Reklama

Pracuję jako księgowa, więc liczby są moją codziennością – konkretne, przewidywalne, niekłamiące. W przeciwieństwie do ludzi. Od sześciu lat jestem żoną Konrada. I chociaż kocham go, to coraz częściej łapię się na tym, że nie rozumiem, jakim cudem w moim racjonalnym świecie znalazło się miejsce dla kogoś takiego.

Może zrobiłam błąd

Z Teresą, moją teściową, od zawsze miałam trudne relacje. Typ kobiety, która wie wszystko lepiej, zawsze znajdzie sposób, żeby wbić szpilę, ale tak, żeby nikt poza mną tego nie zauważył. Konrad mówi, że „ona po prostu taka jest", że „trzeba ją zrozumieć". Ale mnie już coraz trudniej ją rozumieć, szczególnie odkąd pożyczyłam jej pieniądze. Bo, oczywiście, „tylko na chwilę”.

– Mówisz, że nie oddała? – Ewa spojrzała na mnie znad filiżanki z cappuccino. Siedziałyśmy w naszej ulubionej kawiarni. – Ile jej pożyczyłaś?

– Dziesięć tysięcy – westchnęłam, mieszając machinalnie herbatę. – Obiecała, że odda w miesiąc. Minęło już prawie pół roku. I ani grosza, ani słowa.

– Dziesięć tysięcy?! – Ewa aż odstawiła filiżankę. – Jola, ty zwariowałaś?

– Myślałam, że naprawdę ma problemy… Mówiła, że coś z emeryturą nie wypłacili, że jakiś kredyt nagli… No i to matka Konrada.

– No właśnie – rzuciła z ironią. – Matka Konrada. A Konrad co?

– Konrad... – przełknęłam ślinę. – Twierdzi, że nie powinnam robić z tego afery. Że to tylko pieniądze. Ale to nie chodzi tylko o pieniądze, Ewa.

– Oczywiście, że nie. – Pokiwała głową. – Chodzi o szacunek. O granice. I o to, że w tej rodzinie nikt ich nie widzi.

Ewa miała rację. Po raz pierwszy poczułam, że to może nie być tylko chwilowa trudność. Że ta sytuacja, ta „pożyczka”, jest jakimś rodzajem testu. I ja właśnie zaczynałam go oblewać.

Chciałam odzyskać kasę

– Tereso, chciałam tylko... zapytać, czy może... udało się coś z tym przelewem? – zapytałam niepewnie, poprawiając płaszcz na ramieniu. Stałyśmy pod blokiem, bo akurat wpadłam po drodze z pracy.

– O przelewie? – zmarszczyła brwi. – A, chodzi ci o te pieniądze? – zaśmiała się, jakby to był jakiś niewinny żarcik. – Oj, Jolu, ja cię proszę, nie dramatyzuj. Jak tylko uporam się z tym zamieszaniem w banku, wszystko ci oddam.

– Tylko że... minęło już sporo czasu – odważyłam się powiedzieć. – Po prostu chciałam wiedzieć, czy mogę to jakoś zaplanować...

– Zaplanować? – Teściowa złożyła usta w dziwny uśmiech. – Dziecko, ja mam większe zmartwienia na głowie. Naprawdę nie będziemy teraz robić księgowości rodzinnej, co? – Puściła mi oko. – Idź już, bo zmarzniesz.

Wracałam do domu z zaciśniętymi pięściami. Czułam się jak idiotka. I jak naiwniara. W domu zastałam Konrada w kuchni, robił kanapkę.

– Rozmawiałam z twoją mamą – zaczęłam ostrożnie. – Nadal nie oddała pieniędzy. Powiedziała, że mam nie dramatyzować.

– Jolciu... – westchnął, jakby już był zmęczony. – To mama. Ona ci odda, tylko daj jej trochę czasu. Po co te nerwy?

– Bo to nie chodzi tylko o czas, Konrad! – wybuchłam. – Ona mnie zbywa. I traktuje jak natręta.

– Przesadzasz. Nie musisz być taka sztywna. Wyluzuj trochę.

Wtedy poczułam, jak coś we mnie pęka. Mąż, zamiast mnie wesprzeć, znowu stanął po jej stronie. Jak zawsze.

Uważała, że nie ma tematu

– Tereso, chciałabym ustalić konkretny termin oddania pieniędzy – powiedziałam pewnym głosem, choć serce waliło mi jak oszalałe. Siedziałyśmy w jej kuchni, pachniało przypalonym rosołem. – Minęło pół roku. To nie jest już „chwilowe”.

– O, Jolu – teściowa westchnęła teatralnie i potarła czoło. – Naprawdę musimy teraz o tym rozmawiać? Nie wypada tak rodzinie wypominać pieniędzy, nie uważasz?

– Wypominać? – zjeżyłam się. – Przypominać, Tereso. Bo ty nawet raz sama nie wspomniałaś o zwrocie. Ani razu.

Zamiast odpowiedzi, zrobiła minę zbitego psa i pokiwała głową.

– Wiesz, jak mi przykro, że tak o mnie myślisz. Ja ci zaufałam, jak córce, a ty teraz przychodzisz i robisz awantury jak jakaś obca.

– Ja zrobiłam błąd, pożyczając bez umowy – wysyczałam. – Ale nie będziesz mnie jeszcze emocjonalnie szantażować. Oddaj, co pożyczyłaś. I tyle.

– Zobaczysz, wszystko ci się kiedyś zwróci – mruknęła, wstając od stołu. – Karma wraca.

Wróciłam do domu roztrzęsiona. W salonie Konrad oglądał mecz, jakby świat się nie walił.

Twoja matka uważa, że to ja ją atakuję – powiedziałam twardo. – Nie zamierzam tego dłużej znosić.

– Jolu... – westchnął. – Ty zawsze wszystko bierzesz za bardzo do siebie. To tylko pieniądze.

Poczułam, jak ogarnia mnie złość. Nawet nie chodziło już o pieniądze. Chodziło o to, że zostałam sama.

Podsłuchałam ich rozmowę

– Jola nigdy się nie dowie, nie martw się – usłyszałam głos Konrada, zanim zdążyłam wejść do salonu. Przystanęłam w korytarzu. Telefon przy jego uchu, dłoń założona za głowę, ton konspiracyjny.

– Mamo, przecież ustaliliśmy, że to nie była „pożyczka”... To był gest. Wiem, że nie masz z czego oddać. Ale błagam, nie rozkręcajmy afery, dobra? Tylko uważaj, co mówisz przy niej.

Zamarłam. W jednej sekundzie cały świat się przewrócił. To nie była tylko niechęć Teresy do zwrotu pieniędzy. To była świadoma gra. I Konrad w niej uczestniczył.

– Konrad?! – wszedł mi w słowo przerażony, kiedy weszłam do pokoju.

– Przypadkiem usłyszałam. I chcę usłyszeć całą prawdę. Teraz. Od ciebie.

– Jolu, ja... – próbował się uśmiechnąć. – To nie tak. Mama miała trudny czas. Powiedziała, że to tylko na chwilę, ale potem się okazało, że...

– ...że nigdy nie miała zamiaru oddać – dokończyłam za niego. – A ty o tym wiedziałeś?

Patrzył na mnie jak dziecko przyłapane na kłamstwie. I nie powiedział nic. Milczenie wystarczyło.

Wyszłam do sypialni i zatrzasnęłam drzwi. Czułam się, jakbym została okradziona z czegoś więcej niż pieniędzy – z zaufania, z godności, z bezpieczeństwa.

Dla mnie to zdrada

– Ty naprawdę nie rozumiesz, co zrobiłeś, prawda? – spytałam, kiedy usiedliśmy wieczorem w kuchni. – Zdradziłeś mnie. Nie z inną kobietą. Z własną matką.

Konrad odchrząknął, nie patrząc mi w oczy.

– Jolu, tak się pomaga rodzinie. To było ważne. Mama wtedy była... w rozsypce. A ty przecież zarabiasz więcej ode mnie. Myślałem, że dasz radę to... odpuścić.

– Odpuścić?! – krzyknęłam. – Czy ty słyszysz siebie?! Ty wiedziałeś, że te pieniądze przepadną, i nawet nie miałeś odwagi mnie uprzedzić!

Nie odpowiedział. Patrzył w blat, jakby miał nadzieję, że się pod nim zapadnie.

Zostawiłam go z tym i wyszłam. Pojechałam do Ewy.

– Wiesz, że on o wszystkim wiedział? – rzuciłam, zanim zdążyłam usiąść na kanapie. – Od początku. Nie powiedział, nie ostrzegł, nie stanął po mojej stronie. I jeszcze próbował mnie uciszyć.

Ewa nalała mi herbaty. Bez pytań, bez oceny.

– Jolu... Musisz sobie odpowiedzieć na jedno pytanie. Czy naprawdę chcesz żyć z kimś, kto cię wystawił? Kto wybrał wygodę ponad ciebie?

Zamilkłam. Bo nie znałam odpowiedzi. Wiedziałam tylko jedno – że już nie jesteśmy tą samą parą. I że coś we mnie pękło. Trwale.

Postawiłam granice

Wzięłam głęboki oddech i nacisnęłam dzwonek. Drzwi otworzyła Teresa – w ręku miała ściereczkę, na twarzy nieszczery uśmiech.

– O, Jolu! Co za niespodzianka.

– Porozmawiamy? – zapytałam chłodno. – Bez Konrada.

Wpuściła mnie do środka, nie kryjąc zaskoczenia. Usiadłyśmy w salonie. Nie rozsiadałam się, jakbym miała zaraz wstać i wyjść. I tak się czułam – jak bomba z opóźnionym zapłonem.

Przyjechałam, żeby postawić sprawę jasno – zaczęłam. – Jeśli nie oddasz mi pieniędzy do końca miesiąca, zgłoszę sprawę do sądu. Mam twoje wiadomości. To wystarczy.

Teresa spojrzała na mnie z niedowierzaniem.

– Przecież ty nie zrobisz czegoś takiego. Jesteśmy rodziną!

– Ty przestałaś być dla mnie rodziną w dniu, w którym uznałaś, że możesz mnie wykorzystać. I jeszcze kazałaś mi milczeć.

Zamilkła. Próbowała przybrać pozę skrzywdzonej, ale ja już nie byłam tą samą Jolką, która słuchała jej żartów i kłamstw.

– Może porozmawiasz z Konradem, może razem coś wymyślicie. Ale ja już nie mam zamiaru dłużej czekać. Wystarczająco długo pozwalałam się traktować jak głupią.

– Ty jesteś nienormalna – warknęła. – Jak możesz grozić mi sądem?!

– Bo w końcu nauczyłam się, że trzeba stawiać granice. Nawet jeśli po drugiej stronie stoi ktoś z twojego drzewa genealogicznego.

Wyszłam, zostawiając ją w osłupieniu. Po raz pierwszy od miesięcy czułam się... wolna.

Nie odpuszczę jej

Nie odzyskałam jeszcze pieniędzy. Ale odzyskałam coś znacznie cenniejszego – siebie.

Od tamtej konfrontacji minęło kilka tygodni. Teresa milczy. Nie przelała ani grosza. Konrad też jakby zamilkł – chodzi po domu cicho, nie zaczyna rozmów. Chyba wciąż wierzy, że wszystko rozejdzie się po kościach. Że ja „zmięknę”. Ale ja już nie jestem tą samą kobietą. Nie daję się manipulować, nie duszę złości, nie udaję, że wszystko gra.

Zaczęłam się zastanawiać nad naszym małżeństwem. Nad tym, ile razy przymykałam oczy. Ile razy brałam na siebie odpowiedzialność za jego decyzje, za jego rodzinę, za jego wygodę. Czy to była miłość? A może tylko strach przed samotnością?

– Czasem trzeba się przewrócić, żeby wstać silniejszą – powiedziała Ewa, kiedy opowiedziałam jej, co się wydarzyło. – Ale nie próbuj już stawać na kolanach.

Przytaknęłam. I w środku poczułam... spokój.

Już nie.

Jola, 32 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama