Reklama

Zawsze byłem tym odpowiedzialnym. Tym, który trzymał się planu, spłacał kredyty przed czasem, nie zostawiał spraw na ostatnią chwilę. Pracuję jako analityk finansowy – liczby mnie uspokajają. W cyfrach jest porządek, przewidywalność. Co innego ludzie.

Mieszkam sam w dwupokojowym mieszkaniu na obrzeżach miasta. Może i nie ma tu duszy artysty, ale przynajmniej wszystko jest na swoim miejscu. Lubię ciszę. Lubię mieć kontrolę. I właśnie dlatego zawsze martwiłem się o Ewę. To moja młodsza siostra… No cóż, ona jest jak burza w szklance wody. Emocjonalna, impulsywna, wiecznie zakochana w jakimś pomyśle. Kiedy byliśmy dziećmi, broniłem jej przed chłopakami z podwórka, a jako dorośli – przed jej własnymi błędami.

Przez lata pożyczałem jej pieniądze: na czynsz, na naprawę auta, na nowy telefon. Nigdy dużo, ot, taka braterska pomoc. A ona zawsze wracała z uśmiechem, z buziakiem w policzek i obietnicą, że to już ostatni raz. Wiedziałem, że nie będzie. Ale nie umiałem odmówić.

Tydzień temu zadzwoniła. Brzmiała inaczej niż zwykle – poważnie, skupiona. Powiedziała, że mają z Kamilem okazję – cudowne mieszkanie, w dobrej cenie, rezerwacja tylko na kilka dni. Potrzebuje zaliczki. Dziesięć tysięcy złotych.

– Adam, proszę cię. To nowy początek, nowe życie – jej głos drżał, ale był pełen nadziei.

Wspierałem ją

Milczałem przez chwilę. W mojej głowie od razu włączył się kalkulator ryzyka. Zbyt duża suma. Zbyt wielkie „zaufaj mi”.

– Ewa, nie dam ci tych pieniędzy bez dowodu. Chcę zobaczyć dokument zakupu. Umowę przedwstępną, cokolwiek.

– Jasne! – zapewniła od razu. – Wszystko ci pokażę. Nie jestem już dzieckiem.

Po tej rozmowie długo siedziałem z telefonem w ręku. Przecież nie prosiła pierwszy raz. Ale pierwszy raz wyglądała na kogoś, kto naprawdę wie, czego chce. Może naprawdę się zmieniła?

Minął miesiąc. Prawdę mówiąc, zapomniałem już o tej pożyczce. Ewa obiecała, że jak tylko dostaną umowę, wszystko mi pokaże. Nie dopytywałem, nie naciskałem. Uznałem, że skoro naprawdę zaczyna nowe życie, nie będę jej kontrolować.

Wszystko wyszło przypadkiem. Spotkałem Krzyśka – wspólnego znajomego. Zagadnął mnie o Ewę. Mówił, że ostatnio wygląda na przytłoczoną i że znów siedzi z matką. Zdziwiłem się, przecież miała się właśnie wprowadzać do nowego mieszkania.

– Jakiego mieszkania? – zapytał Krzysiek i spojrzał na mnie tak, jakby nie wiedział, czy sobie żartuję.

Oszukała mnie

Serce zabiło mi mocniej. Wróciłem do domu i od razu zadzwoniłem do Ewy. Odebrała szybko, jakby czekała na ten telefon.

– Cześć, Adamku – zaczęła tonem, który zawsze rezerwowała na sytuacje, gdy miała coś na sumieniu.

– Chciałbym zobaczyć tę umowę. Wiesz, tę od mieszkania.

Po drugiej stronie zapanowała cisza. Przez chwilę słyszałem tylko jej oddech. W końcu westchnęła.

– Adam, muszę ci coś powiedzieć… To nie było na mieszkanie. Kamil… miał kłopoty. Duże. Musieliśmy spłacić dług.

– Jaki dług? – warknąłem. – Przecież obiecałaś. Mówiłaś, że to nowy początek i że wszystko mi pokażesz.

– To była jedyna szansa, żeby go uratować… – Jej głos złamał się pod koniec zdania. – Jeśli byśmy tego nie zapłacili, mogłoby się to źle skończyć.

– Więc po co ta szopka z mieszkaniem? – nie potrafiłem już trzymać emocji na wodzy. – Oszukałaś mnie, Ewa. To nie była pomoc. To był przekręt.

Byłem naiwny

Nie odpowiedziała od razu. W tle usłyszałem, jak ktoś zamyka drzwi. Może wyszła na klatkę, żeby Kamil nie słyszał.

– Nie wiedziałam, co robić. Ty nigdy nie rozumiałeś, jak to jest kochać kogoś, kto się gubi.

