Reklama

Pracuję w dziale HR w średniej firmie i prowadzę z pozoru spokojne życie. Mam męża, którego kiedyś kochałam jak nikogo innego. Ceniłam go za spokój, rozwagę, lojalność wobec bliskich. Wydawało mi się, że przy nim niczego się nie muszę bać. Dziś zaczynam mieć wrażenie, że to nie spokój, a unikanie konfrontacji. Od kilkunastu miesięcy żyję z poczuciem, że moje zdanie nie ma żadnej wartości, że jestem tylko dodatkiem do Mikołaja i jego rodziny.

Zawsze to ja pilnuję terminów, robię zakupy, planuję rachunki, ogarniam dom. Mikołaj potrafi przeleżeć cały weekend z telefonem w ręce, a potem się dziwi, że znowu mamy zaległość w czynszu. Ale kiedy jego siostra zapukała do naszych drzwi i powiedziała, że potrzebuje pożyczyć kilka tysięcy złotych, nagle się obudził. „Musimy jej pomóc”, „To rodzina”, „Zawsze oddaje” – słyszałam jak z automatu. Nie chciałam. Czułam w kościach, że coś tu nie gra. Jednak dałam się przekonać, bo nie chciałam być tą złą. No i może po cichu wierzyłam, że Mikołaj zna swoją siostrę lepiej niż ja.

Minęły prawie dwa lata. Nie oddała ani grosza. A mąż? Udaje, że nic się nie stało. Gdy pytam, kiedy siostra ma zamiar oddać kasę, on patrzy na mnie tak, jakbym była natrętną muchą. Nie wiem, czy wciąż jesteśmy małżeństwem, czy tylko dwiema osobami żyjącymi pod jednym dachem.

Byłam wściekła

Mikołaj siedział na kanapie, zapatrzony w ekran telefonu.

Kiedy Sylwia odda nam te pieniądze? – zaczęłam, siadając naprzeciwko.

– Nie zaczynaj – westchnął, jakby właśnie przerwałam mu coś niezwykle istotnego.

– Nie zaczynaj? Przypomnę ci, że pożyczyliśmy jej 12 tysięcy złotych. Dwa lata temu. Nawet nie zapytała, czy może spłacić chociaż część. A ty cały czas mówisz, że „nie chcesz się kłócić”.

Bo to moja siostra – powiedział cicho. – Nie będę jej cisnął jak jakiś wierzyciel.

– Stawiasz ją ponad nas! Zawsze! Ona tylko zadzwoni, a ty już biegniesz. A ja?

– Nie mów tak – jęknął, w końcu podnosząc wzrok. – Przesadzasz.

– Przesadzam? Przesadzam?! – głos mi się załamał. – Nie potrafisz postawić granicy. Dla ciebie ważniejsze jest, żeby nie urazić Sylwii.

Zamilkł. Patrzył na mnie z czymś na kształt żalu, ale nie powiedział nic.

– Wiesz co? Nie chodzi już o te pieniądze. Chodzi o to, że nie jestem dla ciebie partnerką. Jestem tylko tłem dla twojej cudownej, wiecznie potrzebującej rodzinki.

Odwróciłam się i wyszłam do kuchni, zanim zdążył coś odpowiedzieć.

Czułam się bezsilna

Długo się wahałam, zanim wybrałam jej numer. Ręce mi drżały, a serce waliło. W końcu wcisnęłam „zadzwoń” i przyłożyłam telefon do ucha. Odebrała po drugim sygnale.

– No hej! – odezwała się słodkim tonem, jakbyśmy były najlepszymi przyjaciółkami. – Co tam?

– Chciałam porozmawiać... o pieniądzach.

Po drugiej stronie zapadła cisza. Potem westchnęła:

– O matko, znowu to? Mikołaj ci nic nie mówił?

– Mówił. Właśnie dlatego dzwonię do ciebie. Minęły prawie dwa lata. Ani złotówki, Sylwia. Chociażby gest... coś, cokolwiek.

– Przecież to nie była pożyczka formalna... My jesteśmy rodziną. – Zaśmiała się nerwowo. – A ja naprawdę mam teraz trudny czas.

– Trudny czas? My też mamy trudny czas.

– Oj, przestań robić z tego dramat. Jak tylko się ogarnę, to oddam. Po co ta spinka?

– Bo nie jesteś w porządku. I doskonale o tym wiesz. Żerujesz na naszym zaufaniu, na tym, że Mikołaj cię nie ruszy. A mnie traktujesz jak powietrze.

– No widzisz, zawsze byłaś zazdrosna o moją relację z Mikołajem. Serio, to już chore.

Zacisnęłam zęby.

– Nie. Chore to jest to, że udajesz, że nic się nie stało. A Mikołaj... niech się sam zastanowi, czy ma żonę, czy tylko siostrę.

– Wiesz co? Zadzwoń, jak się ogarniesz – rzuciła i się rozłączyła.

Patrzyłam w telefon, z zaciśniętą szczęką. Było mi niedobrze. Ze złości. I z bezsilności.

Miałam gęsią skórkę

Wróciłam z pracy wcześniej niż zwykle. W drzwiach zdjęłam buty i od razu usłyszałam głos Mikołaja z salonu. Rozmawiał przez telefon z siostrą.

– No dobra, wiem, że Renata znowu zacznie marudzić, ale jakoś ją uspokoję.

Stanęłam w korytarzu, nie wchodząc do środka. Miałam gęsią skórkę na ramionach.

– Serio, co jej się stało? Jakby nie wiedziała, że to tylko chwilowe było... – ciągnął Mikołaj. – Ty masz swoje problemy, a ona tylko te pieniądze, pieniądze, pieniądze...

Na chwilę zamilkł. Potem usłyszałam Sylwię – przez głośnik albo tryb głośnomówiący:

– Wiesz co, braciszku, niech ona się ogarnie. Te parę tysięcy to nie fortuna. Chyba się jej coś pomyliło, jak myśli, że będę się z nią rozliczać jak z bankiem. Może niech sobie założy lokatę, skoro taka skrupulatna.

Zaraz potem – jego śmiech.

– Oj, no dobra, nie podgrzewaj atmosfery. Pogadam z nią. Może jeszcze da się jakoś to załatwić...

Weszłam do pokoju bez pukania.

– A jak to „załatwisz”? – zapytałam chłodno.

Zamarł. Od razu rozłączył.

– Słyszałaś?

– Wszystko. – Usiadłam powoli na fotelu naprzeciwko. – I wiesz co? Nigdy się tak nie czułam. Jakby mnie ktoś opluł.

– Ja tylko... – zaczął, ale zaciął się w pół zdania.

– Jak? Mogę zasuwać, oszczędzać, planować, ale moje zdanie nie ma znaczenia?

Nie dramatyzuj...

– Mam dość bycia traktowaną jak margines. Albo coś się zmienia – albo ty i Sylwia zostajecie sobie razem. Ja z tego wysiadam.

Zamilkł. Patrzył na mnie tak, jakby mnie widział pierwszy raz w życiu.

Wiedziałam, że ma rację

– Ale się trzęsiesz... – Magda podała mi kubek z herbatą. – Dobra, od początku. Co się stało?

Siedziałyśmy u niej w kuchni. Jej dzieci były u ojca, miałyśmy ciszę, spokój. Idealne warunki do wywalenia z siebie wszystkiego. A ja naprawdę nie mogłam już dusić tego w sobie.

– Podsłuchałam rozmowę Mikołaja z Sylwią – zaczęłam, a Magda już skrzywiła usta. – Ona mu mówiła, że mi się coś pomyliło, że chyba zwariowałam, że pieniądze to nie wszystko. A on się... śmiał. Z nią. Ze mnie.

– Co za... – przerwała i uderzyła łyżeczką o blat. – No normalnie mam ochotę jechać do nich obojga i im wygarnąć

– A on... on nic. Zero reakcji. Tylko że „pogada ze mną”, „uspokoi mnie”. Jakbym była histeryczką, co sobie coś ubzdurała.

– Jak można tak traktować własną żonę? Jak... przeszkodę do omijania.

Czuję się... jak śmieć. Przez dwa lata udawałam, że to się jakoś ułoży. Że on się obudzi, zrozumie. Ale on po prostu nie chce się kłócić. Z nikim. Więc pozwala, żeby mnie deptano.

Magda westchnęła ciężko.

– Powiem ci coś. Ty się boisz odejść, bo wierzysz, że to nadal jest miłość. Ale to nie jest miłość. To wygoda. On wie, że ty ogarniesz wszystko. A Sylwię nosi jak jajko, bo ona robi dramy, jak czegoś nie dostanie. A ty? Ty tylko stoisz z zaciśniętymi ustami.

– Myślisz, że powinnam... odejść?

– Myślę, że powinnaś przestać czekać, aż on się zmieni. I zacząć myśleć, co ty chcesz z tym życiem zrobić. Bo on już ci to życie ustawił – i nie ma w nim miejsca na twoje potrzeby.

Zamilkłam. Ale w głowie już coś pękało. Wiedziałam, że ma rację.

Powiedziałam mu to

Usiadłam przy stole z kartką i długopisem. Spisałam wszystko, co chciałam powiedzieć. Gdy tylko próbowałam rozmawiać z Mikołajem spontanicznie, kończyło się to jego westchnieniem, moim krzykiem, jego milczeniem. Tym razem miałam być konkretna. Albo coś się zmienia, albo ja się wycofuję. Ze wszystkiego. Wieczorem usiadłam naprzeciwko niego. Wyłączył telewizor. To już był sukces.

– Mikołaj, to jest ostatnia rozmowa na ten temat. I to nie groźba. To fakt.

Zamarł. Usiadł prosto, nawet spojrzał mi w oczy. Czekał.

– Przez dwa lata udawałam, że to, co zrobiłeś, mnie nie zraniło. Że mnie nie obchodzi, że pożyczyłeś jej pieniądze za moimi plecami. Ale nie chodzi o kasę. Chodzi o to, że mnie zlekceważyłeś. Że pozwoliłeś, by twoja siostra mnie traktowała jak zero – i nawet ci to nie przeszkadzało.

– Renata... – zaczął, ale podniosłam dłoń.

– Poczekaj. Posłuchaj do końca. Albo stawiasz Sylwii granice i mówisz jej jasno, że ma się rozliczyć. Albo... ja odchodzę. I nie będzie drugiej takiej rozmowy. Nie będę już tłumaczyć, dlaczego mnie to boli. Albo to rozumiesz – albo nie chcę z tobą być.

Milczał. Naprawdę długo milczał. I wtedy zrozumiałam. On nie miał nic do powiedzenia. Wzruszył ramionami.

Nie chcę wojny w rodzinie. Ona się ogarnie, daj jej czas...

Zamknęłam oczy. Westchnęłam. Powoli wstałam.

– Wiesz, co jest w tym wszystkim najgorsze? Że nawet nie próbujesz mnie zatrzymać.

Wzięłam swoją poduszkę i poszłam do sypialni. Zamknęłam drzwi. Położyłam się na łóżku i gapiłam się w sufit. Zrozumiałam, że wcale nie chodzi o Sylwię. Ani o pieniądze. Chodziło o lojalność. O to, że mężczyzna, którego kiedyś kochałam, wybrał wygodę i święty spokój ponad mnie. I chyba właśnie przestałam mu wybaczać.

Renata, 35 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama