„Poświęciłem wszystko, by żona mogła otworzyć biznes marzeń. Dostałem nauczkę, że nie należy zbyt ufać nawet rodzinie”
„Wracając do domu, układałem sobie w głowie wszystkie te drobne sytuacje, które wcześniej zrzucałem na stres i natłok obowiązków. Niby wszystko było normalnie, ale w środku czułem niepokój, który nie chciał mnie opuścić”.

- Redakcja
Miałem swoje marzenia. Kocham stare kamienice i jeszcze kilka lat temu remontowałem mieszkanie, które dla mnie było czymś więcej niż tylko miejscem do życia. Każdy detal – od drewnianej podłogi po mosiężne klamki – był spełnieniem mojej wizji. Ania lubiła to mieszkanie, ale bardziej lubiła wizję siebie w witrynie swojego butiku.
Wspierałem ją
– Tymek, ja muszę spróbować, bo inaczej zwariuję – mówiła, patrząc na mnie swoimi wielkimi, błyszczącymi oczami. – Zobaczysz, jak się uda, to będziemy mieli coś naszego, wielkiego.
Sprzedałem więc to mieszkanie. Wziąłem kredyt, choć na samą myśl o nim bolał mnie żołądek. W dzień pracowałem w firmie, wieczorami pomagałem Ani w butiku – układałem kartony, rozstawiałem manekiny, malowałem ściany.
Nie było już czasu dla mnie. Nie było już miejsca na moje marzenia. Było za to poświęcenie, o którym myślałem, że jest synonimem miłości. Przecież budujemy coś wspólnego.
Kiedy kładłem się spać po kolejnych czternastu godzinach na nogach, pocieszałem się, że miłość to właśnie te małe codzienne wybory. Wierzyłem, że Ania to widzi. Ale Ania zachowywała się tak, jakby to było oczywiste, że mam znaleźć środki na każdy jej nowy pomysł. Nie pytała, czy dam radę. Mówiła tylko, że „to konieczne, jeśli mamy iść do przodu”.
Kiedy rzucałem uwagę, że może powinniśmy chwilę odetchnąć, patrzyła na mnie z takim zniecierpliwieniem, jakbym właśnie powiedział coś absurdalnego.
Pracowałem bez tchu
Nie czułem się już jej partnerem. Coraz częściej myślałem, że jestem tylko źródłem pieniędzy. A jeśli czegoś nie dowiozłem na czas, traktowała to jak osobistą porażkę, jakby to moja nieudolność zatrzymywała ją w miejscu.
Najgorsze było to, że nawet nie próbowała dostrzec mojego wysiłku. Kiedy mówiłem, że zostaję w pracy dłużej, bo potrzebujemy tych pieniędzy, Ania nie reagowała wdzięcznością. Słyszałem raczej pretensję, że znowu mnie nie będzie. Nie potrafiła zrozumieć, że to, co dla niej było „jej butikowym marzeniem”, dla mnie było codziennym wyścigiem z czasem i kredytem, który spłacałem samotnie.
Wierzyłem jednak, że to tylko etap. Że kiedy butik stanie na nogi, wszystko wróci do normy. Tłumaczyłem sobie, że to presja, że każda inwestycja wymaga poświęceń. Próbowałem nie zauważać, jak mocno Ania oddala się ode mnie z każdym nowym żądaniem.
Podejrzewałem coś
Od pewnego czasu zauważyłem, że mój kumpel Paweł zaczął częściej przewijać się w naszych rozmowach. Niby mimochodem Ania wspominała, że wpadł na kawę, że pomógł jej przy przenoszeniu kartonów, że ma świetne oko do aranżacji. Udawałem, że mnie to nie rusza, ale czułem, jak coś mnie uwiera od środka.
W końcu postanowiłem spotkać się z Pawłem. Byliśmy kumplami od dzieciaka, więc rozmowa nie była niczym nadzwyczajnym. Wyciągnąłem go na piwo, udając, że chcę pogadać o pracy. Próbowałem utrzymać swobodny ton, chociaż cały czas analizowałem każdy jego gest.
– Słyszałem, że często wpadasz do Ani do butiku – rzuciłem z uśmiechem, który sam w sobie był wymuszony. – Dobrze, że ktoś jej pomaga, bo ja ostatnio ledwo się wyrabiam.
– Wiesz, zawsze jej kibicowałem. Fajnie, że się rozwija – odpowiedział, a potem szybko zmienił temat, pytając o moją pracę, jakby chciał odwrócić uwagę.
Znałem go zbyt dobrze, żeby nie zauważyć tego napięcia. On nigdy nie był typem, który się peszy. Coś tu nie grało. Zaczęło do mnie docierać, że ostatnio bywał u nas zbyt często, zawsze „przypadkiem”, zawsze z pomocą, której ja akurat nie mogłem udzielić.
Nie podobało mi się to
Wracając do domu, układałem sobie w głowie wszystkie te drobne sytuacje, które wcześniej zrzucałem na stres i natłok obowiązków. Niby wszystko było normalnie, ale w środku czułem niepokój, który nie chciał mnie opuścić.
Wmawiałem sobie, że przesadzam. Przecież Paweł jest moim przyjacielem od dzieciństwa, a Ania jest moją żoną. A jednak… zaczynałem się bać, że oboje przestali mnie potrzebować.
To był zwyczajny wtorek. Przynajmniej z pozoru. Wyszedłem z pracy wcześniej, bo miałem w planie zajrzeć do butiku i pomóc Ani z nową dostawą. Nie uprzedzałem jej, chciałem zrobić jej niespodziankę. Po drodze zadzwoniłem do niej, ale nie odebrała. Pomyślałem, że jest zajęta z klientką. Nie zwróciłem na to większej uwagi.
Mijałem kawiarnię na rogu, kiedy kątem oka dostrzegłem sylwetkę Ani. Siedziała przy oknie, uśmiechnięta, lekko pochylona w stronę mężczyzny, który trzymał jej dłoń. To był Paweł. Nie musiałem się przyglądać dwa razy. Ten gest był zbyt intymny, zbyt swobodny, żeby pomylić go z czymkolwiek innym.
Nie mogłem uwierzyć
Ania śmiała się, Paweł mówił coś, a ona położyła rękę na jego przedramieniu, jakby chcąc zatrzymać go przy sobie. Nie podszedłem. Stałem po drugiej stronie szyby i patrzyłem, jak ich świat się zacieśnia, a mój właśnie się rozpada. Nie czekałem na ciąg dalszy. Odwróciłem się i odszedłem. Nie miałem siły na konfrontację. Każdy krok oddalał mnie od tej kawiarni, ale ból nie malał. Świat, który budowałem cegła po cegle, właśnie się rozsypał.
Nie pamiętam, jak dotarłem do mieszkania. Klucze chyba same otworzyły drzwi, nogi same zaniosły mnie do środka. Usiadłem na kanapie, patrząc przed siebie, jakbym nagle znalazł się w obcym miejscu. To był kiedyś mój dom. Teraz czułem się tu jak intruz.
W głowie przewijały się obrazy z ostatnich miesięcy. Sprzedaż mieszkania, które kochałem. Kredyt, którego bałem się bardziej niż czegokolwiek. Wszystko po to, żeby Ania mogła zrealizować swoje marzenie. A teraz jej marzeniem był Paweł.
Wszystko runęło
Poczułem w gardle ścisk. Byłem dla niej wygodny, dopóki było trzeba zorganizować kapitał, załatwić dokumenty, wyłożyć pieniądze. Gdy przestałem być potrzebny, po prostu wybrała sobie kogoś, kto lepiej pasował do jej wizji. Kogoś, kto nie będzie jej przypominał o tym, ile trzeba było poświęcić.
Wstałem i bezwiednie wyszedłem z mieszkania. Nie wiedziałem, dokąd idę. Krążyłem bez celu po mieście, mijając ludzi, którzy nie mieli pojęcia, że właśnie patrzą na kogoś, komu rozpadło się życie. Zastanawiałem się, co powinienem zrobić. Czy pójść do Ani, wykrzyczeć jej wszystko prosto w twarz? Czy może do Pawła? Chciałem konfrontacji, ale jednocześnie nie wiedziałem, czy mam w sobie siłę, by to znieść.
Zawsze byłem tym, który starał się wszystko rozwiązać spokojnie, który wierzył, że praca i poświęcenie mają sens. A teraz stałem na krawężniku, z poczuciem, że wszystko, co zbudowałem, było jednym wielkim kłamstwem.
Byłem bezradny
Nie spałem całą noc. Patrzyłem w sufit, wpatrując się w ciemność, jakby tam miała pojawić się odpowiedź. Nad ranem wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem do Pawła. Odebrał niemal od razu.
– Cześć, stary – powiedział jak gdyby nigdy nic.
– Spotkajmy się. Dzisiaj. Musimy pogadać – powiedziałem spokojnie, ale mój głos był jak stal.
Umówiliśmy się w parku. Nie chciałem żadnych kawiarni, żadnych świadków. Kiedy podszedł, przez chwilę patrzyliśmy na siebie w ciszy. On miał spuszczony wzrok, ja trzymałem ręce w kieszeniach, bo inaczej zacisnąłbym je w pięści.
– Chciałem ci podziękować, stary – zacząłem, tonem tak obojętnym, że sam siebie nie poznawałem. – Dzięki tobie dowiedziałem się, kim naprawdę jesteście.
Paweł zbladł. Przełknął ślinę, ale nic nie powiedział.
– No mów. To nie miało się tak potoczyć, prawda? – dodałem z gorzkim uśmiechem.
– Tymek… – zaczął, ale zabrakło mu słów. – Nie planowaliśmy tego. Po prostu… stało się. Przysięgam.
Zdradzili mnie
– Stało się? – Powiedziałem cicho, bo krzyk nie miał już sensu. – A ja myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi. Myślałem, że ona jest moją żoną. Ale wy mieliście swój świat. Taki, w którym ja byłem tylko frajerem do roboty.
Paweł spuścił wzrok, dłonie trzymał w kieszeniach. Nie próbował się bronić, co tylko wbijało mnie głębiej w tę przepaść.
Patrzyłem na niego i czułem w sobie mieszankę gniewu i pustki. Chciałem go znienawidzić, ale nie potrafiłem. Bo zanim Paweł był tym, który mnie zdradził, przez lata był moim najbliższym przyjacielem.
Obróciłem się i odszedłem. Nie dlatego, że chciałem mu darować. Po prostu zabrakło mi sił, żeby dłużej stać przed nim i udawać, że jeszcze coś z tego można uratować.
Tymon, 44 lata
Czytaj także:
- „Po 15 latach wyjawiłem żonie mój największy sekret. Spodziewałem się wszystkiego, ale nie aż takiej reakcji”
- „Pojechałam z przyjaciółmi na wakacje do Chorwacji. Wróciliśmy totalnie spłukani i obrażeni na siebie”
- „Siostra dostała od rodziców pieniądze na auto. Ja dostałam nędzny koszyk z warzywami z ogródka”

