„Poszłam z teściową na grzyby. W lesie powiedziała mi, co tak naprawdę myśli o moim małżeństwie”
„– Wiesz, że ja to widzę od dawna, prawda? – powiedziała spokojnie. Podniosłam się, otrzepałam dłonie o spodnie. – Co widzisz? – spytałam. – Że to między wami nie działa. Ty i Michał… Jesteście jak dwa różne światy. I żadne z was już nawet nie próbuje udawać, że jest inaczej”.

- Redakcja
Nie wiem, kiedy dokładnie to się stało, ale któregoś dnia przestaliśmy z Michałem rozmawiać naprawdę. Mówiliśmy do siebie – o rachunkach, o zakupach, o tym, że kran w łazience znowu cieknie – ale rozmowy, takie prawdziwe, te, po których człowiek czuje się bliżej drugiego, dawno zniknęły. Czasem miałam wrażenie, że żyjemy obok siebie, jak współlokatorzy z ogłoszenia: uprzejmie, bezkonfliktowo, chłodno.
Wieczory spędzaliśmy razem, a jakby osobno. Ja na kanapie z książką, on przy komputerze. Milczenie sączyło się po ścianach jak zimny przeciąg. A przecież kiedyś się śmialiśmy. Dużo. Potrafiliśmy rozmawiać godzinami, jakby świat poza nami nie istniał. Teraz byliśmy jak te donice na parapecie – obok siebie, z pozoru ładne, ale martwe w środku.
Zadzwoniła jego matka, Barbara. Nigdy nie miałyśmy szczególnie bliskiego kontaktu, zawsze raczej z dystansem – ona swoją drogą, ja swoją. Ale tego wieczoru, niespodziewanie, zapytała, czy nie pojechałabym z nią na grzyby.
– Sama nie chcę jechać. A ty się trochę przewietrzysz – rzuciła tonem nieznoszącym sprzeciwu.
I choć chciałam odmówić, słowo „jasne” wypadło z moich ust, zanim zdążyłam się zastanowić. Może po prostu chciała towarzystwa. A może… miała do powiedzenia coś więcej.
Pojechałyśmy na grzyby
Zebrałyśmy się wcześnie. Była ósma rano, kiedy zapakowałam kalosze, kurtkę i koszyk do bagażnika. Barbara już czekała za kierownicą, jakby wstała o świcie i nie mogła się doczekać. Ubrana była w ciemną wiatrówkę, z twarzą poważną i skupioną, jakby nie jechała na grzyby, tylko szykowała się do złożenia zeznań w prokuraturze.
– Kawę masz? – zapytała krótko, kiedy wsiadłam.
– W termosie – odpowiedziałam. I zamilkłyśmy.
Droga wiodła przez wiejskie trakty. Pola, mgła, przystanki autobusowe z wyblakłymi reklamami. Radio cicho brzęczało, a my milczałyśmy, jakby ktoś z nas zbyt głośnym słowem mógł zniszczyć ten poranek. W końcu Barbara westchnęła i powiedziała:
– Michał lubił tu przyjeżdżać, jak był mały. Na każde wakacje ciągnął nas do lasu. Taki był… radosny.
– A teraz? – zapytałam, nie patrząc na nią.
– Teraz to jakby zgasił światło – rzuciła. I znów zamilkła.
W lesie pachniało mokrą ziemią i żywicą. Paprocie oblepiały ścieżkę, a ściółka miękko uginała się pod stopami. Barbara szła pewnym krokiem, z koszykiem w dłoni, jakby znała tu każdą kępę mchu. Ja szłam za nią, skupiona, jakby grzyby mogły mi uciec. Ale i tak bardziej słuchałam jej oddechu, niż wypatrywałam prawdziwków.
– Znalazłaś coś? – zapytała po chwili.
– Jeszcze nie – mruknęłam.
– Trzeba się dobrze przyjrzeć – powiedziała z lekkim uśmiechem. – Niektóre rosną tak blisko, że ich nie widzisz.
Nie byłam pewna, czy mówi o grzybach, czy o czymś zupełnie innym.
Teściowa mnie zaskoczyła
Przyklękłam między paprociami i delikatnie uniosłam kapelusz brunatnego podgrzybka. Cichy triumf – wreszcie coś. Włożyłam go do koszyka i wtedy usłyszałam jej głos. Stała parę kroków ode mnie, w cieniu dwóch smukłych sosen, patrząc przed siebie.
– Wiesz, że ja to widzę od dawna, prawda? – powiedziała spokojnie.
Podniosłam się, otrzepałam dłonie o spodnie.
– Co widzisz?
– Że to między wami nie działa. Ty i Michał… Jesteście jak dwa różne światy. I żadne z was już nawet nie próbuje udawać, że jest inaczej.
Zamrugałam.
– To chyba nie twoja sprawa.
– Może nie – przyznała. – Ale jak się patrzy na własne dziecko, które zgasło, to trudno udawać, że nic się nie dzieje.
Poczułam, jak zaciska mi się żołądek. Złość? Wstyd? Nie wiedziałam.
– Czyli uważasz, że to moja wina, tak?
– Nie. Ale też nie jego – odparła cicho. – Ty jesteś wrażliwa, ciepła, ale też… wymagająca. A Michał? On się chowa. On nie potrafi, Joanno. Odkąd się z tobą ożenił, zamknął się w sobie.
– Może gdyby przestał milczeć i zaczął rozmawiać... – wyrzuciłam z siebie.
– A może gdybyś go mniej próbowała naprawiać.
Spojrzałam na nią z niedowierzaniem. Las nagle ucichł. Nawet ptaki przestały ćwierkać.
– Po prostu… nie jesteście z tej samej gliny – dodała.
Zamarłam. Te słowa – proste, surowe – dotknęły mnie głębiej, niż chciałam przyznać.
Nasze małżeństwo było błędem?
Wróciłyśmy po południu. Michał siedział w salonie, zapatrzony w telewizor, który i tak grał z wyciszonym dźwiękiem. W powietrzu unosił się zapach rosołu – jego matka zostawiła garnek na kuchence, jakby to był jej dom. Może wciąż trochę był.
Zsunęłam kurtkę z ramion i od razu poczułam ciężar na plecach. Nie grzybów, nie zmęczenia – tych słów w lesie. „Nie jesteście z tej samej gliny.” Usiadłam naprzeciwko niego. Przez chwilę patrzyłam, jak mruga leniwie, z głową opartą o dłoń.
– Rozmawiałam z twoją mamą – zaczęłam.
Uniósł brwi, ale nic nie powiedział.
– Powiedziała, że widzi, że to między nami… że coś nie działa. Że jesteśmy jak z dwóch różnych światów.
Nie spojrzał na mnie. Wzrok utknął gdzieś za moim ramieniem, jakby oglądał niewidzialny film.
– Czy ona rozmawiała z tobą o nas?
– Nie – odpowiedział po dłuższej chwili. – Nie musiała.
– Michał – pochyliłam się lekko w jego stronę – mam wrażenie, że wszyscy wokół to widzą. Tylko my udajemy, że wszystko jest normalnie.
Milczał. To jego milczenie bolało bardziej niż jakakolwiek kłótnia.
– Nie wiem już, co czuję – rzucił w końcu.
– Więc czujesz coś, czy nic?
Zamarł. Na moment wydawało mi się, że coś w nim pęka, drga. W końcu westchnął:
– Może to wszystko było błędem.
Przełknęłam ślinę, patrząc, jak odwraca wzrok. To nie był krzyk. Nie dramat. Tylko zimna, drewniana cisza, która zapadła między nami. I chyba nie było już nikogo, kto chciałby ją przełamać.
Miałam mętlik w głowie
Usiadłam na balkonie z kubkiem herbaty. Przypomniałam sobie szelest ściółki pod butami, kiedy szłam za Barbarą. W lesie czułam się lżej, dziwnie spokojnie. Może dlatego, że tam nie trzeba było odpowiadać. Tylko słuchać. Drzew, kroków, ciszy między słowami. Przejrzałam zdjęcia w telefonie – koszyk pełen grzybów, a obok niego fragment buta Barbary. Zrobiłam to przez przypadek. Teraz nie mogłam oderwać wzroku.
Napisałam do niej SMS-a: "Dziękuję za ten spacer. Jeśli jeszcze kiedyś będziesz jechać do lasu – daj znać. Chętnie pojadę."
Po chwili odpisała krótko: "Jesteś dobrą towarzyszką"
– Co taka radosna jesteś? – zapytała Alicja przez telefon, gdy usłyszała mnie po drugiej stronie.
– Wiesz, że w lesie czułam się bardziej zrozumiana przez moją teściową niż przez własnego męża?
– Może czas przestać czekać, aż ktoś cię zrozumie. I po prostu odejść.
Zamilkłam. Ale te słowa we mnie zostały.
Tego wieczoru usiadłam przy kuchennym stole, otworzyłam notes i zaczęłam pisać listę. Nie zakupów. Nie zadań. Listę rzeczy, których już nie chcę robić: nie chcę się tłumaczyć. Nie chcę milczeć obok kogoś, kto mnie nie widzi. Nie chcę zgadywać, czy komuś jeszcze zależy. Nie chcę udawać.
Las przemówił do mnie ciszą. I pierwszy raz ją naprawdę zrozumiałam.
Podjęłam decyzję
Miesiąc później pakowałam rzeczy bez pośpiechu. Składanie ubrań, odkładanie książek do kartonu, wynoszenie kosmetyków z łazienki – wszystko to robiłam spokojnie, dokładnie. Jakby każda czynność była jakimś pożegnaniem, które muszę wypowiedzieć w ciszy, bo słowa i tak niczego już nie zmienią.
Michał siedział na kanapie. Nie zapytał, co robię. Nie próbował mnie zatrzymać. Patrzył, jakbym pakowała walizki na delegację, z której i tak wrócę.
Wzięłam kurtkę, torbę z butami i ostatni raz spojrzałam na niego. Tego samego mężczyznę, którego kiedyś kochałam z taką ufnością. Teraz był cieniem – albo może to ja stałam się dla niego przezroczysta.
– Chciałam być twoją żoną – powiedziałam. – Ale nie mogę żyć w taki sposób, jestem dla ciebie niewidzialna.
Nie odpowiedział od razu. Potem westchnął ciężko i rzucił:
– A ja chciałem być mężem. Ale nie wiem już, jak.
Zeszłam po schodach, wyszłam na ulicę. Słońce nisko wisiało nad dachami. W uszach miałam jeszcze dźwięk swoich kroków po ściółce tamtego dnia. Wtedy nie rozumiałam. Teraz już wiem.
Joanna, 33 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Byłam pewna, że przyszła teściowa chce mi pomóc z weselem. Zamarłam, gdy odkryłam, co planuje za moimi plecami”
- „Wdałam się w romans z przystojnym sąsiadem. Cała kamienica znała mój sekret szybciej niż mąż”
- „Wygrałam 800 tysięcy i przeznaczyłam je na nietypowy cel. Rodzina i znajomi uznali, że wydadzą kasę lepiej ode mnie”

