Reklama

Miałam 26 lat, gdy go poznałam. Damian był ode mnie starszy o dwanaście lat i od razu zaimponował mi swoją pewnością siebie, spokojem i dojrzałością. Nie był typem mężczyzny, który opowiadałby o przeszłości, ale plotki krążyły. Wszyscy wiedzieli, że miał za sobą trudny rozwód. Jego żona zakochała się w swoim przełożonym i kiedy zaszła z nim w ciążę, zostawiła Damiana bez słowa wyjaśnienia. Podobno długo nie mógł się po tym pozbierać, zamknął się w sobie, odciął od ludzi. Aż w końcu spotkał mnie.

Wszystko szybko poszło

Pół roku później zamieszkaliśmy razem. Przeprowadziłam się do jego mieszkania, a moją kawalerkę wynajęliśmy. Było idealnie – mieliśmy siebie, wspólne poranki przy kawie i wieczory z lampką wina. Damian traktował mnie jak księżniczkę, obsypywał kwiatami, pamiętał o każdej rocznicy, zapraszał na kolacje i niespodziewane wyjazdy za miasto. Dawał mi wszystko. No, prawie wszystko.

Od początku naszej znajomości jasno postawił sprawę:

– Nigdy więcej się nie ożenię i nie chcę mieć dzieci.

Nie przejęłam się tym. Wtedy nie wydawało mi się to ważne. Byłam młoda, zakochana, szczęśliwa. Po co mi ślub? Liczyło się to, że byliśmy razem, a formalności zdawały się jedynie zbędnym szczegółem. Nie miałam pojęcia, jak bardzo zmieni się moje podejście.

Gdy spóźniał mi się okres, nie wpadłam w panikę. Regularnie brałam tabletki antykoncepcyjne, więc byłam pewna, że to tylko efekt stresu lub drobnych zaburzeń hormonalnych. Mimo to postanowiłam skonsultować się z lekarzem, żeby mieć pewność, że wszystko jest w porządku. Nie spodziewałam się tego, co usłyszę.

Jest pani w ciąży – oznajmił lekarz spokojnym tonem.

Spojrzałam na niego oszołomiona.

– To niemożliwe… – wyszeptałam.

– Antykoncepcja czasem zawodzi – wzruszył ramionami.

Wyszłam z gabinetu jak we śnie. Usiadłam na ławce w parku obok przychodni i próbowałam zebrać myśli. Jak to się mogło stać? Nie planowałam dziecka, a co gorsza – Damian jasno mówił, że nie chce być ojcem.

Był w szoku, tak jak ja

Przez chwilę rozważałam najgorsze rozwiązanie – wyjazd za granicę i pozbycie się problemu. Ale nie mogłam tego zrobić. Wiedziałam, że nigdy bym sobie tego nie wybaczyła. Musiałam powiedzieć mu prawdę. Ale co, jeśli mnie zostawi? Co, jeśli zostanę zupełnie sama? Bałam się tej rozmowy jak niczego innego w życiu.

Czekałam trzy dni. Za każdym razem, gdy otwierałam usta, by zacząć rozmowę, tchórzyłam. W końcu zebrałam się na odwagę.

– Muszę ci coś powiedzieć – zaczęłam przy kolacji.

Spojrzał na mnie z zaciekawieniem.

– Jestem w ciąży. Siódmy tydzień.

Zamarł. Odłożył widelec i wstał od stołu, jakby potrzebował przestrzeni.

– Jesteś pewna?

– Tak – odparłam cicho.

Przez chwilę patrzył na mnie, jakby próbował znaleźć odpowiedź, której nie było.

– I zamierzasz…

Wstrzymałam oddech.

– Tak.

Nie powiedział już ani słowa. Wyszedł. Nie wiedziałam, czy wróci. Pojawił się w nocy. Nietrzeźwy. W ręku trzymał kolorową torbę.

– Nie wiem, czy ci się spodobają, ale się starałem… – wymamrotał i wyciągnął z niej śpioszki.

Rzuciłam mu się w ramiona, zrozumiawszy, że nie będę sama.

Nie chciał brać ślubu

Nigdy wcześniej nie rozmawialiśmy o ślubie. Nie naciskałam, bo wydawało mi się, że to nie ma znaczenia. Liczyło się to, że byliśmy razem, że kochaliśmy się i wspieraliśmy. Ale teraz sytuacja się zmieniła. Spodziewaliśmy się dziecka. Byłam pewna, że Damian też to rozumie i że wkrótce mi się oświadczy. Mijały jednak kolejne tygodnie, a on zachowywał się, jakby nic się nie zmieniło. W końcu nie wytrzymałam.

