Reklama

Żyliśmy tak, jak większość ludzi – spokojnie, bez większych dramatów. Praca, dom, rachunki. Czasem się pokłóciliśmy o to, kto zapomniał zapłacić za prąd albo kto znowu kupił chipsy, choć obiecał trzymać dietę. Ale mimo tych drobnych zgrzytów byłam szczęśliwa. Tomek był ciepły i troskliwy. Może trochę zaborczy, ale zawsze w granicach, które uważałam za miłe. Mówił: „daj znać, kiedy wrócisz”, a nie: „dokąd znowu łazisz”.

W ostatnią sobotę wracałam z zakupów. Miałam siaty wypchane po brzegi, a winda oczywiście była zepsuta. Stałam pod blokiem i próbowałam sobie wmówić, że jakoś to wniosę sama, kiedy z klatki akurat wyszedł Paweł – sąsiad. Młodszy, zawsze uprzejmy. Bez słowa złapał za dwie największe torby.

– Pomogę, proszę się nie bronić – rzucił i zanim zdążyłam zaprotestować, już szedł przede mną po schodach.

Weszliśmy razem do mieszkania, zostawił torby w przedpokoju, uśmiechnął się i zszedł na dół.

– Dziękuję! – zawołałam za nim, zamykając drzwi.

Przy obiedzie rzuciłam tę historię jak wiadomość o pogodzie.

– Sąsiad z dołu pomógł mi z siatkami, bo winda dalej nie działa. To bardzo uprzejme z jego strony – powiedziałam, nakładając ziemniaki na talerz.

Nie spodziewałam się

Tomek dosłownie zamarł. Spojrzał na mnie tak, jakby usłyszał, że wygrałam milion w totka, ale pieniądze wydałam na kochanka.

– Sąsiad? – zapytał, jakby upewniał się, czy dobrze usłyszał.

– No, ten z parteru. Pomógł mi, bo niosłam całą Biedronkę.

Nie odpowiedział, ale jadł jakoś wolniej. A potem jakby ktoś zgasił światło w jego oczach.

W poniedziałek mąż już prawie się do mnie nie odzywał. Zachowywał się tak, jakby coś między nami się wydarzyło, tylko że ja nie miałam pojęcia co. Gdy wróciłam z pracy, siedział na kanapie, wpatrzony w telewizor. Odpowiedział na moje „cześć” tylko skinieniem głowy. Na kolację nie miał ochoty, a kiedy zapytałam, czy coś się dzieje, wzruszył ramionami.

– Wszystko w porządku – rzucił, jakby zamykał sprawę.

We wtorek zapytał, dokąd idę, kiedy wychodziłam po bułki. To nie był żartobliwy ton, raczej badanie terenu. Odparłam spokojnie, że do sklepu. Przejechał wzrokiem po mojej bluzie i dresach.

– Serio, tak idziesz do sklepu?

– A co, mam się wystroić?

– Kiedyś ci wystarczały stare legginsy i kurtka…

– To tylko dresy – odburknęłam i zamknęłam za sobą drzwi.

Nic nie rozumiałam

Zaczęłam zauważać, że przygląda się mojemu telefonowi, kiedy go odkładam. Wieczorem usiadł obok mnie na kanapie i zagadał jakby mimochodem:

– Z kim pisałaś wczoraj po dwudziestej pierwszej?

– Z Anką, pokłóciła się z mężem. Czemu pytasz?

– Bo jak pisałaś, to się śmiałaś. Myślałem, że to ktoś inny.

– Kto niby?

Nie odpowiedział. Wstał i wyszedł do łazienki, zostawiając mnie z tysiącem pytań w głowie. W środę przyszedł niespodziewanie wcześniej z pracy. Siedziałam akurat w kuchni i robiłam listę zakupów. Wszedł, rozejrzał się i zapytał:

– Miałaś dziś gościa?

– Gościa? O co ci chodzi?

– Buty stoją inaczej niż rano. I okno jest otwarte.

– Sprzątałam. Tomek, co ty sugerujesz?

– Nic. Po prostu pytam.

Odłożyłam długopis i spojrzałam mu prosto w oczy.

– Co się z tobą dzieje?

– Nic.

Miał urojenia

Chciałam coś jeszcze powiedzieć, ale odpuściłam. Poszłam do sypialni, usiadłam na brzegu łóżka i spojrzałam w lustro na szafie. Nie wiedziałam, co zrobiłam nie tak, ale wiedziałam, że coś się zmieniło i że to nie była tylko zła pogoda czy stres w pracy. W czwartek wieczorem powiedziałam:

– Tomek, musimy pogadać. Co się dzieje?

– Naprawdę nie wiesz?

– Nie. Jeśli coś cię dręczy, powiedz to wprost.

– Może zapytaj swojego kolegi z dołu.

Zmarszczyłam brwi, a potem parsknęłam śmiechem.

– To sąsiad, pomógł mi raz z siatkami, koniec historii.

– Nie jestem ślepy.

– Tomek, to absurd.

– Może dla ciebie.

Patrzyliśmy na siebie przez chwilę. Czułam, że przestało chodzić o zakupy, o sąsiada, o dresy. Teraz chodziło o to, że mój mąż przestał mi wierzyć.

Był zazdrosny

W nocy obudził mnie jego szept.

– Karina… Śpisz?

Ocknęłam się zaspana, spojrzałam na zegarek. Była trzecia w nocy.

– Co się dzieje?

Usiadł na brzegu łóżka. W świetle latarni z ulicy wyglądał na obcego. Inny był jego głos, jego oczy, jego sylwetka.

– Co on ci daje, czego ja nie mam?

– Nie wierzę, że to mówisz.

– Po prostu powiedz mi prawdę.

– Tomek, nie ma żadnej prawdy, o której myślisz. Jest tylko twoja wyobraźnia.

Siedział tak przez chwilę, zgarbiony, ze wzrokiem wbitym w ścianę. Nie wiedziałam, co mam z nim zrobić – przytulić, krzyczeć, uciekać? Leżałam nieruchomo, wpatrując się w ciemność. Zazdrość nie była już tylko emocją. Stała się cieniem, który siedział z nami w sypialni i oddychał w takt naszego milczenia.

Byłam bezradna

Po tamtej nocy już nie wróciliśmy do siebie. Tomek nie zadawał pytań, ale patrzył tak, jakby znał wszystkie odpowiedzi. Ja przestałam się tłumaczyć, bo i tak nic do niego nie docierało. Bywały dni, że mijaliśmy się bez słowa. Gotowałam, sprzątałam, robiłam zakupy. On czasem coś zjadł, czasem nie. Żadne z nas nie próbowało już niczego naprawiać.

To był zwykły dzień. Deszcz padał od rana, a ja malowałam rzęsy, szykując się do pracy. Tomek wszedł do łazienki, stanął za mną i patrzył przez lustro. Po chwili zapytał:

– Po co ten makijaż?

– Dla siebie – odpowiedziałam spokojnie.

– Jasne. Dla siebie.

Spojrzałam mu prosto w oczy, wytarłam niedokończony makijaż i wyszłam z łazienki. Weszłam do sypialni, otworzyłam szafę i bez słowa zaczęłam się pakować.

– Co ty robisz?

– Nie wracam dziś do domu.

– To przez tamtego?

Zatrzymałam się w pół ruchu.

– Nie. Przez ciebie.

– Czyli się przyznałaś.

– Przyznałam się do tego, że już ci nie ufam.

Zapięłam walizkę i wyszłam.

Odeszłam od niego

Zamieszkałam u koleżanki. Nie bolało tak bardzo, jak myślałam. Tęsknota była, oczywiście, ale bardziej za tym, jak żyliśmy kiedyś. Wciąż zdarzało mi się zerkać w telefon, czy nie napisał. Czasem pisał krótkie wiadomości, później dłuższe, czasem przeprosiny, czasem wyrzuty. Nie odpisywałam. Nie dlatego, że byłam dumna, po prostu nie miałam już siły rozmawiać z kimś, kto mnie nie słucha.

Nie wiem, czy wrócę do niego. Może tak, a może nie. Teraz potrzebuję ciszy, w której nie czai się podejrzenie, potrzebuję spokojnych poranków i własnych myśli.

Zazdrość Tomka była jak zaraza. Zaczęła się od drobiazgu, od paru siatek i uprzejmego sąsiada, ale wystarczyła, by rozsypać coś, co budowaliśmy latami. Ale to nie sąsiad wszystko zniszczył, ani nie ja. To Tomek zaczął wierzyć, że jestem kimś innym, niż byłam.

Karina, 35 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama