„Posprzątałem grób dziadka na Wszystkich Świętych. Mama była na mnie zła, bo nie zasłużył nawet na to”
„– Nie chodzi o to, żebyś przestał go kochać – odparła cicho. – Chodzi o to, żebyś wiedział, że mnie bolało. Przełknąłem ślinę. Chciałem coś powiedzieć, ale nie wiedziałem co. Więc po prostu wyciągnąłem rękę i położyłem na jej dłoni. Zaskoczyło ją to, ale nie odsunęła się”.

- Redakcja
Ludzie mówią, że jestem spokojny. Może za spokojny. Lubię siedzieć w ciszy, obserwować ludzi, analizować. Zawsze miałem więcej pytań niż odpowiedzi, ale nigdy nie miałem odwagi pytać. Zwłaszcza w domu. Mieszkam z mamą, Dorotą. Ojciec zmarł, kiedy miałem siedem lat. Serce. Pamiętam niewiele – urywki. Jego zapach, jak mnie podrzucał w powietrze. A potem już tylko cisza i głos mamy: „Już go nie ma, Adasiu. Ale masz mnie.” Mama zawsze była twarda. Nie w sensie fizycznym – emocjonalnie. Oziębła. Nigdy mnie nie przytulała bez powodu. Nigdy nie mówiła: „kocham cię”. Ale była. Gotowała, prała, odrabiała ze mną lekcje. Bez czułości, ale rzetelnie. Jakby była na służbie.
Dobrze wspominam dziadka
Dziadka Edwarda znałem jako staruszka o lekko zgarbionej sylwetce i miękkim głosie. Pachniał papierosami i herbatą z cytryną. Brał mnie za rękę i chodziliśmy do sklepu po krówki. Siadał ze mną na ławce i opowiadał, jak za młodu budował dom własnymi rękoma. Lubiłem te opowieści. Był spokojny, wyważony. Nigdy nie krzyczał. Kiedy zmarł, miałem szesnaście lat. Dla mnie to był szok. I strata.
Od tamtej pory co roku, w październiku, jeżdżę na cmentarz. Teraz też tak było. Umyłem płytę, przetarłem znicze, zostawiłem chryzantemy. Siedziałem w ciszy. Jakby rozmowa była możliwa, ale milczenie wystarczało. Po powrocie do domu zastałem mamę przy kuchennym blacie. Kroiła marchewkę do zupy.
– Byłeś u dziadka? – zapytała, nie patrząc na mnie.
– Mhm. Jak co roku – odpowiedziałem, zdejmując kurtkę.
Przerwała krojenie. Powoli podniosła wzrok. Zobaczyłem coś, czego nie widziałem u niej nigdy: cień bólu?
– Po co odwiedzasz człowieka, który mnie całe życie mnie krzywdził?
Zamarłem. Nóż w jej dłoni znów zaczął stukać o deskę. Jakby nic się nie stało. A przecież wszystko się właśnie rozsypało.
Pokłóciłem się z mamą
– Co to miało znaczyć? – zapytałem godzinę później, stając w drzwiach kuchni. – To, co powiedziałaś.
Mama nie odpowiedziała od razu. Stała przy garnku, mieszała zupę, jakby to było najważniejsze na świecie.
– Nie udawaj, że nie zrozumiałeś.
– Może właśnie nie zrozumiałem – warknąłem. – Bo jak mam zrozumieć, że dziadek, którego znałem jako ciepłego, dobrego człowieka… był dla ciebie kimś, kto cię ranił?
Odwróciła się. W dłoni trzymała drewnianą łyżkę. Wzrok miała surowy, jak zawsze, ale coś w niej pękło. Może usta. Drgały lekko.
– To, że dla ciebie był łagodny, nie znaczy, że dla nas taki był – powiedziała cicho.
– A „nas” to kto? – podszedłem bliżej. – Ty i wujek Janek?
Skinęła głową.
– Więc czemu nigdy nic nie mówiłaś? Czemu milczałaś, kiedy o nim mówiłem? Dla mnie był jak… drugi ojciec, mamo!
Cisza. Znów mieszała zupę. Powoli. Zbyt powoli. Jakby próbowała nie słuchać.
– Bo co miałam powiedzieć, Adam? Że ojciec nigdy nie zapytał, czy się czegoś boję? Że nigdy mnie nie przytulił, nie zapytał, co czuję? Że całe życie słyszałam tylko: „masz być silna”, „nie płacz”, „nie marudź”?
Zabrakło mi słów. Patrzyłem na nią jak na obcą kobietę.
– A ja całe życie myślałem, że był dobrym człowiekiem… – mruknąłem.
– Może dla ciebie był. Dla mnie życie z nim to było piekło.
Po raz pierwszy mama nie złościła się, nie krzyczała. Brzmiała… zmęczona.
– Dlaczego nigdy nie próbowałaś mi tego powiedzieć?
– Bo byś nie uwierzył. Bo wolałeś jego obraz, nie mój.
Odeszła od garnka. Usiadła przy stole. Spojrzała przez okno.
A ja stałem i czułem, że coś się właśnie we mnie rozpadło.
Usłyszałem więcej
Wieczorem, gdy zupa dawno wystygła, a w telewizorze leciał jakiś bezsensowny program, podszedłem do mamy. Siedziała na kanapie, zawinięta w koc, z kubkiem herbaty w dłoni. Patrzyła w ekran, ale wzrok miała gdzie indziej. Usiadłem obok niej.
– Mamo… powiedz mi, jaki naprawdę był dziadek.
Nie odpowiedziała od razu. Westchnęła ciężko, jakby z każdym oddechem wracały do niej wspomnienia, których przez lata nie chciała dotykać.
– Był zimny – powiedziała w końcu. – Władczy. Wszystko musiało być po jego myśli. W domu panowała cisza, jak w kościele. Żadnych śmiechów, żadnych łez. Tylko porządek, dyscyplina i jego reguły.
Zamilkła. Popatrzyła na mnie krótko, nie szukając litości.
– Nigdy nie zapytał, jak się czuję. Nigdy nie powiedział, że mnie kocha. Nawet nie wiem, czy kiedykolwiek mnie lubił. Dla niego byłam projektem. Miałam być twarda, odporna, samodzielna. Bez histerii, bez słabości.
– Ale dla mnie… był inny – szepnąłem.
– Bo się zestarzał. I miał czas się z tobą bawić. Mnie wychowywał. Tobie pozwalał.
Patrzyła teraz wprost na mnie. Z jej oczu nie lały się łzy, ale widziałem, jak walczy z czymś, co całe życie było w niej zamrożone.
– Widziałam, jak na ciebie patrzy. Jakby chciał coś naprawić. Ale nigdy nie powiedział przepraszam.
Przełknąłem ślinę. Słowa z trudem przechodziły mi przez gardło.
– Może próbował… na swój sposób.
– Może. Ale ja już wtedy nie czekałam. Za późno, Adam.
Wstała. Wzięła pusty kubek do kuchni. Zatrzymała się w progu.
– Jak chcesz znać całą prawdę, zadzwoń do Janka. On też to pamięta.
A potem zniknęła w swoim pokoju.
Zadzwoniłem do wujka
Zadzwoniłem do Janka następnego wieczoru. Siedziałem w swoim pokoju, telefon drżał mi w dłoni. Połączenie trwało dłużej niż zwykle, jakby sam aparat wiedział, że zaraz wydarzy się coś ważnego.
– Adaś? – usłyszałem znajomy, lekko zachrypnięty głos. – Wszystko w porządku?
– Cześć, wujku. Możemy porozmawiać?
– Jasne. Co się stało?
Zawahałem się, a potem wyrzuciłem z siebie jednym tchem:
– Mama powiedziała, że dziadek był dla niej… zimny. Kontrolujący. To prawda?
Cisza po drugiej stronie trwała tak długo, że pomyślałem, że się rozłączył. Ale nie. Janek po prostu zbierał się do odpowiedzi.
– To mało powiedziane – odezwał się w końcu. – On miał wszystko zaplanowane. Każdy nasz dzień, każdą decyzję. Musieliśmy pytać o pozwolenie, czy możemy wyjść na dwór. Gdy coś zawaliliśmy – nie krzyczał. Po prostu przestawał mówić. Karał nas ciszą. Pamiętam, jak przez tydzień nie odezwał się do Doroty, bo postawiła czajnik nie tam, gdzie trzeba.
Zamilkł. Ja też milczałem.
– Ale ja go takim nie znałem… – powiedziałem w końcu. – Naprawdę.
– Bo się zestarzał. A może… naprawdę coś w nim pękło. Po śmierci babci złagodniał. Zaczął czytać wiersze, wycinać obrazki z gazet, chodzić z tobą po cukierki. Ale nigdy nie powiedział, że żałuje. Nigdy.
Zacisnąłem pięść.
– Myślałem, że był dobrym człowiekiem.
– Może był. Ale nie dla wszystkich.
I wtedy zrozumiałem, że moja wersja dziadka była tylko połową prawdy. I że druga połowa, ta bolesna, była równie ważna.
– Dzięki, wujku.
– Adaś… nie obwiniaj się, że go kochałeś. Ale nie zapominaj, że twoja mama ma prawo czuć inaczej.
– Wiem – szepnąłem.
A potem się rozłączyłem. I długo wpatrywałem się w czarny ekran.
Miałem mętlik w głowie
W powietrzu wisiało napięcie. Mama siedziała przy stole. Tym razem nie udawała, że mnie nie widzi. Usiadłem naprzeciwko.
– Rozmawiałem z Jankiem.
Skinęła głową. Bez zaskoczenia. Jakby się tego spodziewała.
– Przykro mi, że nie mogłem tego zobaczyć wcześniej – powiedziałem.
Mama przez chwilę nie odpowiadała. W końcu spojrzała na mnie z jakąś dziwną miękkością w oczach. Nie ciepłem – nie, to nie był jej styl. Raczej zmęczoną ulgą.
– Nie chodzi o to, żebyś przestał go kochać – odparła cicho. – Chodzi o to, żebyś wiedział, że mnie bolało.
Przełknąłem ślinę. Chciałem coś powiedzieć, ale nie wiedziałem co. Więc po prostu wyciągnąłem rękę i położyłem na jej dłoni. Zaskoczyło ją to, ale nie odsunęła się.
– Chciałbym znać go takim, jakim był dla ciebie – powiedziałem powoli. – Może wtedy zrozumiałbym cię lepiej.
Uśmiechnęła się smutno. Nie odpowiedziała. Ale nie musiała. Siedzieliśmy tak jeszcze chwilę. Potem wstałem.
– Idę się położyć.
– Adam – zatrzymała mnie w progu. – Dziękuję, że zapytałeś.
Te słowa, tak zwyczajne, tak rzadkie w naszym domu, zostały ze mną na długo. Po raz pierwszy od lat między mną a mamą zapanowało coś więcej niż tylko codzienne milczenie. Położyłem się w łóżku i gapiłem się w sufit. Czułem ciężar, bo obraz dziadka rozsypał się na kawałki.
Dla mnie dziadek był inny
Siedziałem przy biurku, a przede mną leżały dwa zdjęcia. Na jednym byłem ja, może siedmioletni, na kolanach dziadka Edwarda. Uśmiechnięci. On z papierosem w zębach, ja z lizakiem w ręce. Drugie zdjęcie – stara fotografia mamy, miała może szesnaście lat. Patrzyła gdzieś w bok, z miną tak poważną, że aż trudno było uwierzyć, że to nastolatka. Obok stał dziadek. Ręce miał założone na piersi. Ani śladu uśmiechu. Przyglądałem się tym dwóm wersjom tej samej osoby. I próbowałem zrozumieć. Może każdy z nas widzi inną twarz tej samej osoby. I każda z tych twarzy jest prawdziwa – pomyślałem.
Zrozumiałem, że dziadek, którego kochałem, istniał. Ale istniał też ten drugi – ojciec, którego moja mama się bała. Człowiek, który nauczył ją milczeć i zaciskać zęby. Nie potępiałem go. Ale już go nie idealizowałem. Mama wciąż nie była wylewna. Nie wpadaliśmy sobie w ramiona. Ale teraz, kiedy mówiła coś o przeszłości, nie zmieniałem tematu. Słuchałem. I to wystarczało. Kilka dni później pojechałem na cmentarz raz jeszcze. Pogoda była jesienna, chłodna, liście szeleściły pod butami. Usiadłem na ławeczce przy grobie. Zamiast tylko przetrzeć płytę, zacząłem mówić.
– Nie wiem, kim byłeś naprawdę – powiedziałem na głos. – Ale dziękuję za te chwile, które mi dałeś.
Adam, 24 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Zasada 1:2 w małżeństwie uratowała nas przed rozwodem. Będę ją polecać wszystkim parom w kryzysie”
- „Mąż szasta pieniędzmi na prawo i lewo, a ja musze prosić o pozwolenia. Gdy kupię za drogi chleb muszę słuchać kazań”
- „Chciałam od córki kasę za opiekę nad wnukami. Należy mi się taki dodatek do emerytury, skoro ona oszczędza na żłobku”

