Reklama

Paweł pojawił się nagle na zajęciach z historii sztuki – usiadł obok, zapytał o notatki, a potem rozgadaliśmy się o Caravaggio. O tym, jak potrafił malować światłem, jak jego obrazy kipią emocjami. Wydawał się taki inny. Spokojny, uśmiechnięty, jakby trochę z innego świata. Taki, co mówi „dzień dobry” portierowi, przepuszcza babcie w kolejce i pyta, czy nie pomóc z torbą.

Intrygował mnie

Kiedy zaproponował kawę w małej, uroczej kafejce niedaleko uczelni, pomyślałam: „Czemu nie? Fajny chłopak, pogadamy o filmach, może coś zaiskrzy?”. Wyszłam z domu z nadzieją na zwyczajną randkę, trochę flirtu, może śmiechu nad gorącą kawą.

Usiedliśmy przy drewnianym stoliku, a zapach kawy mieszał się z aromatem cynamonowych ciastek. Paweł patrzył na mnie z uśmiechem, ale czułam, że w jego oczach nie jestem po prostu dziewczyną, z którą chciałby porozmawiać o filmach czy podróżach. Nie, dla niego to było coś więcej. Albo raczej – coś zupełnie innego.

– Wiesz, czystość przedmałżeńska to podstawa – powiedział nagle, jakby wyrzucił z siebie coś, co długo w nim siedziało. – Bez tego związek nie ma sensu. Trzeba budować na wartościach, na tym, co naprawdę ważne.

Spojrzałam na niego z lekkim niedowierzaniem, a potem na kubek z kawą, jakby szukała w nim ucieczki. Próbowałam zmienić temat.

– A co poza wiarą cię interesuje? – zapytałam, starając się nadać rozmowie bardziej neutralny ton. – Filmy, książki, podróże?

Myślałam, że to żart

Paweł wzruszył ramionami.

– Jasne, lubię kino, ale wiesz… dla mnie najważniejsze to modlitwa. Różaniec, codzienna medytacja, cisza przed Bogiem. Wiem, jak to działa na człowieka. Zmieniasz się, dojrzewasz. To daje spokój i sens.

Przytakiwałam, ale czułam, jak w środku narasta we mnie coś między rozbawieniem a irytacją.

– Paweł… – zaczęłam ostrożnie, bawiąc się łyżeczką. – My jesteśmy na randce, prawda?

Spojrzał na mnie z takim spokojem, jakby to pytanie było dla niego zupełnie oczywiste.

– Tak, ale przecież wiara to fundament związku. Jeśli tego nie ma, to co zostaje? Samotność, błądzenie, grzech.

Zacisnęłam usta. Siedziałam tam, słuchając, jak mówi o grzechu, o modlitwie, o Bogu. A ja chciałam po prostu poznać chłopaka, pogadać, może pośmiać się z jakiejś anegdoty z zajęć, może opowiedzieć o filmie, który ostatnio widziałam. Patrzyłam na ludzi w kawiarni – śmiali się, jedli ciasta, pary trzymały się za ręce, całowali się ukradkiem. A ja siedziałam z Pawłem, który z zapałem tłumaczył mi, jak ważne jest, żeby przed ślubem zachować czystość i jak różaniec odmienia serce.

Był zupełnie poważny

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Czułam się jak na kazaniu, nie na randce. Zaczęłam się zastanawiać, czy on w ogóle widzi we mnie dziewczynę z marzeniami, pasjami, charakterem, czy tylko zagubioną duszę, którą trzeba uratować?

Spojrzałam na zegarek. Minęła godzina, a ja czułam się, jakbyśmy siedzieli tu od wieków. Kawa wystygła, a moje myśli błądziły gdzieś między pytaniem, czy jeszcze zdążę zrobić zakupy, a poczuciem, że powinnam już wstać i wyjść. Zebrałam się na odwagę.

– Paweł, poprosimy o rachunek, dobrze? – powiedziałam, sięgając po torebkę.

Zanim zdążyłam cokolwiek dodać, Paweł pochylił się w moją stronę i wyciągnął z kieszeni coś małego, owiniętego w kawałek papieru. Położył to przede mną na stole, jakby wręczał mi prezent na urodziny. Rozwinęłam pakunek. Różaniec.

– Chciałbym, żebyś go miała – powiedział z ciepłym uśmiechem. – To nie przypadek, że się spotkaliśmy. Może Bóg tak chciał. Zacznij od codziennego różańca. A potem… spowiedź. Wiem, że to może być trudne, ale dasz radę.

To była pomyłka

Patrzyłam na niego z niedowierzaniem. To chyba jakiś żart.

– Paweł… ja nie przyszłam tu na rekolekcje – powiedziałam, czując, jak robi mi się gorąco. – Myślałam, że to będzie po prostu kawa. Rozmowa.

– Ale to właśnie jest rozmowa – odpowiedział spokojnie, jakby tłumaczył coś oczywistego. – Rozmowa o tym, co najważniejsze. Nie wierzę w przypadki. Bóg chciał, żebyśmy się poznali.

Czułam, jak ściska mnie w gardle. Zrobiło mi się głupio, jakbym naprawdę zrobiła coś złego. Ale zaraz potem poczułam złość. Jakim prawem on mnie tak ocenia? Jakim prawem wręcza mi różaniec, jakby chciał mnie naprawić? Czy on w ogóle mnie słuchał? Czy wiedział, kim jestem?

Spojrzałam na niego. Miał pogodną, spokojną twarzą. I nagle zrozumiałam. Dla Pawła to nie była randka. To była misja. On przyszedł tu, żeby mnie nawrócić, żeby opowiedzieć o Bogu, o czystości, o grzechu. Żeby wręczyć mi różaniec i może poprosić, żebym z nim pojechała na pielgrzymkę. Nie byłam dla niego dziewczyną, z którą można pójść do kina, porozmawiać o sztuce, pośmiać się z głupich memów. Byłam dla niego „zagubioną duszą”, którą trzeba przyprowadzić na dobrą drogę.

Byłam rozczarowana

Chciałam powiedzieć, że to pomyłka, że ja nie szukam Boga, tylko chłopaka, z którym mogłabym pójść na pizzę i śmiać się z głupich dowcipów. Ale zamiast tego siedziałam i patrzyłam na ten różaniec, jakbym dostała coś, z czym teraz muszę się zmierzyć. Czułam się zawstydzona, zła, a może trochę rozczarowana.

Kiedy wróciłam do domu, wpadłam od razu na moją współlokatorkę Julię. Siedziała na kanapie, owinięta w koc, z laptopem na kolanach i kubkiem herbaty w ręce. Ledwo zamknęłam drzwi, podniosła głowę i spojrzała na mnie z lekkim uśmiechem.

– I co, jak było? – zapytała od razu.

Westchnęłam głośno, rzucając torebkę na fotel.

– Chyba byłam na rekolekcjach, nie na randce.

– Aż tak źle? – zaśmiała się.

Usiadłam obok niej, zdjęłam buty i zaczęłam opowiadać, od początku, od kawy aż do różańca w rękach.

– Poczekaj, poczekaj – przerwała mi w połowie, ledwo łapiąc oddech ze śmiechu. – On naprawdę dał ci różaniec?

– Tak, normalnie, położył mi go na stole, jakby to był prezent na rocznicę. I mówi: „zacznij od codziennego różańca, a potem spowiedź”.

Nie mogła uwierzyć

Julia wybuchnęła śmiechem, aż zakrztusiła się herbatą.

– Mówiłam ci! – krzyknęła. – Mówiłam, że on wygląda jak animator oazy! Pamiętasz, jak go widziałam na korytarzu? Mówiłam, że widać po nim, że to taki typ.

– Myślałam, że to tylko pozory – odpowiedziałam z rezygnacją. – Chciałam po prostu pogadać o filmach, może o podróżach. A on o grzechu, o czystości…

– No cóż – wzruszyła ramionami. – Widocznie chciał cię wciągnąć do wspólnoty.

Z jednej strony wiedziałam, że Paweł pewnie miał dobre intencje, że naprawdę wierzył w to, o czym mówił. Ale z drugiej czułam się zmanipulowana. Jakby całe to spotkanie było dla niego tylko zadaniem do wykonania – znaleźć zagubioną duszę, przekonać ją do modlitwy, wręczyć różaniec i iść dalej.

Może to była lekcja, żeby od razu mówić, czego chcę, a czego nie chcę. Żeby nie dawać się wciągać w cudze wizje mojego życia. Ale wtedy, w tamtym momencie, czułam głównie zmęczenie, żal i chyba trochę rozczarowanie sobą, że w ogóle wzięłam udział w tej dziwnej grze, nie mówiąc jasno: „Stop, nie chcę tego”.

Katarzyna, 23 lata


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama