Reklama

Na początku wszystko wydawało się idealne. Miałam przystojnego męża, stabilny dom i udane życie. Jednak z czasem zaczęłam czuć, że coś się zmienia. Piotr wracał później, nie dotykał mnie jak dawniej. Kiedy odkryłam, że mnie zdradził – nie raz, nie z jedną – cały mój świat runął. Upokorzenie i ból przerodziły się jednak w coś znacznie silniejszego. W gniew. I wtedy zrozumiałam jedno: nie będę ofiarą. Zamierzam się odegrać. Tak, że zapamięta to na zawsze.

Pragnęłam zemsty

Wiedziałam. Po prostu wiedziałam. Nie miałam jeszcze dowodów, ale każda komórka mojego ciała krzyczała, że coś jest nie tak. Wracał do domu z lekkim uśmiechem, jakby gdzieś tam, poza mną, istniał lepszy świat. A potem, któregoś dnia, na dnie kosza znalazłam rachunek z hotelu. Nie zrobiłam awantury. Jeszcze nie. Poczekałam, aż wróci. Usiadł na kanapie, wyjął telefon, jakby mnie nie było.

– Z kim sypiasz? – powiedziałam cicho.

Zamarł. Powoli uniósł głowę, a jego twarz mówiła wszystko.

– To nie tak…

– Szkoda. Bo ja właśnie myślę, że mnie zdradzasz. I że robisz to nie od wczoraj.

Zamilkł. Przełknął ślinę, próbując ułożyć jakąś wersję wydarzeń, ale ja już go nie słuchałam. Wstałam. Przeszłam przez pokój jak cień.

– Wiesz, co jest najgorsze? Ufałam ci.

Nie było krzyku. Nie było płaczu. Tylko cisza. I plan, który rodził się we mnie powoli. Musiał zaboleć. Musiał być nieodwracalny. Następnego dnia zapukałam do drzwi teścia.

– Maja? Co się stało?

– Twój syn mnie zdradza.

–I co chcesz z tym zrobić?

Serce waliło jak oszalałe

Na początku wszystko wyglądało niewinnie. Kilka rozmów, wspólna kawa, żarty rzucone przy kuchennym blacie. Teść był inny niż mąż – bardziej bezpośredni, pewny siebie i uważny. Patrzył mi prosto w oczy, nie uciekając wzrokiem. Miał w sobie coś, co sprawiało, że zapominałam, po co tu przyszłam.

– Jesteś pewna? – zapytał któregoś dnia, gdy jego dłoń musnęła moją.

– Tak – odpowiedziałam chłodno.

Nie było czułości. Była chemia. Pocałunek, który zostawił mnie bez tchu, dłonie, które nie pytały, czy mogą. I ja, która pozwalałam, jakby to było zupełnie naturalne. Ale z każdym kolejnym spotkaniem czułam, że coś tu nie gra. Że to nie tylko ja gram. Któregoś wieczoru, kiedy myślał, że śpię, rozmawiał przez telefon w kuchni.

Niedługo się dowie, co znaczy zdradzić rodzinę.

Zamarłam. Wstrzymałam oddech. Serce waliło jak oszalałe.

– O co chodzi? – zapytałam go dzień później.

– Piotrek nie jest godny nazywania się moim synem – odpowiedział bez zawahania.

– To nie jest miłość. To zemsta.

– Jesteśmy więc po tej samej stronie.

Jednak nie byłam tego taka pewna. Coraz trudniej było mi oddzielić grę od rzeczywistości. Coraz trudniej było mi zrozumieć siebie. A potem przyszedł dzień, który zmienił wszystko. Test ciążowy pokazał dwie kreski.

Myślałam, że to będzie proste

Patrzyłam na test ciążowy. Dwie kreski. Dwie wyraźne kreski. Czułam, jak z mojego ciała odpływa cała krew. Próbowałam złapać powietrze, ale coś ściskało mi gardło. To nie miało się tak skończyć. Zbierałam się, żeby powiedzieć o tym teściowi. Myślałam, że to będzie proste, ale zanim otworzyłam usta, usłyszałam jego głos dochodzący z gabinetu.

Zabrał mi wszystko. Firmę, matkę, dom. Teraz straci żonę, dziecko i godność.

Zamarłam. Znów ten ton. Zimny, bezwzględny. Jakby to wszystko było tylko punktem w jego planie.

– Czyli to była tylko gra… dla nas obojga – wyszeptałam do siebie.

Wyszłam z domu, nie mówiąc nic. Przez godzinę krążyłam bez celu po mieście, trzymając się za brzuch, jakby już było tam coś, co mogę chronić. Myślałam o mężu, o teściu, o sobie sprzed kilku miesięcy. Dziecko nie było częścią mojego planu. Nie miało być bronią. Nie miało w ogóle istnieć. A jednak było. Wróciłam do domu Edwarda. Stał w kuchni, nalewał sobie whisky, jakby wiedział, że przyjdę. Gdy weszłam, uniósł wzrok, ale nie wyglądał na zaskoczonego.

Jesteś w ciąży – rzucił, zanim zdążyłam otworzyć usta. – Podsłuchałem cię. Wiem, że to dziecko to twój sposób, by zniszczyć Piotra.

