się do oczu. Chyba naprawdę muszę się zastanowić, co ja tu robię...

Wykorzystywała mnie

Następnego dnia w pracy czułam się jak zbity pies. Przyszłam niewyspana, z oczami podkrążonymi od nocnego klepania w klawiaturę. Paweł siedział w kuchni z kubkiem kawy. Kiedy mnie zobaczył, uniósł brwi.

– Kasia, wszystko okej? Wyglądasz, jakbyś była po całonocnej imprezie… – rzucił pół żartem, ale zaraz dodał poważniej: – Co się stało?

Westchnęłam ciężko i usiadłam naprzeciwko.

– Dzwoniłam wczoraj do Anny o potwierdzenie projektu. Wiesz, gdzie była? Na pilatesie. A jak się zdenerwowałam, powiedziała, że jak mi nie pasuje, to może trzeba pomyśleć o kimś innym.

Paweł tylko pokiwał głową.

– Ona zawsze taka była. Marta odeszła, bo nie mogła znieść tej atmosfery. Anna lubi, jak wszyscy robią wszystko za nią.

– No właśnie... – szepnęłam, czując, jak w gardle rośnie mi gula. – Może ja też powinnam odejść. Tylko… boję się.

– A co się boisz? – Paweł spojrzał na mnie poważnie. – Pracy? To znajdziesz inną.

– Nie wiem… chyba boję się, że poza tą firmą nic nie potrafię. Że nie dam sobie rady.

Paweł westchnął, a jego głos był ciepły, ale stanowczy:

– Kasia, nie możesz dać się wykorzystać. Ty zapierniczasz po godzinach, a ona chodzi na masaże i czuje się jak królowa życia. Musisz zawalczyć o siebie.

Spojrzałam na niego i poczułam coś dziwnego. Czy naprawdę jestem aż tak ślepa, żeby tego nie widzieć? Może pozwalałam jej, żeby robiła ze mną, co chciała? Może wcale nie chodzi o to, że muszę tak pracować. Może chodzi o to, że nie mam odwagi się sprzeciwić.

Byliśmy dla niej parobkami

Było późne popołudnie, biuro już prawie opustoszało. Zostałam tylko ja, Paweł i Anna – zamknięta w swoim gabinecie. Próbowałam skupić się na mailach, kiedy nagle usłyszałam jej głos. Drzwi były lekko uchylone, a Anna mówiła przez telefon, chyba zapomniała wyłączyć głośnik.

– Tak, no wiesz... oni tam zostają po godzinach, bo im się wydaje, że to takie ważne. A ja? Mam swoje życie, swoje sprawy. Nie po to mam zespół, żeby sama siedzieć po nocach – śmiała się, a jej głos był pełen pogardy. – Kasia? No co, zawsze chętna, zawsze się zgodzi. Zresztą, jak nie ona, to ktoś inny.

Zamarłam. Serce mi waliło, jakby miało wyrwać się z piersi. Poczułam, jak robi mi się gorąco, a potem zimno. Patrzyłam na kubek kawy, a ręce mi drżały. Zebrałam się w sobie. Wstałam i zapukałam do jej drzwi. Otworzyła zdziwiona, z telefonem jeszcze w dłoni.

– Przeszkadzam? – zapytałam cicho, ale głos mi się łamał.

– Kasia? Coś się stało? – udawała zaskoczenie, ale jej wzrok był twardy, obojętny.

– Tak. Stało się. – Spojrzałam jej prosto w oczy, a w głowie dudniło mi pytanie: jak długo jeszcze pozwolę, żeby mnie tak traktowano?

Nie wiedziałam, skąd miałam odwagę, ale powiedziałam:

– Właśnie usłyszałam, co o nas mówisz. I wiesz co? To cholernie boli.

Anna zmrużyła oczy, a potem wzruszyła ramionami.

– Kasia, to praca. Nie bierz wszystkiego do siebie. Każdy ma swoje życie.

– No właśnie. Każdy ma swoje życie. Ja też – wyszeptałam i wyszłam z jej gabinetu, zanim zobaczyła, jak łzy cisną mi się do oczu.

Odważyłam się powiedzieć prawdę

Kolejnego dnia zebrałam się na odwagę. W moim sercu wciąż kotłowały się emocje po tym, co usłyszałam. Weszłam do sali konferencyjnej, gdzie Anna siedziała z kubkiem kawy i wpatrywała się w ekran laptopa.

– Możemy porozmawiać? – zapytałam, głos mi lekko drżał, ale zmusiłam się do patrzenia jej prosto w oczy.

– Jasne, co się dzieje? – odpowiedziała chłodno, jakby nic się nie stało.

Usiadłam naprzeciwko, złożyłam dłonie na stole, żeby je uspokoić.

Czuję się wykorzystywana. – Powiedziałam to, zanim zdążyłam się wycofać. – Anna, ja zostaję po godzinach, siedzę tu, kiedy ty jesteś na pialtesie albo na kolacji z przyjaciółmi. I co z tego mam? Nic. Zero podziękowań, zero premii, zero uznania.

Anna uniosła brew, jakby była zaskoczona.

– Kasia, to jest praca. Jeśli chcesz coś osiągnąć, musisz się poświęcić.

– A ty się kiedyś poświęciłaś dla nas? – zapytałam, patrząc jej prosto w oczy.

Zamilkła. Przesunęła dłoń po kubku, jakby chciała coś powiedzieć, ale nic nie wyszło z jej ust.

– Może się mylę, ale mam wrażenie, że od dawna traktujesz nas jak narzędzia do osiągania swoich celów. A my jesteśmy tylko ludźmi. Ja mam swoje życie. Paweł ma swoje życie. Nie jesteśmy tutaj po to, żebyś mogła sobie spokojnie ćwiczyć na pilatesie.

Przez chwilę siedziałyśmy w ciszy. Anna wpatrywała się we mnie, a ja czułam, jakby czas stanął.

Jeśli uważasz, że cię źle traktuję, może powinnaś poszukać innego miejsca. – Jej głos był zimny, a oczy jak tafla lodu.

Wstałam.

– Może powinnam – odpowiedziałam cicho, czując, że w tej chwili nie jestem już tą samą Kasią, co kilka dni temu.

Zbuntowałam się

Wracałam do domu późno, jak zwykle. Weszłam do mieszkania, rzuciłam torbę w kąt i usiadłam na łóżku. W pokoju było cicho, tylko zegar tykał jednostajnie, jakby odliczał mi czas. Patrzyłam w ścianę, a w mojej głowie kłębiły się słowa Anny: To twoje obowiązki. Może trzeba poszukać kogoś innego.

Czułam, jak w oczach zbierają mi się łzy. Dlaczego pozwalam, żeby ktoś mnie tak traktował? Dlaczego pozwalam, żeby praca była ważniejsza od mojego życia? Spojrzałam na telefon. Anna wysłała kolejnego maila – coś do zrobienia na rano. Przez chwilę siedziałam w bezruchu. Potem otworzyłam laptopa i zaczęłam pisać.

– Anna, od jutra nie zostaję po godzinach. Proszę o ustalanie zadań w ramach moich godzin pracy. Pozdrawiam. – Wysłałam.

Serce waliło mi jak oszalałe. Ręce drżały. Wiedziałam, że to może oznaczać koniec. Ale jednocześnie poczułam coś, czego dawno nie czułam – ulgę. Jakby ktoś odpiął z moich ramion ciężki plecak.
Usiadłam na łóżku i wzięłam głęboki oddech. Nie wiedziałam, co będzie jutro. Może mnie zwolnią. Może będzie awantura. Ale wiedziałam jedno – dłużej tak nie mogłam. To nie było życie. To był jakiś wyścig szczurów, w którym przestałam czuć siebie. Nie chciałam już dłużej być trybikiem w maszynie, która mnie niszczyła. Teraz musiałam pomyśleć o sobie.

Musiałam się zwolnić

Zostałam w tej firmie jeszcze kilka miesięcy. Nie dlatego, że coś się zmieniło – Anna nadal traktowała wszystkich jak pionki, nadal przerzucała zadania, a atmosfera była toksyczna. Ale ja byłam inna. Nie zgadzałam się już na wszystko. Kiedy mówiłam, że nie zostaję po godzinach, widziałam, jak Anna przewraca oczami, jak komentuje coś pod nosem, ale nie miała już nade mną tej władzy co wcześniej. Czasem było mi ciężko, bo czułam się jak buntownik, jak ktoś, kto idzie pod prąd. Ale coraz częściej czułam... ulgę. Jakby ktoś ściągnął mi z pleców ciężki plecak.

Z Pawłem rozmawialiśmy częściej. On też powoli zaczął mówić „nie”. A potem przyszło to, co musiało nadejść – złożyłam wypowiedzenie. Bałam się, jasne, ale czułam, że to jedyna słuszna decyzja. Anna spojrzała na mnie wtedy z tym swoim chłodnym uśmieszkiem i rzuciła:

– No cóż, powodzenia, Kasia.

Powiedziałam jej tylko jedno:

– Powodzenia w szukaniu kogoś, kto się będzie tak dla ciebie poświęcał.

Odeszłam z tej pracy bez planu. Nie miałam jeszcze nic nowego, nie miałam oszczędności, ale miałam coś ważniejszego – siebie. Dziś, kiedy patrzę w lustro, widzę dziewczynę, która znów ma odwagę. Która wie, że jej życie to nie jest praca po godzinach dla kogoś, kto jej nie szanuje. Czasem trzeba stracić, żeby zyskać coś najważniejszego – siebie.

Katarzyna, 35 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama