„Przystojny amant z klubu seniora rozkochał mnie w sobie. Wykorzystał moje łase na miłość serce staruszki”
„Spotkaliśmy się tydzień później, pod moim blokiem. Ubrałam się najlepiej, jak potrafiłam — beżowy płaszcz, szal w drobne kwiatki, lekki makijaż. Ręce mi się trzęsły, jakbym miała zaraz zdawać maturę. Edward czekał z bukietem tulipanów”.

- Redakcja
Kiedy odszedł mój mąż, świat się dla mnie nie skończył. Przynajmniej nie od razu. Przez pierwsze miesiące wmawiałam sobie, że dobrze mi samej, że przecież jestem silna, mam dzieci, wnuki, ogródek. Ale z każdym kolejnym dniem coraz dotkliwiej czułam pustkę. Cisza w mieszkaniu stawała się nie do zniesienia, a samotne poranki przy kuchennym stole – karą, na którą nie zasłużyłam.
To Dorota zapisała mnie do klubu seniora
„Będziesz mieć ludzi, trochę rozrywki” – mówiła. Szczerze? Wkurzyło mnie to. Czułam się, jakby chciała mnie gdzieś odstawić, żebym nie przeszkadzała. Ale poszłam. Z nudów, może też trochę z ciekawości. I wtedy go zobaczyłam.
Siedział przy stoliku z kawą, elegancki, z tą swoją siwą czupryną. Gdy nasze spojrzenia się spotkały, uśmiechnął się i… nie wiem, jak to się stało, ale poczułam ciepło. Coś, czego nie czułam od lat. Spojrzał na mnie tak, jakby widział kobietę. A nie wdowę w poplamionym swetrze.
– Może się dosiądę? – zapytał.
I wtedy wszystko się zaczęło.
Spotkaliśmy się tydzień później, pod moim blokiem. Ubrałam się najlepiej, jak potrafiłam — beżowy płaszcz, szal w drobne kwiatki, lekki makijaż. Ręce mi się trzęsły, jakbym miała zaraz zdawać maturę. Edward czekał z bukietem tulipanów.
– Pasuje pani do nich bardziej niż do róż – uśmiechnął się, wręczając kwiaty.
Zabrał mnie do kawiarni urządzonej w stylu lat 70. Pachniało tam biszkoptem i wspomnieniami. Rozmawialiśmy, jakbyśmy znali się od zawsze. On o pracy w kolejnictwie, o zmarłej żonie. Ja o nauczaniu, o Władku, o tym, jak Dorota i Paweł porozjeżdżali się po świecie.
– Śmiałam się jak wariatka – powiedziałam, wspominając jedną z klasowych wycieczek. – A pan?
– Ja? Uczyłem się tańca towarzyskiego… ale moja instruktorka odeszła po trzech lekcjach. Uznajmy, że z powodu wyjazdu, nie braku talentu – roześmiał się.
Spacerowaliśmy potem nad rzeką. Przytrzymał mnie za ramię, gdy potknęłam się o krawężnik. Serce mi zabiło szybciej, jakbym znów miała dwadzieścia lat. Pożegnaliśmy się uściskiem dłoni, ale dłoń trzymałam w kieszeni jeszcze długo, jakby miała zapamiętać ciepło.
Jeszcze tego wieczoru dostałam SMS-a: „Dziękuję za dzisiejszy dzień. Był piękny. – Edward”.
Nie zdążyłam odpisać. Zadzwoniła Dorota.
– Słyszałam, że widziano cię z jakimś mężczyzną?
– Tak. Edward. Poznaliśmy się w klubie seniora.
– Mamo, jesteś pewna, że to dobry pomysł? Teraz wszyscy kombinują. A ty… sama.
– Dorotko… ja nie proszę o wiele. Chcę się poczuć jeszcze raz szczęśliwa.
Zamilkła. A ja patrzyłam w okno, z dłonią wciąż w kieszeni.
Z Edwardem spotykaliśmy się coraz częściej
Wspólne herbaty, spacery, niedzielne obiady w małych barach z domowym jedzeniem. Zaczął mnie odwozić po zajęciach z klubu. Czasem zostawał chwilę na klatce, czasem wnosił zakupy. Coraz częściej łapałam się na tym, że czekam na jego wiadomość, że szukam jego twarzy w tłumie.
Któregoś wieczoru zaproponował, żebym przyszła do niego na kolację.
– Sam gotuję. Będzie makaron z czymś, co udaje sos – zażartował przez telefon.
Przyjęłam zaproszenie z uśmiechem. W jego mieszkaniu było ciepło. Nie tylko przez grzejniki. Zdjęcia dzieci, ślady życia. Pokazał mi album ze starymi fotografiami.
– To moja Maria – powiedział, pokazując zdjęcie kobiety w kapeluszu. – Odeszła nagle. Długo nie mogłem spać w tym domu.
– Władek też zmarł nagle. Na spacerze z psem… – przerwał mi głos. – Czasem dalej go słyszę, jak mówi do mnie z kuchni.
Spojrzeliśmy na siebie. Bez słów. Zrozumienie przyszło jak dotyk. Wieczór zakończył się delikatnym pocałunkiem w dłoń.
Ale spokój nie trwał długo. Następnego dnia wpadła Dorota. Z impetem.
– Mamo, nie chciałam ci tego mówić, ale sprawdziłam tego Edwarda. Nic o nim nie wiadomo! Zero w internecie. A teraz tak nagle cię adoruje?
– Dorota, błagam cię, on nie jest oszustem…
– A skąd wiesz? Może właśnie na takie kobiety jak ty poluje?
– Nie jestem głupia – syknęłam. – A nawet jeśli się mylę… chcę móc się mylić na własnych warunkach.
Wieczorem, leżąc w łóżku, patrzyłam w sufit. Czy Dorota miała rację? Czy jestem ślepa, bo tak bardzo chcę jeszcze raz poczuć się kochana?
To był zwykły dzień. Klub, herbata, krzyżówki. Edward miał odebrać mnie po zajęciach, ale się spóźniał. Wyszłam wcześniej i skręciłam w stronę jego bloku. Miałam mu zrobić niespodziankę.
Kiedy podeszłam, usłyszałam głosy. Stał przed klatką, rozmawiał z jakimś mężczyzną. Wyglądał na zdenerwowanego.
– Ale tato, przecież umówiliśmy się – mówił chłopak. – To mieszkanie, testament… i ta kobieta. Ty wiesz, że mama by tego nie zniosła.
– Jacek, nie teraz. Nie tutaj. Nie mieszaj jej do tego – Edward był spięty.
Zamarłam. Oparłam się o mur. Testament? Kobieta? Mama?
Nie pamiętam, jak wróciłam do domu
Cały wieczór dzwonił. Nie odbierałam. Dopiero następnego dnia, z ciężarem na piersi, zaprosiłam go do siebie.
– Słyszałam waszą rozmowę – zaczęłam, zanim zdążył usiąść.
Zbladł.
– Nie chciałem tego tak… Nie tak miałaś się dowiedzieć.
– Dowiedzieć o czym? Że masz syna, który cię nienawidzi? Że coś ukrywasz?
Usiadł ciężko. Wzrok wbity w dywan.
– Po śmierci Marii zostały sprawy… niezałatwione. Mieszkanie było zapisane na mnie, ale Jacek czuł, że to niesprawiedliwe. Twierdził, że poświęciła się dla mnie. Odciąłem się. Po pogrzebie zerwaliśmy kontakt. Dopiero niedawno zaczął pisać. A teraz, gdy pojawiłaś się ty, wrócił temat testamentu.
– Czyli myślał, że… – zająknęłam się – że jestem zagrożeniem?
– Pewnie tak. Ale ja… nie wiem, co dalej. Nie chcę cię w to mieszać, Anna.
Siedzieliśmy w ciszy. Było mi zimno. Edward wydawał się mniejszy, zgarbiony, kruchy.
Nie wiedziałam, co bardziej boli – to, że miał tajemnicę, czy to, że znowu uwierzyłam komuś zbyt szybko.
Nie spałam tej nocy. Patrzyłam w sufit, wsłuchując się w tykanie zegara. Czas płynął, a moje myśli biegały w kółko. Edward. Testament. Jacek. I ja — gdzieś pomiędzy ich historią a moim naiwnym marzeniem, że jeszcze może być „jak w filmie”.
Rano zadzwoniłam do Doroty. Musiała wyczuć coś w moim głosie, bo zjawiła się po pół godzinie.
– A nie mówiłam? – zapytała, ledwo zamknęłam drzwi.
– Nie przyszłaś po to, żeby mieć rację – odparłam ostro.
Usiadłyśmy przy stole. Dorota położyła dłonie na moich.
– Mamo, ja się boję. Boję się, że znowu się zawiedziesz. Że znowu ktoś cię zrani. A ja już raz widziałam, jak się wtedy zapadasz.
Pokręciłam głową.
– Może i tak. Ale to moje życie, Dorotko. Moja samotność. Moja nadzieja. I moje rozczarowania.
Po jej wyjściu wzięłam płaszcz i wyszłam. Nie wiedząc, dokąd, nogi zaprowadziły mnie pod budynek klubu seniora. Siedziałam na ławce, gdzie go pierwszy raz zobaczyłam.
Obok mnie starsza pani karmiła gołębie. Uśmiechnęła się do mnie.
– Pani tu często przychodzi z tym panem. Miło się na was patrzyło.
Milczałam. Miło się patrzyło...
Może to było wszystko, na co mogłam liczyć?
Spotkaliśmy się w tej samej kawiarni, co za pierwszym razem. Edward czekał przy stoliku w rogu. Wyglądał na zmęczonego. Wstał, gdy mnie zobaczył.
– Anno… – zaczął, ale uniosłam dłoń.
– Poczekaj. Ja powiem pierwsza.
Usiadłam. Serce waliło mi jak młotem.
– Nie jestem już młodą dziewczyną, Edward. Nie oczekuję bajki. Ale nie jestem też tak stara, żeby dać się wciągnąć w cudze niedokończone sprawy. Ty i twój syn… to wasza historia. Ale mnie to dotyka.
Spojrzał mi prosto w oczy.
– Nie jesteś tłem. Jesteś wszystkim, co dobre mi się ostatnio przytrafiło. Tylko… pogubiłem się. Chciałem zbudować coś nowego, nie wiedząc, że stary dom nadal się wali.
– Więc powiedz mi szczerze – poprosiłam. – Czy jesteś gotów na nowe? Czy tylko chcesz uciec od starego?
Zamilkł. Przez chwilę słyszeliśmy tylko stuk filiżanek.
– Chcę być z tobą. Ale nie będę cię zatrzymywał, jeśli nie potrafię dać ci spokoju. Zasługujesz na coś więcej niż moje niedomknięte drzwi.
Zacisnęłam dłonie na filiżance.
– Nie chcę być sama. Ale nie chcę też żyć w kłamstwie. Ani w cieniu cudzych pretensji.
– Nie kłamałem. Przemilczałem, bo się bałem, że cię stracę. I może właśnie dlatego teraz cię tracę.
Pochylił się, jakby chciał dotknąć mojej dłoni, ale się cofnął.
– Jeśli chcesz odejść… zrozumiem.
Wstałam. Wzięłam płaszcz.
– Nie wiem jeszcze, co zrobię. Ale dziękuję, że w końcu powiedziałeś prawdę.
Odwróciłam się, zostawiając go samego przy stoliku. Czułam, jak coś we mnie pęka – ale też, jak coś innego się prostuje.
Minęły trzy tygodnie. Nie widywaliśmy się, choć codziennie spoglądałam w okno z nadzieją, że zobaczę jego sylwetkę pod klatką. Czasem miałam ochotę napisać, ale powstrzymywało mnie jedno zdanie: „Nie chcę być tłem”.
Dorota odwiedzała mnie częściej. Nie mówiła już o Edwardzie. Przynosiła ciasto, opowiadała o wnukach, pokazywała nowe zdjęcia z telefonu. W jednej z rozmów, kiedy nalewała mi herbaty, powiedziała cicho:
– Mamo… przepraszam. Może nie miałam racji. Może… każdy ma prawo próbować jeszcze raz. Nawet ty.
Spojrzałam na nią zdziwiona. Uśmiechnęła się nieśmiało.
– Widzę, że zgasłaś. A tak promieniałaś, kiedy był obok. I nawet jeśli to nie to… to jednak coś w tobie rozświetlił.
Przytuliłam ją wtedy. Po raz pierwszy od lat czułam, że nie muszę się przed nią tłumaczyć z tego, co czuję.
Wieczorem, po kąpieli, stanęłam przed lustrem w łazience. Spojrzałam sobie w oczy. Twarz poorana zmarszczkami, ale nadal kobieca. Zmęczona, ale pełna czegoś, co kiedyś uważałam za naiwność, a teraz – za siłę.
– Jeszcze nie powiedziałam ostatniego słowa – szepnęłam do swojego odbicia.
Edward nie napisał. I ja też nie. Może potrzebujemy czasu. Może jeszcze się spotkamy – na tej samej ławce, w tym samym klubie. A może nie.
Anna, 67 lat
Czytaj także:
- „Po ślubie mąż zażądał, żebym zrezygnowała z pracy. Dla niego kobieta ma wartość tylko wtedy, kiedy stoi przy garach”
- „Na spotkaniach klasowych udawałam bogatą bizneswoman. Pieniądze kocham, ale niestety bez wzajemności”
- „Myślałam, że po mężu została mi tylko żałoba. Jednak w tajemniczej kopercie kryło się o wiele więcej”