Nie odpowiedziałam. Już sama nie wiedziałam, kim jestem w tej historii.

Zakręciło mi się w głowie

Stałam przy oknie, patrząc na jego odbicie w szybie. Nie wiem, czy to był cień wyrzutów sumienia w jego oczach, czy tylko gra światła. Chciałam krzyczeć, wylać na niego cały gniew, ale coś mnie blokowało. Może to zmęczenie, może wstyd. A może strach, że tak naprawdę... on miał rację.

– Więc wszystko, co było między nami… to tylko część twojego planu? – zapytałam cicho, nie odwracając się.

– A twoje odwiedziny? Twoje spojrzenia? Nie bądź hipokrytką – odpowiedział spokojnie.

Odwróciłam się nagle.

– To dziecko… to nie miało się zdarzyć!

– To dziecko to najpotężniejsza broń, jaką mamy – powiedział, jakby rozmawiał o kolejnym ruchu w partii szachów.

– Ono nie jest bronią! – wrzasnęłam.

Cisza, która zapadła po moich słowach, była cięższa niż cokolwiek, co wcześniej usłyszałam. Teść spojrzał na mnie uważnie. Po raz pierwszy od początku tej chorej gry zobaczyłam, że coś w nim pękło. Ale nie ufałam już żadnemu jego drgnięciu powieki. Zebrałam swoje rzeczy. On nie próbował mnie zatrzymać. Tylko powiedział:

– Jeśli chcesz, mogę zniknąć. Ale pamiętaj: on zasłużył na wszystko, co go spotka.

Wyszłam. Na klatce schodowej złapałam się za barierkę, bo zakręciło mi się w głowie. Wiedziałam, że nie mogę już udawać, że to tylko plan. To była moja rzeczywistość. Moje dziecko. Mój chaos. I jeszcze jedna rozmowa, która musiała się wydarzyć. Z Piotrem.

Wyznałam mu prawdę

Spotkaliśmy się w parku. Piotr spóźnił się dziesięć minut. Wysiadł z auta i podszedł z nonszalanckim uśmiechem, jakbyśmy się pokłócili o błahostki.

– Co ty sobie myślisz? Że mnie złamiesz? – zapytał, zanim zdążyłam się odezwać.

Stałam w milczeniu. Patrzyłam, jak bardzo się zmienił – bardziej w oczach niż na twarzy. Jakby już nie był tym samym człowiekiem, który kiedyś dotykał mnie z czułością.

– Już jesteś złamany. Ale to dopiero początek – powiedziałam spokojnie.

Zaczął się śmiać.

Szantażujesz mnie? Co tym razem? Pieniądze? Dom? A może chcesz mi wbić nóż w plecy przy znajomych?

Zbliżyłam się o krok.

Noszę dziecko.

Zamilkł. Całe jego ciało jakby zastygło.

– Twoje? – spytał, niemal szeptem.

– Nie. Twojego ojca.

Widziałam, jak z jego twarzy odpływa krew. Przez sekundę wyglądał, jakby miał się przewrócić. Potem zrobił krok do tyłu, jakby chciał uciec, ale nie wiedział gdzie.

Kłamiesz – wysyczał.

– Nie. To się naprawdę dzieje. A ty musisz z tym żyć.

Odwróciłam się i odeszłam, zostawiając go w miejscu, gdzie nie było już niczego – ani dumy, ani pewności, ani iluzji kontroli. Dla mnie to był to moment, w którym przejęłam stery. W którym oboje zrozumieliśmy, że nic już nie wróci do poprzedniego stanu.

Nie czułam ulgi

Usiadłam na ławce przy oknie, trzymając w dłoniach kubek z herbatą. Patrzyłam na swoje odbicie w szybie, szukając w nim kogoś znajomego. Ale tej kobiety już nie znałam. Zbyt wiele się zmieniło. W brzuchu czułam ciepły ciężar. Dziecko, które rosło we mnie, z każdym dniem coraz bardziej realne. Nie planowałam go, nie chciałam. A teraz bałam się, że bez niego jestem nikim. Że zemsta to było tylko chwilowe ukojone cierpienia, a teraz... teraz został tylko pył. Teść zniknął. Nie szukał kontaktu. Piotr – nie dzwonił, nie pisał. Może próbował zebrać resztki swojej dumy. Może knuł kolejną grę. Nie obchodziło mnie to. Nie szukałam już satysfakcji. Nawet nie szukałam odpowiedzi. Tylko spokoju. Ale on nie przychodził.

Zemsta dała mi władzę, ale nie przyniosła ulgi. Zniszczyłam człowieka, który mnie zranił. Ale przy okazji zniszczyłam też kawałek siebie. Może nawet największy. Pytania nie dawały mi spokoju. Czy będzie przypominało mnie, Edwarda, czy może Piotra – choćby tylko spojrzeniem, gestem, cieniem w oczach? Czy będzie żyło w cieniu naszej nienawiści? Czy je pokocham? A może to dziecko nie jest karą. Może to szansa, by zacząć wszystko od nowa. Nie znałam odpowiedzi.

Maja, 28 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama