„Posprzątałam grób babci na Wszystkich Świętych. Ciotka powiedziała, że pewnie coś knuję, skoro tak się staram”
„– Julia, nie bądź taka święta. Wszyscy wiemy, jak było. Rok ciszy, zero kontaktu z rodziną, a teraz wielka opiekunka grobu? – syknęła Teresa. Za nią szedł mój ojciec. Jak zwykle – krok za nią, głowa spuszczona. – Tato, może chociaż ty powiesz coś normalnego? – spojrzałam na niego”.

- Redakcja
Babcia Zofia była jedyną osobą w rodzinie, która nie traktowała mnie jak obcego. Nie patrzyła podejrzliwie, nie zadawała pytań, na które nie znała odpowiedzi. Była dla mnie domem. Takim prawdziwym, pachnącym zupą ogórkową, starymi książkami i... bezwarunkowością. Odeszła rok temu, tuż przed moimi urodzinami.
Mieszkam sama w mieście. Pracuję w bibliotece, mam kota i sąsiada, który co tydzień prosi mnie o pomoc przy rozwiązywaniu krzyżówek. Rodzina ojca zawsze traktowała mnie jak gościa, który przyszedł bez zaproszenia. Ciotka Teresa... O niej można by napisać osobną powieść – kryminał. Ale dziś nie o niej. Dziś o babci.
Ostatnio znalazłam w szufladzie kopertę z kartką: „Julko, nie wszyscy w rodzinie zasługują na twoją miłość. Ale ty zawsze zasługujesz na prawdę.” Rozpoznałam jej pismo. Trzymałam tę kartkę jak relikwię. Długo. Potem schowałam z powrotem. Jeszcze nie byłam gotowa, żeby jej posłuchać.
Zrobiłam to, bo chciałam
Dziś wstałam wcześniej. Wzięłam dzień wolny i pojechałam na cmentarz. Zamiotłam liście z grobu. Wyjęłam zwiędłe kwiaty i postawiłam chryzantemę, zapaliłam znicze, a na koniec ułożyłam nowy wieniec. Zrobione własnoręcznie – jakby to miało znaczenie.
– Wiesz, babciu – powiedziałam na głos, choć nikogo nie było w pobliżu. – Niby minął już rok, a ja ciągle czekam, że zadzwonisz. Powiesz, że ci zimno w nogi i żebym ci w końcu przyniosła te wełniane skarpety...
Zamilkłam. Wiatr zaszumiał w koronach drzew. Może mi się zdawało, ale przysięgłabym, że coś wtedy poczułam. Spokój? Może. Zanim poszłam, jeszcze raz spojrzałam na miejsce, które wciąż wydawało się nie na miejscu. Jakby babcia miała tam nie leżeć. Jakby miała wrócić. Jakby jeszcze coś miała mi powiedzieć. Nie lubię Wszystkich Świętych. Tłumy, sztuczne kwiaty, udawana zaduma i zapach przepalonych zniczy, który wbija się w kurtkę na trzy dni. Ale pojechałam. Wcześnie, jeszcze zanim zacznie się ten cyrk. Chciałam tylko na chwilę – sprawdzić, czy znicz się nie wypalił, poprawić wieniec. Było cicho. Nawet wiatr zdawał się omijać alejkę z grobem babci.
Stałam z boku, ręce w kieszeniach, wzrok wbity w marmur. Słyszałam kroki. Miarowe, pewne. I jej głos, którego nie da się pomylić z żadnym innym.
– No proszę… Nawet liście ktoś pozamiatał. Aż tak się starasz? Czego tym razem chcesz?
Odwróciłam się powoli.
– Zrobiłam to, bo chciałam. Nie wiedziałam, że nie mogę.
– Julia, nie bądź taka święta. Wszyscy wiemy, jak było. Rok ciszy, zero kontaktu z rodziną, a teraz wielka opiekunka grobu? – syknęła Teresa.
Za nią szedł mój ojciec. Jak zwykle – krok za nią, głowa spuszczona.
– Tato, może chociaż ty powiesz coś normalnego? – spojrzałam na niego. – Że to dobrze, że ktoś tu przyszedł wcześniej. Że nie wszystko musi być pokazówką.
Nie odpowiedział. Tylko wzruszył ramionami. I wtedy poczułam, że coś we mnie pęka.
– Super. To bawcie się dobrze w tej rodzinnej szopce.
Odwróciłam się i odeszłam, zanim poczuję, jak pieką mnie oczy. Jak zawsze, kiedy ktoś kopie cię dokładnie tam, gdzie najbardziej boli – w dobre intencje.
Miałam żal do ojca
Zadzwoniłam dwa dni później. Po dziesięciu sygnałach już chciałam się rozłączyć, kiedy odebrał.
– Halo?
– Cześć, tato. Masz chwilę?
Cisza po drugiej stronie była zbyt długa. Jakby musiał przemyśleć, czy chce rozmawiać z własną córką.
– Mam. Co tam?
– Chciałam pogadać o cmentarzu. O tym, co się tam wydarzyło. – Od razu poczułam, że głos mi się napina. – Dlaczego nic nie powiedziałeś, kiedy Teresa zaczęła mnie atakować?
– Julia… po co to rozdrapywać?
– Po co? – parsknęłam. – Bo jestem twoją córką. Bo stałam tam sama jak idiotka, a ty nawet się nie zająknąłeś, że może nie wypada tak mówić do kogoś, kto właśnie posprzątał grób waszej matki.
Znowu ta cisza. Ucieczkowa. Zawsze ją stosował.
– Teresa… Ona po prostu mówi, co myśli. Taka już jest. Ty też potrafisz być ostra.
– Serio? Porównujesz mnie do niej? Tato, ona mnie nienawidzi, a ty pozwalasz jej na wszystko. Dlaczego?
– Julia, nie dramatyzuj…
– Nie dramatyzuj?! – głos mi się załamał. – Wiesz co, tato? Może właśnie dlatego nikt mnie w tej rodzinie nie traktuje poważnie. Bo nauczyli się, że mogą mnie ignorować. A ty… ty im na to pozwalasz.
Po drugiej stronie telefonu znów było cicho. Potem usłyszałam tylko:
– To nie jest temat na telefon.
– Oczywiście – powiedziałam chłodno. – Bo żaden temat nie jest na telefon, nie? Ani na święta, ani przy grobie babci. Najlepiej, żebyśmy w ogóle nie rozmawiali. Wtedy jest święty spokój.
Rozłączyłam się.
Coś przede mną ukrywali
Pojechałam do rodzinnego domu z duszą na ramieniu. Ojciec powiedział, że zostawił dla mnie coś z rzeczy babci – starą broszkę, którą zawsze nosiła na niedzielne msze. Wahałam się, czy jechać, ale... chciałam ją mieć. To była ostatnia rzecz, jaka po niej została.
Ojca nie było w salonie, usłyszałam głosy z kuchni. Podeszłam cicho, odruchowo, jak wtedy, gdy byłam dzieckiem i podsłuchiwałam, jak dorośli rozmawiają o sprawach, które „mnie nie dotyczą”.
– Dobrze, że się nie rozgadała – mówiła Teresa, poirytowana. – Przecież nie wie, co było naprawdę.
– I oby się nie dowiedziała – odparł ojciec, ściszonym głosem. – To niepotrzebne. Przeszłość to przeszłość.
– Myślisz, że pamięta tamten rok? Miała zaledwie kilka lat – dodała Teresa. – Ale jak zacznie drążyć...
– To wszystko się posypie – dokończył ojciec.
Zamarłam. Serce zaczęło mi walić jak szalone. Kroki. Dwa kroki w tył, potem jeden do przodu. W końcu weszłam do kuchni.
– O czym wy mówicie? – powiedziałam, a mój głos był spokojniejszy, niż się czułam. – Co mam niby pamiętać?
Ojciec zbladł. Teresa spojrzała na mnie ze ściśniętymi ustami, ale nie odwróciła wzroku.
– To nie rozmowa dla ciebie, Julia – powiedziała.
– Ja tu stoję, słyszałam każde słowo. O czym mam się nie dowiedzieć? Co się „posypie”?
– To nie twoja sprawa – rzuciła Teresa, ale wiedziałam, że właśnie trafiłam w coś, co miało pozostać zakopane. Głęboko.
Nie chciałam w to wierzyć
Stałyśmy naprzeciw siebie. Teresa oparta o kuchenny blat, ja z zaciśniętymi pięściami, ojciec między nami, jakby próbował być niewidzialny. Ale nie było już odwrotu. Czekałam. I ona to wiedziała.
– Skoro tak się rwiesz do prawdy – zaczęła – to proszę bardzo. Twoja matka chciała cię zostawić.
Zrobiło mi się słabo. Ale milczałam.
– Gdy byłaś mała, zaledwie parę lat miałaś, pakowała się, chciała wyjechać z jakimś facetem. Mówiła, że nie da już rady, że życie z Romanem ją niszczy. Że chce zacząć od nowa, nawet jeśli to oznacza zostawienie wszystkiego. Ciebie też.
– Kłamiesz. – głos mi się załamał.
– Nie kłamię. – Teresę jakby coś w niej pękło, wreszcie przestała grać spokojną ciotkę. – To Zofia ją wtedy powstrzymała. Tylko dzięki niej zostałaś. Babcia powiedziała, że jak trzeba, sama cię wychowa. Że nie pozwoli, byś trafiła do domu dziecka. A twoja matka… ona się nie sprzeciwiała. Wiesz dlaczego? Bo to był dla niej wygodny wybór.
Ojciec się wzdrygnął, ale nie zaprzeczył. I to bolało jeszcze bardziej niż słowa Teresy.
– Dlaczego nikt mi tego nie powiedział? – szepnęłam.
– Bo myśleliśmy, że nie musisz wiedzieć. Że lepiej będzie, jak uwierzysz w wersję, że twoja mama cię kochała, ale… zmarła zbyt wcześnie. A ty byłaś szczęśliwa przy Zofii. – Teresa spojrzała na mnie bez cienia współczucia. – Ale skoro teraz już wiesz... zrób z tym, co chcesz.
Czułam się, jakbym tonęła. A oni tylko patrzyli, czy wypłynę.
Będę pamiętać o babci
Tego wieczoru wróciłam do mieszkania i długo siedziałam w przedpokoju. Kurtki nie zdjęłam, kluczy nie odłożyłam. Po prostu siedziałam. I płakałam, ale cicho, jakby ktoś miał usłyszeć.
Potem zaparzyłam herbatę w kubku, który babcia kiedyś mi podarowała. „Zawsze miej coś ciepłego przy sobie” – mówiła. I to był właśnie ten wieczór, kiedy ciepło mogło pochodzić już tylko z porcelany.
Wzięłam pudełko ze zdjęciami. Było tam jedno, które lubiłam najbardziej – ja jako dziecko, wtulona w babcię, a ona uśmiechnięta, trzyma mnie jak najcenniejszy skarb.
Nagle przypomniała mi się ta rozmowa, sprzed lat. Siedziałyśmy wtedy przy kuchennym stole, a babcia zapaliła świeczkę, bo prąd znów wyłączyli. Pachniało jabłkami i cynamonem.
– Nie wszyscy w rodzinie zasługują na twoją miłość, Julko – powiedziała. – Ale ty zawsze zasługujesz na prawdę. I na to, żebyś była traktowana z szacunkiem. Nawet jeśli będziesz musiała o to zawalczyć sama.
Zamknęłam oczy. I wtedy zrozumiałam – już nie muszę być częścią tej rodziny, jeśli ma mnie kosztować moje zdrowie. Jeśli ma mnie ranić. Następnego dnia znów pojechałam na cmentarz i podziękowałam babci, że mnie dobrze wychowała.
Julia, 29 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Wnuczka odwiedza mnie tylko wtedy, gdy potrzebuje pieniędzy. Mówi, że to inwestycja w nasze relacje”
- „Syn chciał, żebym zamieszkał z nim na stare lata. W luksusowej willi miałem mieć wszystko, a czułem się jak intruz”
- „Byłam szczęśliwą narzeczoną, aż odmówiłam podpisania intercyzy. Wtedy zobaczyłam prawdziwą twarz narzeczonego”

