„Pożyczyłem bratu 30 tysięcy, bo łkał, że nie ma za co żyć. Zamarłem, gdy tydzień później wrzucił zdjęcia z Dubaju”
„Serce mi zamarło, ale nic nie powiedziałem nic. Pokiwałem tylko głową, udając, że nie robi to na mnie wrażenia. Jeszcze tego samego dnia spróbowałem do niego zadzwonić. Raz. Drugi. Trzeci” .

- Redakcja
Od zawsze byłem tym „rozsądnym” bratem. Starszym o cztery lata, spokojniejszym, bardziej obowiązkowym. Paweł miał duszę wolnego ptaka. Gdy ja kończyłem finanse i rachunkowość, on rzucał szkołę średnią, żeby pojechać na festiwal w Chorwacji. Później zaczął kombinować z jakimiś startupami, ale kończyło się tak, że przychodził do mnie po pomoc, gdy bank chciał mu zająć konto. Mimo to... zawsze mu pomagałem. Może dlatego, że był moim bratem. A może dlatego, że w naszej rodzinie wszystko kręciło się wokół Pawła. Mama zawsze mówiła:
– On po prostu ma trudniej. Ty zawsze sobie radzisz.
Tyle że tym razem sprawa była poważna. Zadzwonił do mnie wieczorem.
– Stary, mogę przyjechać?
Przyjechał po dwudziestu minutach. Roztrzęsiony. I już wiedziałem, że znowu coś przeskrobał. Usiedliśmy przy kuchennym stole. Anka, moja partnerka, od razu wyczuła, że coś się święci, i zamknęła się w sypialni.
– Słuchaj, nie wiem, jak to powiedzieć... Wpakowałem się w coś głupiego.
– Ile? – zapytałem od razu.
– Trzydzieści tysięcy... Nie chodzi tylko o pieniądze. Jak tego nie ureguluję w tydzień, to mnie rozjadą... To nie są ludzie, z którymi się żartuje.
Poczułem, jak wszystko we mnie się napina. Tyle że... to był mój brat. Dałem mu te pieniądze. Bez umowy. Bez świadków. Bo był rodziną. Anka była wściekła. Kiedy zamknęły się drzwi za Pawłem, wybuchła.
– Co ty najlepszego zrobiłeś?! On ci tych pieniędzy nie odda! Nigdy!
– Daj spokój. To mój brat.
– Właśnie. To twój brat. Nie zapłaci za nas czynszu.
Miała rację. Wiedziałem o tym. Wtedy jeszcze łudziłem się, że tym razem będzie inaczej.
Serce mi zamarło
Minął tydzień. Zero kontaktu. Zero przelewu. Zero wiadomości. Dzwoniłem – nie odbierał. Pisałem – nie odpisywał. Siedziałem w pracy, wpatrzony w ekran, kiedy podszedł Bartek z marketingu.
– Ej, twój brat to ten, co prowadził kiedyś ten bar na Pradze?
– No... A co?
Bartek się zaśmiał i wyciągnął telefon.
– No bo właśnie mi się przypomniało. Patrz!
Nachylił się do mnie z ekranem. Paweł w okularach przeciwsłonecznych. W tle Burj Khalif. I podpis:
„Trzeba żyć, nie tylko przeżyć”.
Serce mi zamarło, ale nic nie powiedziałem nic. Pokiwałem tylko głową, udając, że nie robi to na mnie wrażenia. Jeszcze tego samego dnia spróbowałem do niego zadzwonić. Raz. Drugi. Trzeci. W końcu odebrał. Tylko że… w tle słyszałem muzykę, jakąś imprezę.
– Halo?
– Co jest grane? Jesteś w Dubaju?
– Co? Nie, stary... Skąd ci to przyszło do głowy?
– A zdjęcie?
– Aaa, to stare, wrzuciłem tak o, dla beki. Słuchaj, nie mogę teraz gadać. Zadzwonię później, dobra?
Rozłączył się, zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć. Siedziałem z telefonem w dłoni i czułem się jak idiota. Anka miała rację.
Matka miała mnie gdzieś
– Mówiłam ci – rzuciła Anka, zanim jeszcze zdążyłem zamknąć drzwi.
Nie miałem siły odpowiadać. Chciałem powiedzieć coś rozsądnego, ale jedyne, co potrafiłem z siebie wydusić, to:
– Wrzucił zdjęcie z Dubaju. Mówi, że to stare.
Anka tylko prychnęła:
– Stare? Naprawdę w to wierzysz? Tomek, obudź się. On cię okłamuje. I jeszcze się z tego śmieje.
Milczałem. Bo wiedziałem, że ma rację. Kilka dni później pojechaliśmy do mojej matki. Ucieszyła się, jakby mnie nie widziała od dekady.
– Siadaj, zrobię herbatę.
– Co tam u Pawła? – rzuciłem od razu.
Matka spojrzała na mnie z lekkim wahaniem.
– A co ma być?
– Jest w mieście?
– Czemu pytasz?
– Bo widziałem zdjęcie. Z Dubaju.
Przez sekundę nie powiedziała nic. Potem wzruszyła ramionami.
– No i dobrze. Chłopak w końcu coś zobaczył. Całe życie nie będzie siedział pod miotłą.
– Mamo, on pożyczył ode mnie trzydzieści tysięcy. Na długi. A potem jedzie sobie do Dubaju i udaje, że wszystko w porządku.
– Przecież to twój brat – odparła, jakby to załatwiało sprawę. – Nie będziesz go przecież rozliczał jak bank.
– Nie, rozliczam go jak człowieka. Za kłamstwo.
Anka nie wytrzymała.
– Może jeszcze mu dorzucimy na kolejną wycieczkę?!
– Proszę cię... – próbowałem załagodzić, ale matka już wstała z fotela.
Wyszła z kuchni. Anka patrzyła na mnie, jakbym był największym frajerem na świecie.
Straciłem nie tylko pieniądze
Nie uprzedziłem go, że przyjadę. Nacisnąłem dzwonek. Raz. Drugi. W końcu otworzył. W bokserkach, z kubkiem kawy w ręku, opalony jak z katalogu wakacyjnego.
– Ooo, siema! Co tam?
– Możemy pogadać? – zapytałem sucho.
– Jasne, wchodź.
W salonie stał nowy telewizor. Gigantyczny. W rogu pudło po konsoli do gier. Paweł zniknął do kuchni.
– Kawy? – zapytał.
– Skąd miałeś na ten wyjazd?
Zamarł. Dosłownie przez ułamek sekundy. Potem westchnął, uśmiechnął się krzywo i wzruszył ramionami.
– A, stary... Życie. Udało się. Wiesz, jak jest.
– Czyli nie było żadnych długów?
– Nooo... – przeciągnął, siadając naprzeciwko – może nie takich, jakie ci mówiłem. Myślałem, że mi się noga powinie. A potem nagle bach – przypływ gotówki.
– To, czemu nie oddałeś chociaż części?
Wzruszył ramionami.
– Nie miałem do tego głowy. Poza tym myślałem, że rozumiesz.
– Rozumiem? Że daję ci trzy dychy, a zamiast spłacić cokolwiek, lecisz się smażyć w Dubaju?
– A może ty chcesz mnie trzymać na smyczy, co? Jak dajesz kasę, to masz prawo mi mówić, jak żyć?
– Mam prawo oczekiwać uczciwości! Tylko tyle!
Wstał.
– Wiesz co, idź już.
Zebrałem się do wyjścia, ale zanim zamknął za mną drzwi, zdążyłem powiedzieć:
– Nie chodzi o kasę. Chodzi o to, że mnie okłamałeś. A ja naprawdę wierzyłem, że tym razem to nie będzie jak zawsze.
Zrozumiałem, że właśnie straciłem nie tylko pieniądze.
Nie miałem siły
Tej nocy nie zmrużyłem oka. Leżałem w łóżku, gapiąc się w sufit, podczas gdy Anka przewracała się z boku na bok, próbując zasnąć. W końcu usiadła, zapaliła lampkę nocną i spojrzała na mnie zmęczonym wzrokiem.
– To, co teraz? – zapytała cicho. – Nadal będziesz udawał, że to nic?
Nie odpowiedziałem. Nie miałem siły.
– Ostrzegałam cię. Od początku wiedziałam, że cię wystawi. I nie chodzi o pieniądze. Chodzi o ciebie. O to, co on z tobą robi.
Westchnąłem. Zakryłem twarz dłońmi.
– Wiem. Tylko... to mój brat.
– Brat, który traktuje cię jak bankomat.
– On... – zacząłem, ale nie dokończyłem.
Zapanowała cisza. Anka zgasiła lampkę i odwróciła się plecami. Leżałem tak jeszcze długo, zanim wyszedłem na balkon. Miasto spało. W głowie miałem obraz dzieciństwa. Ja – z tornistrem, obowiązkowy. On – z wiecznym guzem na czole, zapominający piórnika, ale zawsze rozbrajający uśmiechem. Wtedy byłem jego bohaterem. Teraz byłem tylko jego portfelem. Wróciłem do łóżka. Położyłem się obok Anki i wyszeptałem:
– Chyba nie chcę go już znać.
I choć wypowiedzenie tych słów bolało, poczułem, że to pierwszy krok, by naprawdę przestać się łudzić.
Postawiłem granicę
Kilka tygodni później, telefon zawibrował, gdy akurat pakowałem zakupy do lodówki.
„Wiem, że zawaliłem. Przepraszam. Serio. Pogadamy?”.
Spojrzałem na ekran przez dłuższą chwilę. Potem go odłożyłem. Nie miałem już siły zaczynać tej rozmowy po raz setny. Los jednak był bardziej złośliwy. Tego samego dnia matka zaprosiła nas na obiad. Anka nie chciała jechać, ale przekonałem ją, że nie chcę robić scen. Gdy przyszliśmy, Paweł był już u matki. W nowych ciuchach, które na pewno nie były tanie. Obiad to była farsa. Matka udawała, że wszystko jest jak dawniej. Ziemniaki, schabowe, kompot z malin. Paweł sypał anegdotami, śmiał się z własnych żartów. Ja siedziałem sztywno. Anka obok mnie zaciskała szczękę.
– No, chłopcy, jedzcie, przecież nic się nie stało – powiedziała mama, kiedy wyczuła napięcie.
Wtedy już nie wytrzymałem.
– Stało się. Ale ty wolisz tego nie widzieć.
Paweł spuścił wzrok, ale tylko na chwilę.
– Daj spokój. Przecież mówiłem, że przepraszam. Co jeszcze mam zrobić?
– Może przestać robić z ludzi idiotów?
– Okej. Widzę, że się nie da rozmawiać – rzucił z teatralnym westchnieniem.
– A ja widzę, że nie zmieniłeś się ani trochę.
Wstaliśmy z Anką od stołu. Matka próbowała nas zatrzymać, ale już mnie to nie obchodziło. Paweł znowu kreował się na ofiarę. W końcu zrozumiałem, że nie muszę brać w tym udziału. Nie odpowiedziałem na żaden kolejny SMS. Nie odbierałem. I – po raz pierwszy – nie miałem wyrzutów sumienia.
Tomasz, 27 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mąż żałował mi na wakacje, a sam roztrwaniał kasę na bzdury. Dziś zamiast w oceanie, po uszy taplam się w długach”
- „Przez 40 lat żyłam tylko dla kogoś. Po sześćdziesiątce zakochałam się, kupiłam bilet do Włoch i zasmakowałam wolności”
- „Znajomi pływali w oceanie, a ja byłam po uszy skąpana w gipsie. Remont mieszkania odebrał mi to, co najpiękniejsze”

