Reklama

Aleksander był dobrym mężem. Nie mogłam stwierdzić, że mnie zaniedbuje czy nie okazuje uwagi, a jednak drażniła mnie w nim jedna rzecz – nigdy nie szanował mojej pracy. Uważał, że tylko, co on robi, ma jakiś sens. Był przecież koordynatorem projektów w znanej i liczącej się na rynku firmie, a dzięki swojej niebywałej charyzmie, miał wspiąć się jeszcze wyżej po szczeblach kariery.

Reklama

Mąż stale narzekał na moją pracę

Nic dziwnego, że pracę w księgarni traktował jako coś gorszego. Ja z kolei szczerze ją kochałam. Nie było to wcale nic uciążliwego – nie harowałam przecież dla jednej z wielkich sieciówek, w których w ogóle nie czuło się wyjątkowej, czytelniczej atmosfery, tylko dla miłej, prywatnej księgarenki. Aleksander oczywiście nie potrafił tego za nic zrozumieć, a ja w końcu zdecydowałam się przestać mu tłumaczyć. Czułam, że to i tak mija się z celem.

Choć nie życzyłam mu źle, kiedy dostał swój wymarzony awans na kierownika działu projektowego, przewidywałam, że zaczną się jeszcze większe kłopoty. Świętował bardzo długo i namiętnie, a kiedy wreszcie skończył, skupił się na mnie. No i na mojej marnej pracy.

– Będę teraz przynosił naprawdę sporą kasę – tłumaczył, a ja poczułam się jak małe dziecko, które jego zdaniem zupełnie nie rozumie rzeczywistości. – Nie ma potrzeby, żebyś dalej bawiła się w tę swoją księgarenkę.

– To nie jest zabawa – powiedziałam cierpliwie, wiedząc, że podnoszenie głosu tylko wszystko skomplikuje. – Ja tam pracuję. Realizuję się.

– Weź już nie przesadzaj – machnął lekceważąco ręką. – Bardziej przydałabyś się w domu. Po co masz pracować, skoro ja bez problemu zarobię na nas oboje?

Męczył i męczył tak długo, aż nie uległam. W dodatku, przeciwko mnie była też moja najlepsza przyjaciółka, Paulina.

– Nie rozumiem, o co ty się wkurzasz – powiedziała, kręcąc głową z dezaprobatą. – Facet chce cię uwolnić od pracy, pozwolić ci zapomnieć o obowiązkach, a ty marudzisz!

Takie życie mnie wykańczało

Może i marudziłam. Przez moment naprawdę uwierzyłam, że to wszyscy wokół mają rację, a ja się głupio zawzięłam. To sprawiło, że porzuciłam ukochaną pracę i zdecydowałam się zostać w domu – ku uciesze Aleksandra, który twierdził, że wreszcie będę żyć „jak prawdziwa księżniczka”.

Prawdę mówiąc, słabo mi to wszystko do prawdziwej księżniczki pasowało. Bo to chyba tylko Paulinie wydawało się, że zostając w domu, będę sobie mogła leżeć i pachnieć. Kiedy chodziłam do pracy, obowiązkami domowymi dzieliliśmy się z Aleksandrem mniej więcej po równo. Nigdy tego jakoś specjalnie nie rozdzielaliśmy – nie ustalaliśmy kto się czym zajmie, a jednak nie czułam się wszystkim przytłoczona, a mąż o nic nie pytał.

Odkąd jednak przestałam wychodzić do księgarni, nagle to ja stałam się odpowiedzialna za pranie, sprzątanie, gotowanie (choć nawet nie byłam w tym nigdy szczególnie dobra), no i to ja musiałam poświęcać czas naszemu przydomowemu ogródkowi.

A dom, niestety, mieliśmy spory. Pewnie, że nie zamierzałam siedzieć w brudzie i pośród bałaganu, ale codzienne porządki najzwyczajniej w świecie mnie wykańczały. W dodatku nie czułam, żebym cokolwiek z tego miała – ani satysfakcji, ani pieniędzy, ani niczego dla siebie – tylko zmęczenie. A Aleksander, jak na złość zdawał się niczego nie zauważać.

Postawiłam mu warunek

Kiedy po kolejnym szalonym dniu z mopem, ścierkami i garami miałam już serdecznie dość, a Aleksander jak gdyby nigdy nic rozwalił się po pracy na tapczanie, nawet nie kiwnąwszy palcem, nie wytrzymałam.

– Żądam zapłaty – stwierdziłam stanowczo.

Zamrugał, jakby nie dowierzał w to, co mówię.

– Co? – rzucił.

– Skoro chcesz, żebym siedziała i pracowała w domu, to płać mi za tę pracę – oznajmiłam. – Innego wyjścia nie widzę.

Przyjrzał mi się uważnie, jakby co najmniej widział mnie pierwszy raz w życiu, a potem parsknął niepohamowanym śmiechem.

– A to dobre – wykrztusił. – Naprawdę dobre!

Zmarszczyłam brwi.

– Ja nie żartuję – stwierdziłam stanowczo, krzyżując ramiona na piersi. – Nie pasowało ci, żebym pracowała w księgarni, mimo że to lubiłam, a pensja była dla mnie wystarczająca. Siedzenia w domu i sprzątania nie znoszę, a poza tym, powoli mnie to wykańcza. Albo płacisz, albo nie licz, że czymkolwiek się tu jeszcze zajmę.

Mąż pokręcił głową, a dobry humor wciąż go nie opuszczał.

– Marta, pomyśl, co ty wygadujesz? – rzucił w końcu. – Przecież ty siedzisz tutaj i nic nie robisz. Za co ja bym ci miał niby płacić? No weź się nie wygłupiaj.

Zmrużyłam oczy.

Nic nie robię, tak? – powtórzyłam chłodno. – Dobra, skoro tak, zobaczysz, co znaczy „nic”. Skoro tak ci pasuje, nie ma problemu!

Jak podejrzewałam, Aleksander nie przejął się moimi słowami, bo nie wziął ich na poważnie. Ja natomiast miałam skończyć z byciem gosposią dwadzieścia cztery na dobę, bo po prostu miałam większe ambicje.

Wprowadziłam plan w życie

Już kolejnego dnia zupełnie olałam sprzątanie. Zamiast tego zaczęłam się rozglądać za jakąś dodatkową pracą, którą mogłabym realizować zdalnie. Dostęp do Internetu miałam, własny laptop też, wiec co stało na przeszkodzie? Aleksander i tak się takimi rzeczami nie interesował, więc mogłam robić co chciałam – przecież oficjalnie wcale nie pracowałam, nie?

Zgłosiłam się w kilka miejsc, gdzie szukano osób do ogarniania social mediów. Kiedyś trochę w tym siedziałam, raz nawet prowadziłam jakiś profil i całkiem niezłe miał osiągi. Celowałam w ogłoszenia, w którym szukano ludzi do pracy w modelu home office, najlepiej bez doświadczenia lub po prostu początkujących. Znalazło się kilka takich, więc posłałam swoje CV.

Nie gotowałam, nie sprzątałam, nie prałam. Co do ostatniego, prałam wyłącznie swoje rzeczy, a na posiłki albo gdzieś wychodziłam, albo zamawiałam coś na wynos. Po tygodniu zaczęli się do mnie odzywać potencjalni pracodawcy, a po półtora tygodnia miałam już podpisaną niedużą umowę zlecenie.

Muszę przyznać, że Aleksander połapał się, że coś jest nie tak dopiero po kilku dniach. Z początku myślał, że z tym obiadem to się po prostu nie wyrobiłam, nie posprzątałam, bo byłam zmęczona, a z praniem się zwyczajnie nie pośpieszyłam. W końcu jednak zaczął zadawać pytania.

– Ale o co ci chodzi? – udałam bezbrzeżne zdumienie. – Przecież ja nic nie robię! No, to skoro to jest nic, nie wiem, dlaczego teraz nagle się mnie czepiasz.

– Marta, to nie tak… – próbował się tłumaczyć. – Nie chodziło mi o to, że nic, tylko że wiesz… taka praca to nie jest praca

– Okej – stwierdziłam spokojnie. – To możemy się zamienić. A póki się na to nie zdecydowałeś, to albo płacisz jak za każdy etat, albo radzisz sobie sam.

Popatrzył na mnie przeciągle, jakby oceniał, czy aby nie oszalałam, a potem poszedł do łazienki. W każdym razie nie wrócił już do tematu.

Nie odpuszczę

W naszym domu nic się nie zmieniło. Tyle tylko, że Aleksander nauczył się wstawiać pranie i od czasu do czasu wynosi śmieci. Wciąż jednak chodzi w pomiętych koszulach, których przecież nikt nie prasuje i nie je nic w domu. Lodówka zresztą od dawna jest pusta – myślałam, że będzie mu to bardziej przeszkadzało, ale zaczął się stołować na mieście. Zastanawiam się tylko, na ile mu starczy tej całej fortuny, skoro, jak znam życie, lata po najdroższych knajpach… A że zjada tam wszystkie posiłki w ciągu dnia, myślę, że kiedyś będzie musiał z nich zrezygnować.

Ja natomiast mam się świetnie. Zwykle zamawiam sobie coś na wynos, czasem wpadam na obiad do Pauliny. Ona nie do końca rozumie, co robię, ale ważne, że ja wiem, że postępuję tak, jak trzeba. Nie wiem, czy do mojego męża kiedyś dotrze, co jest nie tak. Ostatnio w ogóle nie rozmawiamy na ten temat, a i w ogóle mamy coraz mniej wspólnych tematów. On chyba trochę się boi, bo słyszałam, jak żalił się kumplowi, że kompletnie nie wie, jak ze mną gadać. Cóż, jeśli kiedyś go olśni i zastanowi się nad moją propozycją, ja może przemyślę, czy chciałabym powrócić do bycia gosposią na pół etatu.

Marta, 32 lata

Reklama

Czytaj także:
„Po 50. urodzinach zapragnęłam życiowej zmiany. Złożyłam pozew o rozwód, wyprowadziłam się i zaczęłam myśleć o sobie”
„Żona mojego kochanka miała nad nim pełną kontrolę. Pozwalała mu na kolejne romanse, byle trzymać łapę na jego kasie”
„Przez długi język ciotki mój narzeczony dowiedział się o rodzinnej tajemnicy. Wtedy już wiedziałam, że ze ślubu nici”

Reklama
Reklama
Reklama