Rozłączyłem się bez słowa. Z każdym krokiem po pokoju czułem, jak narasta we mnie złość. Ale to nie była tylko złość. To było rozczarowanie. Zaczynałem analizować wszystkie wcześniejsze sytuacje, w których jej ufałem. Każdą drobną prośbę, każde „Adamku, tylko tym razem”. I ten głos w głowie: „przecież wiedziałeś, że to się tak skończy”.

Ufałem jej, bo była moją siostrą. Bo zawsze wierzyłem, że kiedyś dorośnie. Ale tego dnia zrozumiałem, że może to nie ona się nie zmienia – tylko ja cały czas łudzę się, że jeszcze warto ją ratować.

Postawiłem ultimatum

Spotkaliśmy się tydzień później. Przyszła sama, bez makijażu, z rozbieganym wzrokiem, jakby już wiedziała, co usłyszy.

– Albo oddajesz pieniądze, albo spotkamy się w sądzie – powiedziałem spokojnie, ale stanowczo.

Wiedziałem, że nie mam ochoty znów słuchać jej tłumaczeń.

– Nie mam ich. On zniknął. Nie wiem, co robić… – szepnęła i pochyliła głowę, jak dziecko przyłapane na kłamstwie.

– Nie interesuje mnie to. To była twoja decyzja – powiedziałem, czując, jak całe moje ciało się napina.

Nie odpowiedziała. Schowała twarz w dłoniach. Nie ruszyłem się. Siedziałem jeszcze chwilę, a potem po prostu odszedłem.

Przestałem odbierać jej telefony, nie odpisywałem na wiadomości. Wiedziałem, że się boi, że wierzyciele w końcu się do niej dobiorą. Ale nie potrafiłem już współczuć. Miałem dość. Tego dnia wyłączyłem coś w sobie.

Choć z zewnątrz byłem twardy, w środku szarpały mną wspomnienia. Widziałem ją, jak jeszcze jako dziewczynka tuliła się do mamy, jak mówiła, że kiedyś zamieszka nad morzem. A teraz patrzyłem na kobietę, która złamała nie tylko słowo, ale coś głębszego – nasze zaufanie.

Oddaliliśmy się

Ojciec zmarł niespodziewanie. Zawał. Byłem wtedy w pracy, kiedy zadzwoniła mama. Głos jej drżał, mówiła spokojnie, jakby czytała z kartki. Kiedy się rozłączyła, przez kilka minut po prostu siedziałem i patrzyłem w ekran. Potem wstałem, założyłem marynarkę i wyszedłem bez słowa.

Na pogrzebie Ewa pojawiła się w czarnej sukience, z włosami spiętymi w kok. Widziałem ją z daleka. Nie podeszła. Ja też nie zrobiłem kroku w jej stronę. Tylko raz nasze spojrzenia się przecięły – krótko, bez emocji. Jakbyśmy byli dla siebie kimś obcym.

Podczas stypy siedziałem obok mamy. Była cicha, jakby nie do końca obecna. Pod koniec obiadu nachyliła się do mnie i szeptem powiedziała:

– Niektóre długi to nie pieniądze.

Spojrzałem na nią, ale nie mówiła już nic więcej. Wzrok miała utkwiony gdzieś poza stołem, gdzieś dalej, może w przeszłości.

Wracałem do mieszkania pieszo, choć padało. Jej słowa nie dawały mi spokoju. Powtarzałem je w myślach: niektóre długi to nie pieniądze. Czy to była jej obrona? Czy może moja siostra naprawdę zapłaciła większą cenę, niż sądziłem?

Mam do niej żal

Zobaczyłem ją przypadkiem, gdy wychodziłem z pracy. Szła ulicą z siatkami. Pochyliła się, żeby poprawić pasek torby, wyglądała na zmęczoną. Chciałem się cofnąć, zniknąć, zanim mnie zauważy. Zamiast tego stałem w miejscu, ukryty za rogiem bloku.

Wsiadłem do samochodu. Wpatrywałem się w ekran telefonu. Napisałem wiadomość: „Ewa, nie wiem, co powiedzieć. Chyba za późno…”. Zawahałem się. Skasowałem. Napisałem znowu, inaczej. Skasowałem znowu. W końcu odjechałem, nie zostawiając żadnego śladu. Nie potrafiłem zdecydować, co bardziej do mnie pasuje – gniew czy tęsknota. Jedno i drugie trzymało się mnie zbyt mocno.

Mama czasem wspomina Ewę, nie pyta, dlaczego nie przychodzę, gdy ona jest w domu. Udajemy, że nic się nie zmieniło. Albo że zmieniło się na tyle, że nie trzeba już o tym mówić.

Wiem, że długi się spłaca, ale nie wszystkie kończą się przelewem na konto. Niektóre zostają w głowie, w sercu, w spojrzeniach, których się unika. Nie wiem, czy jej wybaczę. Albo sobie – że tak długo wierzyłem, że wystarczy być odpowiedzialnym, żeby wszystko było dobrze.

Adam, 40 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama