Reklama

Nigdy nie byłam wielką fanką randek w ciemno. Wydawało mi się to dość desperackie – spotykać się z kimś nieznajomym, polegając jedynie na czyimś zapewnieniu, że „to świetny facet, na pewno się dogadacie”. A jednak, gdy Magda, moja przyjaciółka, po raz kolejny zaczęła mnie namawiać, uległam. „Spróbuj, co ci szkodzi?”, przekonywała, a ja, zmęczona samotnymi wieczorami, postanowiłam dać temu szansę.

Reklama

Spotkanie odbyło się w przytulnej kawiarni w centrum miasta. Kiedy usiadłam przy stoliku i spojrzałam na mężczyznę przede mną, poczułam dziwną ekscytację. Artur był czarujący, rozmowny, a przede wszystkim wydawał się... moją bratnią duszą. Nim się zorientowałam, randki stały się regularne, a ja zaczęłam wyobrażać sobie wspólną przyszłość. Aż pewnego dnia odkryłam prawdę, która ściągnęła mnie brutalnie na ziemię.

Wszystko szło idealnie

Siedziałam przy stoliku, nerwowo mieszając łyżeczką w filiżance herbaty. Czułam się jak na egzaminie, do którego nie zdążyłam się przygotować. Magda zapewniała, że Artur jest „normalny”, co w jej ustach było najwyższym komplementem, ale i tak miałam w głowie wszystkie te koszmarne scenariusze. Może okaże się dziwakiem? Może będzie milczał przez całe spotkanie albo, co gorsza, mówił tylko o sobie?

– Karolina? – Usłyszałam ciepły, niski głos.

Podniosłam głowę i zobaczyłam go. Był wysoki, dobrze ubrany, miał lekki zarost i uśmiech, który od razu mnie rozbroił. Nie wyglądał jak ktoś, kto zaraz zacznie mnie zanudzać opowieściami o swoim samochodzie albo, co gorsza, o byłych dziewczynach.

– Tak, to ja – odpowiedziałam i podałam mu dłoń.

Uścisnął ją pewnie, ale delikatnie, a potem usiadł naprzeciwko. Byłam zaskoczona, jak szybko rozmowa zaczęła płynąć naturalnie. Żadnych niezręcznych pauz, żadnych dziwnych komentarzy. Po prostu rozmowa dwójki ludzi, którzy lubią swoje towarzystwo.

– Magda mówiła, że masz nietypowe hobby – powiedział z zaciekawieniem.

Parsknęłam śmiechem.

– Jeśli Magda coś mówi, to lepiej od razu dzielić to na pół. Lubię robić zdjęcia opuszczonych budynków, to wszystko.

Brzmi ciekawie – przyznał. – Ja mam zupełnie inne podejście. Fotografuję ludzi. Lubię obserwować emocje.

Zainteresowało mnie to. Nie znałam nikogo, kto miałby podobne spojrzenie na fotografię. Z każdą minutą czułam się przy nim coraz swobodniej. Było coś w jego głosie, sposobie bycia, co sprawiało, że nie musiałam się wysilać, by zrobić dobre wrażenie.

Dwie godziny minęły jak mgnienie oka. Gdy kelnerka przyniosła rachunek, czułam lekkie rozczarowanie, że to już koniec.

– Powtórzymy to? – zapytał, a ja skinęłam głową, nie musząc się nawet zastanawiać.

Czułam się jak w bajce

Randki z Arturem stały się moją ulubioną częścią tygodnia. Zawsze miał jakieś ciekawe pomysły – raz zabrał mnie na wystawę fotografii, innym razem na spontaniczny spacer po mieście z aparatami w ręku, a jeszcze innym ugotował dla mnie kolację, która smakowała jak w najlepszej restauracji. Był inny niż wszyscy mężczyźni, których dotąd spotkałam.

Słuchał. Nie przerywał. Nie próbował zaimponować mi opowieściami o swojej pracy czy znajomościach. Nie obiecywał złotych gór, ale jego obecność sprawiała, że czułam się bezpieczna i szczęśliwa.

– Jak to się stało, że taki fajny facet jak ty jest singlem? – zapytałam kiedyś, gdy leżeliśmy na trawie w parku, patrząc w niebo.

Zaśmiał się cicho, ale zauważyłam, że jego spojrzenie na chwilę zrobiło się poważniejsze.

– Może po prostu nie spotkałem jeszcze właściwej osoby? – odpowiedział.

Nie drążyłam. Może miał za sobą trudny związek, może ktoś go zranił. Każdy ma swoją przeszłość. A ja nie chciałam zepsuć tego, co było między nami.

Pewnego dnia spotkałam się z Magdą, która nie mogła doczekać się mojego wrażenia z randek z Arturem.

– I jak? No mów! Przecież widzę po twojej minie, że jest dobrze!

– Jest... cudownie – przyznałam z uśmiechem. – Ale wiesz co? Boję się, że to aż za bardzo pasuje.

Przestań szukać dziury w całym! Po prostu ciesz się, że w końcu trafiłaś na normalnego faceta.

Magda miała rację. Wszystko było idealne. Może nawet zbyt idealne.

Coś mnie tknęło

Zaczęłam snuć plany. Nieśmiałe, jeszcze bez konkretów, ale jednak. Po raz pierwszy od dawna pozwoliłam sobie na myśl, że może tym razem się uda. Może to właśnie Artur będzie tym, z którym zbuduję coś trwałego.

Mam dla ciebie niespodziankę – powiedział któregoś wieczoru, gdy przyszłam do jego mieszkania.

Uwielbiałam tam być. Miał gustownie urządzony salon, ściany ozdobione czarno-białymi zdjęciami, a na półkach pełno książek o fotografii i sztuce. Czułam się tam swobodnie, jakbym była u siebie.

– Niespodziankę? – Uniosłam brwi.

Artur wyciągnął zza pleców kopertę i podał mi ją.

– Otwórz.

W środku były bilety do Barcelony. Byłam wniebowzięta.

– Tylko na weekend – dodał szybko, widząc moją zdziwioną minę. – Pomyślałem, że oboje lubimy fotografię, a Barcelona to raj dla fotografów. No i... chcę spędzić z tobą trochę więcej czasu, bez pośpiechu.

Byłam zachwycona. Czy mogło być jeszcze lepiej?

Barcelona była bajeczna. Spacerowaliśmy po wąskich uliczkach Barri Gòtic, podziwialiśmy zachód słońca na plaży, piliśmy sangrię w małej, ukrytej knajpce, do której trafiliśmy przypadkiem. Było idealnie. A jednak... coś we mnie drgnęło.

To był drobiazg, błaha rzecz, która powinna umknąć mojej uwadze. Siedzieliśmy w kawiarni, gdy Arturowi zadzwonił telefon. Odruchowo rzuciłam okiem na ekran – widniało tam imię: Kasia.

Nie odbierzesz? – zapytałam z uśmiechem, nie chcąc wyjść na podejrzliwą.

– To nic ważnego – odpowiedział, szybko wyciszając dźwięk.

Byłam pewna, że się spiął. Prawie niezauważalnie, ale jednak. Zignorowałam to. Przecież każdy ma znajomych, koleżanki, przyjaciół. Może to była siostra, kuzynka? Może nie chciał odbierać przy mnie, żeby nie przerywać rozmowy? Ale coś w mojej podświadomości kazało mi zapamiętać to imię.

Coś przede mną ukrywał

Minęło kilka tygodni od powrotu z Barcelony, a ja czułam się coraz bardziej zakochana. Artur był czuły, uważny, miał dla mnie czas i sprawiał, że każdy dzień wydawał się ciekawszy. Gdy byliśmy razem, świat wokół tracił znaczenie.

A jednak myśl o tajemniczej Kasi co jakiś czas wracała. Nie chciałam być tą dziewczyną, która przeszukuje telefon chłopaka, sprawdza media społecznościowe i doszukuje się podstępu w każdym geście. Przez całe życie brzydziłam się takim zachowaniem i zawsze powtarzałam, że jeśli musisz kogoś kontrolować, to znaczy, że już mu nie ufasz.

Ale ta niepewność... nie dawała mi spokoju. Pewnego dnia, gdy Artur brał prysznic, jego telefon zawibrował na stole. Spojrzałam na ekran – „Kasia” znów dzwoniła.

Tym razem nie potrafiłam powstrzymać ciekawości. Wzięłam telefon do ręki i nacisnęłam boczny przycisk, żeby zobaczyć powiadomienia.

„Kasia: Tęsknię. Kiedy się zobaczymy?”.

Poczułam, jak ściska mnie w żołądku. Telefon znów zawibrował. Kolejna wiadomość.

„Nie mogę dłużej tak żyć. Kiedy jej powiesz?”.

Zamrugałam, próbując zrozumieć, co właśnie przeczytałam. Powiedzieć? Mi? O czym?

Usłyszałam, że Artur zakręca wodę. Szybko odłożyłam telefon na miejsce i usiadłam, starając się opanować drżenie rąk. Serce waliło mi w piersi, a w głowie kłębiły się setki myśli. Czy to była jego była dziewczyna, która nie mogła się pogodzić z rozstaniem? A może... Nie. To nie mogło być to, o czym pomyślałam.

Drzwi łazienki się otworzyły, a Artur wyszedł z uśmiechem, wycierając mokre włosy ręcznikiem.

– Na co masz ochotę na kolację? – zapytał beztrosko, jakby świat nie właśnie nie rozsypał się na kawałki.

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć.

Odkryłam straszną prawdę

Cały wieczór czułam się jak na autopilocie. Uśmiechałam się, odpowiadałam na pytania, rozmawiałam jak zwykle, ale w głowie miałam tylko jedno: kim jest Kasia?

Każde spojrzenie Artura wydawało mi się podejrzane. Każde jego słowo analizowałam kilka razy. Nie chciałam nic mówić, zanim nie będę miała pewności, ale... czy to nie była już pewność? Zasnęłam obok niego, ale czułam się, jakbym leżała obok obcego człowieka.

Następnego dnia, gdy wyszedł na spotkanie służbowe, wzięłam telefon i wpisałam jego numer w wyszukiwarkę. Nic. Spróbowałam sprawdzić, czy znajdę coś w mediach społecznościowych. Żadnych zdjęć z innymi kobietami. Żadnych wspólnych fotografii, które mogłyby mnie naprowadzić na trop.

Byłam bliska rezygnacji, ale wtedy przypomniałam sobie coś, o czym wspomniał kilka tygodni temu. Mówił, że jego firma miała swój profil na portalach społecznościowych. Znalazłam go. Kliknęłam na jego nazwisko.

I wtedy zobaczyłam. Artur Kowalczyk – dyrektor operacyjny w T... A pod jego zdjęciem, w sekcji „kontakt”: adres e-mail kończący się na nazwisku... Kowalczyk-Król. Podwójne nazwisko.

Wstrzymałam oddech. Wpisałam to w Google. Pierwszy wynik: „Kowalczyk-Król” – małżeństwo architektów, które zaprojektowało jeden z najbardziej prestiżowych budynków w mieście. Kliknęłam. W artykule było zdjęcie. Artur. I kobieta o długich, ciemnych włosach, obejmująca go w pasie. Podpis: „Artur Kowalczyk-Król wraz z żoną Katarzyną”.

Poczułam mdłości. Nie byłam jego dziewczyną. Byłam jego kochanką. A Kasia, ta „natrętna Kasia”, która do niego pisała i dzwoniła, to była jego żona. Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Telefon wypadł mi z ręki. Co miałam teraz zrobić?

Musiałam to uciąć

Czułam, jak w moim ciele narasta adrenalina, ale zamiast wybuchnąć, zastygłam w miejscu. Nie byłam w stanie się ruszyć, choć powinnam była natychmiast spakować swoje rzeczy i wyjść. A może powinnam do niego zadzwonić? Może powinnam... zrobić cokolwiek, zamiast siedzieć jak idiotka i gapić się na to zdjęcie?

Wzięłam głęboki oddech. To nie miało sensu. Może ktoś się pomylił, może to jakiś błąd, może... Zacisnęłam powieki. Nie. To nie jest pomyłka. Jego numer telefonu zgadzał się z numerem w rejestrze firmy. Jego zdjęcie było na stronie. Nie było wątpliwości. Ten facet, z którym planowałam przyszłość, był żonaty.

Jak mogłam być taka głupia? Przecież były sygnały. Ta Kasia, którą zbywał. Jego ostrożność, by nigdy nie zostawiać telefonu na widoku. Jego częste wyjazdy, które na początku wydawały mi się urocze, bo „życie w związku to też przestrzeń dla siebie”.

Podskoczyłam, gdy usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Artur wrócił. Stał w progu, zdjął płaszcz i uśmiechnął się do mnie, jakby wszystko było w porządku.

– Cześć, kochanie. Wszystko dobrze?

Patrzyłam na niego i próbowałam się nie rozpłakać. Przez sekundę miałam ochotę udawać, że nic się nie stało. Ale nie mogłam. Nie teraz.

Kim jest Kasia? – wyrzuciłam z siebie.

Widziałam, jak na ułamek sekundy jego twarz sztywnieje. Zmarszczył brwi, próbując wyglądać na zaskoczonego.

– O czym ty mówisz?

O twojej żonie – moje słowa przecięły powietrze jak nóż. – Katarzynie Kowalczyk-Król.

Nastała cisza. Mogłam przysiąc, że nawet zegar na ścianie na moment się zatrzymał. Artur patrzył na mnie, jakby w jednej chwili całe jego kłamstwo runęło, a on próbował znaleźć wyjście z tej sytuacji.

– Karolina... – zaczął, ale ja uniosłam rękę, uciszając go.

Nie kłam – powiedziałam, czując, że całe moje ciało się trzęsie. – Po prostu mi powiedz.

Wziął głęboki oddech, przetarł twarz dłońmi i spuścił wzrok. To wystarczyło za całą odpowiedź.

Jak mogłam być tak naiwna?

Patrzyłam na niego, czekając na jakieś wyjaśnienie, ale Artur tylko stał w milczeniu, jakby szukał w głowie właściwych słów. Czegoś, czym mógłby mnie przekonać, że to nie wygląda tak, jak wygląda. Ale prawda była brutalnie prosta. Byłam tą drugą.

I co teraz? – zapytałam gorzko. – Masz przygotowaną jakąś bajeczkę? Powiesz mi, że jesteś w nieszczęśliwym małżeństwie, ale jeszcze nie możesz się rozwieść?

W końcu podniósł wzrok.

– To nie tak...

Parsknęłam śmiechem.

– Nie tak?! – powtórzyłam, czując, jak we mnie buzuje. – Masz żonę, z którą mieszkasz, z którą masz wspólne nazwisko, a równocześnie umawiasz się ze mną, wmawiając mi, że jesteś singlem! W jaki sposób miałoby to być „nie tak”?!

Artur przesunął dłonią po włosach, wyraźnie zdenerwowany.

Nie chciałem cię skrzywdzić.

– Brawo – pokiwałam głową. – To ci się udało koncertowo.

Podniosłam się z kanapy i sięgnęłam po swój płaszcz. Czułam, że jeśli zostanę tu choćby minutę dłużej, wybuchnę.

– Karolina, poczekaj... – Artur zrobił krok w moją stronę, ale odsunęłam się.

– Nie waż się mnie dotykać – wycedziłam. – Nie wiem, co sobie myślałeś, ale ja nie jestem tą, która będzie czekać, aż się zdecydujesz. Nie jestem rezerwową opcją, Artur. Nie jestem twoją odskocznią.

Złapałam swoją torbę i ruszyłam w stronę drzwi. Trzasnęłam drzwiami tak mocno, że aż zadzwoniły szyby w oknach.

Szłam przez miasto, nie wiedząc nawet, dokąd zmierzam. Było późno, ulice pustoszały, a zimne powietrze paliło mnie w policzki. Czułam, jak cała ta sytuacja powoli do mnie dociera, jak wszystkie złudzenia, które miałam na temat Artura, rozpadają się na kawałki.

Przypomniałam sobie nasze rozmowy, te wszystkie wieczory spędzone razem, wyjazd do Barcelony... I nagle wszystko straciło swoje znaczenie. Bo to, co wydawało się prawdziwe, było tylko dobrze skonstruowanym kłamstwem.

Karolina, 30 lat

Reklama

Czytaj także:
„Kochałam życie singielki i nie chciałam grzebać się w pampersach. Gdy zaszłam w ciążę, zawarłam układ pozornie idealny”
„Mąż nalegał na przeprowadzkę, a ja się zgodziłam. Żył jak pączek w maśle, bo piętro wyżej mieszkała jego kochanka”
„Na balu przebierańców szukałem gorącego flirtu. Nie wiedziałem jednak, że pod maską ukrywa się dobrze znana mi twarz”

Reklama
Reklama
Reklama