Reklama

To był jeden z tych dusznych, ciepłych wieczorów, kiedy beton wciąż oddaje ciepło całego dnia, a człowiek chodzi po mieszkaniu jakby w zawieszeniu, nie mogąc się zdecydować, czy chce mu się płakać, czy śmiać.

Siedziałam na balkonie w samej koszuli, z nogami na parapecie, sącząc wino i patrząc, jak kolejne okna gasną w blokach naprzeciwko. Byłam sama. Od miesięcy. Może i z wyboru, ale czy na pewno?

Telefon zabrzęczał, jakby chciał wyrwać mnie z tej ciszy. „Sylwia, hej. Dawno się nie odzywałem. Wiem, że może nie powinienem… ale może masz ochotę na kawę? Tak po prostu. Paweł”. Wino nagle przestało smakować.

Patrzyłam na ekran przez dłuższą chwilę, jakby to była wiadomość z innego życia. W sumie była. Paweł… Mężczyzna, który kiedyś był dla mnie wszystkim. A potem jednym ruchem odebrał mi grunt pod nogami. Człowiek, po którym długo się zbierałam. Za długo.

– Tylko spróbuj – usłyszałam głos mojej przyjaciółki, Kasi przez telefon, kiedy wysłałam jej screena. – Nie waż się z nim spotykać, Sylwia. Nie po tym wszystkim.

Ale ja już wtedy wiedziałam, że się zgodzę. I nie, to nie było rozsądne. To było letnie, nierozsądne i kompletnie irracjonalne. Tyle że w tym lecie – w tej dusznej, ciepłej nocy – coś się we mnie przesunęło. Czegoś zaczęło mi brakować.

Parę dni później stanęłam przed kawiarnią z lodami ściekającymi z wafelka i sercem bijącym tak, jakby znów miało dwadzieścia parę lat.

Nie wiedziałam, że ten wieczór skończy się płaczem. Że znów wpadnę w to samo. W stare rozmowy, niedopowiedziane sprawy i emocje, których nie potrafiłam już kontrolować. Ale może właśnie dlatego tam poszłam.

Starałam się być obiektywna

Widziałam go z daleka. Siedział przy stoliku pod parasolem, ze szklanką mrożonej herbaty. Słońce odbijało się w jego okularach przeciwsłonecznych, które zawsze nosił tylko na czubku nosa, bo „nie widzi przez nie świata”. Nic się nie zmienił. Tylko siwe nitki we włosach były nowe.

Zatrzymałam się na chwilę. Gdyby nie to, że mnie dostrzegł i pomachał, pewnie bym uciekła. Ale już mnie zauważył.

– Sylwia – powiedział, jakby wypowiadał moje imię pierwszy raz w życiu. – Wyglądasz... no, jak zawsze. Pięknie.

– Daj spokój – burknęłam, siadając. – Nie zaczynaj od komplementów. Umawialiśmy się na neutralny grunt.

Uśmiechnął się, jakby znał mnie lepiej, niż chciałam to przyznać.

Zamówiłam mrożoną kawę, choć wiedziałam, że i tak ledwo je tknę. Siedzieliśmy chwilę w ciszy, obserwując ludzi przechodzących deptakiem. Dzieci ciągnęły rodziców na lody, starsi państwo dzielili się gofrem, ktoś krzyczał do znajomych z drugiej strony ulicy. Świat toczył się swoim rytmem, a ja czułam, jak pamięć się cofa – do tamtego lata, kiedy pierwszy raz trzymał mnie za rękę w parku przy fontannie.

– Czemu do mnie napisałeś? – zapytałam, nie patrząc mu w oczy.

– Nie wiem. Tęskniłem? Myślałem o tobie. I o tym, co zniszczyłem.

Odwróciłam głowę. Nie chciałam zaczynać tego tak wcześnie. A może wcale nie chciałam zaczynać tego w ogóle.

– Sylwia... – powiedział miękko. – Wiem, że nie mam prawa prosić o nic. Ale chcę ci coś powiedzieć. Coś ważnego.

Poczułam, jak robi mi się gorąco. Nie od słońca. Od niego i tego, co we mnie budził.

Ponoć cały czas żałował

Na chwilę wstrzymałam oddech.

– Tylko nie mów, że mnie kochasz – rzuciłam od razu, zanim zdążył otworzyć usta.

Spojrzał na mnie zaskoczony, może nawet trochę rozbawiony. Typowe. Paweł zawsze miał tę umiejętność rozbrajania powagi półuśmiechem.

– Nie zamierzam. Już raz to zepsułem, pamiętasz? – odparł cicho. – Chciałem tylko... żebyś wiedziała, że żałuję. Cały czas.

Milczałam. Wiedziałam, że będzie o tym mówił. Ale nie sądziłam, że zaboli to aż tak bardzo. W jednej sekundzie wrócił ten stół kuchenny, przy którym czekałam całą noc. Te SMS-y, na które nie odpowiadał. I tamta wiadomość od dziewczyny, której imienia nie zapomnę do końca życia.

– To było trzy lata temu, Paweł – wzięłam łyk kawy. – Żałujesz dopiero teraz?

– Żałowałem wtedy. Ale byłem za głupi, żeby to przyznać. Zbyt dumny.

– I zbyt zajęty tamtą laską – dodałam kwaśno. – Jak jej było? Karolina?

Zamilkł. Wzrok utopił gdzieś w szklance. Wiedziałam, że go trafiłam. I wcale nie poczułam się lepiej.

– Wiem, że nie masz powodu mi wierzyć, Sylwia. Ale tamto nie miało znaczenia. To była... ucieczka.

– Od czego? – syknęłam. – Od życia ze mną?

Podniósł na mnie oczy. Wciąż te same – ciemne, ciepłe, kiedy chciał. I teraz właśnie tak na mnie patrzył. Jak kiedyś. Jakbym była kimś więcej niż tylko wspomnieniem.

– Od samego siebie. Bo wiedziałem, że nie potrafię ci dać tego, na co zasługujesz.

Zamrugałam, żeby powstrzymać łzy.

– I co, teraz już potrafisz?

Cisza. Ludzie przechodzili, śmiali się, dzwoniły rowery. A ja siedziałam tam, patrząc na mężczyznę, który kiedyś złamał mi serce. I czułam, że ten wieczór nie skończy się kawą.

Drugi raz nie dam się nabrać

– Nie wiem, Sylwia – powiedział w końcu. – Nie wiem, czy potrafię. Ale wiem, że nie było dnia, żebym o tobie nie pomyślał.

Westchnęłam głośno. W tej chwili nie wiedziałam, co boli bardziej: jego słowa, czy to, że część mnie naprawdę chciała w nie uwierzyć.

– Przyszedłeś tu, żeby się wybielić? Czy może liczysz, że wrócę z tobą do tamtego mieszkania, co?

– Nie! – przerwał, aż się poderwał z krzesła. – Nie chcę niczego od ciebie. Przysięgam. Po prostu... chciałem cię zobaczyć. Zobaczyć, czy jesteś szczęśliwa.

Zamknęłam oczy. Idiota. Naprawdę sądził, że zapomnę?

– Szczęśliwa? Ty mnie pytasz, czy jestem szczęśliwa?

Wstałam. I to był moment, kiedy nie mogłam się już powstrzymać.

Ty mnie zdradziłeś, Paweł. W najgorszym momencie mojego życia. Moja matka wtedy leżała w szpitalu, pamiętasz? A ty co? Znikałeś, żeby „przewietrzyć głowę”. Myślałam, że się dusisz w tym związku. A ty po prostu leciałeś do niej. Do tej Karoliny.

– Sylwia... – próbował coś powiedzieć, ale nie dałam mu szansy.

– Wiesz, ile razy budziłam się w środku nocy, nie mogąc złapać tchu? Ile razy tłumaczyłam wszystkim, że po prostu się rozpadliśmy? Że różnice nas zabiły? Nie miałam odwagi przyznać, że to ty mnie zostawiłeś. Dla kogoś innego. Jak stary płaszcz.

Widziałam, że nie wie, gdzie uciec wzrokiem. Ale ja musiałam to wyrzucić.

Myślałam, że ta kawa to będzie koniec, zamknięcie. Że spojrzę ci w oczy i stwierdzę, że już nic nie czuję. A tymczasem… – zamilkłam, bo głos zaczął mi drżeć.

– A tymczasem? – zapytał cicho.

– A tymczasem znowu przez ciebie płaczę.

Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam przed siebie, zostawiając go tam – ze szklanką herbaty, z tą swoją skruchą, z tym wszystkim, co we mnie otworzył.

Ta kawa nie miała być początkiem. Miała być końcem. A zamiast tego rozdarła mnie od środka.

Żałowałam, że poszłam

Szłam przed siebie bez celu. Przez zatłoczone ulice, przez zapach waty cukrowej i spalin, przez śmiech ludzi, którzy nie mieli pojęcia, że dla mnie właśnie rozsypał się świat.

Telefon zadzwonił po raz trzeci. Kasia.

No i? – rzuciła od razu, nawet nie czekając na moje „halo”. – Jak poszło? Sylwia, odezwij się!

Usiadłam na niskim murku przy przystanku i przez chwilę tylko oddychałam.

– Było… – zawahałam się. – Było okropnie. Wypiliśmy po kawie, porozmawialiśmy. Właściwie ja się popłakałam i zwiałam. Nie wiem, po co tam poszłam.

– Serio nie wiesz, dlaczego? – Kasia mówiła spokojnie, ale twardo. – Bo ja doskonale wiem. Chciałaś usłyszeć, że żałuje. I usłyszałaś. Teraz tylko musisz sobie przypomnieć, dlaczego od niego odeszłaś. Nie wracaj tam.

– Ja od niego nie odeszłam – powiedziałam cicho. – To on odszedł. I to jest najgorsze. Bo ja go wtedy jeszcze kochałam.

Z drugiej strony słuchawki zrobiło się cicho. Wiedziałam, że Kasia szuka słów, ale żadne nie będą dobre.

– Chcesz, żebym po ciebie przyjechała?

– Nie, wrócę piechotą. Potrzebuję… powietrza.

Rozłączyłam się i ruszyłam w stronę parku. Usiadłam na tej samej ławce, na której kiedyś siedzieliśmy razem z Pawłem, jedząc frytki z budki. Tej nocy powiedział mi pierwszy raz „kocham cię”. I nie wiem, czy to właśnie ta ławka mnie rozłożyła, czy powrót wspomnień, ale nagle poczułam, jak w gardle zaciska się żal.

Zacisnęłam oczy, pozwalając łzom płynąć po policzkach. Nikt mnie nie zaczepiał. Ludzie mijali mnie, zajęci swoimi światami. A ja siedziałam tam i próbowałam poskładać siebie z kawałków.

Wreszcie zamknęłam ten rozdział

Minął tydzień. Telefon milczał. Paweł się nie odezwał, a ja nie szukałam kontaktu. Zaszyłam się w pracy, odpisywałam na maile, robiłam grafiki jak maszyna. Wieczorami oglądałam seriale, których nie pamiętałam, i piłam wino, które mi nie smakowało.

Kasia wpadła któregoś dnia bez zapowiedzi. Postawiła na stole pizzę i butelkę wina.

No, mów – zażądała, siadając na sofie i rzucając mnie poduszką. – Jak ci się żyje po apokalipsie?

– Normalnie. Jak po każdej apokalipsie. Człowiek się podnosi i udaje, że nic się nie stało.

I co dalej z tym twoim eks? – spytała.

– Nic. Przeszłość wróciła, powiedziała swoje, rozwaliła mnie i sobie poszła.

Kasia westchnęła, ale nie komentowała. Znała mnie za dobrze. Wiedziała, że to nie koniec.

Dwa dni później napisał Michał. „Hej Sylwia, chcesz się wyrwać wieczorem na piwo? Znam fajne miejsce. Zero randek, tylko piwo i śmiech. Może być?”.

Uśmiechnęłam się. Michał – ten od agencji reklamowej, poznaliśmy się na spotkaniu firmowym dwa miesiące temu. Z początku myślałam, że to będzie tylko zawodowe. Ale rozmowy z nim były jak chłodny prysznic po długim dniu – ożywcze, lekkie, zabawne, niewymuszone.

„Jasne” – odpisałam. – „Ale jeśli zaproponujesz karaoke, uciekam”.

Wieczór był cudowny. Michał mówił śmieszne rzeczy, zamawiał moje ulubione piwo, słuchał. Patrzył mi w oczy tak, jakby naprawdę był ciekaw, co myślę.

Nie dotknął mojej ręki. Nie próbował mnie pocałować. I to było najlepsze, co mógł zrobić. Bo właśnie wtedy poczułam, że może jeszcze potrafię się śmiać. Nie z Pawłem. Nie przez łzy. Po prostu – z kimś nowym.

Sylwia, 30 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama