„Pożyczyliśmy 100 tysięcy mojej siostrze. Wtedy nie wiedziałam, że widzę ją i moje oszczędności ostatni raz w życiu”
„– Wydałam pieniądze, na co chciałam. Udawałam przed sobą, że żyję życiem, które mi się należy. A to była tylko ucieczka – powiedziała. Poczułam, jak coś we mnie pęka. – Czyli po prostu... chciałaś się zabawić?”.

- Redakcja
Zawsze byłam tą rozsądną. Tą, co trzyma paragon, co liczy grosze przy kasie i co odkłada „na czarną godzinę”. Razem z Piotrem przez lata żyliśmy skromnie, ale spokojnie. Marzyliśmy o działce – niewielkiej, pod lasem, żeby postawić tam nasz wymarzony dom. Ogródek, huśtawka, taras na zachód. Do tego dążyliśmy. Każda premia, każda dodatkowa złotówka lądowała na koncie oszczędnościowym. Mieliśmy już ponad 120 tysięcy.
A potem zadzwoniła Klaudia. Moja młodsza siostra.
Nie wahałam się
Ona to ogień i chaos w jednej osobie. Zawsze z jakimś planem, z jakąś katastrofą za plecami. Tyle razy ją ratowałam, że już przestałam liczyć. Ale tego dnia jej głos był inny. Drżał. Płakała. Twierdziła, że to coś poważnego. Że jeśli jej nie pomogę, wszystko się posypie. Błagała.
– To sprawa życia i śmierci, Julka. Przysięgam.
Rozmawiałam z Piotrem. Wahałam się, ale przecież to rodzina. Przelaliśmy jej wszystko. Cały nasz fundusz bezpieczeństwa. Powiedziała, że odda w kilka miesięcy. A my do dziś nie wiemy, na co poszły te pieniądze. I pierwszy raz czuję, że mój mąż mi nie ufa. Że moja lojalność wobec siostry może mnie kosztować małżeństwo.
Mąż był na mnie zły
– Jeszcze jedna taka wiadomość od banku i mnie trafi – burknął Piotr, uderzając dłonią w stół.
– Nie dramatyzuj – westchnęłam.
– Nie dramatyzuję. Ja próbuję ogarnąć rzeczywistość, którą ty rozwaliłaś.
Podniosłam wzrok znad kubka z herbatą. Znowu to samo. Ostatnio rozmawialiśmy już tylko o pieniądzach. A właściwie – o ich braku.
– To była moja siostra, Piotrek. Błagała o pomoc.
– Twoja siostra zniknęła z naszymi oszczędnościami i teraz udaje, że nic się nie stało. Wiesz, co powiedziała ostatnio? „Jeszcze chwilkę, kochana, już prawie ogarniam.” Już prawie ogarnia od czterech miesięcy!
Poczułam, jak ściska mi się żołądek. Wiem. Naprawdę wiem. Sama miałam dość tych tłumaczeń Klaudii, tych unikania konkretów, tego „jutro się odezwę”. Ale to wciąż moja siostra.
– Przysięgała na mamę – wyszeptałam.
Piotr aż się zaśmiał. Gorzkim śmiechem.
– A ty w to uwierzyłaś. Bo Julka zawsze wierzy Klaudii. A co z nami?
Zamilkł. Przez chwilę myślałam, że wyszedł. Ale nie. Wpatrywał się we mnie twardo.
– Zrujnowałaś nasze życie dla niej – powiedział cicho, ale dobitnie.
Zamarłam. Te słowa we mnie uderzyły. Nie krzyczał. Nie rzucał rzeczami. Ale jego głos... bolał bardziej niż cokolwiek innego. Zostawił mnie samą przy stole. A ja po raz pierwszy pomyślałam, że może rzeczywiście zawiodłam. Nie jako siostra. Jako żona.
Zaczęłam domagać się zwrotu
Pachniało spalenizną i starym tłuszczem. Klaudia otworzyła mi drzwi w dresie, z niedokończonym makijażem i rozczochranymi włosami.
– Julka! O, ale niespodzianka. Czemu nie zadzwoniłaś?
– Bo byś mnie nie wpuściła – weszłam obok niej do mieszkania. Bałagan był taki jak zawsze: rozlane wino na stole, trzy kubki z niedopitą kawą, poduszkę przy kanapie zalał jakiś stary sos. W telewizorze grał cicho jakiś program randkowy.
– Coś się stało? – Klaudia próbowała się uśmiechnąć, ale wzrok miała nerwowy.
– Tak. Chciałabym wiedzieć, co się stało z naszymi pieniędzmi.
Usiadłam na brzeg kanapy. Patrzyła na mnie, jakby liczyła, że się roześmieję i powiem: „Żartuję! Wpadłam na kawę!”
– Julka, ja... to skomplikowane. Naprawdę nie mogę teraz...
– Możesz. Klaudia, to było 120 tysięcy złotych. To nie jest pożyczka na nowe buty. To były nasze oszczędności życia. Przysięgałaś na mamę.
– Bo myślałam, że ogarnę! Że jakoś to rozwiążę!
– Ale co? Co próbowałaś rozwiązać?
– Nie rozumiesz, co to znaczy być w desperacji! – krzyknęła nagle. – Ty całe życie miałaś wszystko poukładane, pieniądze, Piotrka, stabilność. A ja? Ja się miotam od jednej porażki do drugiej!
– Więc jak bardzo się miotałaś, skoro wydałaś sto dwadzieścia tysięcy w kilka dni?!
– Nie w kilka dni – rzuciła, zaciskając usta. – I nie twoja sprawa, na co.
– Nie moja? – wstałam. – Klaudia, albo mówisz mi prawdę, albo więcej się do ciebie nie odezwę.
Spojrzała na mnie jak obca osoba. I wtedy poczułam, że naprawdę nic już z niej nie rozumiem.
Byłam naiwna
Znów wpadłam do niej bez zapowiedzi. To był impuls. Klaudia nie odbierała ode mnie od kilku dni, a ja nie mogłam dłużej siedzieć bezczynnie. Miałam nadzieję, że ją zaskoczę i zmuszę do szczerości. Ale nie spodziewałam się, że sama coś usłyszę.
Stałam już pod drzwiami, gdy usłyszałam, że rozmawia przez telefon.
– Nie mam już z czego brać... Nie, nie mogę pożyczyć więcej. Ona już się domyśla. Codziennie wypytuje, kiedy oddam... Tak, wiem, że sama to zaczęłam... Ale co mam jej powiedzieć? Że nie ma ani złotówki?
Mój oddech przyspieszył. Klaudia mówiła o mnie.
– Nie, nie zainwestowałam. Nie było żadnej firmy. Po prostu... chciałam poczuć się raz jak ktoś. Pożyć, wiesz? Przez chwilę nie martwić się jutrem.
Zamknęłam oczy. Pożyć. Za nasze 120 tysięcy złotych. Pukanie do drzwi zagłuszyło jej rozmowę. Po chwili otworzyła. Blada. Speszona.
– Podsłuchiwałaś?
– Nie musiałam. Słyszałam wszystko.
– Julka, to nie tak...
– To dokładnie tak. Klaudia, ty te pieniądze po prostu... przepuściłaś?
– Nie wszystko naraz. To był czynsz, ubrania, jakieś głupoty... Chciałam ci oddać, naprawdę. Ale potem zaczęły się zaległości. I spirala. Nawet nie wiem, kiedy się to wymknęło.
Patrzyłam na nią długo. Milczałam. Bo co miałam powiedzieć? Że ją rozumiem? Nie rozumiałam nic. Wiedziałam tylko jedno – nie ufałam jej już ani trochę.
Mama próbowała ją tłumaczyć
Mama parzyła herbatę w swojej ulubionej filiżance z pękniętym uchem. W pokoju pachniało cynamonem i starymi książkami. Usiedliśmy przy stole, a ja nie mogłam już dłużej dusić w sobie tego wszystkiego.
– Mamo... co się dzieje z Klaudią? Co się z nią stało?
Spojrzała na mnie cicho. Przez chwilę milczała, jakby ważyła każde słowo.
– Julia, ona zawsze była inna. Ty byłaś poważna, rozsądna. Klaudia – jak ptak. Latała, gdzie chciała. A ja... chyba nie potrafiłam jej zatrzymać.
– Ale przecież to nie wystarczy, żeby się pogubić.
– Nie. Ale też nikt jej nigdy nie nauczył, jak być dorosłą. Wiesz, że jak miała siedem lat i zgubiła się w sklepie, to przez godzinę kręciła się po dziale z zabawkami i nikt nie zauważył?
Zamarłam. Nie znałam tej historii.
– A ja wtedy byłam z tobą u lekarza. Miałaś grypę, gorączkę. I nawet nie zauważyłam, że Klaudia zniknęła.
Mama zapatrzyła się w herbatę. Jej oczy zrobiły się szkliste.
– Ona zawsze musiała radzić sobie sama. Tylko nie umiała.
– Ale to nie tłumaczy, że mnie okłamała. Że zabrała nam pieniądze, które miały być na dom...
– Nie tłumaczy – przyznała mama. – Ale może pomoże ci zrozumieć, dlaczego. Ona się całe życie boi, że nie jest wystarczająca. Że nie umie żyć tak jak ty. I że jak się przyzna, to straci wszystkich.
Siedziałam długo w ciszy. Miotało mną wszystko: złość, żal, współczucie. I ta okropna świadomość – że może wcale nie chodzi tylko o pieniądze. Może chodzi o całe nasze życie, którego nie zauważyłyśmy, że było tak różne.
Przepuściła naszą kasę
Klaudia przyszła spóźniona. Wciąż z tym samym uśmiechem, który zwykle działał na ludzi rozbrajająco. Ale nie na mnie. Nie dziś.
– Przyszłam, bo wiem, że ci jestem coś winna – zaczęła. – Ale nie wiem, czy jestem gotowa powiedzieć wszystko.
– Musisz – odpowiedziałam chłodno. – Bo jeśli nie, to nie mam po co tu siedzieć.
Usiadła. I pierwszy raz od dawna nie próbowała niczego udawać. Spojrzała mi w oczy i powiedziała cicho:
– Wydałam pieniądze, na co chciałam. Udawałam przed sobą, że żyję życiem, które mi się należy. A to była tylko ucieczka – powiedziała.
Poczułam, jak coś we mnie pęka.
– Czyli po prostu... chciałaś się zabawić?
– Nie. Chciałam przez chwilę nie czuć się jak przegryw. Przez chwilę mieć to, co inni. Buty za tysiąc, kolację za pięć stów, znajomych, co dają lajki. Żeby ktoś pomyślał: ona ma fajne życie.
– Klaudia... To były pieniądze, które odkładaliśmy z Piotrem latami. Mieliśmy marzenie.
– Ja też miałam – wyszeptała. – Tylko moje było krótkie. I głupie.
Zamilkłam.
– Nie potrafię ci teraz wybaczyć. Może kiedyś. Ale na razie... nie chcę cię widzieć. I chyba ci nie wierzę.
Nie odzywamy się do siebie
Minęło kilka miesięcy. Nie widziałam się z Klaudią od tamtej rozmowy w kawiarni. Nie dzwoniła. Ja też nie. Może to był jej sposób, by nie pogarszać sytuacji. A może wciąż udaje, że wszystko jest w porządku. Nie wiem. I nie jestem pewna, czy chcę wiedzieć.
Czasami łapię się na tym, że chciałabym jej opowiedzieć coś z pracy, pożalić się na Piotra, pośmiać się z jakiejś głupoty, jak dawniej. Ale potem przypominam sobie to jedno – że jej nie było, kiedy naprawdę miała być. Że wybrała chwilową iluzję „fajnego życia”, zamiast naszego wspólnego.
Z Piotrem próbujemy poukładać wszystko na nowo. Nie jest łatwo. Pomiędzy nami wisi niewidzialna mgła, jakbyśmy oboje bali się, że znów może coś pęknąć. Ale rozmawiamy. Przestaliśmy zbywać się półsłówkami. Znów gotujemy razem, czasem planujemy – nie działkę, nie dom, ale małe rzeczy. Wyjazd na weekend, nową sofę. Uczymy się być w tym wszystkim od nowa. I to daje mi nadzieję.
Julia, 37 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Gdy mąż wyjechał, za bardzo zaufałam teściowi. Przekroczył granicę, a teraz udaje, że przecież nic się nie stało”
- „Latem sąsiad zapraszał mnie do swojego sadu, a ja korzystałam. Teraz w moim brzuchu rośnie mała brzoskwinia”
- „Szwagier był dla mnie zakazanym owocem, aż do pewnej imprezy rodzinnej. Wtedy pozbyłam się skrupułów”