– Kochanie, kiedy w końcu poprosisz mnie o rękę? Niedługo zrobię się tak ogromna, że nie zmieszczę się w żadną sukienkę – zażartowałam przy kolacji.

Podniósł na mnie wzrok, ale nie uśmiechnął się.

– Nie zamierzam się żenić – powiedział po chwili ciszy.

Zamarłam.

– Ale… Przecież będziemy mieli dziecko – próbowałam argumentować.

– To niczego nie zmienia – westchnął. – Kocham cię, kocham nasze dziecko, ale ślubu nie będzie.

Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę. Zaczęłam przekonywać, tłumaczyć, potem błagać. On jednak pozostawał niewzruszony. W końcu zaczęliśmy się kłócić. Coraz częściej. Coraz mocniej. W końcu postawiłam ultimatum:

Albo ślub, albo koniec.

Wzruszył ramionami i wyszedł z pokoju. To była ostatnia kropla. Spakowałam rzeczy i wróciłam do swojej kawalerki. Nie mogłam żyć z kimś, kto nie był gotowy na rodzinę.

Zaczęłam żyć bez niego

Minęły tygodnie, a ja nadal nie mogłam się przyzwyczaić do pustki. Wracałam do mieszkania, w którym wszystko wydawało się obce. Cisza dzwoniła mi w uszach, brakowało mi odgłosu jego kroków, porannego zapachu kawy, dźwięku kluczy rzucanych na komodę.

Na początku próbowałam wypełnić tę pustkę gniewem. Powtarzałam sobie, że dobrze zrobiłam, że miałam rację. Że on nie chciał dać mi tego, na czym mi zależało, więc nie było dla nas przyszłości. Ale były też noce, kiedy wcale nie czułam się tak pewnie.

Samotne wizyty u lekarza, wybieranie ubranek dla dziecka, przygotowywanie pokoiku – wszystko to powinno być radosne. A ja czułam się przytłoczona. Patrząc na łóżeczko, myślałam tylko o tym, że powinno nas tu być dwoje.
Próbowałam o nim zapomnieć. Nie dzwoniłam, nie pisałam. Ale on dzwonił.
Za każdym razem ignorowałam połączenia. Kiedy raz odebrałam, tylko po to, by powiedzieć mu, że nie chcę, by się do nas zbliżał, usłyszałam w jego głosie coś, co sprawiło, że serce mi zadrżało.

– Naprawdę myślisz, że możesz tak po prostu wyciąć mnie z życia?

Rozłączyłam się. Ale potem, w nocy, płakałam w poduszkę, bo wiedziałam, że nie mogę.

Samotne macierzyństwo mnie przerażało

Poród zbliżał się wielkimi krokami. Torba do szpitala stała spakowana przy drzwiach, a ja nerwowo czekałam na Martynę, która miała mnie zawieźć.
Kiedy usłyszałam zgrzyt klucza w zamku, odetchnęłam z ulgą.

– Wreszcie jesteś! Jeśli zaraz nie wyjdziemy, to urodzę na środku pokoju! – zawołałam, ale zamiast przyjaciółki usłyszałam znajomy głos.

– Spokojnie, zdążymy.

Zamarłam. To nie była Martyna. To był on. Stał w drzwiach, trzymając kluczyki do samochodu. Patrzył na mnie uważnie, jakby chciał się upewnić, że nie każę mu wyjść.

– Co tu robisz? – wykrztusiłam.

– Martyna nie mogła. Zadzwoniła do mnie – powiedział cicho. – Powiedziała, że mnie potrzebujesz.

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Przez chwilę staliśmy w milczeniu, mierząc się spojrzeniami.

– Jeśli pozwolisz… chciałbym tam być – dodał po chwili.

Nie miałam już siły walczyć. Bez słowa podałam mu torbę. Wsparłam się na jego ramieniu i razem wyszliśmy z mieszkania. Wiedziałam, że to nie koniec.
To była druga szansa. I tym razem nie zamierzałam jej zmarnować.

Lena, 27 lat

Czytaj także:
„Znaleziony wiosną list miłosny zburzył mój spokój. Bałam się, że idealne małżeństwo dziadków było czystą fikcją”
„Żona zażądała rozwodu, żeby nie dzielić się ze mną fortuną. Wygrana w totka migiem zajęła moje miejsce w jej sercu”
„Ciężko pracowałam na awans, wyrabiając nadgodziny z szefem. Teraz zamiast na wymarzoną premię czekam na 800 plus”

Reklama
Reklama
Reklama