Reklama

Magda znowu wróciła po dwudziestej. W progu rzuciła tylko „cześć” i zamknęła się w łazience. Siedziałem w kuchni, przy zimnej herbacie, z pustym wzrokiem wlepionym w płytki. Olek spał od godziny. Po kąpieli, po bajce, po buziaku. Ja wszystko robiłem, jak co dzień. A Magda była gdzieś w świecie, do którego już nie należałem.

Kiedyś było inaczej. Pamiętam jej śmiech, kiedy robiliśmy kolację z niczego. Pamiętam nasze wieczorne rozmowy: o pracy, o głupotach, o Olku. Teraz rozmawiamy tylko o nim. O jego planie dnia, o przedszkolu, o tym, że nie ma mleka. Coraz częściej czuję, że jestem sam. Sam z ojcostwem, sam z emocjami i... chyba też sam w tym małżeństwie. Magda rzuca tylko „mam wyjazd”, „spotkanie się przeciągnęło”, „muszę się przygotować”. A ja robię kolację, pakuję plecak Olka i gaszę światło.

Wiem, że ona coś planuje. Ostatnio wspomniała o Berlinie. Mówiła to spokojnie, bez pytania, bez konsultacji. Jakby nas, mnie i Olka, już tam nie było. Jakby wybierała między życiem a... nami.
I coraz częściej myślę, że kiedyś po prostu nie wróci. I że może nawet nie zauważy, że nas straciła. A może to ja stracę ją pierwszy.

Wtedy to z siebie wyrzuciłem

Wieczór był jak każdy. Olek już spał. Przykryłem go kocykiem, zgasiłem lampkę i wróciłem do kuchni. Magda siedziała przy laptopie. Nie zauważyła nawet, że stoję w progu.

— Magda — powiedziałem cicho.

— Hmm? — Nawet nie podniosła wzroku.

— Możemy porozmawiać? — mruknąłem.

— Teraz? — Doskonale słyszałem tę niechęć w jej głosie. — Muszę jeszcze dokończyć prezentację.

— Nie. Musimy teraz. Bo ja dłużej tak nie mogę.

Zamknęła laptopa z lekkim westchnieniem. Spojrzała na mnie tak, jakby już wiedziała, co powiem. Jakby to było nudne, powtarzalne, męczące.

— Nie możesz być i matką, i menedżerką w korpo, bo ja już nie daję rady sam wszystkiego ciągnąć — wyrzuciłem z siebie.

— To twoja wizja rodziny, nie moja — odparła sucho. — Ja nie jestem tylko matką.

— A ja? — prychnąłem. — Jestem tylko opiekunką do dziecka?

— Tomasz, przestań.

— Nie przestanę! Jestem sam. Kompletnie sam! Nie ma cię przy Olku, nie ma cię przy mnie. Ty nawet nie jesteś już tutaj! — Uderzyłem dłonią w stół. — Tylko praca, spotkania, wyjazdy...

— Bo może to mnie jeszcze trzyma przy życiu. Może to mnie nie dusi — powiedziała ostro.

I wtedy to z siebie wyrzuciłem:

— Wybierz. Albo my, albo twoja kariera.

Zamarła. Przez sekundę patrzyła mi w oczy. Bez gniewu czy łez, po prostu… patrzyła. A potem powoli odwróciła wzrok. Nie odpowiedziała. Wróciła do laptopa i zaczęła coś klikać. Jakby mnie tam nie było. Stałem przez chwilę jak idiota. Nie wiem, czy chciałem usłyszeć „zostaję”, czy tylko, żeby się zdenerwowała, rzuciła coś z pasją. Ale dostałem ciszę. Zimną, ostrą ciszę. Może wcale nie chciałem, żeby wybrała. Może chciałem tylko, żeby wreszcie mnie usłyszała.

Wzruszyła ramionami

Nazajutrz obudziłem się wcześnie. Spała obok, ale jakby jej nie było. Plecami do mnie, z telefonem pod poduszką. Wstałem, zrobiłem śniadanie dla Olka, wyprawiłem go do przedszkola. Kiedy wróciłem, Magda siedziała już przy stole. Piła kawę i przeglądała telefon. Nawet na mnie nie spojrzała. Usiadłem naprzeciwko.

— Magda… Ja nie chciałem cię stawiać pod ścianą — zacząłem cicho. — To wszystko mi się po prostu rozsypuje. Ty się oddalasz. My…

— Zawsze wiedziałeś, że praca jest dla mnie ważna — przerwała, odkładając telefon. Patrzyła na mnie spokojnie, ale w tym spokoju było coś twardego. Jakby mówiła „nie zbliżaj się”.

— Ale nie bardziej niż rodzina.

— Nie? — zapytała. — Bo ja nie pamiętam, żebyś kiedykolwiek mnie wspierał, kiedy wracałam wykończona z roboty. Nie pytałeś, co u mnie. Tylko „czemu znowu późno”. Tyle z twojej rodziny. — I wtedy, nagle, bez żadnych emocji w głosie, powiedziała: — Dostałam propozycję pracy w Berlinie. Wyjeżdżam.

Zamarłem.

— Co?

— Pamiętasz ten projekt, o którym ci mówiłam? Chcą, żebym koordynowała go z centrali. Berlin. Minimum pół roku, może dłużej.

— I co? Po prostu… jedziesz?

Wzruszyła ramionami, jakby to było coś codziennego. Jakby nie chodziło o nas, o Olka.

— Muszę.

Patrzyłem na nią, nie wierząc. W jednej sekundzie moje życie się złamało.

Stałem tam jak słup soli

Wieczorem słyszałem, że rozmawia z kimś przez telefon. W pokoju obok. Drzwi były przymknięte, ale głos Magdy przebijał się wyraźnie.

— Nie wiem, Karola. Nie wiem, czy robię dobrze… Olek, Tomek… Oni to wszystko znoszą, a ja i tak czuję się jak w klatce.

— Magda, błagam cię — usłyszałem głos Karoliny. — To twoje życie. Nie możesz się cofać tylko dlatego, że facet nie potrafi być mężczyzną. On utknął w latach dziewięćdziesiątych. Rodzina, kanapa, rosół w niedzielę. A ty? Ty przecież jesteś inna.

— Ale ja go kocham. I Olka. Tylko… jestem inna, Karola. Zmieniłam się.

Zamarłem. Stałem tam jak słup soli. Jak idiota. Wszystko, co mówiła, było jak cios w brzuch. Bo nie kłamała. Ona naprawdę się zmieniła. Tylko że ja też. Pchnąłem drzwi. Magda od razu odwróciła się z telefonem w dłoni.

— Słyszałem — powiedziałem.

— Tomek…

— Nie musisz się tłumaczyć. Już wszystko wiem. Nie chcesz walczyć. Po prostu chcesz… odejść.

— Nie chcę dusić się we własnym domu. — Te słowa przeszły przez nią jakby mimochodem. Ale dla mnie… to było jak wyrok.

Wyszedłem bez słowa. W łazience spojrzałem na siebie w lustrze. Oczy miałem mokre, ale nie płakałem. Jeszcze nie. W mojej głowie tylko jedno brzmiało jak echo: Nie chcę dusić się we własnym domu. A mnie już przecież dawno zabrakło tlenu.

Objęła go mocno

Magda pakowała się metodycznie. Cisza między nami była cięższa niż jakiekolwiek słowa. Jej rzeczy znikały z szaf, a ja tylko patrzyłem. Nie zapytała, czy może coś zabrać. Nie musiała. To nie było już nasze. To było jej. Jak jej decyzja i jej wyjazd. Olek siedział na dywanie i budował wieżę z klocków. Co chwilę zerkał w stronę walizki. W końcu podszedł do mnie i zapytał:

— Tata, mama jedzie na wakacje?

Zaschło mi w gardle. Jak mu powiedzieć, że mama wyjeżdża, ale nie wiadomo, kiedy wróci?

— Trochę dalej niż na wakacje, synku — wydusiłem. — Mama będzie przez jakiś czas w pracy. Za granicą.

— A ja tam pojadę?

Nie umiałem mu odpowiedzieć. Pogłaskałem go tylko po głowie. Olek spojrzał na Magdę i wrócił do swoich klocków. Cicho. Bez płaczu. Jakby przeczuwał, że coś jest nie tak. Magda podeszła do niego, przyklękła i objęła go mocno.

— Będę dzwonić. I przyjadę, jak tylko się da. Obiecuję.

Obiecasz, że wrócisz? — zapytał.

— Obiecuję.

Do mnie nie podeszła. Stała przez chwilę przy drzwiach z walizką. Chciała coś powiedzieć, ale nie umiała. Albo nie miała już siły. Tylko skinęła głową. Nie zareagowałem. Drzwi zamknęły się za nią cicho. Za delikatnie, jak na to, co właśnie się stało. Zostaliśmy sami. Ja i Olek. Z dwoma kubkami po kakao, pustą kanapą i ciszą, która nie miała nic wspólnego ze spokojem.

Może chcę rozwodu

Spotkaliśmy się u mnie. Marek przyniósł piwo, jakby to miał być zwyczajny wieczór. Siedzieliśmy na balkonie, Olek już spał.

— No i? — zapytał Marek, otwierając butelkę. — Zrobiła to?

Skinąłem głową. Nie miałem siły mówić.

— Naprawdę myślałeś, że jak postawisz ultimatum, to wybierze ciebie?

— Nie wiem — przyznałem szczerze. — Może nie chciałem, żeby wybierała. Może chciałem, żeby… zawalczyła.

Marek wypił łyk piwa. Popatrzył gdzieś przed siebie.

— Może dla niej to był jedyny sposób, by nie zniknąć — mruknął. — Może już dawno czuła, że się rozpada, tylko nie umiała ci tego powiedzieć.

— Ale czemu od razu wyjazd? Przecież mogliśmy próbować — ciągnąłem. — Terapia, cokolwiek. Cholera, Marek, ja nie jestem ideałem, ale... się starałem.

— Starałeś się być ojcem. I byłeś dobrym ojcem. Ale czy kiedykolwiek byłeś jeszcze dla niej mężem? Tak naprawdę?

Nie odpowiedziałem.

— Może ona po prostu już nie chciała być tylko czyjąś matką, partnerką do kolacji i planowania grafiku przedszkola — dodał. — Może chciała być sobą.

— A ja może chcę rozwodu — rzuciłem cicho.

Na to z kolei on nie miał odpowiedzi. Siedzieliśmy przez chwilę w milczeniu. Czułem, jak wszystko we mnie się kurczy. Jakby całe moje życie przez te dziesięć lat z Magdą przelatuje mi przed oczami i nagle… zostało zredukowane do walizki, kilku słów i zamkniętych drzwi. Może źle zrobiłem. Może trzeba było inaczej. Ale może… na tym już dawno nie było ratunku.

Tomasz, 34 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama